Dodany: 27.05.2014 20:54|Autor: olina

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Lot nisko nad ziemią
Grabowska Ałbena (Grabowska-Grzyb Ałbena)

7 osób poleca ten tekst.

Rozmoczony chleb w zupie cebulowej


Przeciętność może boleć – dlatego chcemy się wyróżniać. Nawet osoba nieśmiała pragnie być wyjątkowa – nie po to, by ktoś ją zauważał, ale by sama czuła się wartościowa i jedyna w swoim rodzaju. Bycie nijakim na pewno nie jest niczyim celem życiowym. Po przeczytaniu „Lotu nisko nad ziemią” powinnam zweryfikować to zdanie. Sam tytuł przywodzi na myśl stary dowcip. Chłopak zostaje powołany do wojska, do jednostki lotniczej. Przy pożegnaniu matka prosi: Uważaj, synku, na siebie, lataj nisko i powoli! W powieści rady o niewybijaniu się – jakże przydatnej w Chinach Ludowych – udziela ojciec swojej jedynaczce, Weronice. To ona jest narratorką nowej powieści neurolog-epileptolog Ałbeny Grabowskiej.

Pan Czesław wpaja Werci, że ma być szarą obywatelką. Marzenia są dla lekkoduchów. Mierzyć wysoko? A po co? Jeśliby przyszło komukolwiek do głowy gasić ambicje swojego dziecka, w panu Czesławie znajdzie prawdziwego mistrza. Rodzice planują przyszłość córki, ale dziewczyna nie chce iść do technikum kolejowego. Cudem udaje jej się przeforsować pomysł z liceum ogólnokształcącym i zdobyć wymarzony zawód. Jako dziecko nie cierpiała przedszkola – paskudnego jedzenia, niewyrozumiałych i niesprawiedliwych pań, okropnego woźnego-pedofila i gehenny leżakowania. Postanowiła, że sama zostanie przedszkolanką idealną – będzie wymyślać zabawy i zadba o to, by zamiast budyniu przypominającego smarki, dzieci dostawały pyszne domowe jedzenie. Udaje jej się to; maluchy ją kochają.

Aż pewnego dnia w jej życiu pojawia się Sławek. Oho, myślę sobie: nie jest banalnie – że wysoki, morderczo przystojny, że grom z jasnego nieba. Nie. Sławek to zwyczajny, miły facet. Prawie komponowałby się z planami ojca Weroniki, gdyby nie jego nieuzasadnione ambicje, by mieć dobrze płatną pracę i awansować. Młodzi pobierają się, ale z „żyli długo i szczęśliwie” zostaje im tylko smukłe „i”. Według matki Weroniki wielka miłość młodych nie przynosi owoców w postaci potomka, ponieważ są niewierzący. Bezdzietność to nie jedyny kłopot, a prawdziwa tragedia przychodzi po latach nieudanych prób i leczenia. Sławka potrąca pijany kierowca na przejściu dla pieszych. Weronika zostaje sama. Jak poradzi sobie w nowej sytuacji?

I tu wypadałoby skończyć. Ale kto pisze to, co wypada? Pewnie ten, kto leci nisko nad ziemią i szoruje brzuchem po chodniku. Jak już latać, to wysoko! Autorka porusza ważne kwestie: bezpłodności, przemocy w rodzinie, pedofilii, pruderii, ale wątki te nikną w nurcie chaotycznej narracji, powtórzeń, truizmów i po prostu nadmiaru słów. Nie przepadam za owadami, a bohaterka ciągle pisze, że motyl jej się trzepocze – jak nie w gardle, to w sercu. Czasem się jakiś żuk zaciska na sercu (względnie tchawicy czy przełyku), ale to chyba wtedy, gdy nie ma tam motyla. Motyla raz, drugi, trzeci, zawsze trzepoczącego się, jeszcze bym zdzierżyła (był jeszcze piąty i szósty raz, na bank!), ale to: „Rozpaczliwie starałam się odegnać ćmę, która siedziała mi w samym przedsionku serca i trzepotała się gorączkowo”[1] musiało już wywołać prychnięcie (a naprawdę rzadko prycham).

Obiektywny recenzent nie ocenia aspektu moralności postaci. Uff. Na szczęście nie jestem obiektywna. Starałam się zrozumieć Weronikę – przynajmniej na początku. Gdy podejmuje decyzję, że chce wynajmować mieszkanie po dziadkach i pojawiają się lokatorzy, jako osoba, która ongiś mieszkała „na pokoju”, zaczynam patrzeć inaczej. Nie mieści mi się pod czepkiem, że można wejść do kogoś pod jego nieobecność i grzebać w prywatnych rzeczach. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Weronika twierdzi, że jest niewierząca. Próżno szukać logiki u osoby, która przeżywa śmierć męża, ale obwinianiu Boga raczej z ateizmem nie po drodze. Przedszkolanka chyba nie znosi też ludzi:

„Ta kobieta była jak cytoplazma, przybierała kształt naczynia, w którym aktualnie się znajdowała. Jej mąż był wysokim działaczem partyjnym, więc bez żadnych zdolności, bez żadnej iskry bożej, trafiło się kierownicze stanowisko. Wcześniej była dyrektorem szkoły, ale ponieważ nie ogarniała dwustu dzieciaków w wieku pyskatym, przeflancowano ją do pięćdziesiątki takich, które dają się o wiele łatwiej spacyfikować”[2].
„Ta ich techniczna biegłość palców, uduchowienie wypływające spod przetłuszczonych grzywek i przewracające się w ekstazie białka nijak się miały do ich tanich osobowości i prostych słów sklecanych w zdania pojedyncze lub złożone, niezawierające żadnego przesłania. Gdyby któremukolwiek z nich zabrać te umiejętności, poranić palce, złamać rękę, nie umieliby robić w życiu nic”[3].
„Wszystko zależy od człowieka (…). Jednemu mąż umrze i to sprawi, że już nigdy się nie podźwignie, a drugiemu umrą wszyscy, dostanie zawału, odetnie mu nogi, a ten będzie sadził rabatki na drogach, jeżdżąc na wózku, i organizował grupy wsparcia dla podobnych sobie beznogich nieszczęśników”[4].

Rodzice, teściowie, dalsza rodzina – nikt nie potrafi zrozumieć jej bólu. A ona co? Gdy Dorota, jedyna osoba, która jej słucha i stara się pomóc, sama przeżywa trudne chwile, Weronika w nosie ma kłopoty znajomej. Kłamie, potrafi udawać, ma poczucie wyższości, bezustannie obwąchuje rzeczy po mężu albo podgląda innych. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Rozpisywanie się bohaterki o urodzie podglądanej Heleny, jej delikatności, nieprzystosowaniu do brutalnej rzeczywistości zanudziłoby mnie z powodzeniem na śmierć, gdyby nie mój paroletni współpasażer z autobusu, który przez połowę drogi śpiewał piosenki własnej kompozycji. Być może rozproszyłam się nieco za jego sprawą, ale nie mogłam się połapać w paru miejscach. Weronika spotyka pół roku po śmierci Sławka swego pierwszego chłopaka, a potem… A dobra. To nie ma znaczenia. Błędów gramatycznych, rzeczowych itd. nie da się wyłapać bez siatki na motyle – ubolewam, że nie notowałam podczas podróży, a po fakcie znalazłam tylko: „potakiwałam głową na wieniec z gerberów”[5].

Oj, i zapomniałabym. Scena erotyczna ponoć mówi wszystko o stylu pisarza. Nie komentuję, nie znam się, cytuję: „Byłam tak rozpulchniona w środku, że na moich wargach sromowych można by chyba było wyżywić trzy pokolenia pijawek”[6] .

Książka miała potencjał – ciekawy pomysł, ważkie tematy. Niestety nie znalazłam w niej psychologicznych odmętów, lekkości pióra, wzruszeń ani odpowiadającego mi poczucia humoru. Najgorsze, że mniej więcej w połowie powieści przewidziałam zakończenie, a nie należę do najdomyślniejszych (plasuję się gdzieś między Scooby Doo a kotem Leopoldem). Nie przeczę, było parę udanych sformułowań i błyskotliwych spostrzeżeń, np.:

„Słowo »przepraszam« czasami nie ma wielkiego znaczenia, jest wydmuszką, pustym frazesem, który ma na celu uśpienie czujności rodzica. To rozmowa jest kluczem do przebaczenia, wyjaśnienia sobie wszelkich wątpliwości, które nami targają”[7].
„Biedny, smutny dzieciak, któremu wydawało się, że można być bezkarnie samotnym z wyboru”[8].
„Ja czułam się tak jak biegacz długodystansowy (…). Początkowo są zmęczeni, a potem przychodzi taki moment, że właściwie można biec (…) bez końca i praktycznie bez zmęczenia”[9].

Pomysł, by matka oceniała wybranków córki na podstawie tego, jak zachowają się w obliczu zupy pavese (punkt dla autorki, że poszerzyła moje horyzonty kulinarne), też mógł być całkiem niezły, ale tak mnie wymęczyły motyle, ćmy i wąchanie piżamy po mężu, że nawet wszystko to razem wzięte nie było w stanie podwyższyć mojej oceny. Do autobusu – lektura pierwszorzędna: nie przejedziemy swojego przystanku, nie roześmiejemy się w głos i nie spłaczemy publicznie. Może komuś coś w gardle zatrzepocze…


---
[1] Ałbena Grabowska: „Lot nisko nad ziemią”, wyd. Zwierciadło, 2014, s. 313.
[2] Tamże, s. 42.
[3] Tamże, s. 159.
[4] Tamże, s. 249.
[5] Tamże, s. 105.
[6] Tamże, s. 88.
[7] Tamże, s. 303.
[8] Tamże, s.153.
[9] Tamże, s. 86.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 8106
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 7
Użytkownik: Marylek 28.05.2014 18:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeciętność może boleć –... | olina
Olino, podpisuję się pod Twoją recenzją. Już kiedyś gdzieś o tym pisałam: książka jest przegadana, postacie schematyczne, język przeciętny. Scena erotyczna - jak z podręcznika anatomii kobiecej - koszmar. Autorka jest lekarzem, widać zna nomenklaturę.

Nikogo spośród bohaterów nie udało mi się polubić. Główna bohaterka - chciałoby się jej współczuć, tyle nieszczęść spada na jedną osobę, ale postać jest tak skonstruowana, że w żaden sposób się nie da.

Błyskotliwość cytowanych spostrzeżeń jest dla mnie dyskusyjna. To przecież truizmy!

Ja błędy wynotowałam, niektóre, nie tylko gramatyczne:
str. 16 - "bardziej preferował" - można bardziej woleć lub preferować;
str. 28 - "Miałam dosyć tego faceta."
a pół strony niżej:
"Zakochałam się w Sławku od pierwszego wejrzenia."
Mowa o tym samym facecie.
str. 98 - "schodami, w obawie przed psującymi się windami pojechałam na czwarte piętro." To chyba były schody ruchome, skoro pojechała nimi. Ale rzecz dzieje się w szpitalu. Czy mamy w polskich szpitalach ruchome schody?
str. 138 - "ubrania nie były jakościowe"
str. 148-149 - "wychowywał się wśród siedmiorga rodzeństwa"
a pół strony dalej okazuje się, że "pozostała szóstka da jakoś radę pomagać rodzicom w polu".
Czyli to on (Marcin niejaki) był siódmy. Czyli wychowywał się wśród sześciorga rodzeństwa.

Ja panią autorkę omijać będę łukiem jak najszerszym.
Użytkownik: olina 28.05.2014 19:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Olino, podpisuję się pod ... | Marylek
Dzięki, Marylku! Twoje notatki są bezcenne! :D Pamiętałam, że coś było też o „dorabianiu kluczu”, ale już nie chciało mi się wertować tego ponownie. Wynotowane przeze mnie spostrzeżenia nie są najwyższych lotów (!), ale to nieliczne zdania „noszące znamiona” oryginalności, które znalazłam ;P Może bez sensu szukałam na siłę dobrych stron, ale jakoś trudno mi było uwierzyć, że wśród patronatów Biblionetki znalazła się taka pozycja… Poza tym chyba pierwszy raz napisałam recenzję niepochlebną. Zanim coś/kogoś skrytykuję, zastanawiam się, czy umiałabym lepiej. Tym razem powieść tak mnie rozczarowała, że nie dbałam już o odpowiedź.

Co do nomenklatury – znamy lekarzy z bogatszym słownictwem, prawda? :) Stephen King radzi początkującym pisarzom, że najpierw trzeba zdobyć warsztat, czyli dużo czytać, potem dopiero dużo pisać, a na koniec nauczyć się wycinać zbędne fragmenty, bo prawdziwe pisarstwo to sztuka rezygnacji :)
Użytkownik: Marylek 28.05.2014 21:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki, Marylku! Twoje no... | olina
O, ja też z wielkimi oczekiwaniami podchodziłam do tej książki! Spodziewam się powieści psychologicznej. A piszący lekarz kojarzył mi się bardzo dobrze. Ale ta pani Czechowem nie jest i nie da się tego ukryć. Nie mam pojęcia, dlaczego dziś każdy, kto potrafi jako-tako złożyć zdanie w języku polskim musi od razu kolejnymi zdaniami zapełniać stronice i wydawać to drukiem.

Patrzyłam, jak oceniłaś. Cóż, ja niżej. Zagłodzony kotek mnie dobił. Zagłodzony na śmierć, z tego niejedzenia wyprodukował tyle odchodów, że w nich zatonął, a sąsiedzi nie wytrzymali zapachu zza drzwi. Anatomię kobiety pani doktor ma opanowaną; z funkcjami trawiennymi ssaków jakby ciut gorzej?...

Ech. Gniot.
Użytkownik: blue73 23.07.2014 22:03 napisał(a):
Odpowiedź na: O, ja też z wielkimi ocze... | Marylek
Recenzja trafiona w dziesiątkę.

Pomysł na książkę świetny, ale kiepsko napisany. Bohaterki nie da się polubić, najbardziej chyba za podglądanie lokatorów i wąchanie piżam. Za motyle też...

A błędów było więcej, autorce nawet imiona się myliły - raz na musical i randkę w ciemno z Grzegorzem namawiała Zuza, kilkadziesiąt stron dalej Zuza zamienia się w Monikę bodajże...
Użytkownik: misiak297 04.06.2014 21:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeciętność może boleć –... | olina
Czy mnie wzrok zawodzi? Jak to się stało, że recenzja Oliny nagle znalazła się w polecanych? Od paru dni pierwsze miejsce zajmowała recenzja "Nowolipia" autorstwa Marylka, a ta recenzja była tylko polecana przez opiekunów. Trochę się pogubiłem. Może wprowadzono jakieś nowe zasady?

Żeby nie było - uważam, że to zasłużone wyróżnienie, Olina pisze świetne teksty, ten nie jest wyjątkiem.
Użytkownik: sowa 04.06.2014 22:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy mnie wzrok zawodzi? J... | misiak297
Nie myli Cię, nie myli. Troszkę po czasie zauważyłam, że recenzji, która miała się znaleźć wśród polecanych, jakoś tam nie widać, więc sprawdziłam i się okazało, że zaznaczenie się nie zapisało. Sowy nie są nieomylne, niestety, niemniej pracuję nad tym. Jak mówi znana maksyma filmowo-sowia: Nobody's perfect, ale się staramy.
Użytkownik: misiak297 05.06.2014 19:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie myli Cię, nie myli. T... | sowa
Ależ nikt nie jest nieomylny, wiem o tym dobrze:) Pytałem, bo - jak wiesz - często możesz mnie spotkać w poczekalni, sądziłem, że zasady nieco się zmieniły.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: