Dodany: 16.08.2014 21:12|Autor: zsiaduemleko

O tym, że na pewno umrzemy


Gdybym miał wskazać najbardziej wyeksploatowane tematy w literaturze, to jednym z pierwszych, jeśli nie pierwszym, byłaby II wojna światowa. Przyznaję, że płaszczyzna tego konfliktu jest bardzo nośna - w obliczu licznych dramatów z łatwością obnaża niekoniecznie chlubną stronę natury człowieka, dodatkowo jest zdolna pomieścić wszystkie emocje znane ludziom, bo okazji po temu nie brakuje. Tło II wojny światowej w dużym stopniu jest dla literatury tym, czym nieszczęśliwa miłość dla muzyki pop - oba tematy są już tak sprane, że aż wyblakłe, jak moje dyżurne spodenki do brykania po domu. Z tą drobną różnicą, że moje wierne szorty mi się jeszcze nie znudziły.

Gdzie więc szukać świeżości i czy w ogóle powinienem podejmować się lektury, która już z założenia mnie nudzi? Ile jeszcze zniesie moja tolerancja na takie oczywistości, że żołnierze na froncie ginęli, cywile chowali się po ciemnych kątach, a Żydzi umierali na wszystkie chyba znane ludzkości sposoby (i zapewne kilka nieznanych)? Cenię okrucieństwo, ale w dokładnie wymierzonych dawkach, dodane dla kontrastu, ekscytująco zindywidualizowane. Zbyt wiele zła w ujęciu globalnym najpierw mnie przygnębia, następnie czyni obojętnym i staje się nudne. Trochę się więc złościłem, że "Złodziejka książek" zgarnia wszędzie tak pochlebne opinie, bo to bezlitośnie pchało mnie w jej objęcia, ale pomyślałem, że jeśli powieść okaże się wystarczająco kameralna, może nie być tak źle. By nie sięgać daleko pamięcią: "Morfina" Twardocha też leży w niechcianych przeze mnie ramach czasowych, a w zasadzie nawet tego nie odnotowałem. Ryzyk-fizyk i czytam "Złodziejkę książek", klasyfikowaną tu i tam jako literatura młodzieżowa (a nawet dziecięca!). Jednak nie jestem aż tak naiwny, by w to uwierzyć.

Jak należało się spodziewać: jest wojna - jest śmierć, dużo śmierci. Jest jej tyle, że niegłupim zabiegiem byłoby powierzenie jej narracji. I powierzono. Śmierć jest rodzaju męskiego i prawdę mówiąc, nie mam pojęcia, dlaczego w naszym pięknym nadwiślańskim kraju uczyniono z niego transwestytę, istną drag queen. Śmierć u Zusaka jest wrażliwym mężczyzną i mającym słabość do barw tragarzem dusz. Z lekką ironią podchodzi do ludzkiego wyobrażenia, że miałby przy okazji dźwigać ze sobą nieporęczną kosę, ale darzy swoich obecnych i przyszłych klientów wielką sympatią. Z lubością pozwala sobie obserwować naszą codzienność, ma faworytów i przemyślenia. Potrafi być wesoły i życzliwy. Personifikacja totalna. Temat II wojny światowej być może wysłużony, ale nowa, niecodzienna perspektywa zawsze w cenie.

Śmierć jest narratorem, ale nie głównym bohaterem powieści. Postawiony w roli wszystkowiedzącego obserwatora, ogniskuje swoją uwagę na małym miasteczku w pobliżu Monachium, gdzie jedenastoletnia Liesel Meminger trafia do rodziny zastępczej - małżeństwa Hubermannów. Co warto wiedzieć o Liesel? To słodka dziewczynka postawiona w niezwykle gorzkiej sytuacji życiowej. Szczęśliwie dla niej, jej nowi, przybrani rodzice wyjątkowo ją kochają, choć każde z nich okazuje to w inny sposób. W sąsiedztwie mieszka rówieśnik bohaterki - Rudy Steiner i to jemu przeznaczone jest stać się najbliższym przyjacielem Liesel. Stale się przedrzeźniają i wzajemnie sobie dokuczają, ale kiedy udaje im się zdobyć jeden karmelek, stoją bez ruchu przed witryną sklepu, ssąc go na zmianę. Dziesięć ciumknięć i wypluwamy - tak dzielą wspaniałe uczucie. Rudy, co prawda, stale domaga się (i wciąż nie może się doprosić!) od Liesel całusa, ale małe poświęcenia i kompromisy w rodzaju tego z cukierkiem mówią więcej niż tysiąc pocałunków.

Ciepłych międzyludzkich uczuć w "Złodziejce książek" pojawia się zdecydowanie więcej, swoją obecność zaznacza też problem Żydów i ich trudnego położenia, a konkretnie jednego Żyda i jego niewygodnego położenia pod piwniczymi schodami. On też darzy Liesel przyjaźnią, choć niezwykle trudno mu ją uzewnętrzniać w obliczu tak przytłaczających okoliczności. A dziewczynka? Oczywiście, że kocha przybranych rodziców, bo są dla niej dobrzy. Żadną tajemnicą nie jest, że lubi, a pewnie nawet kocha Rudy'ego, bo ten zawsze jest gotowy stanąć obok niej bądź w jej obronie. Naturalnie, że odwzajemnia przyjacielską miłość Maksa - Żyda ukrytego w jej piwnicy. Bo to dobra dziewczynka, która przede wszystkim kocha książki. I jest gotowa je kraść, by móc swoją miłość uskuteczniać. Co prawda jej pierwszy łup nie jest okazały, bo "Podręcznik grabarza" nie wydaje się pasjonującą lekturą, ale i tak świetnie spisuje się w roli elementarza, z którego Liesel uczy się czytać. Później jest już tylko lepiej, ambitniej i z gustem.

"Złodziejka książek" nie ma tej ciężkości, która często charakteryzuje dzieła w bezpośredni sposób dotykające wojny. Wręcz przeciwnie, powieść Zusaka jest do pewnego momentu zaskakująco lekka, intuicyjna, pełna przestrzeni i ciepłego humoru (tak, wszak tylko Śmierci wolno bezkarnie porównać twarz kobiety do zgniecionego kartonu). Do czasu, bo w ostatecznym rozrachunku opowiadana historia nie jest konsekwentnie optymistyczna i nie zabraknie momentów przejmująco smutnych. Ale to będą precyzyjne ukłucia, z finezją drażniące konkretne struny wrażliwości, a nie miażdżące je w całości razem z pudłem rezonansowym duszy. Autorowi nie sposób też odmówić literackiego drygu i talentu do konstruowania sformułowań, które przyjemnie gilgoczą, zaspokajając czytelnika i jego potrzebę piękna. Krótkie i trafne "dni kuśtykały"* ma tyle samo uroku, co "deszczyk mżył niczym grafit temperowanego ołówka"**. Ładne toto, bez dwóch zdań. Między innymi dla takich perełek czytamy. No, przynajmniej ja.

To ładna, wręcz śliczna powieść, z pewnym artystycznym, poetycznym zacięciem. Spróbuj ją przekartkować w księgarni, a z pewnością zrozumiesz, o czym piszę. Czy "Złodziejka książek" jest w stanie spodobać się każdemu? Tak. Czy jest to wadą? Nigdy.

Książka do przytulenia.


---
* Markus Zusak, "Złodziejka książek", przeł. Hanna Baltyn, wyd. Nasza Księgarnia, 2008, s. 195.
** Tamże, s. 298.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4568
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 11
Użytkownik: mattid 17.08.2014 21:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdybym miał wskazać najba... | zsiaduemleko
Zusak jest dla mnie w ogóle zaskoczeniem. Mój tatuś, który beletrystyki prawie wcale nie czyta, po lekturze "Złodziejki..." i "Posłańca" skomentował: "Kurde, taki smark!", czyli: "jak na gościa urodzonego w latach siedemdziesiątych ma nieźle w głowie poukładane".
Użytkownik: Sylwia_ 20.08.2014 16:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Zusak jest dla mnie w ogó... | mattid
Podobnie skomentowała pani w "mojej" bibliotece. Aczkolwiek nieco innymi słowami ;) Książka jest niesamowita.

"Posłaniec" (własnie owa pani bibliotekarka poleciła mi go do przeczytania po "Złodziejce...") stoi na półce i czeka. Ale trochę się boję zacząć, trudno mi uwierzyć by dorównał "Złodziejce".
Użytkownik: mattid 20.08.2014 21:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Podobnie skomentowała pan... | Sylwia_
Trudno porównać, bo tematyka zupełnie inna, ale mnie ta książka też poruszyła. "Posłaniec" daje jeszcze trudną do opisania radochę - może trochę przypomina literaturę młodzieżową, bo Zusak błyszczy w niej poczuciem humoru. W "Posłańcu" nie brak refleksji nad trudnymi tematami, jak przemoc w rodzinie, bieda, samotność czy odpowiedzialność za poczęte dziecko. Mój protoplasta stwierdził, że "Posłaniec" jest dla takich naiwnych dziewczątek jak ja i żebym się nie łudziła, że jeszcze istnieją tacy mężczyźni jak główny bohater, ale i tak nie mogłam mu książki wyrwać, jak się zaczytał ten mój cyniczny staruszek ;-)

Czytaj, Sylwio! Będziesz mile zaskoczona! :-)
Użytkownik: Pingwinek 20.08.2014 21:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Trudno porównać, bo temat... | mattid
Ja byłam rozczarowana.
Użytkownik: Marylek 26.08.2014 07:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja byłam rozczarowana. | Pingwinek
Ja też.
Użytkownik: Pingwinek 26.08.2014 18:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też. | Marylek
Ale ja piszę o "Posłańcu". "Złodziejce..." dałam 5+.
Użytkownik: Marylek 26.08.2014 19:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale ja piszę o "Posłańcu"... | Pingwinek
A! "Posłańca" nie czytałam. :)
Użytkownik: miłośniczka 08.09.2015 21:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też. | Marylek
Ja dołączam do klubu rozczarowanych. Jest mi tym bardziej przykro z tego powodu, że miałam wysokie oczekiwania i sięgałam po "Złodziejkę..." z zapałem - te wszystkie opinie ludzi, których gust czytelniczy cenię niezwykle... Ech.

Dla mnie ta powieść była za bardzo "na siłę", przede wszystkim w formie - pod koniec nie mogłam już oprzeć się wrażeniu, że toto to po prostu przerost formy nad treścią.

Cóż, to tylko potwierdza, że gusta bywają niesamowicie różne.
Użytkownik: imogena 25.08.2014 22:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdybym miał wskazać najba... | zsiaduemleko
Ech, chyba pierwszy raz coś takiego napiszę na Biblionetce, ale ostatnio wyczerpały się moje zasoby uprzejmości i cierpliwości. Dla mnie zarówno książka, jak i recenzja, są MOCNO przereklamowane.
Użytkownik: miro51 27.08.2014 22:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Ech, chyba pierwszy raz c... | imogena
A w jakim sensie recenzja przereklamowana? Co masz na myśli? Mną "Złodziejka..." nie wstrząsnęła. Mam jeszcze w głowie to, co opowiadała mi matka, i opowieść Zusaka nie robi na mnie nawet w połowie takiego wrażenia, jak wspomnienia naocznych świadków. Ale książka jest sprawnie napisana. Nie irytował mnie ani styl, ani treść. Takie przysadziste cztery.
Użytkownik: imogena 04.09.2014 21:05 napisał(a):
Odpowiedź na: A w jakim sensie recenzja... | miro51
Pisząc o przereklamowaniu, mam na myśli bardzo wysoką średnią ocen w b-netce i lawinę entuzjastycznych opinii.
A książka, moim zdaniem, jest strasznie naiwna, miałam wręcz wrażenie, że niejednokrotnie Zusak kpi sobie z czytelnika (i nie ma to nic wspólnego z tym, że odbiorcą docelowym jest młodzież; istnieje mnóstwo mądrych książek dla młodzieży). Wielu przykładów już nie pamiętam, bo i nie starałam się zapamiętać. Przytoczę jeden: pan Śmierć, istota która była wszędzie i widziała wszystko, zachowuje się jak gimnazjalista, który pierwszy raz w życiu czyta o II wojnie światowej: naiwnie wzdycha i dziwi się, że "Hitler i Stalin to już przesada". Tak jakby nigdy wcześniej i nigdzie indziej na świecie nie istniało okrucieństwo czy ludobójstwo.
Zgadzam się natomiast, że książka jest sprawnie napisana. Nic mi stylistycznie nie zgrzytało. I dlatego oceniłam ją na 3, zamiast na 2 czy 1.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: