Dodany: 09.07.2014 11:46|Autor: misiak297

Lalka dla chłopca? Zgroza!


Mały William - główny bohater opowiadania Charlotte Zolotow - marzy o własnej lalce. Chciałby troszczyć się o nią, tulić, kołysać do snu, zabierać na spacer do parku. Tak jakby on był tatą, a lalka jego ukochanym dzieckiem. Wyobraża sobie wspólną zabawę, co świetnie oddają emanujące ciepłem i czułością ilustracje Agnieszki Kierat.

Marzenie to spotyka się ze społeczną pogardą. Inne dzieci śmieją się z Williama - wyzywają od dziwaków i lalusiów. Nawet ojciec nie rozumie chłopca. Uszczęśliwia go piłką do koszykówki i kolejką elektryczną - a przecież William przede wszystkim chciałby mieć lalkę! Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu.

Książeczka Charlotte Zolotow ukazała się blisko pół wieku temu (zaś w Polsce aż czterdzieści lat po premierze!), a problematyka, którą porusza, jest niestety wciąż aktualna (o czym świadczy chociażby wydanie w 2009 roku innej pozycji o podobnej tematyce - "Igor i lalki" Pii Lindenbaum). W wielu sklepach dla dzieci świetnie ma się segregacja na "zabawki dla chłopców" i "zabawki dla dziewczynek". Kiedy to widzę, zawsze mam ochotę zapytać - kto ustala taki podział? Dlaczego nikt nie pomyśli o dzieciach, które wpadają w kompleksy, czują się inne, gorsze, bo bawią się zabawką rzekomo dla nich nieprzeznaczoną? Albo wręcz przeciwnie - boją się sięgnąć po lalkę czy samochodzik w obawie przed cudzym śmiechem i zażenowaniem ("Nie bądź baba, synu!", "Dziewczynki, córeczko, nie bawią się samochodzikami")? Ktoś mógłby stwierdzić: "Co to za problem? Niech dziecko bawi się, czym chce!". Niestety nie wszyscy mają takie poglądy - zdumiewająco dużo jest takich ludzi, jak ojciec Williama, który uważa, że chłopak nie powinien bawić się lalkami (czy innymi zabawkami przeznaczonymi dla dziewcząt). Niestety pytania zadane przez Agnieszkę Graff są boleśnie zasadne:

"Kto w tej książce jest dziwny? Kto powinien się zmienić? Czy William, który chce przytulać lalkę? Czy świat, który się upiera, że lalki są tylko dla dziewczynek?"*.

Rodzicu, przeczytaj tę króciutką książeczkę - być może dzięki niej nie skrzywdzisz swego dziecka stereotypowym myśleniem!


---
* Agnieszka Graff, w: Charlotte Zolotow, "Lalka Williama", przeł. Agnieszka Graff, wyd. Czarna Owieczka 2012, s. 4.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3234
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 15
Użytkownik: miro51 09.07.2014 22:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Mały William - główny boh... | misiak297
Zasadniczo chłopcy wolą przedmioty, auta, ciuchcie itp. Mojego starszego syna interesowały lalki, ale traktował je właśnie przedmiotowo: czy ręka się wyjmuje, czy można odkręcić głowę. Dziewczynki są natomiast zainteresowane relacjami i uczuciami i moja córka tę samą "rozkręcaną" lalkę wolała przytulać, wozić w wózku. Rodzice nie tyle myślą stereotypami, co boją się strasznie, że ich dziecko będzie "inne". Trzeba powiedzieć im wszystkim: zabawki czy noszenie różowych ubranek nie ma nic wspólnego z orientacją seksualną! Kolega córki, który bawił się żołnierzykami, zbierał modele, samochodziki, rozbrajał latarki, radia, jest gejem. W dodatku moja latorośl określa go mianem "męskiego mężczyzny", bo jest bardziej facetem niż niektórzy "heterycy". Niech dzieci bawią się, czym chcą, byle nie robiły krzywdy sobie i innym. A książkę w takim razie podaruję synowi, który wnukowi funduje dziwne zabawki...
Użytkownik: misiabela 09.07.2014 22:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Mały William - główny boh... | misiak297
Nigdy nie miałam problemu z kupowaniem mojemu synowi "dziewczyńskich" zabawek, jeśli sobie takich życzył. A życzył sobie często. Chętnie bawił się lalką po starszej siostrze, później chciał mieć zabawkowy odkurzacz i pralkę i oczywiście je dostawał. Ma też wielką kolekcję samochodzików, samolocików i innych konstrukcji. Jest wrażliwy, empatyczny ale też otwarty na to, co wokół niego i po prostu chyba szczęśliwy. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy zabraniać mu jakichkolwiek zabawek, tylko dlatego, że są "przeznaczone dla dziewczynek". Szkoda, że tej książki nie było u nas wcześniej.
Użytkownik: misiak297 09.07.2014 23:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Nigdy nie miałam problemu... | misiabela
Świetnie, że macie takie zdrowe podejście do potrzeb swoich dzieci!

Ja się ostatnio niestety spotkałem z inną reakcją, tzn. na moje pytanie "Co byś zrobił, gdyby twój syn poprosił, żebyś kupił mu lalkę", ojciec (młody człowiek!) - odpowiedział: "Pokazałbym mu świerszczyka i fajne samochodziki".

Szczęka mi opadła.
Użytkownik: Eida 10.07.2014 09:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Świetnie, że macie takie ... | misiak297
Dzięki za fajną recenzję, cieszę się, że książka się spodobała.
Do mnie najbardziej w tym wszystkim trafiają ostatnie zdania Agnieszki Graff z okładki: "William jest małym mężczyzną, który wie, że kiedyś będzie tatą. Wie, że to będzie w jego życiu ważne. Ważniejsze niż rzucanie piłką, pociągi czy majsterkowanie. Czy nie ma racji?"

Małe dzieci bardzo często chcą naśladować swoich rodziców - jeśli np. syn widzi ojca, który z troską zajmuje się młodszym dzieckiem, albo nim samym, to naturalne, że chce go naśladować. Podobnie nie widzę powodu, żeby córka, która widzi, że dorosłe kobiety w jej otoczeniu mają prawo jazdy i jeżdżą samochodami, nie miałaby bawić się samochodzikiem, jeśli tylko ma na to ochotę. Po co robić z tego problem?
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 10.07.2014 09:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Świetnie, że macie takie ... | misiak297
Na razie za wcześnie, bym wiedział, jakie zabawy i zabawki będą preferować moje dzieci, ale jeśli chodzi o pchanie wózeczka - cóż, na pewno nie jest to "niemęskie". Jako ojciec turlam czasem nawet 2 wózki naraz i trening nie pójdzie na marne ;) Tak samo jak dla dziewczynki uderzanie młotkiem.

Natomiast Adaś (3.5r.), mimo możliwości (zabawki innych dzieci) bawi się praktycznie tylko swoim sprzętem rolniczym, kolejkami, książeczkami oraz akcesoriami kuchennymi ("gotuje" i przyrządza dania z plasteliny w domu, a z piasku na dworzu). Natomiast Karolinka (1.5r.) automatycznie zabrała się za bujanie i karmienie lalki, gdy ją dostała. Oczywiście, ma starszego podziwianego brata, więc także robi "brum-brum" traktorkami, no i znajduje upodobanie w byciu wożoną w wózeczku przez Adasia :)

Nie wyobrażam sobie wpajania dzieciom tego, jakimi zabawkami i w jaki rodzaj zabaw mają się bawić. Natomiast zdaje mi się, że jednak płeć biologiczna ma wpływ na preferencje dzieci - są one do pewnego stopnia wrodzone. Oczywiście ma na to wpływ także "podaż" zabawek, czyli - tak jak w przypadku mojej córki - kupa zabawek po dziecku innej płci.
Użytkownik: Marylek 10.07.2014 09:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Na razie za wcześnie, bym... | LouriOpiekun BiblioNETki
Gdy byłam dzieckiem miałam wózek i lalę, a lala miała trzy sukienki - można ją było przebierać. Jakoś mnie to nudziło. Koleżanka z przeciwnej strony ulicy miała natomiast hulajnogę. Otóż robiłam regularnie rzecz następującą: zabierałam na dwór tę lalę z jej sukienkami i zamieniałam się z koleżanką na hulajnogę. Nie każde dziecko widocznie miało wtedy taki cymes, jak przebierana lala. Po jakimś czasie moi Dziadkowie (z którymi wtedy mieszkałam) zorientowali się, że lalą bawię się tylko na dworze, a nie w domu i wykryli, co się dzieje. - Marylko, czemu ty się nie chcesz bawić lalką? - Bo to nudne, ja bym chciała mieć hulajnogę! I Dziadek wtedy kupił mi rower i sam nauczył mnie na nim jeździć. To był mój pierwszy w życiu rower, szary, ukochany skarb; miałam pięć lat. Od tamtego czasu rowerów było jeszcze kilka, a lala całkowicie poszła w kąt.

Mój syn, gdy był w podobnym wieku przyniósł z przedszkola na ferie zimowe lalę nietypową - był to święty Mikołaj: czarno-czerwony strój, biała broda. Panie pozwoliły dzieciom wybrać sobie ulubioną zabawkę. Lalek w domu nie było, bo syn był jedynakiem. Był zafascynowany tym Mikołajem, spytał, czy może z nim spać. Oczywiście! W okresie tychże ferii odwiedził nas mój kolega, zobaczył, czym dziecko akurat się bawi i powiedział: - Marcin, co ty, lalką się bawisz? Baba jesteś?
Zobaczyłam, jak synowi jest przykro. Do końca ferii nie ruszył już Mikołaja. Stał się ofiarą stereotypu kulturowego.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 10.07.2014 10:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdy byłam dzieckiem miała... | Marylek
Ja bym to nazwał jakoś inaczej, bo to chyba raczej głupota była owego kolegi (przepraszam Cię, jeżeli urażam Ciebie taką oceną Twego znajomego). Niestety - często dorośli potrafią dzieci zniechęcić nawet do wręcz pożądanych działań - np. pomagania w domu. Albo cudowni wujkowie opowiadający przerażające historie czy straszący czymś, co potem z biegiem lat staje się ośrodkiem fobii: owady, płazy, małe ssaki. No a nadopiekuńcze babcie mają zawsze równie straszliwy zestaw historii o krwiożerczych psach, kotach, krowach, leśnych zwierzętach, nawet rybach!

Mądrzy rodzice muszą wciąż trzymać rękę na pulsie - ja z żoną co i raz dyskretnie (i mam nadzieję taktownie) zwracamy w rodzinie i znajomym uwagę, by w jakiś sposób nie mówili lub nie działali wobec dziecka naszego, bo je straszą, zniechęcają albo budują przesądy.

A co do Twego roweru - moja mama opowiada, że jak była mała, to najchętniej grywała w piłkę i w zbijaka z "chłopaczyskami", oraz uwielbiała jeździć na rowerze z ramą swego ojca - mieściła się pod nią ;) Ja sam zaś prócz fascynacji autami, koleją i sportami walki, z upodobaniem bawiłem się w sklep spożywczy albo organizowałem szkołę dla swoich miśków i maskotek - z takimi przedmiotami, jak ja bym chciał mieć, czyli np. astronomia i paleontologia!
Użytkownik: misiak297 10.07.2014 10:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja bym to nazwał jakoś in... | LouriOpiekun BiblioNETki
Masz rację, Louri - dorośli nawet nie wiedzą, jaką czasem robią krzywdę dzieciom. Jak byłem mały moja babcia wmawiała mi, że jak połknę pestkę z cytryny to ta mi wykiełkuje w brzuchu i wyjdzie uszami. Już dawno dorosłem i śmieję się z tego dzisiaj, ale nie wypiję nigdy w życiu herbaty, w której pływa pestka.
Użytkownik: Marylek 10.07.2014 11:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja bym to nazwał jakoś in... | LouriOpiekun BiblioNETki
Głupota - tak. Pełna zgoda. :-/
Użytkownik: misiak297 10.07.2014 10:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdy byłam dzieckiem miała... | Marylek
Przykra ta historia z Twoim synem:( Nie znoszę takich zachowań u dorosłych.
Użytkownik: Szeba 11.07.2014 12:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdy byłam dzieckiem miała... | Marylek
Nie wiem, czy to tylko głupota i czy trzeba tak zaraz ostro reagować? Może wychowanie jednak i odruch? - siła stereotypu, o tak.
Ja prawa do bycia świętą też niestety nie mam. Sama kiedyś zrobiłam podobnie, mniejsza o szczegóły, bo było to w pracy. Już kiedy kończyłam wypowiadać podobnie okropną kwestię, już wtedy się zreflektowałam i tak mi się głupio i wstyd zrobiło! Próbowałam jakoś to naprostować, ale wtopa nie zrobiła na nikim specjalnie wrażenia, chyba nikt na nic zwyczajnie nie zwrócił uwagi, widać sporo ludzi ma to wszystko bardzo wdrukowane, tylko mi było potem nieprzyjemnie cały dzień. I kiedy podobne okoliczności mają znów miejsce, to bardzo bardzo staram się nie popełnić już tego samego błędu. A czasem nie jest to takie proste, mimo że jestem już świadoma rzeczy.

No i właśnie - świadomość. Fajnie jak ktoś ma od kogo i skąd dowiedzieć się... że jest czego i że w ogóle dowiedzieć się może ;)
Użytkownik: misiak297 10.07.2014 11:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Na razie za wcześnie, bym... | LouriOpiekun BiblioNETki
Widzisz, Louri, tak sobie pomyślałem, że ci sami ludzie, którzy zabraliby swoim synom lalki, pewnie najchętniej zabraliby też Twojemu Adasiowi akcesoria kuchenne. Sprzęt rolniczy, kolejki? Jasne! Ale kuchnia? Toż to babskie! Zauważcie, że w naszej kulturze (a może ogólnie w kulturze europejskiej) oskarżenie chłopca o niemęskość jest jedną z największych obelg. Stąd się biorą te głupie slogany: "chłopaki nie płaczą", "nie bądź baba" itp. Zauważcie, jak to się odbija w życiu - William w książce czuł się gorszy, bo chciał lalkę. Syn Maryli odłożył sprawiającą radość lalkę w momencie rzucenia absurdalnego oskarżenia.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 10.07.2014 11:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzisz, Louri, tak sobie... | misiak297
Mogłoby się wydawać, że to dopiero teraz się wszystko zmienia, ale... u mnie w domu kucharzył zawsze ojciec. U mojej rodzinki także to paru wujków jest "naczelnymi kuchmistrzami". U mojego brata ciotecznego to żona siedzi sobie przed telewizorem, a mąż gotuje, zmywa i głównie zabawia dzieci. Co prawda jest też parę przypadków odwrotnych - ja chociażby mniej pichcę, bo moja Żona gotuje przewspaniale i jest to jej hobby :) ja tylko czasem się przymierzam do gotowania, albo robię śniadania; no i zmywam.
Z drugiej strony a propos etykietowania - moja ciotka, która zrobiła prawko dopiero około 40. roku życia, na drodze często się denerwuje i woła "no co za *#&%&*, jedzie jak baba!" ;)
Stereotypy nie zawsze są negatywne (np. polska gościnność), i także nie powstają znikąd - u źródeł ich czasem wybujałej ewolucji przeważnie się kryje ziarno prawdy: złodziejscy Cyganie, zawistne Polaczki w USA, głupkowaci policjanci itp. Nawet, jeśli jest w tym dużo przesady, warto badać, skąd biorą się stereotypy - muszę w końcu przeczytać Psychologia przesądu (Jahoda Gustav), gdzieś mam też zapisane parę innych w tym temacie...
Użytkownik: Kuba Grom 11.07.2014 13:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzisz, Louri, tak sobie... | misiak297
Pouczający w tej kwestii był dla mnie amerykański program Zamiana Żon - wprawdzie mocno komercyjny, ale udawało im się znajdować rodziny z takimi kontrastami że trudno uwierzyć. W jednym z odcinków zamiana dotyczyła rodzin z dwoma różnymi podejściami do kwestii powinności małżeńskich - w jednej wszyscy sobie pomagali i każdy w rodzinie robił po trochę wszystko, w drugiej podział był klasyczny: matka gotuje, sprząta itp, mąż pracuje, dzieci się uczą.

Gdy w programie następował etap "wprowadzamy nowe zasady" w tej drugiej rodzinie powstawały kłótnie. Mężowi nie podobało się, że dzieci przed pójściem do szkoły mają zaścielić łóżka "jak pokojówka albo służący" bo to zajęcie pani domu. Za upokarzające dla siebie uważał wstawienie prania, bo to niemęskie. Ostatecznie gdy zamieniona żona pokazała dzieciom jak się gotuje, spakował swoje rzeczy i przeniósł się z dziećmi do hotelu. Bo uczenie syna gotować miesza mu w głowie.
Natomiast matka z autorytarnej rodziny wstawiona do tej w której wszyscy sobie pomagają, uznała że tak jest lepiej.
Użytkownik: sowa 12.07.2014 00:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Mały William - główny boh... | misiak297
Jako uzupełnienie proponuję film "Bruno" Shirley McLaine: http://www.teleman.pl/tv/Bruno-1158212
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: