Od dłuższego czasu w biblionetkowych polecankach na pierwszych kilku miejscach miałam powieści Georga R.R. Martina. Zaczęłam więc polować na
Gra o tron (
Martin George R. R.)
, tym bardziej, że cały cykl Pieśń lodu i ognia ma w BiblioNETce bardzo wysoką średnią ocen (około 5,3).
Wreszcie udało mi się zdobyć tę książkę. Zaczęłam czytać, licząc na wciągającą akcję, ciekawych bohaterów, mających wiele przygód w jakimś niesamowitym świecie, a tu... rozczarowanie.
Nie jest to zła książka, ale na pewno nie rewelacyjna. Niestety prawie w ogóle mnie nie poruszyła. Owszem, jest wielu bohaterów, o bogatych charakterach, ale trudno jest mi jakoś bardziej się nimi zainteresować. Może jedynie Jon Snow, Bran i Arya nie byli dla mnie obojętni. Ale reszta? Nie za bardzo obchodziły mnie ich losy, część postaci bardzo mnie irytowała (Daenerys, Drogo, Sansa, Lysa, Catelyn, król Robert...)
Tak samo cała historia walki o tron, nic nowego, ciągłe walki, spiski, zdrady. W ogóle czytając tę książkę, cały czas wiedziałam, co wydarzy się za chwilę. Nie było prawie w ogóle jakiś zaskakujących zwrotów akcji. Sprawiło to, że ostatnie sto stron czytałam półtora miesiąca, cały czas nie mogąc zdobyć się na skończenie tej książki. Zrobiłam nawet coś, czego nie robiłam od dawna, mianowicie zaczęłam czytać inne książki w tym samym czasie...
Również język powieści mnie nie urzekł, ale może to wina tłumacza.
Żeby nie było, że "Gra o tron" ma same minusy, to napiszę, że zaintrygował mnie Mur i Inni oraz fakt, że w świecie wykreowanym przez Martina pory roku trwają kilka lat. Podobało mi się też to, że wydarzenia przedstawiane były z perspektywy różnych bohaterów.
Mimo wszystko postawiłam książce 4 i chyba kiedyś przeczytam kolejne tomy. Może cykl jako całość mi się spodoba. Szkoda jednak, że jak na razie jest dla mnie tylko kolejną raczej dobrą książką...
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.