O panach 600, 72 i 137
Naturalnie, że obejrzałem w życiu trochę filmów porno. Trochę więcej, niż trochę. Co ciekawe - chyba żadnego w całości, ale to pewnie nie tylko ja. Być może nie zabrzmi to najlepiej, lecz przed erą powszechnego Internetu odbywały się organizowane wspólnie z kolegami seanse, kiedy to szturmowaliśmy wypożyczalnię kaset wideo i gremialnie wybieraliśmy z niepozornego, ukrytego w kącie segregatora najlepiej - sądząc po okładce - zapowiadający się film. Dyskusja była burzliwa: "o, są podwiązki, bierzemy ten", "nie, włoski, musi być włoski, włoskie są najlepsze", "w tym jest Sylvia Saint, ja bym go wziął", "patrzcie na te pielęgniareczki" i takie tam. Wstydu nie mieliśmy, a pani zza lady tylko przewracała oczami. Potem zgrzewka piw, przewijanie od sceny do sceny (jeśli był pilot - to luksus, jeśli nie - najmłodszy za karę siedział przy odtwarzaczu, dusząc przyciski) i żywa wymiana opinii dotyczących gry aktorskiej, montażu, a także fabuły. Istny kącik krytyków filmowych i rozrywka prawdziwych mężczyzn, dla których był to jedyny kontakt z seksem, na jaki mogli sobie pozwolić. Uprzedzam pytania: nie było porównywania długości członków i wspólnej masturbacji, nie byliśmy ze sobą aż tak blisko, choć każdy dyskretnie obserwował krocza kolegów, czy aby nie robią się za ciasne. Łezka się w oku kręci na to wspomnienie. Ale wystarczy już mojego ekshibicjonizmu emocjonalnego, bo Palahniuk też obejrzał w życiu sporo filmów dla dorosłych, a dodatkowo mocno zainteresował się kulisami branży. Efekt? Powstała powieść poświęcona w całości filmom pornograficznym, ale czad. I jak to u Palahniuka - będzie zabawnie, będą przemycone w tekście branżowe niuansiki i ciekawostki, nie obędzie się bez ironicznej krytyki, będzie też nad wyraz brawurowo i obscenicznie.
Snuff - pojęcie odnoszące się przede wszystkim do filmów, które jakoby miały przedstawiać sceny faktycznego morderstwa, gwałtu czy też tortur. Czyli tak realistyczne, że aż prawdziwe, żadnego keczupu. Filmy, w których krytykowanie gry aktorskiej (szczególnie roli ofiary) jest bardzo nie na miejscu. Niestety, tego rodzaju dzieł próżno szukać wśród dodatków do "Vivy" czy "Twojego Stylu". Co więcej, istnienie filmów z gatunku snuff nie zostało oficjalnie potwierdzone i jest traktowane w kategoriach miejskich legend (nagranie przypadkowego zgonu na komórkę się nie liczy).
Chyba wszyscy sobie zdają sprawę, że zawód gwiazdy porno nie należy do łatwych. Wiadomo, że będąc gołowąsem i ślęcząc czasem nad zadaniem domowym z matematyki, którego nie sposób było z żadnej strony ugryźć, trzaskało się demonstracyjnie zeszytem, wrzucało go z rezygnacją do plecaka i tłumaczyło przed samym sobą słowami: trudno, znowu będzie pała, najwyżej zostanę striptizerem albo gwiazdą porno. O naiwności! Późniejsze lata brutalnie weryfikowały te plany, kiedy przy okazji seansów porno widziało się kolejny monstrualnych rozmiarów penis, przy którym nasz własny prezentował się jak ubogi, niedożywiony i zgarbiony krewny. Trudno było zatem mówić o jakiejś rywalizacji - nokaut, deklasacja i poniżenie. Gwiazdorzy porno urastali wtedy do rangi mitycznych herosów i superbohaterów, co to mają wystrzałowo klawe życie, a przecież ich też dopadają czysto ludzkie dramaty. Ciągła walka o erekcję (stąd zapotrzebowanie na zawód fluffera), obowiązki tam, gdzie inni znajdują przyjemność, zamartwianie się licznymi niedoskonałościami własnego ciała (pionowe paski wyszczuplają, ale trudno cokolwiek ukryć na golasa), kwestia niechcianych, przypadkowo powołanych do życia dzieci oraz problem z rozmazanym makijażem - to wszystko oczywiście znajdzie odzwierciedlenie w powieści Palahniuka, bo ten raczej nie przebiera w słowach i nie pomija milczeniem niczego. Opary absurdu spowijające fabułę sprawiają, że treść, pomimo budzenia chwilami lekkiego niesmaku, nie mierzi, już prędzej bawi. Bo co jak co, ale poczucia czarnego humoru Chuckowi odmówić nie mogę.
Fluffer - osoba na planie filmowym odpowiedzialna za erekcję aktorów. Fluffer ma za zadanie utrzymywać w gotowości wzwody męskiej części obsady aktorskiej znajdującej się aktualnie poza kadrem, by szpady zawsze były odpowiednio naostrzone w momencie, gdy trzeba będzie zrobić z nich użytek. Wysokiej klasy fluffer z pewnością ma tajemne techniki zapewniające mu sukces w branży i nie cofa się przed niczym. Zaleca się, by był znawcą w dziedzinach psychologii, farmaceutyki, masażu, jak również seksu oralnego.
A! Że o fabule nie wspomniałem? Otóż podstarzała gwiazda porno, Cassie Wright, przed rychłym przejściem na emeryturę postanawia dokonać jeszcze jednego, ostatniego skoku życia. Stworzyć swoje opus magnum. Zatrząść branżą i odejść z hukiem. Zdobyć szczyt, a raczej 600 kolejnych męskich szczytów. Bowiem Cassie Wright decyduje się pobić rekord świata i przed kamerami zadowolić sześciuset mężczyzn, jednego za drugim, drugiego za trzecim, po kolei, bez przerwy. Chętnych do zapisania się w historii kina porno nie brakuje - na nagranie przybywa pełna obsada w liczbie sześciu setek mężczyzn. Różne rasy, członkowie wyniszczających się wzajemnie gangów, różne idee, różne metryki, jeden wspólny i precyzyjny cel - krocze Cassie Wright. Panowie cierpliwie czekają na swoją kolej, zajadając się czipsami i dzieląc anegdotkami. Nie wszyscy są zawodowcami i choć nie mogło pośród nich zabraknąć "najbardziej imponującego dłuta w branży" (równie podstarzałego co pani Wright), poznamy też wypalonego gwiazdora telewizji (o trudnej do pozazdroszczenia przeszłości seksualnej), a także domniemanego syna Cassie (najwyraźniej mogącego się pochwalić kompleksem Edypa i licznymi stosunkami z dmuchaną lalką). W początkowo beztroską atmosferę z czasem zaczyna wkradać się zniecierpliwienie mężczyzn i łatwy do odnotowania niepokój. Panowie uświadamiają sobie, że być może nie chodzi jedynie o rekord i są tutaj po to, by przed kamerami widowiskowo zerżnąć Cassie Wright na śmierć.
"Jeśli koniecznie chcecie wiedzieć, to zanim zarejestrowałem jej debiut filmowy, doprawiłem jej dietetyczną colę beta-ketaminą i demerolem. Ustawiłem kamerę na trójnogu tuż przy materacu, a potem rżnąłem Cassie w każdy otwór, wszędzie, gdzie się dało.
Ponieważ tak mocno ją kochałem"[1].
Wybaczcie moje nieokrzesanie i ordynarność, ale taki właśnie jest "Snuff" i dobrze mieć tego świadomość. Palahniuk nigdy nie przejmował się poprawnością czy taktownością, bezlitośnie punktując stereotypy, filozofie i pokazując, że nie brakuje mu bystrości w obserwowaniu brudów naszej codzienności. Temat mógłby się wydawać tyleż chwytliwy, co kontrowersyjny, ale przecież porno od dawna nie jest już przedmiotem tabu, a przynajmniej nie powinno. Bo to bywa fascynujące, gdy trafiasz na porno-adaptację "Scooby-Doo" z misternie przygotowaną scenografią, kostiumami i trafnie dobraną obsadą. Myślisz sobie wtedy, ile to musiało wymagać pracy, zaangażowania i dystansu do samego siebie, na który stać tylko największych, hollywoodzkich aktorów! No dobra, przesadziłem, ale z pewnością to zabawne.
Nie będzie więc zbędnej pruderii, a branża porno zostanie potraktowana przez Palahniuka tak, jak każdy inny produkt dla mas - precyzyjnie, z werwą, ale też dystansem i zaciętą drwiną. To na swój sposób zabawnie uderzające, gdy ekranowa para namiętnych kochanków po zakończeniu ujęcia przybija sobie piątkę gratulując udanej sceny, po czym się ubierają, by bez żalu pognać do własnych domów. I "Snuff" pośród tego seksualnego rozpasania i rozluźnienia jest zabawną, ironiczną powieścią (choć moim zdaniem, zwieńczoną co najmniej głupim finałem). Już same z finezją wymyślone tytuły fikcyjnych filmów porno pozwalają z większą przychylnością spojrzeć na temat. "Śliskie stukania trzeciego stopnia"? "Listonosz zawsze puka dwa razy"? "Penis Rozrabiaka"? "Walibaba i czterdziestu rozchujników"? Jeśli one nie przekonają pasjonatów literatury, z pewnością dokonają tego "Jądra w ciemności"[2].
---
[1] Chuck Palahniuk, "Snuff", przeł. Elżbieta Gałązka-Salamon, wyd. Niebieska Studnia, 2013, str. 205
[2] Tytuły filmów pochodzą z tego samego wydania, różnych stron (których nie zanotowałem), nie każcie mi ich ponownie szukać w tekście.
[Opinię zamieściłem wcześniej na blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.