Dodany: 17.08.2014 23:40|Autor: maggie.p

Tylko 10 minut


Pamiętam, jak po raz pierwszy zobaczyłam "Przez 10 minut" w zapowiedziach wydawniczych. Od razu zwróciła moją uwagę ze względu na bardzo optymistyczną okładkę i informację, że poleca ją 100 000 uszczęśliwionych Włoszek (wyd. Feeria, 2014). Bardzo chciałam się dowiedzieć, dlaczego te Włoszki są takie szczęśliwe. Jak Chiara Gamberale tego dokonała? Jedyną drogą było więc przeczytanie książki. Czy mnie ona również uszczęśliwiła? Odpowiedź na to pytanie na końcu recenzji.

Chiara, bohaterka powieści, mieszkała do niedawna w niewielkiej miejscowości niedaleko Rzymu. Od zawsze. I dlatego czuła się tam jak ryba w wodzie – bezpieczna, otoczona najbliższymi ludźmi, w ciszy i spokoju. Pod wpływem długotrwałych namów męża zdecydowała się na przeprowadzkę do Rzymu. I wtedy nagle wszystko zaczęło się psuć w jej życiu. Mąż wyjechał na stypendium do Dublina i po jego zakończeniu już do niej nie wrócił. Redaktor naczelny tygodnika rubrykę "Obiady niedzielne", którą Chiara od ośmiu lat prowadziła, zastąpił poradami sercowymi. W ten sposób prawie w tym samym czasie straciła mężczyznę i pracę, a tym samym sens i radość życia. Co prawda miała oparcie w rodzicach, przyjaciołach, znajomych, ale przecież oni i tak w końcu wracali do swoich domów, spraw, rodziny, a ona? Ona zostawała sama, nikomu niepotrzebna, przez nikogo niekochana. I jak tu żyć? A w zasadzie – po co? Przecież najpiękniejsze dni miała już za sobą – wielką miłość, najpiękniejsze powieści, szczęście, radość. Takie podejście do życia może prowadzić tylko do jednego – do depresji. I wtedy pozostaje wizyta u psychoanalityka. Chiara odwiedziła więc gabinet doktor T., która zaproponowała jej niekonwencjonalną grę: robienie przez miesiąc, 10 minut dziennie, czegoś, czego do tej pory nigdy nie robiła. Bohaterka podjęła wyzwanie, bo przecież nie miała nic do stracenia.

W tym momencie bardzo mnie zaciekawiło, jakież to rzeczy wymyśliła Chiara, żeby zrealizować grę zaproponowaną przez psychoanalityczkę, szczególnie że od tej chwili książka przybrała formę pamiętnika – została podzielona na rozdziały, z których każdy obejmuje kolejny dzień realizacji wyzwania. Parafrazując jednego z bardziej przeze mnie lubianych poetów, "tych rozdziałów jest ze trzydzieści i sama już nie wiem, co się w nich mieści…". Powiem szczerze, gdybym sama miała wziąć udział w takim przedsięwzięciu, wymyślenie nowego zadania na każdy z 30 dni byłoby dla mnie naprawdę dużym problemem. Bo nie jest to wcale takie proste, jak mogłoby się wydawać. Tak wiele rzeczy człowiek już w życiu robił… Chiara zaczęła bardzo prozaicznie – od pomalowania paznokci w salonie kosmetycznym na kolor fuksji. Czekałam na jakieś superoryginalne, zwalające z nóg pomysły w kolejnych rozdziałach, a tu nic… a w zasadzie nic wystrzałowego. Zwykłe, prozaiczne działania – smażenie naleśników, siłownia, nauka gry na skrzypcach, lekcja hip-hopu. Cóż, proza życia, ale powoli, kartka po kartce obserwujemy zmiany zachodzące w naszej bohaterce. I okazuje się, że takie nieskomplikowane elementy, których wykonanie nie zawsze się udaje, ale na pewno w jakiś sposób absorbuje na dłużej lub krócej uwagę, potrafią pomóc nam otworzyć się na innych ludzi. Potrafią również spowodować, że przestajemy myśleć o tym, co złego nas spotkało, a zaczynamy powoli, dzień po dniu, odczuwać znowu radość, szczęście, potrzebę troski o innych. I wcale nie trzeba wymyślać czynności niemal niewykonalnych – po co? Na przykładzie Chiary widzimy, że wystarczą w zupełności te codzienne, najzwyklejsze na świecie…

Takie podejście do wyzwania – zwykłe dla zwykłych ludzi - powoduje, że książkę można zaliczyć do bardzo prawdziwych. Przez długi czas miałam wrażenie, że autorka opisuje własne życie. Wydawało mi się, że nie można pisać o czymś tak mało oryginalnym, nie czerpiąc inspiracji ze swojego doświadczenia. Niestety, mimo dość dokładnego "przewertowania" Internetu nie znalazłam nic, co potwierdziłoby moją tezę – jedyna zbieżność, to wiek bohaterki powieści i Chiary Gamberale. Tak… prawdziwość i mocne osadzenie powieści w realiach życiowych to jej duży plus. Ale, niestety, chyba jedyny, jaki udało mi się zauważyć.

Chociaż książkę czyta się szybko, jest to raczej zasługa wydawnictwa, a nie stylu autorki. Wydawnictwo bowiem postarało się o to, żebyśmy nie męczyli za bardzo oczu czytaniem, zapewniając nam dość duże litery, wyraźną interlinię, dobrą korektę. I za to mu chwała, bo te elementy zdecydowanie pomagają w czytaniu. Natomiast styl nie zachwycił mnie. Za dużo w nim nerwowości, powodujących chaos retrospekcji i irytujących wspomnień oraz przemyśleń na temat "Mojego Męża". Być może tok myśli osoby w depresji jest właśnie taki nieuporządkowany, ale na pewno nie pomaga to czytelnikowi zrozumieć treści. Mnie ten chaos zdecydowanie przeszkadzał wczuć się w losy i przeżycia głównej bohaterki. Nie potrafiłam jej polubić, utożsamić się z nią w jakikolwiek sposób. Przez cały czas czytania pozostawałam obojętna na jej los. Ot, osoba stojąca z boku i przyglądająca się zmaganiom jakiejś mało ważnej znajomej lub zupełnie obcej osoby. I w zasadzie było mi wszystko jedno, czy kobieta wygra swoją batalię, czy nie. Nie towarzyszyły mi żadne emocje. Przeczytałam książkę, zamknęłam ją i chyba odetchnęłam z ulgą, że to już koniec.

Nie chcę tu nikogo zniechęcać. Uważam, że znajdzie się duże grono czytelników, którym ta powieść bardzo się spodoba i którzy znajdą w niej to, czego mnie nie udało się odkryć. Być może kiedyś w przyszłości przypomnę sobie o przesłaniu w niej zawartym i sama dojrzeję do gry w "Przez 10 minut". Może to wyzwanie pomoże mi w ułożeniu sobie życia, podniesieniu jego jakości, dostrzeżeniu wartości, zdobyciu szczęścia i radości. Nie przeczę, że gra ta może spełniać swoje zadanie. Chcecie się o tym przekonać? Przeczytajcie powieść Chiary Gamberale… dużo czasu Wam to nie zajmie, a może jednak warto...


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 859
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: