Dodany: 07.04.2014 13:27|Autor: Rbit

My? Dzieci Transformacji


Szanowna Pani Paulino,

Przyznaję, nie mogę być obiektywny w ocenie Pani ostatniej książki - „Znaków szczególnych”. Po pierwsze dlatego, że należę do Pani pokolenia (jestem tylko troszeczkę starszy), a to o nim Pani napisała. Po drugie - lubię Pani pisanie. Od lat. Niezależnie od tego, czy chodzi o krótkie omówienia nowości muzycznych na łamach „Rzeczypospolitej”, reportaże z Indii, kontrowersyjną relację z walki bokserskiej, czy historie dla najmłodszych o misiu Kazimierzu. Najbardziej zapadł mi w pamięć tekst „My, dzieci transformacji”[1]. Postawiła w nim Pani tezę, iż pokolenie urodzone na przełomie lat 70. i 80. łączy coś więcej niż tylko wspólne wspomnienia obejmujące jeszcze PRL, a potem lata przełomu. Na przykład specyficzne nastawienie psychiczne - pamiętając czasy, gdy nie wszystko było na wyciągnięcie ręki, bardziej ostrożnie podchodzi do wolnorynkowych możliwości. Pokolenie to obserwowało, w jaki sposób transformowała się Polska - nieuczciwie, pod stołem, na „dogadamy się” - dlatego jest szczególnie nieufnie wobec obowiązujących procedur. I co bardzo ważne - to pokolenie, karmione wielkimi oczekiwaniami wzmacnianymi przez rodziców, wchodząc na rynek pracy na przełomie wieków napotkało mur. Wynikało to z tego, że skończyły się czasy szybkich karier. Wysokie stanowiska zostały już zajęte przez ludzi z przełomu lat 60. i 70., trzeba się było wciskać i rozpychać łokciami. Ładnie to Pani ujęła, pisząc, że jesteśmy beneficjentami transformacyjnego marzenia, ale mamy trudność z jego skonsumowaniem.

Gdy dowiedziałem się, że tezy artykułu zamierza Pani rozwinąć w książkę, naturalną stała się konieczność jak najszybszego jej zakupu i lektury. Niecierpliwie czekałem. W końcu stało się i... Mam mieszane uczucia.

Chyba żadne ze spotkań studenckich w gronie moich rówieśników nie obywało się bez wspominków z dzieciństwa. Byliśmy ostatnimi rocznikami, które mogą podzielić się wspólnymi wspomnieniami. Graliśmy w te same gry (u mnie na podwórku kapsle z flagami często symbolizowały kolarski Wyścig Pokoju), bawiliśmy się w to samo (często chłopcy chętniej od dziewczyn skakali „w gumę”), oglądaliśmy te same programy w telewizji („Teleranek”, „Tik-tak”, „Przybysze z Matplanety”, „Dobranocka”). Nieco starsi, z nabożną czcią siedzieliśmy w bezruchu, aby bez problemów z kasety magnetofonowej „wgrała” się gra na komputer Atari czy Commodore. Jeśli mowa o telewizji, nawet w latach 90. jeszcze staraliśmy się wszyscy być na bieżąco i oglądać to samo: MTV, „Simpsonów” i mecze NBA. Dopiero później nastały czasy umożliwiające zindywidualizowane wybory sposobów spędzania czasu.

Ale czy prawie takie same warunki wstępne wystarczają, by przy opisywaniu losu pokolenia w kolejnych latach uprawnione było używanie przez Panią zaimka „my”? Czy zna Pani zasady matematycznej teorii chaosu, powszechnie znanej jako efekt motyla? Znikoma różnica na początku może po dłuższym czasie urosnąć do dowolnie dużych rozmiarów. Jaka to może być różnica w przypadku opisywanego w „Znakach szczególnych” pokolenia? Chociażby geograficzna. Pani patrzy z punktu widzenia „podwarszawskie miasto - stolica”, ja i moi koledzy - „wieś/miasteczko - miasto akademickie - powrót do wsi/miasteczka”.

Pisze Pani o przejeździe kolejowym, osiedlu wojskowym i basenie. Ja, mieszkając na wsi, za oknem miałem zupełnie inne widoki. Z balkonu dwupiętrowego bloku widziałem ulicę, zarośnięte boisko piłkarskie, a dalej pola i majaczącą na horyzoncie linię lasu. Największą rozrywką była możliwość obserwowania porannej wędrówki kilkudziesięciu krów prowadzonych przez pracowników PGR na oddalone o parę kilometrów łąki i ich powrotu późnym popołudniem. Ileż uciechy wywoływało oczekiwanie, aż któraś z krów zatrzyma się i podniesie ogon przy wtórze dziecięcych okrzyków „patrz, robi kupę!”. Do dziś mam przed oczami widok drogi upstrzonej po takim przejściu krowimi „plackami”.

Rozwarstwienie, które Pani zauważa dopiero od czasów transformacji, było dla mnie widoczne już wcześniej. Nie bez kozery nauczyciel w czwartej klasie podstawówki uczył nas: mamy trzy formy działalności rolniczej - PGR, jak w S. (to my), rolnictwo indywidualne, jak w N. (sąsiednia wieś) i spółdzielnie produkcyjne, jak w T. (nieco bardziej oddalona wioska). Właśnie z N. pochodziła część moich kolegów z przedszkola i szkoły. Z jednej strony w czasie wakacji musieli ciężko pracować, pomagając rodzicom, z drugiej jednak - wyraźnie lepsza była ich sytuacja materialna. Pierwsza Komunia Święta, podobnie jak Pani, kojarzy mi się z pierwszym poważnym wystąpieniem publicznym (odklepanie swojej części tekstu z ambony podczas mszy) i z porównywaniem się z kolegami otrzymanymi prezentami. To „oni” z N. mieli zegarki z szesnastoma melodyjkami, my najwyżej z sześcioma. Aby uwiarygodnić udawaną obojętność, musiałem zgrywać oryginała demonstrując, że zamiast zegarka z melodyjkami dostałem taki z kalkulatorem. To „oni” dostawali lśniące nowością BMX-y, ja - błękitnego „Pelikana”.

O tym, że za czasów PRL rodziny wyjeżdżały na wakacje za granicę (choćby do wspominanych przez Panią bułgarskich Złotych Piasków), dowiedziałem się dopiero jako nastolatek. W moim otoczeniu nie było nikogo, kto wyjechałby dalej niż na organizowane przez zakłady pracy kolonie na Mazurach lub nad Bałtykiem.

Tyle, jeśli chodzi o warunki początkowe. Co działo się później? Po nastaniu III RP?

Pani pisze o zachłyśnięciu się możliwościami. O aspiracjach rodziców, mówiących „wszystko przed wami”, o edukowaniu się, wyjazdach zagranicę, oczekiwaniu na wejście do Unii fetowane kieliszkiem szampana.

Ze wsi przed Transformacją należało uciekać. Oznaczała upadek. Z dnia na dzień rodzice moi i rówieśników tracili pracę. Mama jednego z nich, nauczycielka zlikwidowanego wiejskiego, PGR-owskiego przedszkola, cudem dostała etat nocnego stróża. Ojciec innego zdążył opuścić POM (Państwowy Ośrodek Maszynowy) tuż przed jego likwidacją po to, by przez lata otrzymywać oficjalnie wynagrodzenie minimalne i drugą część „pod stołem”. Pani rodzina miała szczęście, gdyż w tej dziedzinie skończyło się co najwyżej na obawach. Praca to nie wszystko. Wraz z przemianami ustrojowymi obserwowaliśmy stopniowe wycofywanie się państwa z prowincji. O likwidacji przedszkola już napomknąłem, potem przyszło zmniejszanie liczby połączeń PKS, zamykanie linii kolejowych (najpierw zarosły chaszczami, później rozebrano je na złom), znikały kolejne placówki pocztowe. Niektórym na szczęście udało się przeprowadzić do miasteczka.

Nastąpił podział. Na uczących się w zawodówce i tych, którzy poszli do ogólniaka. Dziś wiem już, że wykształcenie nie gwarantowało sukcesu. Zresztą trudno mówić o sukcesie, gdy w przypadku tych pierwszych chodzi o pracę przy taśmie produkcyjnej na trzy zmiany czy prowadzenie własnej działalności gospodarczej przez 16 godzin dziennie i zatrudnianie ludzi „na czarno”, aby w ogóle coś zarobić. Ci drudzy, w tym ja, poszli po LO na studia. Tam ze względu na umasowienie poziom nauki obniżył się dramatycznie. Przeczuwając kłopoty z odnalezieniem się na rynku, pomni zachęt „już na studiach zbieraj doświadczenie”, szukaliśmy stażów czy dorywczych robót. Niestety najczęściej bez sukcesu (chyba że za taki uznamy wykładanie towarów na półki w Tesco).

Po ukończeniu edukacji nie było lepiej. Gdy Pani pracowała w korporacji i podróżowała po świecie, my z trudem zdobywaliśmy jakąkolwiek pracę. Szczytem marzeń wielu z nas było stanowisko przedstawiciela handlowego (moja pierwsza rozmowa rekrutacyjna odbywała się w firmie zajmującej się wylęgiem kurcząt). Wie Pani, kim byli „dżusmeni” (ang. juiceman), którzy mieli do wyrobienia „dzwonki”? Nie? Obecnie są to osoby oferujące towary w promocji, wtedy - zaczepiające przechodniów i sprzedające im „trzy supernoże w cenie dwóch”[2]. Oto, kim mieliśmy być. Uśmiechać się i wciskać ludziom kit. Akwizytorzy XXI wieku.

Wspomina Pani tylko mimochodem o dawnych towarzyszach zabaw dziecięcych, mieszkających na osiedlu nazwanym później „slumsami”. Okupowali ławki przed blokiem i znudzeni patrzyli przed siebie. Przecież oni też należą do naszego pokolenia. Zastanawiała się Pani, w jakim stopniu dotyczą ich opisywane przez Panią dylematy? Zjawisko odchodzenia z korporacji „na swoje” czy odchodzenia od indywidualizmu na rzecz pracy dla lokalnej społeczności? Pisze Pani o hipotekach obciążających całe życie pokolenia. A wie Pani, jak wielu z nas nie dostało kredytu ze względu na brak zdolności kredytowej?

O kim wobec tego myśli Pani, pisząc „my”? Czy nie jest tak, że „my” zamienia się stopniowo w „ja”?


---
[1] Artykuł dostępny na stronie internetowej autorki.
[2] Zob. artykuł Elżbiety Oriawskiej „Dżusmen szczeka cztery razy”, „Polityka” nr 2207 z dnia 21 sierpnia 1999 roku.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6571
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 17
Użytkownik: Rbit 07.04.2014 21:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Szanowna Pani Paulino, ... | Rbit
Bezpośredni link do artykułu wymienionego w przypisie [1]:
http://paulinawilk.pl/wp-content/files_mf/13667290964.pdf
Użytkownik: moremore 01.08.2014 11:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Szanowna Pani Paulino, ... | Rbit
Dziekuję, bardzo dziękuję za mądry i analityczny komentarz powyżej. Gorzki jest i przejmujący.

Zgadzam się z każdym słowem w recenzji, opis dzieciństwa i dojrzewania w niej zawarty jest mi bliższy niż cytowane z książki relacje. Przeczytałam Pana wypowiedź z wypiekami i okrzykami: "to o mnie!", "to o nas" - kierowanymi w przestrzeń i do koleżanki siedzącej obok przy korporacyjnym biurku. Ona jest ode mnie dwa lata młodsza i obie pochodzimy z Polski zwanej "B".

Urodziłam się w małym miasteczku, stan wojenny zastał mnie w szkole, w prezencie komunijnym dostałam rosyjską Czajkę na przegub, a rower dopiero w szóstej klasie, polskiego składaka Wigry :). Na wakacje jeździłam na zakładowe kolonie, a po obowiązkowym liceum i studiach, nawet nie szukałam pracy w zawodzie - szukałam jakiejkolwiek pracy, na przemian łapiąc umowy "o dzieło", koszystając z "kuroniówki" i dając zarobić pracodawcy, kiedy podpisywałam "1/4 etatu" - na papierze oczywiście, w rzeczywistości etat. Pomimo, że w Pana ujęciu - ja stałabym wyżej lub na tym samym poziomie w hierarchii statusu co "koledzy z miejscowości N.", nie uważam, żebym odstawała specjalnie daleko. Szczytem osiągnięć życiowych dla większości znajomych z mojego pokolenia jest etat w "korpo", (wielu z nich to przedstawiciele handlowi), usiłowanie ptrzetrwania od pierwszego do pierwszego bez poważniejszego upadlania się, kredyt na całe życie i pełne rozgoryczenia poczucie bycia "mięsem armatnim transformacji", jakie ogarnia przed snem.

Obawiam się jednak, że treść tych refleksji nie dotrze do autorki, nie tylko z racji umiejscowienia komentarza w kształcie recenzji w takim, a nie innym miejscu, ale też z powodu sprytnego zabiegu umysłowego, jakiego codziennie dokonuje ta "wyżej ucywilizowana" część polskiego społeczeństwa - zapominanie o naszym istnieniu. My nie jesteśmy żywym, istotnym obiektem składowym narodu, jesteśmy egzotyką turystyczną i siedliskiem patologii społecznych - w tym kontekście pojawiamy się w świadomości medialnej.

Akurat dziś w pracy przez chwilę omawialiśmy planowane w PKP, powiązane z remontami trakcji, odcięcie połączeń kolejowych z Warszawą. Potem przeszliśmy do tematu Pendolino i uwag o tym jak to fajnie będzie jeździło się ze Stolicy do: Poznania, Wrocławia, Krakowa i Gdańska. Do nas nie.

Zarzuca Pan w ostatnim zdaniu autorce to nadużycie zaimka osobowego. Ja myślę, że każdy ma prawo utożsamiać się z taką grupą społeczną, z jaką mu wygodnie. Perspektywa ujęcia zależy od miejsca usadowienia, że przywołam przysłowie:).
Ja pozwoliłam sobie na użycie zaimka "my" w konktekście geograficznym :), ale to "my" jest szersze, obejmuje po prostu tych z mojego pokolenia, którzy na transformacji ustrojowej nie skorzystali, bądź stoją w mentalnym i egzystencjalnym rozkroku.

To bardzo szeroki temat do dyskusji, a ja muszę uciekać do obowiązków służbowych, żeby zarobić na kredyt :P, bardzo ciepło pozdrawiam.

J.

Użytkownik: Rbit 13.08.2014 21:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziekuję, bardzo dziękuję... | moremore
Bardzo dziękuję za obszerny komentarz. Szczerze mówiąc, pisząc powyższy tekst, liczyłem na odzew ze strony innych czytelników - rówieśników i relacje podobne do Twoich :)

Nie oceniałbym książki (i autorki) surowo. Część współczesno-publicystyczna jest słaba, ale za to mocną stroną jest wspominanie lat 80-tych z perspektywy dziecka i 90-tych z perspektywy nastolatki.

Jeszcze jedno. Ubodły ;) mnie stwierdzenia "w Pana ujęciu", "zarzuca Pan". My, użytkownicy Biblionetki, z zasady wszyscy jesteśmy na "ty". Rbit jestem :)
Użytkownik: janmamut 15.08.2014 16:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Szanowna Pani Paulino, ... | Rbit
Dla takiej recenzji odnowiłem status opiekuna, by zwiększyć jej szansę znalezienia się wśród polecanych przez opiekunów właśnie.
Użytkownik: Rbit 17.08.2014 12:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla takiej recenzji odnow... | janmamut
Dziękuję. Bardzo mi miło.
Użytkownik: Agella 15.08.2014 23:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Szanowna Pani Paulino, ... | Rbit
Dziękuję za wyczerpującą recenzję, która zwróciła moją uwagę na tę książkę. Też jestem z pokolenia 70/80 i trochę mnie dziwi, że tak mało jest książek "o nas". A może ja nie trafiłam na właściwe? Jesteśmy ostatnim pokoleniem, które pamięta socjalizm z własnego doświadczenia. Moja perspektywa była trochę inna - średniej wielkości miasto, z którego było daleko do Warszawy. (I dalej jest daleko, niestety.) Ale książkę chętnie przeczytam, jak tylko mi się uda ją pożyczyć, żeby porównać wspomnienia z autorką.
Użytkownik: Rbit 17.08.2014 12:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za wyczerpującą ... | Agella
Oj tak. Książek o tym pokoleniu nie spotkałem dotąd wiele. Ale ostatnio znalazłem nowy trop - Szczęśliwa ziemia (Orbitowski Łukasz) Niestety jeszcze nie czytałem.
Użytkownik: Que_Sabe 17.08.2014 18:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj tak. Książek o tym pok... | Rbit
Świetną książką o pokoleniu późnych roczników 70. i wczesnych 80. jest Pokalanie (Czerwiński Piotr)
Użytkownik: Rbit 17.08.2014 20:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Świetną książką o pokolen... | Que_Sabe
Dziękuję za trop. Chociaż po opisie i recenzjach w Biblionetce widzę, że może chodzić raczej o pokolenie urodzone we wczesnych latach 70-tych (jak autor, rocznik '72), czyli te, które jeszcze miało szanse załapać się do pędzącego pociągu karier i konsupcjonizmu lat 90-tych. Niby tylko kilka lat różnicy, ale my temu pociągowi mogliśmy tylko pomachać.
Użytkownik: Que_Sabe 18.08.2014 07:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za trop. Chociaż... | Rbit
Masz rację. Chociaż bohaterowi "Pokalania" też ostatecznie nie pozostaje nic innego, jak tylko wszystkiemu pomachać ;)
Użytkownik: Rbit 27.08.2014 08:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj tak. Książek o tym pok... | Rbit
Okazuje się, że trop jest więcej niż właściwy. Właśnie czytam Orbitowskiego i przyznaję, że opis transformacji, w charakterystycznym dla niego, zgrzebnym stylu, przemawia do mnie silniej niż w przypadku pani Wilk. Przywołuje też więcej wspomnień. Zacytuję fragment:

"W Rykusmyku upadła pierwsza z trzech wypożyczalni kaset wideo, ta, w której nie było porno, tylko miękkie erotyki. Właściciel, pan Gablociarz, sprzedał wszystkie taśmy, które konkurencja chciała kupić, a resztę wystawił na placu w rzędach kartonów. Przemalował wnętrze, zamontował kraty i zasiadł za szeroką ladą lombardu. Za jego plecami gromadziły się żelazka, discmany, telewizory i wieżowce magnetowidów, jak artefakty mające przypominać o jego niepowodzeniu. (…) W sklepie muzycznym przy Staromiejskiej pojawił się dział z prasą kolorową i kosmetykami.

Kosmetyki sprzedawano również ze stołów pod arkadkami przy rynku. Były to głównie podróbki znanych marek, strzeżone przez mrukliwe staruszki i wyszczekane siksy o palcach stworzonych do przeliczania drobnych. Papierosy dopalały się w pogardliwie wydętych wargach. W witrynach, jeszcze niedawno ciemnych, pojawiły się ciucholandy, rano pustoszone przez kobiety, a wieczorami przez mężczyzn poszukujących tanich ubrań do pracy za Odrą. Pieczarki więdły na tłustych zapiekankach, kilkuletnie szkraby dumnie pałaszowały naleśniki z truskawkami i rysowały palcem wzory na szybie baru mlecznego.

Na rynku tego lata występowali starzy artyści – Połomski, Hulewicz i Cwynar – gromadząc przypadkową publiczność. Młodzi słuchali Massive Attack i Marilyn Mansona. Gromadzili się na piętrze baru Lewiatan, blisko rzeki, wlewali w siebie piasta i krążyli między stolikami, prosząc o papierosy. Przedsiębiorczy Wilczur lał piwo niedaleko zamku. Słyszałem, że można tam kupić różne rzeczy, pod warunkiem że zada się odpowiednie pytanie. Dziewczyny jeździły do Wrocławia, żeby sprzedać ręcznie robioną biżuterię. Chłopcy wynajęli pomieszczenie gospodarcze przy garażach na Rapackiego, nazwozili sztang, hantelek i przyjmowali każdego, kto miał parę groszy, (...)

Bóg we wszystkich formach nawiedził Rykusmyku. Ku rozpaczy pastora pojawili się zielonoświątkowcy ze swoim zborem. Mówili językami i kładli ludziom ręce na głowach. Krysznowcy trzęśli się nad swoimi paciorkami, wyznawcy jakiegoś koreańskiego szaleńca wydzierżawili piętro w domu kultury i tam nauczali właściwego porządku świata. W każdą sobotę kosze na osiedlach były pełne numerów „Strażnicy”. Na cmentarnym murze pojawiły się napisy chwalące diabła, naniesione w wielkim pośpiechu."
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 27.08.2014 09:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Okazuje się, że trop jest... | Rbit
Genialne, genialne! Mój schowek chyba nigdy nie schudnie... ;)
Orbitowskiego czytałem do tej pory tylko Tracę ciepło (Orbitowski Łukasz) i bardzo mi przypadło do gustu. Może i w tym temacie się odnaleźć ta właśnie książka, bo w opisie stoi: "Przypowieść na temat polskiej szkoły i przemian Roku Zerowego (1989). (...) Niepokojący przewodnik po zakamarkach krakowskiego Kazimierza, z czasów, kiedy nie był on jeszcze dzielnicą restauracji, hoteli i pubów."
Użytkownik: wwwojtusOpiekun BiblioNETki 27.08.2014 13:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Genialne, genialne! Mój s... | LouriOpiekun BiblioNETki
No to dziś do 17.00 możesz mieć tę powieść za darmo w ebooku: http://www.publio.pl/szczesliwa-ziemia-lukasz-orbitowski,p90698.html
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 27.08.2014 14:13 napisał(a):
Odpowiedź na: No to dziś do 17.00 możes... | wwwojtusOpiekun BiblioNETki
Dzięki! pobrałem w epubie i tylko... nie wiem, co dalej, bo nie mam czytnika e-booków ;D Można to jakoś czytać na kompie, tj. pdf czy cóś?
Użytkownik: wwwojtusOpiekun BiblioNETki 27.08.2014 14:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki! pobrałem w epubie... | LouriOpiekun BiblioNETki
Na kompie można (ja używam np. http://blog.kowalczyk.info/software/sumatrapdf/fre​e-pdf-reader.html, ale pewnie są lepsze aplikacje), no i na telefonie też, jak się ma smartfona i można jakiś czytnik zainstalować - choćby ten oferowany przez publio.
Użytkownik: asia_ 27.08.2014 15:49 napisał(a):
Odpowiedź na: No to dziś do 17.00 możes... | wwwojtusOpiekun BiblioNETki
O, dzięki Ci, dobry człowieku :)
Użytkownik: Rbit 01.09.2014 11:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Genialne, genialne! Mój s... | LouriOpiekun BiblioNETki
Znalazłem jeszcze jedną powieść z ambicjami oddania obecnego stanu pokolenia trzydziestoparululatków, a także ich wspomnień:
Jetlag (Wiśniewski Michał Radomił (Wiśniewski Michał R.))

Dwa cytaty z dostępnego bezpłatnie fragmentu ( https://virtualo.pl/virtualo_download.php?product=​170199&file=1&download=0&sample ):

"Na ścianie łazienki widać haczyki, na których wisiał kiedyś junkers. Stare budownictwo, cena życia w centrum miasta. Ale nie jest źle, blok odnowiono i podłączono do sieci miejskiej. Przypominasz sobie łazienkę u babci i powracają dziecięce lęki, przerażająca metalowa beczka z wiecznym płomieniem, który zamieniał się w kulę ognia, gdy tylko odkręcało się gorącą wodę. Idziesz zrobić siku, a tam ktoś zaczyna zmywać naczynia, można się obsikać ze strachu."

"Nie myślisz o Wiktorze jako o przyjacielu, przyjaźń to takie mocne słowo, prawie jak „kocham”, chociaż „kocham” jest łatwiejsze, bo jest tyle piosenek o miłości, a o przyjaźni? Krzysio Antkowiak z czarno-białego telewizora, ulizany goguś piszczący falsetem w Teleranku, zagraniczne się nie liczą, tam friend oznacza znajomego z fejsbuka. Ten Krzyś i jego piosenka przypominają ci lato 1988, krótkie portki, krótkie włosy, niekończące się wakacje na blokowisku, zasikana piaskownica i trzepak obok śmierdzącego chlorem śmietnika. I chłopaki z leningradów, co do jednego atarowcy, którzy przychodzili na wasze podwórko rzucać kamieniami i wyzwiskami, bo tak się złożyło, że tu wszyscy jak już coś mieli, to commodore, poza Koreczkiem, synem kierownika, który miał ZX spectrum, a może timexa? Gumowa klawiaturka z dziwnymi napisami, wszyscy się z niego śmiali, że ma klawisze z erosków. Koreczek był do tego mały i trochę dziewczęcy, trzymał się na uboczu, tak jak ty, więc zaczęliście trzymać się razem, miał blond loczki i imię, którym nikt się do niego nie zwracał, tylko ciągle tym nazwiskiem przekręconym, a im bardziej się z niego śmiali, tym bardziej on do nich się kleił, taki magnetyzm gówniarski. I tego lata 1988, pamiętasz, czy to był wtorek, co leciało w telewizji, teleferie jakieś, wyszliście potem na podwórko i zobaczyliście, że ktoś na śmietniku czarną farbą narysował szubienicę, a na niej logo commodore, wielką literę C ze znakiem równości. Maciek, co był podwórkowym samcem alfa, okrutnie się wkurzył i zaczął planować zemstę, liczyć skoble i kapiszony, bo przechodził wtedy commando i wkręcił się w wojnę. Ale wtedy Mateusz powiedział, że ma w piwnicy farbę, i zanim Maciek przestał się nakręcać, wrócił z tą farbą, czerwoną, i pędzlem, i mówi, że wyprawa komandoska i żeby kogoś wysłać na leningrady, żeby im napisał „atari huj”. I wtedy Koreczek, Koreczek zgłasza się na ochotnika, łapiesz go za rękę, że nie, nie rób tego, ale on już postanowił, już idzie, żegnany oklaskami, przemyka się między żywopłotami i rabatkami, w stronę obcego blokowiska.
I potem Maciek, Maciuś, który poszedł za nim, żeby wszystko nadzorować, jak porządny kapitan, opowiadał, że jak wykonał misję, że jak go gonili, że jak tak biegł, taki mały, taki szybki, zgubił farbę, pędzel, mieli takiego swojego zwiadowcę, Tomczaka, co był sprinterem z klasy sportowej i prawie go dogonił, tylko że Koreczek, mały, zwinny Koreczek, wyrwał mu się zwodem, prosto pod autobus.
Maciuś od tego czasu strasznie się zmienił; stał zgarbiony i milczący na pogrzebie, i już się nie wyprostował, snuje się do dziś, garbaty i wychudzony, po tym starym osiedlu, gdzie wciąż mieszka z rodzicami."
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: