Zachęcona przez paren rzuciłam się na
Babunia (
Deghelt Frédérique)
.
Uczucia mam mieszane i nie wiem jak tę książkę ocenić.
W warstwie treści książka jest ważna, mądra, ciekawa, skłania do przemyśleń. Momentami wydaje się być naiwnie nieprawdziwa, chociaż podskórnie czuję, że opowieść nie jest wyssana z palca. Że zawiera elementy prawdy, rzeczywistej historii, która się wydarzyła.
Elementy - ale które?
Puenta zbija z nóg. Skoro już czytamy tę książkę, to do końca, albo wcale.
Dlaczego "albo wcale"? Ponieważ styl jest okropny. Według mnie, oczywiście. Niemal szkolny, słaby, brzydki, momentami miałam wrażenie, że autorka jest słabo wykształcona językowo. Warsztat zdradza pisarkę jako osobę, która z literaturą styka się po raz pierwszy i stawia jak dziecko nieudolnie pierwsze kroki. Bo też autorka jest dziennikarką i to w tej książce bardzo jej i czytelnikowi przeszkadza. Tak! Dziennikarka, która usiłuje być literatką. Efekt jest mierny w mojej ocenie.
Ach! Ileż smakowitych wątków zostało zmarnowanych poprzez dziennikarską skazę autorki. Wiele przecudnych opowieści, z których można by utkać piękny, wielobarwny gobelin zostało sprowadzonych do quasi reportażu z ambicjami bycia literaturą. To, co chciałoby się zobaczyć, zostało opowiedziane.
I straciło smak.
Zabrało czytelnikowi szansę na samodzielne odkrywanie pewnych prawd. Cóż tu odkrywać, gdy leży na wierzchu, wyłożone "kawa na ławę"?
Jaka szkoda!
Dlatego trudno mi postawić ocenę tej książki, bo jestem pół na pół zauroczona i rozczarowana.
Dlatego podpowiadam, że jak się już ktoś zdecyduje wziąć tę książkę do rąk, to niech dotrwa do końca. Pomimo słabego warsztatu pisarskiego autorki, książka ma duszę.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.