Dodany: 03.06.2013 17:37|Autor: kliva

Nie zawsze dla podlotków


Przyznam szczerze, że bałam się tej książki. Próbowałam jako podlotek i nie było dla mnie większej tortury niż zmaganie się z powieściami Musierowicz. Zachęcona jednak akcją biblionetkową („Czas na »Jeżycjadę«”), postawiłam wszystko na jedną kartę i po raz kolejny zmierzyłam się z rodzinną sagą.

Autorki chyba przedstawiać nikomu nie trzeba. Szanowana poznanianka, najbardziej znana właśnie z cyklu „Jeżycjada”. Dumna nie tylko z treści książek, ale też z ilustracji, które sama przygotowuje. Mam niejasne wrażenie, że doczekała się wielu naśladowczyń, gdyż rodzinny klimat à la Żakowie odnotowałam już w niejednej książce.

Na początku poznajemy Cesię, która, jak większość nastolatek w okresie dojrzewania, użala się nad sobą. Jej problemy z perspektywy czasu wydają się śmieszne („mam grube łydki” czy „nie układają mi się włosy”), ale wystarczy sobie przypomnieć własne szesnaste urodziny, a dramaty stają się bardziej realne. Cięlęcina (swoją drogą, zabiłabym rodzinę za takie przezwisko) jest dość naiwna, co irytowało mnie przez całą książkę. Cicha szara myszka, która nie wadzi nikomu, chętnie posprząta i zrobi obiad dla całej rodziny. Do tego zaprzyjaźnia się z najgorszym leniem w szkole i usiłuje mu pomóc. Jednak mimo wad Celestyny czytelnik kibicuje dziewczynie w jej życiu miłosnym, rodzinnym i szkolnym, a także cieszy się z jej sukcesów.

Największą zaletą tej powieści jest jej język. Swojskie żarty rzucane przez sympatyczną rodzinę Żaków prowokowały mnie do głośnego śmiechu, a brak wyrafinowanych słów przyspieszał czytanie. Co ciekawe, to właśnie język wiele lat temu zniechęcił mnie do ukończenia lektury. Cóż, widać do niektórych autorów trzeba po prostu dojrzeć, nawet jeśli piszą oni dla młodzieży.

Nie wolno również zapomnieć o jednej z barwniejszych postaci – Bobciu. Niegrzeczny sześciolatek nieraz kompromituje swoją rodzinę lub też naraża ją na stratę mienia czy palpitacje serca. Mimo to chłopczyk awansował do miana ulubionego bohatera, a jego umiejętność obserwacji zaprezentowana na ostatniej stronie tylko w tym pomogła.

Trudno mi polecić "Szóstą klepkę" młodszej młodzieży, gdyż w jej wieku nie udało mi się przez nią przebrnąć. Rekomenduję ją zatem młodzieży starszej, która z pewnej perspektywy spojrzy na niektóre wydarzenia.

Jeżeli chcesz urozmaicić sobie po południe, przeczytaj, bo naprawdę warto.


[Recenzję zamieściłam wcześniej na swoim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1906
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: porcelanka 04.06.2013 10:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyznam szczerze, że bał... | kliva
A ja mam do „Szóstej klepki” ogromny sentyment – to od niej właśnie zaczęła się moja miłość do Jeżycjady. Miałam wtedy chyba nie więcej niż 12 lat, więc myślę, że wiek niekoniecznie ma znaczenie;) Może spróbuj sięgnąć po któryś z dalszych tomów? Ja szczególnie lubię te, których akcja toczy się w latach 90.
Użytkownik: kliva 04.06.2013 16:32 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja mam do „Szóstej klep... | porcelanka
W planach mam przeczytanie całej Jeżycjady. Niestety uniemożliwia mi to moja biblioteka, która nie posiada "Kłamczuchy". Muszę się wybrać gdzieś dalej w świat do innej:)
Użytkownik: Zbojnica 04.06.2013 20:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyznam szczerze, że bał... | kliva
Ja też dotarłam do Jeżycjady nieco później, bo wcześniej zaczytywałam się w Tomkach jeżdżących z Panem Samochodzikiem po Tajemniczych Wyspach...czy jakoś tak ;).
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: