"Miłość w czasach zarazy" - stracone złudzenia
O mojej decyzji umieszczenia tutaj swojej opinii zadecydowały między innymi recenzje pozostałych osób, które wyrażają się o powieści Márqueza w samych superlatywach. Zaczęłam zadawać sobie pytanie, czy tylko mnie ta książka nie dość, że nie zachwyciła, to wręcz odrzuciła. Muszę wyznać, że zaczynając lekturę miałam jak najlepsze przeczucia co do jakości wrażeń estetycznych, jakich mi ona dostarczy. Niestety, po ok. 100 stronach musiałam zrezygnować z czytania. Pozostałą część przekartkowałam...
Książka ta miała w sobie coś dusznego, tak jak duszny jest klimat, w którym toczy się akcja.
Główny zarzut dotyczy konstrukcji postaci. Przy całej próbie nadania im pozorów bogatego wnętrza są one po prostu nieciekawe. Nie zjednują sobie sympatii, nie mają ani jednej cechy, którą można byłoby podziwiać. Brak im fantazji, czegoś wzniosłego. Pozbawione są energii, co czyni je jedynie pionkami przesuwanymi przez los po szachownicy życia. Nie próbują nagiąć rzeczywistości do własnych pragnień.
Młodość ze wszystkimi swoimi porywami jest tu zmiażdżona przez pochwałę starości i spokojnego pogodzenia się z życiem, jego trudnościami, małymi problemami. Może taki typ lektury docenia się dopiero w pewnym wieku i niewykluczone, że kiedyś zrewiduję swoją opinię na temat. Na razie z ulgą oddaję książkę do biblioteki.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.