Dodany: 26.10.2013 22:48|Autor: zsiaduemleko

Książka: Pod Mocnym Aniołem
Pilch Jerzy

3 osoby polecają ten tekst.

O stylistycznie wyszukanym spożywaniu


Przyznaję, że gdyby nie zapowiedziana ekranizacja "Pod Mocnym Aniołem", to Pilcha bym nie ściągnął z księgarnianej półki. Przynajmniej jeszcze nie teraz, a jeśli już, mój wybór padłby raczej na "Spis cudzołożnic", bo trzeba przyznać, że to zachęcający i obiecująco brzmiący tytuł. Może kiedyś. Wróćmy jednak do wspomnianej adaptacji, za którą odpowiada nie kto inny, jak Wojtek "Robię W Polsce Najlepsze Filmy Z Alkoholem W Roli Głównej" Smarzowski. Nie znasz? Nie szkodzi - ta wiedza nie jest wymagana do dalszej lektury. Niemniej jestem przekonany, iż to był ostatni moment, by desperacko sięgnąć po "Pod Mocnym Aniołem", zanim księgarnie zostaną zasypane wydaniami z zapitą mordą Więckiewicza na okładce. Być może czytanie powieści tylko dlatego, że zbliża się film na jej podstawie, nie należy do manifestujących charakter i buntowniczo indywidualnych posunięć, ale kiedy mam zamiar obejrzeć autorską adaptację dzieła literackiego, lubię znać jej pierwowzór, by mieć porównanie. Ot, cała tajemnica. A sformułowania "zapita morda Więckiewicza" użyłem nie bez powodu (więc proszę mnie nie podawać do sądu), bo po pierwsze - główną rolę zagra w filmie Więckiewicz. Również nie znasz? Ponownie: nie szkodzi, choć sam aktor pewnie poczułby się urażony. Po drugie - powieść jest o piciu. Chlaniu. Spożywaniu alkoholu często i w dużych ilościach bądź rzadziej i w mniejszych, jeśli środki finansowe akurat są ograniczone. Jednego można być pewnym: w treści "Pod Mocnym Aniołem" - jak na polskim weselu - wódki raczej nie zabraknie.

"[...] trzeba było po męsku spojrzeć prawdzie w oczy, a prawdą nie było wylewanie wódki do zlewu i wyrzucanie butelek przez okno - prawdą było picie"[1].

Pan Jerzy pisze. Pan Jerzy czyta czasopisma, wszystkie - zarówno o wędkarstwie, jak o astronomii oraz trendach w modzie. Jerzy pierze ręcznie w wannie. Ale Jerzy, bohater powieści, Juruś nasz kochany, przede wszystkim pije. Wlewa w siebie litry wysokoprocentowego trunku, po czym nakłada buty, czapkę i idzie do nocnego po więcej. Budzi się na druzgocącym kacu po kilkugodzinnej drzemce i dla kurażu wlewa w siebie szklankę alkoholu. I kolejne dziesięć szklanek. Jerzy jest świadomym, inteligentnym pijakiem i wielokrotnie ląduje na oddziale dla deliryków, również alkoholików, niedoszłych samobójców, ale nade wszystko ludzi o intrygującej przeszłości i niebanalnych, tajemniczych pseudonimach. Szymon Sama Dobroć, Kolumb Odkrywca, Król Cukru, Królowa Kentu i jeszcze parę innych. W ramach terapii mają oni za zadanie sporządzić spowiedź, konfesję dotyczącą nałogu, ale Jerzy za paczkę fajek robi to za nich. W końcu jest literatem z wyobraźnią. Żeby jednak nie było zbyt pesymistycznie i przygnębiająco, Jerzy w międzyczasie się zakochuje, więc głowa do góry - może coś z tego będzie. Bo co, jeśli nie miłość, jest w stanie odciągnąć od nałogu?

"On się oświadczył, ona wypiła kieliszek likieru miętowego i powiedziała: tak. Pierwszy raz kochali się na aptecznej kozetce na dyżurze nocnym, ona przedtem wypiła kieliszek likieru. Potem też było przedtem, potem, ilekroć się kochali, tylekroć ona wypijała przedtem kieliszek likieru. Po roku wypijała kieliszek likieru także wtedy, kiedy się nie kochali, po dwóch latach wypijała kieliszek likieru przy każdej okazji, po trzech latach piła likier w każdej wolnej chwili. Po czterech latach on już nie przyrządzał likieru wedle starej receptury. Dla niej nie miało to wielkiego znaczenia, od pewnego czasu wolała spirytus"[2].

Tak, całość powieści przytłacza swoim gigantycznym ciężarem alkoholizm i nawet pojedyncze optymistyczne akcenty na niewiele się zdają. Kropla w morzu wódki. Wydźwięk fragmentów poświęconych oddziałowi deliryków powodował we mnie wrażenie, że czytam "Oddział chorych na raka" - miałem podobne odczucia, iż opuszczą go szczęśliwie tylko nieliczni wybrańcy, ale i oni w mgnieniu oka wrócą. Jeśli wcześniej nałóg ich nie wykończy. Jednak o ile powieść Sołżenicyna jest przejmująca w swoim realizmie, o tyle Pilch góruje w kwestii wartości literackiej opisów. Jest szczerze, stylowo, nieco ironicznie, lecz nie brakuje też kwiecistych metafor, a tragizm alkoholizmu często ubrany jest w poetyczne szaty. Nie umniejsza to w czytelniku ponurego uczucia, ale jakoś przyjemniej przebiega cała procedura czytania. No i retrospektywny rozdział o kasztance Fuchs jest świetny, pierwszorzędny wręcz.

Nie jestem ekspertem w dziedzinie spożywania alkoholi. Od jakiegoś czasu nie lubię nawet alkoholu, bo chyba nie jest on już w stanie mnie czymkolwiek zaskoczyć, straciłem dla niego wyrozumiałość i fascynację, a przytępianie zmysłów nie jest mi potrzebne - lubię swoje zmysły i to, co im zawdzięczam. Nie czułem się więc urzeczony tematem i pewnie dlatego powieść nie przemówiła do mnie z takim impetem i doniosłością, jak powinna. Dopuszczam też możliwość, że nie udało mi się z odpowiednią dozą empatii zgłębić dramatu alkoholizmu. A może po prostu dość mam tych dramatów w najbliższym i nieco dalszym otoczeniu.


---
[1] Jerzy Pilch, "Pod Mocnym Aniołem", wyd. Świat Książki, 2012, str. 42.
[2] Tamże, str. 128.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 705
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: