Dodany: 31.10.2013 19:33|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

3 osoby polecają ten tekst.

Czytatka-remanentka (X 13)


Podsumowanie październikowych lektur nierecenzyjnych zaczynam od tych, co wypadły dobrze lub przynajmniej nienajgorzej.

Wojna książek: Biblioteka i historia literatury (Tomkowski Jan) (5,5)
Czytanie o czytelnikach, książkach i bibliotekach pojawiających się na kartach dzieł literackich już samo przez się jest przyjemnością, a może być też i odkrywczą podróżą, pozwalającą dostrzec nowe atrakcje dobrze znanych rejonów – bo czy na przykład pamiętamy, co czytywali bohaterowie „Lalki”, „Nocy i dni”, „Pana Tadeusza”? Satysfakcja byłaby równa doznanej przy lekturze „Zamieszkać w bibliotece”, gdybym przypadkiem nie przyłapała autora na powtarzaniu (częściowo nawet dosłownym) tych samych myśli w dwóch różnych tekstach.
Oto przykład pierwszy.
„<<Pan Tadeusz>>, czyli antyksiążka”:
„Przyczyną kryzysu jest druk. Nie byłoby gorszącej Podkomorzego rewolucji obyczajowej, gdyby nie wynalazek druku. Oczywiście nową modę przynoszą nie <<księgi>>, lecz <<broszury>> i <<gazety>>. Trudno nie zwrócić uwagi na fakt, iż te właśnie postacie słowa drukowanego najlepiej się nadają (albo też nadawały w XVIII wieku) do szybkiego rozpowszechniania nowych idei.
Dla miłośników francuszczyzny szczególnego znaczenia nabiera usankcjonowanie propagowanych zwyczajów i poglądów właśnie poprzez druk. Horyzont ich myślenia wyznaczają książki, broszury i gazety, pochłaniane z naiwnością człowieka, który pragnie za wszelką cenę podążać za modą i nie dba w ogóle o samodzielność poglądów” [103].
„Pisarz w świecie gazet”:
„Okropieństwo po prostu, a jego przyczyną jest oczywiście druk, bez którego przynajmniej zdaniem mądrych starców można by się doskonale obyć. Nie byłoby gorszącej Podkomorzego rewolucji obyczajowej, gdyby nie wynalazek druku. Oczywiście nową modę przynoszą nie <<księgi>>, lecz <<broszury>> i <<gazety>>. Można je szybko czytać i bez trudu rozpowszechniać. (…) Samodzielność poglądów nie gra żadnej roli tam, gdzie liczy się nade wszystko usankcjonowanie przez druk i akceptacja autorytetów kreujących intelektualne czy obyczajowe mody” [355].
I przykład drugi:
„Biblioteka i świat”:
„(…) w czasach Filipa II i jego następcy Filipa III zwykli wieśniacy byli z reguły analfabetami. Normalne dla nas i dla historyków epoki, ale przecież nie dla Don Kichota, który sztukę czytania uczynił wręcz wyznacznikiem człowieczeństwa. <<Czy czytałeś?>>. <<Czy nie czytałeś?>>. <<Czyżbyś nie czytał?>>. Te pytania mają dla bohatera Cervantesa znacznie głębszy sens niż pokusa poznania upodobań rozmówcy. W książkach kryje się klucz do tajemnicy i klucz do świata. A ściślej mówiąc, szansa zrozumienia świata rzeczywistego, prawdziwego, opisanego w przeszłości przez najświetniejszych autorów” [18]
„Don Kichote na Podolu. Wokół <Opowiadań podolskich> Juliana Wołoszynowskiego”:
„Na ziemi opanowanej przez analfabetów błędny rycerz uczynił sztukę czytania wręcz wyznacznikiem człowieczeństwa, najważniejszym wyzwaniem egzystencjalnym, rodzajem tajemniczej misji. <<Czy czytałeś?>> - <<Czy nie czytałeś?>> - <<Czyżbyś nie czytał?>>. Te pytania mają dla bohatera Cervantesa znacznie głębszy sens niż pokusa poznania upodobań rozmówcy. W książkach kryje się klucz do tajemnicy i klucz do świata. A mówiąc ściślej, szansa zrozumienia świata rzeczywistego, prawdziwego, opisanego w przeszłości przez najświetniejszych autorów” [311-312].
Ja rozumiem, że (nawet wybitnemu) człowiekowi niektóre sformułowania mogą utkwić w pamięci i nasuwać się automatycznie, gdy tylko o danym temacie pomyśli, ale przecież warto przejrzeć tekst przed oddaniem do druku i zobaczyć, czy czegoś nie da się napisać choć trochę innymi słowami…
Niejaką przykrość z tego zgrzytu wynagradzają w dwójnasób dziesiątki pięknych i mądrych zdań o literaturze, o czytaniu, o walorach poszczególnych omawianych dzieł (i skąd tu wziąć dzienniki Żeromskiego???). Delicja!

Dubo... Dubon... Dubonnet (Stachowicz Izabela (pseud. Czajka lub Gelbard Izabela lub Bell Iza)) (5)
Kolejny tom szalonych przygód czarującej Belli, już trochę życiowo doświadczonej - bo i rozwód, i nieudana próba związania się z kolejnym partnerem – ale wciąż jeszcze uroczo (a czasem równie przerażająco, jak uroczo…) spontanicznej, rwącej życie garściami, jakby od początku wiedziała, że świat, w którym wyrosła, skończy się w sposób niezwykle dramatyczny. Tym razem zdaje sobie sprawę, że jej romans z Robertem nie ma przyszłości i wiedziona nagłym impulsem wsiada w pociąg do Paryża. A tam, wiadomo – dziesiątki artystów wszelkiej maści i innych pięknoduchów, jedni opływający w dostatki, inni, dużo liczniejsi, przymierający głodem i chodzący w podartych butach, ale wszyscy upojeni obcowaniem z niepowtarzalną atmosferą tej stolicy miłości i sztuki. Zanim Bella pozna swojego drugiego męża Jerzego i zanim po kilku miesiącach znajomości zdecydują się na wspólne życie, czeka ją jeszcze mnóstwo przeżyć, momentami aż nieprawdopodobnych. Może i niektóre opowieści są trochę naciągnięte, ale czyż niegdysiejsza dusza towarzystwa, spisująca swoje wspomnienia w jesieni życia, wciąż wspominająca zmarłych przyjaciół i krewnych, z których większość pochłonął koszmar Holocaustu, nie ma prawa odrobinkę koloryzować? Ileż w tych historiach barw, smaków, zapachów, ile wspaniałych ludzkich typów, a do tego sporo humoru i ten piękny, „przedwojenny” język!

Życie po byciu lekarzem (Knypl Krystyna) (4)
Sympatyczna powieść, z lekkim przymrużeniem oka przekonująca, że przestać być lekarzem nie jest tak łatwo, nawet gdy się ma już dość, a już całkiem w konwencji satyrycznej przedstawiająca relacje międzyludzkie panujące w niektórych placówkach polskiej służby zdrowia. Mimo drobnych niedostatków kompozycyjnych całkiem niezła.

Ostatni dobry człowiek (Kazinski A. J. (właśc. Weinreich Jacob, Rønnow Klarlund Anders)) (4)
Sen i śmierć (Kazinski A. J. (właśc. Weinreich Jacob, Rønnow Klarlund Anders)) (4,5)
Jak to zwykle w skandynawskich kryminałach, pierwsze skrzypce grają fachowcy z poważnymi życiowymi problemami. Niels Bentzon jest świetnym negocjatorem, ale każdą swoją zawodową potyczkę przeżywa jak osobisty dramat, a ponadto cierpi na paniczny lęk przed podróżowaniem; jego żona przebywa na kontrakcie w Afryce i choć oboje robią jakieś niemrawe kroki w kierunku ratowania związku, żadne nie chce zrezygnować z własnych priorytetów. A sprawa, którą usiłuje rozwikłać Niels w „Ostatnim dobrym człowieku”, jest co najmniej niezwykła i gdyby nie poznana podczas czynności śledczych Hannah Lund, astrofizyczka zmagająca się z depresją po śmierci jedynego syna i rozstaniu z mężem, pewnie jeszcze długo musiałby nad tą zagadką pracować. W drugiej część cyklu wydarzenia są równie dramatyczne, choć nie na tak wielką skalę – ale za to oboje bohaterowie stają w obliczu bezpośredniego zagrożenia. Sama konstrukcja fabuły, styl, język, wyraziście odmalowane tło obyczajowe, wszystko pierwszej jakości. Mniej więcej do ¾ „Ostatniego dobrego człowieka” byłam przekonana, że postawię ocenę wyższą niż jakiemukolwiek kryminałowi do tej pory. A potem… tak dobrze żarło i zdechło! Sorry, ale nie jestem w stanie tolerować w tego rodzaju literaturze motywów metafizycznych! U Marqueza czy u Murakamiego mogą sobie spacerować duchy, w fantasy to w ogóle wszyscy bohaterowie mogą przechodzić przez ściany, robić coś z niczego, dyskutować na żywo z bóstwami etc. – ale kryminał to kryminał i wszelka ingerencja mocy nadprzyrodzonych, a nawet „tylko” krótka wyprawa w zaświaty w stanie śmierci klinicznej absolutnie się nie mieści w pojęciu tego gatunku. Niestety, oceny obniżyłam proporcjonalnie do dawki irracjonalizmu…

Krwawa zemsta (Chmielewska Joanna (właśc. Kühn Irena)) (4)
Tym razem nie kryminał (choć jest i zabójstwo, i napaść z celowym uszkodzeniem ciała), tylko powieść satyryczna na tematy damsko-męskie. W ulubionym przez autorkę środowisku, dostosowanym tylko do wymogów czasu (już nie państwowe biuro projektowe, lecz mega-firma składająca się z kilku firm-córek i indywidualnych wykonawców pracujących na zlecenie), rozgrywa się wielopiętrowa tragifarsa, której spiritus movens jest młoda osoba zatrudniona jako pomoc techniczna. Zdradzone żony i wzgardzona kochanka najchętniej posiekałyby Kręcidupcię – bo takie oto wdzięczne miano jej nadały – na kawałki… ale skoro morderstwo jest karalne, muszą obmyślić inny sposób zemsty. A nie są jedynymi osobami, które chciałyby seksownej pannie pokazać, gdzie raki zimują… Fakt, że jest trochę odgrzewanych chwytów, jest parę dłużyzn, ale pośmiać się można.

Maska kłamstw (Luceno James) (3,5)
No, dobrze, przyznaję się: mam słabość do „Gwiezdnych Wojen” i chociaż pewnie żadnego z kilkudziesięciu tomów, które mi zostały do przeczytania, nie ocenię wyżej niż na czwórkę (a i to niepewne), wcale nie zamierzam rezygnować z tego cyklu na korzyść ambitniejszej literatury.
Opowiedziana w „Masce kłamstw” historia zatargu Federacji Handlowej z Republiką i z terrorystyczną organizacją o nazwie Front Mgławicy poprzedza bezpośrednio wydarzenia znane z Epizodu I („Mrocznego widma”), rzucając nieco światła na przyczyny blokady Naboo, abdykacji kanclerza Valorum i na jego relacje z Palpatine’m. Prawdę powiedziawszy, gdyby usunąć wszystkie futurystyczne i magiczne rekwizyty, pozostałby całkiem przyswajalny thriller polityczny…

A teraz rozczarowania;

Seriale: Przewodnik Krytyki Politycznej (antologia; Dunin Kinga, Tomasik Krzysztof, Jenkins Henry i inni) (3,5)
Jaki tam przewodnik! Zwyczajny zbiór tekstów, niejednolitych ani pod względem formy, ani ujęcia. Tu dyskusja (albo tylko luźna pogawędka dwojga amatorów jakiegoś serialu czy też całego podgatunku seriali), tam esej; zupełny misz-masz, żadnej systematyki, żadnego syntetycznego ujęcia. Wiedza bardzo wyrywkowa, raczej bez perspektyw, by człowiek niebędący maniakalnym fanem seriali nabrał o nich jakiegoś sensownego pojęcia. Dobrze się czyta, i to jest plus.

Dziewczyny z Koziej Górki (Leonia (właśc. Buchner Helena)) (3,5)
Trójka z plusem to nie jest zła ocena. To coś, co w jakiś sposób wybija się ponad przeciętność, czy to z powodu wyjątkowo lubianych bohaterów, czy zmyślnej intrygi lub wartościowego przekazu – a jednak ma dość braków, by nie można z czystym sumieniem powiedzieć: „to dobre”. Ale w przypadku pozycji, którą kilkoro zaufanych Biblionetkowiczów oceniło wysoko, ba, bardzo wysoko, za czym poszły moje oczekiwania lektury nieomal rzucającej na kolana… to 3,5 jest jednak dowodem rozczarowania. Bo „Dziewczyny z Koziej Górki” to duży i poważny temat – dramatyczne losy śląskich autochtonów (a dokładnie kobiet, bo mężczyźni albo poginęli na wojnie, albo są jacyś słabi i wycofani, i ze wszystkimi przeciwnościami losu radzą sobie same babki, matki, córki) w ostatnich chwilach wojny i w latach powojennych - w okrutnie mizernej oprawie. Gdyby takim drewnianym stylem napisane były autentyczne wspomnienia, czy też gdyby narrację powierzyła autorka jednej ze swoich bohaterek, po których raczej nie należałoby się spodziewać literackiej polszczyzny, oceniłabym tę powieść wyżej.

Miłość z włoskim makaronem w tle czyli Pamiętnik znaleziony w biurze tłumaczy (Laurenti Lisa) (2)
I znowu oczekiwania rozminęły się z rzeczywistością. Wydawca zapowiadał „barwną narrację o odkrywaniu obcej kultury, a tym samym również o odkrywaniu siebie”. Spodziewałam się więc jakiejś lirycznej historyjki w pięknych włoskich krajobrazach i nad stołem zastawionym tamtejszymi potrawami, czegoś w rodzaju „Bella Toskania” – wiadomo, nie jest to wielka literatura, ale jak się miło czyta… Tutaj wszystko, co można we Włoszech zobaczyć i czego spróbować, streszczone jest w jakichś trzech zdaniach (bo rysuneczki przedstawiające poszczególne gatunki makaronu, podpisane definicjami, które można znaleźć w każdej książce o potrawach z makaronów, w dodatku pozostające w absolutnym braku związku z tekstem, raczej trudno uważać za jakieś odkrywcze uzupełnienie), zaś „odkrywanie kultury” odbywa się za pośrednictwem przelotnych romansów narratorki z ośmioma, jeśli dobrze policzyłam, przedstawicielami narodu włoskiego. W drugiej opowiastce jest już trochę więcej odkrywania… z tym, że też nie kultury, tylko tajników terminologii technicznej w języku włoskim. Straszny banał, okraszony wymuszonym dowcipem, a tekst złożony mało starannie, z niedostatkami w interpunkcji.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1858
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 5
Użytkownik: misiak297 03.12.2013 22:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Podsumowanie październiko... | dot59Opiekun BiblioNETki
Podziwiam Cię, że dałaś temu badziewiu (Miłość z włoskim makaronem...") 2. Ja dałem 1+, a ten plusik to tylko dlatego, że przynajmniej jest poprawnie - w odróżnieniu od pewnej "Drogi ślepców", która ma u mnie w pełni zasłużone 1.

Na coś takiego idą lasy... Boże, widzisz i nie grzmisz...

Mam już pewniaka na kiczol roku.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 03.12.2013 22:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Podziwiam Cię, że dałaś t... | misiak297
A, bo mi się podobał ten kawałek o tłumaczeniach technicznych :-), a poza tym bardzo strasznych byków przecież nie ma.
Użytkownik: Marylek 05.02.2014 00:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Podsumowanie październiko... | dot59Opiekun BiblioNETki
A propos "Dziewczyn z Koziej Górki": sądzę, że to są autentyczne wspomnienia, a na pewno autentyczne wydarzenia. Autorka nie jest literatką, pisze jak potrafi, pierwszej książki ("Hanyska") nawet nie odważyła się wydać pod własnym nazwiskiem w obawie przed szykanami. Ten autentyzm właśnie jest dla mnie cenny i jeszcze coś, co nazwałabym rzetelnością faktograficzną. To nie jest wielka literatura, ale zapis losów ludzi, których Literatura przez duże "L" omija. Dlatego to ważna książka.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.02.2014 07:17 napisał(a):
Odpowiedź na: A propos "Dziewczyn z Koz... | Marylek
Co do przesłania i autentyzmu jak najbardziej się zgadzam, ale mnie się ją po prostu gorzej czytało, nic nie poradzę - dlatego podkreślam, że moje 3,5 to nie jest ocena "słaba" czy "zła", jak wiele osób uważa, tylko tak wypada w subiektywnym rankingu na tle innych pozycji, które czyta się lepiej. No, weź Bienka na przykład.
Użytkownik: Marylek 05.02.2014 08:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Co do przesłania i autent... | dot59Opiekun BiblioNETki
No, z Bienkiem nawet nie ma co porównywać, przecież to literat! U niego jest wszystko. Leonię zaś nie za literackie wartości cenię, ale za to spojrzenie z perspektywy prostego człowieka.

Rozumiem jednak Twoją potrzebę zróżnicowania. :)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: