Dodany: 09.01.2014 13:52|Autor: nutinka

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Wspomnienia znad "płonącego jaru"
Fiderkiewicz Alfred

3 osoby polecają ten tekst.

Galicyjskie wspomnienia


Surowa, oszczędną kreską malowana okładka przywodzi na myśl wojaka Szwejka i jego czasy. To dobry trop, bo wspomnienia Fiderkiewicza przenoszą czytelnika do Galicji, dzielnicy, która w I i III rozbiorze Polski przypadła Austrii, kraju rolniczego, biednego i zacofanego. Tam, w Horodence, urodził się i dorastał Alfred Fiderkiewicz, mało znany autor bardzo ciekawie napisanych wspomnień, późniejszy działacz robotniczy, chirurg, dyplomata, poseł na sejm w II Rzeczypospolitej i prezydent Krakowa. „Wspomnienia znad »płonącego jaru«” obejmują lata przełomu XIX i XX wieku, do ukończenia przez autora lat siedemnastu, kiedy to wyjechał do Ameryki w poszukiwaniu pracy i chleba; przenoszą czytelnika w czasie i przestrzeni na Pokucie pod zaborami, do miejscowości niedaleko Kołomyi i do Stanisławowa koło Lwowa. Wspomnienia lat dziecinnych i młodości gimnazjalnej, lat biedy i borykania się z niełatwą codziennością, ale i zabaw niewinnych, radości z atrakcji przybywających do wsi i miasteczek.

Dużo pisze Fiderkiewicz o rodzącym się ruchu socjalistycznym. Dążenia do wyrównania jakości życia wynikały z biedy robotników, rzemieślników i chłopów, nierzadko krańcowej, prowadzącej do wyniszczenia, chorób i śmierci dzieci i dorosłych. Brak środków do życia, brak pieniędzy na pochówek, a jednocześnie szastanie guldenami przez obszarników i księży musiały doprowadzić zrozpaczone masy do posunięć radykalnych. Fiderkiewicz z dużym wyczuciem opisał to, co widział jako młody chłopak, ciekawy świata i podatny jeszcze na wpływy przekonujących argumentów, dając szeroki obraz społeczeństwa od najniższych warstw po właścicieli setek hektarów i nie pomijając w nim wędrownych kuglarzy, aktorów, osobliwości wszelkiej maści. Pełno tu ludzi z krwi i kości, bardzo prawdziwych i wyrazistych, i scen, które zapadają w pamięć, pięknie namalowanych – miał Fiderkiewicz talent do pisania, miał też zmysł obserwacji wyczulony na to, co istotne i znaczące, aż zadziwiający u tak młodego chłopca. Nie wahał się też pisać wprost, celnie godząc w niesprawiedliwości społeczne i zmurszały system polityczny czy religijny: „Tatusiu, ja na księdza nie pójdę, nie chcę być pasibrzuchem!”[1]; „Miejsc wolnych w seminarium [nauczycielskim] nie brakowało, nikogo bowiem nie nęciła kariera nauczyciela, ponieważ nauczyciele otrzymywali tak głodowe pensje, że niemal przysłowiem stała się zagadka na ich temat: »Kto to jest? Nie je, nie pije, a chodzi i bije?«”[2].

Wiele opisał wydarzeń smutnych, jak zaraza dziesiątkująca najbiedniejszych, ale nie omijająca też bogatych, nie zabrakło jednak w jego dzieciństwie i chwil radosnych, pełnych wesołości, zabawnych przerywników codziennego trudu. Do tych ostatnich należały regularne wizyty różnych dziwności ze świata – raz był to Hucuł z tańczącym niedźwiedziem, innym razem człowiek z balonem, którym za kilka centów można było wzlecieć sto metrów w górę i obejrzeć świat z podniebnej perspektywy, kiedy indziej znów wizyta trupy teatralnej, wystawiającej komedie ku radości tych, których stać było na bilet. Ciekawy to obraz, w kilkunastu rozdziałach pokazujący całokształt bytowania ludzi będących częścią narodu uciskanego i zbiedniałego, ale twardego i dążącego do zmian. Współistniał ten naród mimo różnorodności etnicznej, pospołu Polacy, Ukraińcy, Żydzi, nie dając się austriackim urzędnikom i opierając twardej ręce zaborcy. Warto poznać spojrzenie człowieka, który tam żył.


---
[1] Alfred Fiderkiewicz, „Wspomnienia znad »płonącego jaru«”, wyd. Iskry, 1955, s. 95.
[2] Tamże, s. 169.


[Recenzję zamieściłam też na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2377
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: WBrzoskwinia 27.01.2014 14:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Surowa, oszczędną kreską ... | nutinka
Zgoda, że warto - ale pod jednym kardynalnym warunkiem: że jako jedynej perspektywy patrzenia na Galicję owego czasu nie przyjmie się Szwejka i Fiderkiewicza. Dlaczego nie? Bo ta nie wystarcza. Sama podałaś uzasadnienie: Galicja wedle schematu jest rolnicza, biedna i zacofana - a wedle faktu w tutejszej zabitej dechami dziurze można się przelecieć czymś tak nowoczesnym, jak balon... Innymi słowy: dziwne to "galicyjskie zacofanie"... Bo skoro np. Lwów, a nawet taka prowincja, jak Kraków, miała tramwaj elektryczny wcześniej niż Warszawa, zaś o biedzie, głodzie, chłodzie, urzędnikach, rozwarstwieniu i zacofaniu na wsi polskiej pod zaborem rosyjskim można poczytać np. u Sienkiewicza, Reymonta, Prusa...
Oczywista, nie chodzi o to, by robić sztuczny zarzut, od wspomnień "znad jaru" sztucznie wymagać kompleksowego, szerokiego widzenia rzeczywistości - tylko o to, aby czytelnik miał świadomość, że jw. ta perspektywa to świadectwo pewnej sfery z owej galicyjskiej rzeczywistości, więc o to, by sobie nie urabiał zawężonego zdania o rzeczy. Bo w całokształcie bywały tu takie rzeczy, przy których wysiada i reszta Polski, i Europy, i świata; jak i takie, które bywały na czasie, jak wszędzie w Europie i na świecie. Innymi słowy to samo: Galicja i Polska jako kraj zacofany to jeden z niby-mitów, budowany szczególnie w międzywojniu i za wczesnej komuny, a i poniekąd sam się budujący - a przecież te wspomnienia powstały właśnie w tym czasie...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: