Dodany: 20.12.2013 23:55|Autor: olina

„King Crimson”, „King Kong” i „The Crimson Circle”


Książka objęta patronatem BiblioNETki.



Oho, krwią czuć. Gdy zobaczyłam tytuł: „Czerwony Krąg”, powiało jakoś Mastertonem i Kellermanem. Dopiero dopisek: „Pierwsze wydanie powojenne” dał mi nadzieję. Aha, staroć! Może jednak coś jak Christie albo Conan Doyle? O naiwności ma! Poirot i Holmes to niedoścignieni detektywi, z którymi można się poczuć bezpiecznie – logiczni, przewidujący, praktycznie nieomylni. Prywatny detektyw Derrick Yale oraz inspektor Parr nie dość, że popełniają błędy, to jeszcze tuż pod ich nosem dochodzi do coraz zuchwalszych morderstw. Pierwszy hołduje psychometrii, odgaduje najdziwniejsze szczegóły omijając dedukcję krokiem posuwisto-dostawnym, drugi zaś nie robi dobrego wrażenia na przełożonych nie tylko z racji swej fizjonomii. „Brakło mu dużo cali do miary normalnej i dziwne było nawet, jakim sposobem mógł pod tym względem zadośćuczynić wyraźnym i szczegółowym przepisom władzy policyjnej (…). Zaś twarz nie przejawiała śladu rozumu ni wykształcenia”[1].

Co to jest Czerwony Krąg? To znak pojawiający się na listach rozsyłanych do znaczących i majętnych osobistości Londynu. To organizacja mafijna, w której nikt nikogo nie zna, a rozkazy wydaje tajemniczy osobnik - szantażem, zastraszaniem, a także obietnicami korzyści finansowych nakłaniający ludzi z różnych środowisk do współpracy. Poznajemy jeszcze dwa znaczenia tych słów, ale dużo później, choć tak naprawdę narrator rozwiązaniem zagadki macha nam przed oczyma parokrotnie.

Jak u Hitchcocka: zaczyna się od trzęsienia ziemi, potem napięcie nieprzerwanie rośnie. Gilotyna z gwoździem w niewłaściwym miejscu i podarowane drugie życie, tylko komu? Seria pogróżek i niewyjaśnionych zabójstw. Syn milionera i „femme fatale”, drobne złodziejaszki i skorumpowani dygnitarze. I nie ma sztampowych postaci. Choć brak blond-mimozy i morderczo przystojnego dżentelmena, wątek romansowy pojawia się, acz bez omdlewania i soli trzeźwiących. Jest za to całe mnóstwo bohaterów opisanych z prawdziwym wdziękiem. „John Brabazon, potężny prezes banku tellerowskiego, w chwilach wielkiego wzburzenia popadał w dziwną nawyczkę. Białymi rękami sięgał do bujnych loków z tyłu głowy, motał je na palce i ciągnął przez całą łysinę aż na czoło. Z tak pochyloną głową i palcami na czole wyglądał jak zamodlony głęboko”[2].

Wśród tej gęstwiny (postaci - nie włosów bankiera) są osoby, które można lubić od początku do końca. Jedna z nich twierdzi: „Nigdy krytyka nie zaszkodziła jeszcze nikomu (…). Tylko świadomość, że się nie ma racji, może przeszkadzać. Ja wiem, że rację mam, przeto wszyscy mogą sobie gadać, co im się podoba”[3].

Kryminały bez krztyny suspensu sprawiają, że czytelnik śledzi potencjalne ofiary i ich zabójców wyluzowany jak kacza noga. Wallace mistrzowsko buduje napięcie. Czytelnik wciągnięty w wir wydarzeń chwilami podejrzewa każdego (włącznie z policją i prowadzącymi śledztwo!), a czasem wydaje mu się oczywiste, że zbrodniarzem jest… Ale znowu się myli. I może poczuć się trochę tak, jak jedno z ogniw Czerwonego Kręgu: „Oni zaś zostawili go sam na sam z myślami, które nie były liczne, ale za to zgoła nieprzyjemne”[4].

Nie wiedziałam nic o Edgarze Wallasie, a to sława była prawdziwa. Napisał m.in. scenariusz do filmu „King Kong”. A może nie napisał? Nie pisał bowiem książek, lecz używał dyktafonu. Pisarz tak oszczędzający czas potrafi precyzyjnie władać słowem i uwagą czytelnika. Prawiem przypaliła ciasto daktylowe, tak mnie lektura wciągnęła!


---
[1] Edgar Wallace, „Czerwony Krąg”, przeł. Franciszek Mirandola, Wydawnictwo CM, 2013, s. 28.
[2] Tamże, s. 67.
[3] Tamże, s. 176.
[4] Tamże, s. 57.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1509
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: