Dodany: 17.10.2012 12:08|Autor: adw86

Niosący światło


Pierwsze zetknięcie z pisarstwem jednego z najważniejszych twórców współczesnej literatury amerykańskiej nie było przypadkowe. Podyktowane zostało przede wszystkim tematem świata po apokalipsie, który wprawdzie jest już mocno wyeksploatowany i wysłużony, jednak podany w niebanalny sposób może nadal intrygować, dawać pole dla wyobraźni, a także stanowić punkt wyjścia dla interesujących refleksji. Po drugie, zastanawiało mnie, jaki kształt przybierze pod piórem McCarthy'ego ten wyzyskany przez literacką i filmową fantastykę motyw.

Jednak po przewertowaniu nieco ponad stu stron powieści doznałem uczucia oscylującego pomiędzy znudzeniem a irytacją, wynikającego z niezwykłej oszczędności języka, nadmiernej drobiazgowości opisu, powolnej, monotonnej narracji, powracającej nieustannie do podobnych, niemal identycznych motywów fabularnych, w końcu zaś z potraktowania tematu w sposób może i niesztampowy, jednocześnie jednak nie satysfakcjonujący w pełni. I to ma być ów wielki, przyrównywany do Faulknera Cormac McCarthy, w swojej najlepszej, jak można sądzić, odsłonie, w nagrodzonej Pulitzerem „Drodze”? Czy to wszystko, co ma do zaoferowania? Przeczytana mniej więcej do połowy, książka powędrowała w kąt, by w końcu trafić z powrotem na biblioteczną półkę, na miejsce obok „Krwawego południka”, „Suttree” i „W ciemności”, na których jedynie na ułamek chwili spoczęło moje chłodne, sceptyczne i mało zainteresowane spojrzenie.

Jednak w jakiś czas później „Droga” przypomniała o sobie obrazami pojawiającymi się ni stąd, ni zowąd w myślach, wyobrażeniami wyniesionymi z przeklętego świata po apokalipsie, zachęcając niejako do ponownego po nią sięgnięcia, do dania jej jeszcze jednej szansy. To prawda, wizja McCarthy'ego na długo pozostaje w pamięci, nie pozwala o sobie zapomnieć w prosty sposób. Wybrzmiewa obrazami o wielkiej plastycznej intensywności, niepokojącymi, mrocznymi, czarnymi jak noc, jak śmierć.

To niezwykłe, jak z owej językowej ascezy, minimalizmu i fragmentaryczności opisu, jakimi operuje pisarz, wyłaniają się sugestywne, dystopijne wizje umarłego świata. Szokujące, drastyczne obrazy śmierci, rozkładu, degradacji człowieka, portrety bohaterów odartych z człowieczeństwa, ludzkiej tożsamości, opętańczo dążących do zaspokojenia własnych fizjologicznych potrzeb, do przetrwania, które pozbawione jest wszelkiego sensu, wszelkiej nadziei. Wielce interesująca jest także gra z popularnymi konwencjami, jaką McCarthy prowadzi w obrębie tekstu. Elementy wyniesione z powieści drogi, science fiction czy horroru stanowią z jednej strony fundament dla świata fikcji oraz opowieści, z drugiej zaś - swego rodzaju asumpt dla wymykającej się ograniczeniom klisz gatunkowych refleksji nad kondycją człowieka i świata.

Przeprawa przez „Drogę”, przez popioły świata po zagładzie, cmentarzyska cywilizacji, lodowatą, nieprzeniknioną noc, śmierć, strach, łzy, odkrywa niezwykle szerokie pole dla interpretacji, mogące pomieścić różne odczytania. Od tych najbardziej oczywistych, odwołujących się do aktualnych lęków człowieka, związanych z widmem wojny nuklearnej, katastrofy biologicznej, po równie ważne współcześnie filozoficzne dywagacje na temat Boga, Zła, istoty człowieczeństwa. Ponad całym tragizmem i zgrozą świata przedstawionego wciąż obecne są pytania o to, czy w rzeczywistości, która stała się piekłem, można utrzymać elementarne wartości, stanowiące o istnieniu i tożsamości człowieka; pytania o miejsce Boga, Jego obecność bądź śmierć. Refleksja zawarta w „Drodze”, a nade wszystko jej finał, podpowiadają, by czytać tę powieść przez pryzmat heroicznej, nieprzejednanej walki o transcendentny wymiar życia człowieka, o ocalenie owego świętego ognia, boskiego tchnienia.

Pytanie, czy warto było zagłębiać się w powieść Cormaca McCarthy'ego, brnąć do końca, pomimo początkowego zniechęcenia? Wszystkim, którym od pierwszych stron nie udzielił się powszechny zachwyt nad książką amerykańskiego pisarza, powiadam, że warto. „Droga” to solidna proza, zapadająca w pamięć, niebanalna, stawiająca istotne pytania. Wystarczająco dobrej, żeby zachęcić do lektury kolejnych pozycji z dorobku McCarthy'ego, nie na tyle jednak, by wzbudzić euforię skłaniającą do wynoszenia amerykańskiego pisarza na literacki piedestał.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1391
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: