Dodany: 06.02.2008 23:10|Autor: Method
"Kanada pachnąca żywicą"...
Od dłuższego już czasu nie miałem okazji przenieść się w czasie i przestrzeni za pomocą książki podróżniczej. Zapomniałem już, jak smakuje prawdziwa przygoda intensywnie pobudzająca wyobraźnię w zaciszu domowego ogniska. Ostatnio, dość nieoczekiwanie, udało mi się to dzięki powieści będącej zapisem podróży Arkadego Fiedlera do odległej Kanady. Po przeczytaniu książki czułem wielki niedosyt, gdyż wyprawa w niezbadaną do końca i wciąż tajemniczą puszczę północnoamerykańską zbudziła we mnie nieodpartą chęć dalszej wędrówki ze wspaniałym przewodnikiem, jakim niewątpliwie jest Fiedler. Niestety, ku mojej wielkiej rozpaczy i mimo wszczętych naprędce lamentów, pod ręką zabrakło innych pozycji tego autora. Teraz wiem, że jest to człowiek, dzięki któremu zbudziła się we mnie nowa pasja.
„Kanada pachnąca żywicą” to nie tylko fascynująca podróż „geograficzna”, typowo przestrzenna, lecz także wędrówka w czasie; wizyta w przeszłości tego olbrzymiego i zróżnicowanego kraju. Płynąc niewielkim canoe wraz z autorem i jego przyjacielem Stanisławem – polskim imigrantem osiadłym w leśnej głuszy – coraz dalej na północ po malowniczych rzekach i rozległych jeziorach, przesuwałem się także w głąb burzliwej i ciekawej historii Kanady. Wraz z powolnym, aczkolwiek systematycznym odkrywaniem tajemnic dzikiej puszczy, poznawałem skomplikowaną i burzliwą przeszłość ziem, po których z godnym pozazdroszczenia znawstwem i kunsztem literackim oprowadzał mnie Fiedler.
Czytając książkę miałem przed sobą niesamowicie klarowny i wyrazisty obraz dzikiej kanadyjskiej przyrody. Opisy otoczenia to mieszanka pulsującego życia i realizmu, wciągającego w świat przedstawiony i pomagającego uzmysłowić sobie piękno tego odległego i, było nie było, egzotycznego regionu.
Arkady Fiedler, zachwycony pięknem krajobrazu, niejednokrotnie wspominał krwawe dzieje rodzącego się w ogniu i cierpieniach państwa. Nie rozumiał i dziwił się brutalnej historii ziemi, po której stąpał. Otaczające go lasy, jeziora, krystalicznie czyste rzeki wijące się pośród gór i nagich skał były świadkami wielu ludzkich tragedii i nieszczęść. Indianie dziesiątkowani przez choroby i alkohol sprowadzony przez białych osadników, bratobójcze walki zwaśnionych szczepów, angielski pęd do przejęcia władzy na tych terenach, masowe wybijanie zwierząt dla zaspokojenia nienasyconego rynku europejskiego - to ukryte pośród malowniczych krajobrazów skazy na obliczu Kanady.
W książce nie zabrakło polskich akcentów. Wielu spośród naszych rodaków wyemigrowało do Ameryki Północnej podczas dziewiętnastowiecznej zawieruchy powstańczej. Wśród polskiej ludności napływowej zdarzały się jednostki wybitne, których różnorakie talenty rozwijały się i kwitły dopiero na obczyźnie. W książce tej aż roi się od historii pojedynczych osób, bohaterów walki o niepodległość Kanady i pionierów-odkrywców jej bezkresnych przestrzeni; „Jakże okrutnie niejednakowo los ich potraktował: Mikołaja Szulca i Kazimierza Gzowskiego! Obydwaj równie mężni, dzielni, ambitni, zdolni, a przecież jednego Kanadyjczycy powiesili na szubienicy, drugiego zaś na rękach nosili i nieba mu uchylali. Lecz przy tym – o cudaczności przeznaczenia! – nie wiadomo, który z tych dwóch był większym dobroczyńcą Kanady: czy ten, który budował jej mosty, czy ten, który poruszał jej sumienie.
W sto lat po śmierci Szulca w miejscu, gdzie go powieszono, Kanada wystawiła mu pomnik”*.
Arkady Fiedler wybrał się w niedostępne ostępy puszczy między innymi po to, aby zapolować na dzikie zwierzęta. Paradoksalnie, pragnienie zdobycia zwierzęcego trofeum uwidoczniło głęboką wrażliwość autora. Przez dłuższy czas doskwierało mu poczucie winy po zabiciu niedźwiedzicy, a podczas łowów na łosia omal nie stracił życia, nie mogąc zdecydować się na oddanie śmiertelnego strzału. Niefortunne polowanie i zachowanie Fiedlera wzbudziło w oczach towarzyszących mu Indian… właściwie sam do końca nie wiedział, co; strach? pogardę? wielki szacunek? Możliwe nawet, że wszystko to naraz, zlane ze sobą w niezwykłej mieszance.
Co tu dużo pisać, przeczytać trzeba. Zdecydowanie warto sięgnąć po tę książkę. Polecam!
---
* Arkady Fiedler, „Kanada pachnąca żywicą”, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1986, s. 263.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.