Dodany: 06.10.2013 18:18|Autor: Panterka

Ciemna strona miasta


Ze wstydem muszę przyznać, że o Meksyku-mieście nie wiedziałam prawie nic, prócz kilku informacji wyniesionych z lekcji geografii. Stolica dość sporego państwa była tylko plamką na mapie. W uzupełnieniu wiedzy pomógł mi zbiór opowiadań „Meksyk noir”. Wiedza to dość przewrotna, opozycyjna wobec podawanej w przewodnikach, pokazująca ciemną stronę miasta, tę z najciemniejszych zaułków i zapomnianych zakątków.

Dwanaście opowiadań napisanych przez najbardziej popularnych meksykańskich pisarzy kryminałów poprzedza niesłychanie interesujący wstęp Paca Ignacia Taiba II. Jako mieszkaniec Meksyku, w dodatku pisarz i historyk, zgrabnie, przystępnie i humorystycznie przybliża zawiłości tego fascynującego miasta. Wydaje się, że dwanaście opowiadań to niewiele, by zdołać pokazać obraz wielomilionowego miasta. A jednak udało się wszystko skondensować, wyciągnąć esencję tych ulic, zaułków, domów, ludzi... Przez taką eskalację wrażeń czytelnik jest po lekturze oszołomiony, jakby wysiadł z najbardziej zwariowanej kolejki górskiej. Najpierw zanurzamy się w różnorodności stylów – monolog, klasyczna opowieść noir w stylu Chandlera, zeznania, wspomnienia, strumień świadomości… Każde opowiadanie jest na dokładkę swoistego rodzaju eksperymentem literackim, co w sumie daje wrażenie nadmiaru, przesytu, ale myślę, że właśnie tak powinno być, gdyż takie jest opisywane miasto – różnorodne, przesycone kolorami, zapachami, tragedią, komedią i miłością. Przesycone na wskroś i na przestrzał, do kwadratu albo i do sześcianu.

Są tu opowiadania proste, przewidywalne i dzięki swej prostocie wręcz przyjemne („Prywatna kolekcja”, „Spalenie Judasza”, „Komik, który się nie uśmiechał”). Są też takie, przez których absurd i groteskowość brnie się jak przez bagno, jak przez głębokie delirium spowodowane dużą dawką twardych narkotyków („Bóg jest fanatykiem, córko”). Natkniemy się nawet na zabawę literacką, smaczny kąsek dla miłośników Borgesa („Violety już nie ma”) i na eksperymentalny strumień świadomości („Bum!”), który należy czytać uważnie, by zorientować się, kto co myśli, mówi i dlaczego. Wraz z bohaterami chodzimy po mieście, oglądając zaułki, w których śpią menele i bogate wille z prywatną ochroną. W przykościelnym ogrodzie trzeba uważnie stąpać, by nie rozdeptać trzy- i czteroletnich dzieci uzależnionych od wąchania kleju. Przeżywamy udręki meksykańskiego przesłuchania, podglądamy sąsiadów i uczestniczymy w życiu ulicznych gangów.

„Meksyk noir” fascynuje i przeraża. Nie pozostawia obojętnym, chwyta w sidła z szatańskim chichotem, nie pozwala zamknąć oczu, odwrócić się, udawać niewiedzę. Jest to prawdziwa uczta dla miłośników kryminału, dla tych, którzy lubią literackie eksperymenty, no i dla wielbicieli Ameryki Środkowej.


[Recenzję umieściłam wcześniej na stronie Fundacji "Miasto Słów"]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3921
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: adas 08.11.2013 23:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Ze wstydem muszę przyznać... | Panterka
Nie wiem, czy to przypadłość wszystkich tomów tej serii, ale po przeczytaniu tego i "moskiewskiego" miałbym cztery postulaty:
a) jak najmniej aktualności ("Prywatna kolekcja" jest jednak fatalna);
b) im dłużej tym lepiej;
c) pastisze i gatunkowe klisze to jednak nie to (jako fan Chandlera, może nawet psychofan jestem przeciwny wmawianiu mi, że "Komik" ma cokolwiek wspólnego z atmosferą marlowskiego kryminału, to nieudane ćwiczenie stylistyczne);
d) jeśli nie lepszy dobór, to przynajmniej inny układ tekstów - perły giną, oj giną.

Oczywiście to nie jest tak, że wszystkie krótkie teksty są złe. Dobre jest na pewno otwierające, o judaszu jest okrutnie groteskowe i skonstruowane w niebanalny sposób (jak na tak małą objętość), a "Za drzwiami" ma w sobie sporo uniwersalności - ta historia mogłoby się zdarzyć i w znacznie mniej skorumpowanych dekoracjach. "Bum" ma dobre momenty, ale czy większy sens?

Albo to moje zboczenie albo rzeczywiście i obiektywnie najlepsze są opowiadania najdłuższe. Czyli "Violeta" z literackimi odniesieniami tragikomedii ludzkiej oraz zdecydowanie najciekawszy w zbiorze "Bóg". To już jest chyba utwór z innej, wyższej półki, na granicy przyswojenia, tyle tu obrzydliwości, albo przyjmiesz albo ordynarnie wyrzygasz. Hołd złożony meandrycznym powieściom Fuentesa?
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: