Dodany: 18.07.2014 22:37|Autor: maggie.p

Czy warto zdradzać?


Czy potrafiłybyście wybaczyć ukochanemu mężczyźnie zdradę? Czy wybaczyć to znaczy również zapomnieć? Jak dalej żyć ze świadomością, że zdradził mnie ktoś, komu zaufałam, ten jedyny, wybrany? Czy warto poświęcić swoje przekonania dla utrzymania prawidłowego modelu rodziny, dla dzieci? Przyznam się, że nie potrafię odpowiedzieć wiarygodnie na te pytania. I chyba nikt, kto nie znalazł się w takiej sytuacji, nie zna prawdziwej odpowiedzi. Może jedynie przypuszczać, że zachowałby się tak lub inaczej.

Przed podobnym dylematem postawiła bohaterkę swojej powieści „Historia pewnej niewierności” Danka Braun.

„Danka Braun ma mentalnie dwadzieścia lat mniej niż wskazuje na to metryka, dwóch przystojnych synów i męża - wciąż tego samego. Uwielbia czytać, oglądać »Gotowe na wszystko«, rozwiązywać krzyżówki. Prasuje męskie koszule i oblicza podatki (prowadzi z mężem biuro rachunkowe). Pomiędzy codziennymi czynnościami znajduje czas na pisanie. Urodziła się w Olkuszu, lecz od lat mieszka w Krakowie. W ubiegłym wieku ukończyła Wydział Prawa i Administracji na UJ. Doświadczenie czerpała pracując w urzędzie skarbowym, Hucie im. Lenina, prowadziła też sklepy, opalała klientki w solarium...”[1].

Do niedawna nie znałam zupełnie tej autorki. Ba… nawet o niej nie słyszałam. I całkiem prawdopodobne, że dotąd trwałabym w nieświadomości, gdyby wydawnictwo Prozami nie zrobiło mi niespodzianki i nie przysłało książki. Obejrzałam, przeczytałam opis na okładce i jak na rasową babę przystało – postanowiłam poznać ten... romans? powieść obyczajową? Nie do końca wiedziałam, co. Zaczęłam czytać i… przepadłam dla świata.

Robert Orłowski jest świetnym lekarzem, neurochirurgiem, który po paru latach pobytu i praktyki lekarskiej w Stanach wrócił do Polski. Ożenił się z Renatą, z którą przeżył romans jeszcze przed wyjazdem za granicę. Ma z nią dwójkę dzieci – syna Krzysia, owoc przedmałżeńskiego romansu oraz córeczkę Izę. Swój czas dzieli pomiędzy Polskę, gdzie buduje nowoczesną placówkę medyczną, mieszka i ma rodzinę, a Boston, gdzie nadal pracuje w klinice swojego byłego teścia. Bo Robert był już raz żonaty. Po romansie z Renatą wyjechał do Stanów i poznał tam wspaniałą dziewczynę, Betty, z którą się ożenił i którą prędko stracił. Zginęła w wypadku samochodowym. W spadku otrzymał udziały w klinice teścia. O istnieniu syna dowiedział się zupełnie przypadkowo, gdy odwiedzając po jedenastu latach Polskę, trafił na zaręczyny licealnego kolegi, Andrzeja z… Renatą. I tak oto bajka o Kopciuszku stała się rzeczywistością. Piękny, bogaty Robert ożenił się z przeciętną, biedną Renatą. Czy to koniec bajki? A może żyli długo i szczęśliwie? Przeczytajcie o tym sami, choć jeden aspekt tego związku zdradza już sam tytuł…

Rozpoczynając lekturę nastawiłam się na banalną, prostą opowieść o związku, zdradzie i ewentualnych jej przyczynach oraz konsekwencjach. Temat znany, dość często spotykany w różnego rodzaju powieściach obyczajowych czy romansach, w filmach i w samym życiu. Nie przerażają mnie takie książki – wręcz przeciwnie, lubię od czasu do czasu przeczytać coś lekkiego, przyjemnego, może nawet oklepanego, ale i poprawiającego samopoczucie. A tu czekało mnie olbrzymie zaskoczenie. „Historia pewnej niewierności” nie ma w sobie nic z banału, ze stereotypu. Owszem, czyta się ją bardzo lekko, wręcz pochłania się strony, ale to tylko dzięki temu, że autorka dysponuje nadzwyczaj dobrym piórem, doskonale kreuje postaci i prowadzi wątki. Powieść bowiem wcale nie przedstawia łatwych i przyjemnych tematów. Wręcz przeciwnie – porusza problemy małżeńskiego gwałtu, przemocy domowej, zdrady „dla sportu”, swobody seksualnej, reakcji dzieci na niesnaski i nieporozumienia między rodzicami. Historie znane z życia codziennego, ale jakże rzadko opisywane w przystępnej formie. A szkoda, bo są to na pewno kwestie, o których warto poczytać i się nad nimi głębiej zastanowić. Choć trudne i dlatego niepopularne.

Bardzo interesująca jest również kompozycja. O swoich uczuciach, odczuciach, przemyśleniach, refleksjach opowiadają i Robert, i Renata. Dzięki temu możemy poznać te same zdarzenia widziane oczami dwóch różnych, choć bardzo bliskich sobie osób. Od czasu do czasu pojawia się również narrator trzecioosobowy, który chłodno, wręcz beznamiętnie relacjonuje sytuację. W opowieściach Roberta czy Renaty emocje, namiętności, żal, ból, radość, smutek wprost wypływają z kart książki, narrator zaś przedstawia suche fakty – niczego nie ocenia, nie sugeruje, nie nakłania do zajęcia określonego stanowiska. On nas tylko informuje o jakimś zdarzeniu, o rozmowie i jej wyniku.

Czy dzięki temu jesteśmy w stanie lepiej poznać bohaterów, lepiej ich ocenić? Zdecydowanie tak! Właśnie dlatego są tak wiarygodni i prawdziwi. My przecież siedzimy w ich głowach i sercach. Znamy ich myśli, reakcje, rozważania, niejednokrotnie strach, oczekiwanie na zachowanie partnera, ból i niedowierzanie wywołane sytuacja, której się nie spodziewali, a także zwykłe, codzienne życie. Nie są to płaskie, banalne postaci, tylko ludzie z krwi i kości, prawdziwi, którzy mogliby mieszkać w mieszkaniu obok nas lub domku stojącym parę metrów dalej.

Tak jak prawdziwi są bohaterowie, prawdziwe jest też ich życie. „Historii pewnej niewierności” daleko do wyidealizowanych opowieści. To zwykła, szara codzienność, ze wzlotami i upadkami, z miłością i zdradą, z brakiem zrozumienia, z koniecznością wybaczania, z chęcią zemsty, z przeprosinami. Prawdziwe aż do bólu życie, niekiedy wręcz brutalne koleje losu, których może doświadczyć każda z nas. I podobnie jak Renata, będzie musiała coś zadecydować, dokonać jakiegoś wyboru, czasem sprzeniewierzyć się swoim poglądom, postąpić wbrew sobie. Bo w życiu istnieje coś dużo ważniejszego niż urażona duma. Są to dzieci. I dla nich warto posiąść umiejętność wybaczania, warto poświęcić swoją dumę, warto przynajmniej próbować żyć jak dawniej.

„Historia pewnej niewierności” zalicza się zdecydowanie do literatury dla kobiet. Ale czy tylko? Czy naprawdę nie powinni przeczytać jej również przedstawiciele „brzydkiej płci”? Moim zdaniem – jak najbardziej tak. Może dzięki temu niejeden pan zdradzając swoją „drugą połowę” zastanowi się, czy naprawdę warto? Czy warto poświęcić udane życie rodzinne, kochającą i kochaną żonę, szczęście i przyszłość dzieci?

„Dlaczego jej to zrobiłem? Dlaczego nam to zrobiłem? (…) Gdyby można było cofnąć czas, na pewno nie pojechałbym wtedy do Angeli, wsiadłbym do samolotu i wrócił do Krakowa, do domu. Teraz nie wiedziałem, czy mam jeszcze dom. Nie miałem na myśli budynku. O budynek nie jest trudno, wystarczy mieć pieniądze…
Dużo trudniej jest stworzyć dom”[2].

Właśnie… stworzyć dom jest bardzo trudno; jeszcze trudniej go potem utrzymać, pielęgnować i szanować. A przecież to zależy tylko od nas, to nasz wybór. Trzeba po prostu zawsze zastanowić się nad tym, co ważne w życiu i zgodnie z tymi kryteriami postępować.

Zaczynając czytać tę nietuzinkową, wspaniałą powieść nie miałam pojęcia, że jest ona drugim tomem cyklu. Dowiedziałam się tego dopiero na końcu z informacji, że wcześniejsze losy Roberta i Renaty opisuje „Historia pewnego związku”.

Bardzo rzadko czytam części sagi nie po kolei, ale w tym wypadku nie przeszkadzało mi to tak bardzo. Co prawda od czasu do czasu pojawiały się w powieści odniesienia do wcześniejszych zdarzeń, jakieś tajemnicze imię, którego nie znałam, ale bez problemu dałam sobie z tym radę. Choć – jak zawsze – wolałabym przeczytać wszystkie tomy w odpowiedniej kolejności. To taka mała dygresja i jednocześnie polecenie Wam pierwszej części opowieści. Podobno jest równie świetna.

A wracając do „Historii pewnej niewierności”, powiem jedno – dawno nie czytałam książki beletrystycznej, fikcyjnej przecież, która tak mocno tkwiłaby w realiach. Tę opowieść napisało samo życie, bo rozglądając się dookoła, znajdziemy niejedną Renatę, trochę zahukaną panią domu, zapracowaną, dzielącą swój czas pomiędzy dom, firmę, dzieci, męża, przyjaciół. Tak często przecież kobiety nie myślą o sobie, nie dbają o swój wygląd – ale czy to musi być od razu powodem zdrady?

"No tak przecież ją zdradziłem. Ale trochę była temu winna. Zaniedbała się, to jak mogła być dla mnie atrakcyjna?"[3].

Znajdziemy też niejednego Roberta, szarmanckiego, podobającego się kobietom, pewnego siebie, trochę egoistę, na swój sposób kochającego dzieci i żonę, miłośnika dobrego, spokojnego życia i pieniędzy.

Jest to naprawdę wspaniała, fascynująca lektura, głęboka, pełna emocji, żywa, dynamiczna i niezapomniana. A najważniejsze, że na tyle poruszająca, iż nie pozwala przejść obok siebie obojętnie, zmusza nas do refleksji nad życiem, do przemyśleń i być może do poprawy swojego postępowania. I jeśli choć jedna osoba zauważy błędy, jakich dopuszcza się w codziennym życiu, to znaczy, że „Historia jednej niewierności” spełniła swoją rolę.

Pani Danko, czekam na kolejny tom sagi i dalsze losy rodziny Orłowskich. A wszystkim bez wyjątku polecam z całego serca tę książkę – jest idealna nie tylko na upalne, letnie dni i wieczory.


moja ocena: 8/10


---
[1] Informacja z internetowej strony wydawnictwa Prozami.
[2] Danka Braun, „Historia pewnej niewierności”, wyd. Prozami, 2014, str. 71.
[3] Tamże, str. 85.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1155
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: