Dodany: 06.10.2013 17:39|Autor: jeassy

Goniąc za marzeniem


"Ludzie chcą, by coś nimi wstrząsnęło. Dziewięć występów na dziesięć lepiej zapomnieć, ale wszyscy czekają na ten dziesiąty raz, na to uniesienie. To właśnie potrafi ruszyć świat z posad. Sztuka"[1].

"Na południe od granicy…" w pewnym stopniu można by nazwać tym dziesiątym razem. Jest to bowiem mądra powieść, która nakazuje nam przestawić się na inne rejestry. Te bardziej nostalgiczne. Nakazuje nam przemyśleć po raz kolejny parę dobrze nam znanych kwestii. Tekst Murakamiego jest nieznośnie prawdziwy. Potrafi czytelnikowi zadać ból. Nie powiedziałabym, by słowa autora były negatywne i pesymistyczne w wydźwięku. Nakazują nam jednak powrócić myślami do podstaw. Zadać sobie parę niemal filozoficznych pytań.

"Żyłem jakimś obcym życiem, nie własnym. Jaka część osoby, którą nazywałem sobą, rzeczywiście była mną?"[2]

Nie jest to zatem powieść do szybkiego przeczytania. Owszem, na początku – ze względu na formę spowiedzi – historię czyta się migiem. Murakami wprowadza nas w świat głównego bohatera, jego marzenia, prowadzi nas ścieżkami jego myśli. Szybko temu nurtowi dajemy się porwać.

"Wtedy jednak nic nie rozumiałem. Nie rozumiałem, że mogę skrzywdzić kogoś tak straszliwie, że osoba ta już nigdy nie dojdzie do siebie. Że można, po prostu żyjąc, zranić inną istotę tak bardzo, że rana ta już nigdy się nie zagoi"[3].

Z Hajime zżywamy się już od pierwszych stron, kiedy przypomina sobie swoje pierwsze minuty na świecie (choć może nie jest to najlepsze określenie). Murakami kreśli nam jego postać od podstaw. Wraz z nim dorastamy i uczymy się życia – jakkolwiek patetycznie to zabrzmi. Jako gimnazjalista mężczyzna traci kontakt z jedyną i najlepszą przyjaciółką, Shimamoto (zastanawiam się, dlaczego już pierwsze z brzegu japońskie imię brzmi jak poezja?). To z nią dzielił swoje pasje i uczył się emocji. To z nią dzielił obawy. Ich kontakt urwał się tak nagle, że po latach mniejszych czy większych niepowodzeń i doświadczeń zaczyna się zastanawiać, czy jej nie odnaleźć. Czy nie porzucić ustatkowanego życia, by zacząć od nowa. Z nią. Zaczyna gonić za marzeniami. Ale czy to nie jest złudna droga bez światełka w tunelu?

"Wiesz, ja też kiedyś miałam marzenia. Ale gdzieś po drodze zniknęły. Zanim cię poznałam. Zabiłam je. Zniszczyłam je i wyrzuciłam. (…) Niekiedy miewam taki sen. Powtarza się na okrągło. Ktoś niesie coś w obu rękach, podchodzi do mnie i mówi: - Masz, zapomniałaś o czymś. (…) Prześladuje mnie to, czego się pozbyłam"[4].

"Na południe od granicy…" okazuje się niezwykle realistycznym obrazkiem. Życiorysem, który mógłby przestawiać losy każdego z czytelników. Murakami opisuje prostą historię (ale nie banalną), przepełnioną ukrytymi emocjami (ale bez popadania w przesadę i zbytni sentymentalizm) i czarno na białym podaje parę istotnych przemyśleń. Pozycja ta jest historią człowieka zagubionego, poszukującego szczęścia gdzieś na zachód od słońca. Wychodzi on z założenia, że "Utknąwszy w tym samym otoczeniu, człowiek wpada w otępienie i letarg. Poziom energii gwałtownie się obniża. Nawet zamkom z bajki przydaje się warstwa świeżej farby"[5]. W końcu któż z nas nie chciałby doświadczyć tych niezwykłych uniesień, o których wspomnia na samym początku zacytowany fragment?

Całość ma nieco elegijny charakter. Być może to muzyka daje taki mocny efekt? Okazuje się, że wcale nie musi ona grać nam gdzieś w tle. Dźwięczy bowiem wraz z kolejnymi słowami wypowiadanymi przez bohatera, który niejako poświęca się muzyce jazzowej. Murakami wręcz zaraża nas uwielbieniem do utworów, o których mówi. Talent, jak sądzę. Tym bardziej że podczas lektury kolejnych stron człowiek zastanawia się, czy to wszystko aby na pewno miało miejsce? A może część tej historii to po prostu błąkanie się w chmurze marzeń?

"Na południe od granicy…" nie może zawieść. Jest to mocna powieść, której nie czyta się na darmo, dla zabicia czasu. Racjonowanie sobie tej historii wydaje się najlepszym wyjściem. W pewnym sensie bowiem potrafi przygnębić. A odrywanie się od niej na parę chwil pozwoli zastanowić się nad treścią i zawartymi w niej prawdami. Z całą pewnością jest to kawałek świetnej literatury, który mogę polecić każdemu.

"Kawałeczek po kawałeczku dam się usidlić przez otaczający mnie świat. To był pierwszy krok. Najpierw zgodzę się na to, potem pojawi się co innego"[6].


---
[1] Haruki Murakami, "Na południe od granicy...", przeł. Aldona Możdżyńska, wyd. Muza, 2006, s. 117.
[2] Tamże, s. 78.
[3] Tamże, s. 32-33.
[4] Tamże, s. 227-228.
[5] Tamże, s. 165.
[6] Tamże, s. 143.
[7] Tamże, s. 23-24.


[Recenzja wcześniej zamieszczona na prywatnym blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1851
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: