Dodany: 15.08.2008 20:38|Autor: hburdon

Czy Juliusz Cezar jadał gotowaną marchewkę?


Nie wiadomo do końca, czy „Apicius” jest autorem, czy tytułem tego zbioru przepisów kulinarnych. Historia pamięta kilku Rzymian o tym nazwisku. Jednym z nich był Marcus Gabius Apicius, o którym mówi się, że kiedy wydawszy na wystawne uczty sto milionów sestercji odkrył, iż pozostało mu już tylko dziesięć milionów, popełnił samobójstwo, zażywając truciznę podczas wydanego specjalnie w tym celu bankietu – życie straciło sens, skoro konieczne było obniżenie kulinarnych standardów. To właśnie Markowi Gabiuszowi najczęściej przypisuje się autorstwo dzieła. Być może rzeczywiście zainicjował taki zbiór, jednak w późniejszych wiekach musiał on być przerabiany, jako że wiele przepisów związanych jest z postaciami, które w czasach Apicjusza – czyli w pierwszym wieku naszej ery – jeszcze się nie narodziły.

Joseph Dommers Vehling, pierwszy tłumacz Apicjusza na angielski, sugeruje, że „O sztuce kulinarnej” jest czymś w rodzaju gastronomicznej biblii, dziełem wielu autorów, które Rzymianie przejęli od podbitych Greków wraz z resztą kulturowej spuścizny; że jest to tylko część większej całości; wreszcie, że zbiór nie był przeznaczony do publikacji, ale stanowił prywatne zapiski, być może celowo skrótowe i niedokładne, aby uniemożliwić korzystanie z nich osobom postronnym. Wersja, która przetrwała do naszych czasów, pochodzi prawdopodobnie spomiędzy III a V wieku naszej ery, co czyni „O sztuce kulinarnej” najstarszą książkę kucharską świata.

Już samo spojrzenie na spis treści przypomina czytelnikowi o problemach, z jakimi borykał się kucharz pierwszych wieków naszej ery: Apicjusz poświęca większość pierwszej księgi sposobom przechowywania produktów oraz maskowania podejrzanych zapaszków w przypadku, gdy zachować świeżości jednak się nie udało. Rozwiązanie polegało najczęściej na dodawaniu kolejnych przypraw („jeśli okadzanie nie pomogło i odór nadal jest zbyt intensywny, dodać miodu i nardu”). A jeśli zepsują się dodatki? Proste: zepsuty miód należy wymieszać z dobrym miodem w proporcjach 1:2. Zaraz po przepisie na „naprawianie” miodu następuje przepis na wykrywanie miodu zepsutego. Nie z nami takie numery, Bruner!

Problematyczna musiała być dostępność niektórych produktów – znajdujemy przepisy na takie erzace, jak „rosatum sine rosa”, czyli „wino różane bez róży” (przepis kończy się słowami: „i podawać jako wino różane”) bądź „olej liburnijski” („oleum liburnicum”), który Liburnii na oczy (oka?) nie widział (Apicjusz zapewnia jednak, że „każdy weźmie go za olej liburnijski”). Nie wszystkie przepisy trącą jawnym oszustwem; np. aby sylfion wystarczył na dłużej, należy wsypać do niego orzeszki piniowe, i do potraw dodawać tłuczone orzeszki właśnie; jako żywo przypomina to dzisiejsze aromatyzowanie ciast cukrem, w którym przechowywane były laski wanilii.

O ile produkty mogły być trudno dostępne, o tyle siły roboczej najwyraźniej nie brakowało; wspomniany „olej liburnijski” należy niestrudzenie mieszać przez trzy dni. Zapewne nie stanowi to większej przeszkody, gdy ma się akurat niewolnika pod ręką. Wyraźnie nie brakowało też w imperium miodu, dodawanego do większości potraw, a także używanego do konserwowania mięs, owoców i warzyw.

Co więc jadał antyczny Rzymianin? Ślimaki, ryby i owoce morza, choć te ostatnie trudno było transportować i przechowywać. Z mięsa najwięcej drobiu – obok wszechobecnego kurczęcia, Apicjusz gotował nie tylko kaczki i gęsi, ale też strusie, pawie, żurawie, flamingi i w ogóle wszystkie opierzone skrzydlaste stworzenia. Dziczyznę, a ze zwierząt domowych królika, cielę, jagnię, koźlę i prosię. Wołowinę rzadko, bo wół był zwierzęciem roboczym, a kiedy nie nadawał się już do roboty, to i do garnka nie bardzo. W kilku przepisach pojawiają się sery i mleko, w wielu jajka. Warzyw, owoców i orzechów jest duża rozmaitość; niektóre jadamy na co dzień, jak marchew, cebulę, brzoskwinie; inne są rzadko jadane, ale znane w Polsce, jak pasternak, endywia czy pigwa; jeszcze inne, jak korzenie roślin paprotkowatych czy bulwy trzcin, w ogóle wyszły z użycia.

Przyprawy są bardzo różnorodne, i tu również znajdziemy dobrze nam znane smaki i zapachy, jak pieprz, mięta czy kminek, te rzadsze, jak lubczyk czy ruta, a wreszcie takie, które - jak sylfion – zupełnie zniknęły z gastronomicznej i biologicznej mapy świata. Sypkiej soli Apicjusz używa niezwykle rzadko, zamiast tego często dodając do potraw słony bulion. Zużywa też ogromne ilości octu, wina i wspomnianego wcześniej miodu.

Potrawy są często złożone i obejmują wiele etapów gotowania, odsączania, mielenia bądź siekania, formowania w kiełbaski, krokiety lub pulpety, a następnie wędzenia, smażenia, pieczenia, gotowania w wodzie lub bulionie albo też przygotowywania galaret. Do tych zimnych i gorących potraw podaje się zimne i gorące sosy, przygotowywane podobnie jak dziś: zimne z połączenia oliwy i octu z przyprawami, zaś gorące na bazie zasmażki lub zagęszczane przez długotrwałe gotowanie. Co mogłoby nas zrazić do większości starorzymskich potraw, to tendencja do łączenia smaków słonych i słodkich; większość potraw mięsnych i warzywnych przyprawiana jest miodem, zaś do owoców i innych potraw, które my uznalibyśmy za deserowe, dodaje się bulion. Ponadto mój odruchowy, choć zapewne irracjonalny sprzeciw wzbudza nadużywanie mózgu cielęcia, a także takich produktów mięsnych, jak płuca albo macica maciory.

Skrótowość instrukcji oraz brak miar i wag składników często utrudniają lub wręcz uniemożliwiają wprowadzenie przepisów w życie; z tej samej przyczyny trudno jednoznacznie określić, jak bardzo rzymska kuchnia przypominała współczesną. Weźmy chociażby jeden z najprostszych przepisów, ten na marchewkę polaną octem i oliwą. Vehling jak typowy Anglik upiera się, że marchewka musiała być gotowana, choć w przepisie nie ma na ten temat ani słowa; a kto wie, może Juliusz Cezar lubił pochrupać sobie surową marchew, lekko przyprawioną sosem vinaigrette?

Gdyby wpółczesnego czytelnika mimo to kusiło, aby wypróbować antyczne przepisy, należy mu się przestroga. Literatura gastronomiczna w powijakach nie czyniła jednoznacznego rozróżnienia pomiędzy przepisami kuchennymi a medycznymi. Jeszcze w 1724 roku w Londynie ukazało się dzieło pod tytułem „A Collection of Receipts in Cookery, Physick and Surgery”, czyli „Zbiór przepisów kucharskich, lekarskich i chirurgicznych”. Również Apicjusz gotując marchewkę z kminem z powstałych soków przygotowuje lekarstwo na kolkę. Czasem jednak z przepisu jego zastosowanie nie wynika jasno - wino różane na przykład kusi atrakcyjną nazwą i łatwością przygotowania: wystarczy zanurzyć lniany woreczek najlepszych, wolnych od rosy płatków róży w winie na kilka tygodni, co tydzień wymieniając płatki na świeże, a na koniec dodać miodu; Vehling informuje jednak, iż uzyskiwano w ten sposób silny środek przeczyszczający.

Na koniec jeden z przepisów, w wolnym tłumaczeniu z wersji angielskiej na polski. Zainteresował mnie, bo wygląda na pierwowzór współczesnej lasagne; zapewne nadawałby się do spożycia i dziś, gdyby nie pewne trudności ze zdobyciem odpowiednich przedstawicieli drobiu.


PATINA APICIANA

Małe kawałki gotowanych wymion maciory, kawałki ryby, kawałki kurczaka, piersi gotowanych lutniczek lub drozdów i co jeszcze masz najlepszego zmiel bardzo ostrożnie, zwłaszcza lutniczki. W oliwie rozpuść świeże jajka; utłucz pieprz z lubczykiem, zalej bulionem i winem rodzynkowym, przelej do garnka, podgrzej i zwiąż zasmażką, zagotuj. Część soków przelej do drugiego, głębokiego naczynia, z całymi ziarnami pieprzu i orzeszkami piniowymi. W naczyniu tym układaj warstwami mięso, przekładając je cienkimi naleśnikami, aż do wypełnienia. Na wierzchu ułóż ostatni naleśnik, zalej jajkami, które zwiążą potrawę, i posyp pieprzem. Naczynie umieść w garnku do gotowania na parze. Kosztowny srebrny półmisek znacznie poprawi wygląd dania.


---
Tekst napisany na podstawie: „Apicius: Cookery and Dining in Imperial Rome”, tłumaczenie z łaciny na angielski Joseph Dommers Vehling, z obszerną przedmową tłumacza, pierwsze wydanie 1936, reprint 1977, Dover Publications, Nowy Jork. Wszystkie cytaty w przekładzie własnym.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 10612
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 18
Użytkownik: Czajka 22.08.2008 04:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiadomo do końca, czy... | hburdon
Myślę, że skoro szparagi gotował, to marchewkę też. :)
Lutniczki mnie nie zaskoczyły, ale czyżby starożytny Rzym już znał naleśniki? Bo wymiona na pewno znał i jadł. I podobno znał zepsuty sos z ryby bardzo przepyszny. No, aromat musiał mieć, niewatpliwie.
Bardzo zachęcająca recenzja i książka, a ja, pozostając w temacie, a wypadając nieco z epoki polecam "Fizjologię smaku" Savarina. Dwieście lat temu niecałe, a na śniadanie możesz mieć nerkę z rożna i pół butelki dobrego wina. :)
Użytkownik: janmamut 22.08.2008 04:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę, że skoro szparagi ... | Czajka
Oczywiście ;-) chodzi o lutniczki w tym sensie:

"Wyróżniona lutniczka

Drugą - najwyższą przyznaną w tym roku - nagrodę zdobyła na Międzynarodowym Konkursie Lutniczym Stradivariusa krakowianka, Danuta Pawlikowska.
Doroczny konkurs w Cremonie to jedno z najważniejszych wydarzeń w kalendarzu lutników. Co roku konstruktorzy instrumentów smyczkowych z całego świata przysyłają tam kilkaset skrzypiec, altówek i wiolonczel. 32-letnia krakowianka jest pierwszym lutnikiem z naszego kraju, który zaszedł tak wysoko we włoskim konkursie. Instrumenty buduje od 15 lat. Jak sama mówi, w tym fachu potrzeba precyzji, cierpliwości i dobrego ucha. Nie przyznaje się do żadnego sekretu podobnego do tego, który (tak mówi legenda) posiadł Antonio Stradivari."

Za:
http://miasta.gazeta.pl/krakow/1,35823,1709650.htm​l
Użytkownik: Czajka 22.08.2008 04:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Oczywiście ;-) chodzi o l... | janmamut
Wiedziałam, wiedziałam, że nawet Patina może być atrakcyjna dla Mamuta po lekkiej manipulacji gazetą. :D
I takie dobre ucho byś zjadł? :)
Użytkownik: janmamut 22.08.2008 04:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiedziałam, wiedziałam, ż... | Czajka
Przecież tam nie uszy jadano. ;-)

Zawsze mnie bawi, gdy w sklepie obok napisów: "udka kurczaka" widzę "szynka babuni" czy "kiełbasa studencka".
Użytkownik: Czajka 22.08.2008 04:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Przecież tam nie uszy jad... | janmamut
Ale ucho lutniczki jest chyba najlepsze? ;)
Ja widziałam pasztet w słoiku "Adaś".
A szynkę babuni Ci wyślę zaraz, albo z pracy, jak znajdę. :)
Użytkownik: janmamut 22.08.2008 04:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale ucho lutniczki jest c... | Czajka
A zdjątko tego "Adasia" masz może? Cudo! Ludzina...
Użytkownik: Czajka 22.08.2008 04:49 napisał(a):
Odpowiedź na: A zdjątko tego "Adas... | janmamut
Zrobię. Czy te trzy kropki to załamanie rąk, czy rozmarzenie? ;)
Użytkownik: janmamut 22.08.2008 05:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Zrobię. Czy te trzy kropk... | Czajka
Przypomnienie. Chyba. Mam wrażenie, że opowiadałem o ludzinie w Tomaszowie.
Użytkownik: hburdon 30.08.2008 16:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę, że skoro szparagi ... | Czajka
Sos z ryby podobno w bardzo malutkich ilościach. Vehling w ogóle uważa, że mylimy się sądząc, że starorzymskie potrawy były zawsze mocno przyprawione. W przepisie potrafi ich być od kilku do kilkunastu, ale nie ma podanych ilości, i Vehling uważa, że używane były bardzo oszczędnie, chociażby dlatego, że niektóre były potwornie drogie. Vehling to w ogóle ciekawy tłumacz, bo kucharz z zawodu, z doświadczeniem pracy w kuchniach całej Europy. :) Z jednej strony to dobrze, bo potrawy sam próbował gotować i wiele ciekawych wniosków z tego wysnuł; z drugiej jednak miałam czasem wrażenie, że trochę za bardzo na siłę próbuje dopasować starorzymskie przepisy do współczesnej kuchni europejskiej.

Nie wiem, jak to było z tymi naleśnikami, bo angielsku jest "thin pancakes", czyli "cienkie naleśniki" (pewnie w odróżnieniu od grubszych, jakie Kanadyjczycy, Amerykanie czy Szkoci jadają z syropem). Ciekawie byłoby porównać z polskim tłumaczeniem, ale niestety nie mam dostępu. :(

"Fizjologię smaku" sobie zaschowkuję, czy to Savarin miał być największym stylistą literatury francuskiej? Coś mi się kojarzy z prk...
Użytkownik: Czajka 31.08.2008 04:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Sos z ryby podobno w bard... | hburdon
Ja się wcale nie dziwię, że w małych ilościach, wystarczy że tylko spróbuję sobie wyobrazić zapach psującej się tygodniami na słońcu ryby. ;)

Naleśnik kojarzył mi się bardzo współcześnie, a tu, proszę, Wikipedia prawi tak:

"Nie wiadomo dokładnie, gdzie po raz pierwszy zaczęto przyrządzać naleśniki. Prawdopodobnie miało to miejsce już w starożytności. Podaje się je i w Chinach i w Europie. Włosi twierdzą, że wynaleziono je we Florencji, skąd w XVI wieku Katarzyna Medycejska przywiozła je do Francji, gdy wyszła za mąż za francuskiego króla.

Bardzo prawdopodobne jest, że nazwa naleśnik pochodzi ze złączenia wyrazów nalewać i maślanka, ponieważ pierwsze naleśniki były kwaśne, robione z ciasta na bazie śmietany lub maślanki, nie mleka."

Czyli w sumie nie wiadomo, ja stawiałabym na rodzaj prostego placka, ale nie wiem. Skomplikowana ta starożytność w aspekcie naleśników i wiader.

O Savarinie Balzac pisał tak: "Od szesnastego wieku, wyjąwszy La Bruyère'a i La Rochefoucaulda, żaden prozaik nie potrafił nadać zdaniu francuskiemu tak żywej formy."
O samej książce powiedziałabym - przyjemna.
Użytkownik: Czajka 02.10.2008 09:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Sos z ryby podobno w bard... | hburdon
O naleśnikach dalej nic nie wiem, ale znalazłam patelnię!
"Jeśli zaś ofiarą z pokarmów będzie twoja ofiara z patelni - z przedniej mąki zaczynionej w oliwie - niechaj to będzie przaśne."
Księga Wyjścia

Podają, że w oryginale "panwi - czyli żelaznej, płaskiej patelni". A jeżeli znali patelnię (XIII-XII wieku p.n.e.) i smażyli na niej ciasto, to już jest nadzieja na naleśnik. :))
Użytkownik: hburdon 21.02.2012 10:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę, że skoro szparagi ... | Czajka
Nie wiem, ile w tym prawdy, ale właśnie przeczytałam, że najstarszy przepis na naleśniki mniej więcej przypominające dzisiejsze pochodzi z roku 1594, z książki "The Good Huswifes Handmaide for the Kitchen".

http://www.guardian.co.uk/lifeandstyle/wordofmouth​/2011/mar/03/how-to-cook-perfect-pancakes
http://www.bl.uk/learning/images/texts/cooks/large​839.html
Użytkownik: Czajka 14.09.2008 05:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiadomo do końca, czy... | hburdon
Tu wkleję te kości, jako kulinarne i historyczne. Przepis wyczytałam w "Europie" Normana Daviesa -
Bierze się kopr i przygryza dla uprzyjemnienia gotowania, które polega na tym, że:
bierzesz 225 g kości szpikowych, mąkę, sól, grzanki. A potem trzeba: Oskrobać i umyć kości, każdą przepiłować w poprzek na dwa kawałki (...). Z mąki i wody zagnieść twarde ciasto, cienko rozwałkować. Płatkami ciasta zalepić końce kości, tak aby szpik nie wypłynął podczas gotowania. Zawinąć w oprószone mąką płótno. Ustawić pionowo w głębokim rondlu z wrzącą, osoloną wodą i gotować na małym ogniu około dwóch godzin (...). Rozwinąć płótno, usunąć ciasto. Każdą kość owinąć papierową serwetką i podawać z suchymi grzankami.

Na podstawie "Food and cooking in prehistoric Britain". A przepis opracowany na podstawie treści żołądkowych wykopalisk. Brrrr. Jeszcze było o owsiance, ale chyba trochę mniej wyrafinowane. Może dlatego kuchnia angielska jest taka niedobra, że za bardzo przywiązana do tradycji, hyhy.
Użytkownik: hburdon 14.09.2008 17:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Tu wkleję te kości, jako ... | Czajka
Na podstawie treści żołądkowych? Jakim cudem z prehistorycznych treści oni wymyślili te płatki ciasta? I skąd, u licha, prehistoryczni Brytoni wzięli papierowe serwetki?

Kuchnia angielska wcale nie jest niedobra. Fakt, że trochę jej zaszkodziła niejaka pani Beeton, skądinąd szalenie ciekawa i godna podziwu osoba. Mniej więcej w połowie XIX wieku wydała poradnik prowadzenia domu dla młodych mężatek. Poradnik zasłużył się między innymi tym, że wprowadził znany nam dzisiaj format przepisów kulinarnych, w którym na początku podaje się niezbędne składniki. Aż trudno uwierzyć, że nikt na to wcześniej nie wpadł! Ale też pewnie wiele zbiorów przepisów pisanych było tak jak Apicjusz, tzn. na własny użytek, i ułatwianie korzystania z niego innym nie było pożądane.

Jednak Isabella Beeton, choć wyjątkowo zdolna edytorka, na gotowaniu nie znała się wcale, a wszystkie jej przepisy były ukradzione z innych źródeł, czasem niekiedy z błędami. I tak na przykład pasternak zalecała pani Beeton gotować przez trzy godziny. Możesz sobie wyobrazić, jaki musiał być pyszny... Poradnik zaś był absolutnym bestsellerem, więc na kuchnię angielską miał wpływ niemały.
Użytkownik: McAgnes 02.10.2008 10:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiadomo do końca, czy... | hburdon
Już wcześniej chciałam się tu dopisać, bo mnie zastanowił akapit trzeci, ten o zepsutym miodzie. Jakoś zawsze mi się wydawało, że miód jest jedym z niewielu produktów spożywczych, które się nie psują - znaleziono miód w piramidzie egipskiej, parę tysięcy lat i proszę, nadal dobry!

A reszta świetna, Haniu, skąd ty takie książki wydłubujesz? Wiem, wiem, muszę się przeprosić z biblioteką... :)

Poza tym również jestem zdania, że srebrny półmisek znacząco poprawia wygląd dania. Ale czy musi być koniecznie kosztowny?
Użytkownik: hburdon 02.10.2008 12:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Już wcześniej chciałam si... | McAgnes
Czytałam o tym miodzie w twojej czytatce. :) I próbowałam to zweryfikować, ale bez większego powodzenia. Na wielu stronach piszą, że miód się nie psuje; ale też na niektórych znalazłam informację, że co prawda się nie psuje, ale fermentuje, a na innych, że wprawdzie nie fermentuje, ale się psuje; a jeszcze na innych, że miód potrafi nabrać złego smaku, ale bez wytłumaczenia, w jaki sposób. Na pewno właściwości przeciwpsujne miód ma, skoro używano go do przechowywania potraw; ale tak sobie myślę, że nawet jeśli nasz współczesny miód się nie psuje, to taki miód wybierany z barci i przechowywany w glinianym garnku czy gdzie go tam przechowywali, pewnie bywał zanieczyszczony.

Bardzo jestem ciekawa, kto i jak sprawdzał przydatność do spożycia staroegipskiego miodu! Odważyłabyś się próbować coś z garnka sprzed trzech tysięcy lat, który właśnie wykopałaś? :)

A książkę wydłubałam z www.pgdp.net. :) Jest przygotowywana do wrzucenia na serwer projektu Gutenberg, zrobiłam jej pobieżną korektę (smoothreading) i przy okazji trochę się dowiedziałam o rzymskiej kuchni. :)
Użytkownik: McAgnes 02.10.2008 12:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytałam o tym miodzie w ... | hburdon
Mnie przyszło jeszcze do głowy, że ten miód, o którym mowa w książce, to mógł być pitny - a wtedy to jak najbardziej mógł się zepsuć, znajomy winiarz mówił. A przyprawa jak każda inna, jak wino do spaghetti czy takie tam :)

Staroegipskiego miodu bym nie zjadła, z szacunku do zmarłych (;)) to przecież ich miód. Ale (teraz nie wiem na pewno, tylko tak sobie rozważam), jakbym wykopała taki miód, to powąchałabym. A potem dała do analizy chemicznej, żeby sprawdzić, czy nie ma bakterii i czy skład chemiczny jest taki sam jak przeciętnego miodu. Tylko nie wiem, czy to by wystarczyło...

Haniu, a książka jest już na Gutenbergu, czy dopiero będzie? Zerknęłabym z przyjemnością :)
Użytkownik: hburdon 02.10.2008 12:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie przyszło jeszcze do ... | McAgnes
Nie, książka jest jeszcze na www.pgdp.net, pliki w obecnej postaci można ściągnąć stąd:
http://www.pgdp.net/c/project.php?id=projectID4090​e63d23837
Albo stąd:
http://www.pgdp.net/c/tools/post_proofers/smooth_r​eading.php
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: