Dodany: 07.08.2013 18:49|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Europa, jakiej nie znamy, i magia, której nie ma


Spośród wszystkich gatunków fantasy zdecydowanie preferuję tę klasyczną odmianę, w której akcja umiejscowiona jest w nieistniejących krainach stylizowanych na europejskie średniowiecze i rozgrywa się z udziałem co najmniej jednej rasy humanoidalnej tudzież paru gatunków baśniowej fauny, raczej z przewagą magii nad mieczem niż odwrotnie. Ale od czasu do czasu skusi mnie jakaś pozycja nienależąca do tego nurtu – a to się zachwycę wampirami grasującymi po Moskwie w „Patrolach” Łukjanienki, a to się poddam magii Mocy czuwającej nad równowagą w uniwersum „Gwiezdnych Wojen”. Do steampunku raczej mnie dotąd nie ciągnęło, ale mój potomek, tkwiący ostatnio po uszy w tych klimatach, sprezentował mi na urodziny powieść obiecującego młodego polskiego autora, na okładce której widnieje zapewnienie: „Steampunk i magia – nie może być nic lepszego!”[1]. Gdyby nawet miało być odrobinę przesadzone, może dla samej magii warto – z taką oto myślą zabrałam się do lektury. I już po paru stronach wiedziałam, że tak szybko książki nie odłożę…

Wiek XIX zbliża się ku końcowi. Mogłoby się wydawać, że wszystko jest takie, jak zapamiętaliśmy z powieści i źródeł historycznych opisujących tę epokę… ale jednak nie całkiem to prawda, bo parę wieków wcześniej wydarzył się pewien incydent, którego następstwa do pewnego stopnia zmieniły historię Europy. Panuje w niej niepodzielnie religia katolicka, a niestrudzone „służby specjalne”, zamiast Wielką Inkwizycją zwące się Strażą Kościelną, zawzięcie tropią wszelkich heretyków, bluźnierców, a cóż dopiero… magów. Bo magowie istnieją; zrzeszeni w staroświeckie gildie wspierają się wzajemnie, średniowiecznym obyczajem udzielają schronienia i nauk wędrownym adeptom – tyle że działają w ukryciu. Ale i konspiracja nie zawsze wystarcza, o czym się przekonuje pewnej czerwcowej nocy młody krakowianin Filip Saggo, doskonalący swe czarodziejskie umiejętności w wiedeńskiej gildii. Ledwie udaje mu się ujść z życiem z masowego pogromu, a w ostatniej chwili jeszcze pogarsza swe szanse, nie chcąc opuścić miasta, nim nie ostrzeże kolegi. Ta decyzja staje się początkiem całego ciągu niesamowitych wydarzeń, które pognają Filipa z Wiednia do Györ, z Györ do Koszyc, z Koszyc do Krakowa, z Krakowa do Łodzi, z Łodzi do Pragi (a i to nie wszystko) i każą mu stawać oko w oko to z magią o wiele potężniejszą niż ta, której zdołał się nauczyć, to z nieoczekiwanymi zawirowaniami historycznymi, to znów z bezwzględnym mordercą…

Ta dynamiczna i obfitująca w zaskakujące wydarzenia akcja – prowadzona równolegle w dwóch wątkach, zależność pomiędzy którymi wyjaśni się dopiero z biegiem czasu - z umiejętnym wplataniem magii w prawdziwe dziewiętnastowieczne realia, a postaci historycznych w czysto fikcyjną fabułę oraz dopracowany styl to główne atuty tej powieści, dzięki którym czyta się ją dosłownie jednym tchem. Trochę mniej udało się autorowi konsekwentne rozpracowanie wszystkich pomysłów – np. wątek z niezwykłym dzieckiem pozostaje zawieszony w próżni, aż prosząc się o zapewnienie, że będzie kontynuowany w kolejnym tomie przygód Filipa (lecz takiej informacji brak). Wydawca natomiast powinien się nieco lepiej przyłożyć do korekty; pal sześć wcięcia, nie wszędzie rozmieszczone tak jak powinny, pal sześć nawet literówki, ale kto to widział, by przenosić wyrazy niezgodnie z podziałem na sylaby („naty-chmiast”[2], „czymko-lwiek”[3], „wybu-ch”[4])?

Ale tak czy inaczej, moje pierwsze spotkanie z magią w steampunkowej oprawie okazało się udane i mam nadzieję, że ciąg dalszy nastąpi.

[1] Marcin Rusnak, „Czas ognia, czas krwi”, wyd. Dom Snów, 2013, z okładki.
[2] Tamże, s. 286.
[3] Tamże, s. 338
[4] Tamże, s. 358.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1495
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: jakozak 21.04.2015 11:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Spośród wszystkich gatunk... | dot59Opiekun BiblioNETki
Miło się czytało. Ciekawie było. Postawiłabym piątkę, ale obniżyłam ocenę z powodu rażących błędów. Złe przenoszenie wyrazów (ktoś nie zna podziału na sylaby) i błędy językowe:"półtorej miesiąca".
Cztery z plusem.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 21.04.2015 12:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Miło się czytało. Ciekawi... | jakozak
No to całkiem tak jak ja :-).
Użytkownik: jakozak 21.04.2015 15:16 napisał(a):
Odpowiedź na: No to całkiem tak jak ja ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Przeczytałabym jeszcze coś tego autora, ale nic nie ma. Są tylko antologie. Nie lubię antologii. Zawartość w nich jest zróżnicowana. Wywołuje to u mnie dyskomfort. Nie wiem też jak toto ocenić.
Często zdarzają się opowiadania na 6 i na 1. Skrzywdzić pierwszego? Ocenić pozytywnie jakieś badziewie?
Była kiedyś jakaś taka książka. Naszej Iwony Banach do spółki z kimś tam. Iwonę oceniłam na piątkę. Tamto na jedynkę. Średnia? Trzy. Tak być nie może.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: