Miłe panie, drodzy panowie...
No właśnie - już w pierwszych słowach tej recenzji nie da się pominąć faktu, że wszyscy jesteśmy istotami płciowymi. Jakkolwiek na co dzień się nad tym nie zastanawiamy, a czasem wręcz celowo staramy się nie myśleć, taka jest prawda i nie bójmy się o niej napisać!
Pani Dodziuk chciała to zrobić od dawna i szczęśliwie w 2004 roku książka została wydana. Sama we wstępie (ze znamiennym podtytułem "W skojarzeniu ze zdrowiem i radością") najlepiej tłumaczy, dlaczego: "Nie lubię, kiedy ludzie męczą się, a nie jest to konieczne. Nie lubię, kiedy z łatwością mogliby być szczęśliwi przynajmniej w jakimś obszarze swojego życia, a nie są. (...) Dlatego od wielu lat bardzo chciałam napisać książkę o seksie. Taką, która choćby w niewielkim stopniu przyczyni się do tego, żeby parom chcącym być razem było ze sobą lepiej"[1].
I ta książka właśnie taka wyszła! To rewelacyjna gawęda o seksie bardziej od strony psychologii dobrego związku niż technik czy patologii, plasuje się więc na pograniczu, które chyba rzadko jest odwiedzane: medycyna skupia się na fizjologii, prasa na obyczajowości, książki na technikach, zaś gdy mowa o miłości, zwykle seksualność jest zupełnie nieobecna. Całkiem fajny był
Bzyk: Pasjonujące zespolenie nauki i seksu (
Roach Mary)
, ale to rzecz "ciekawostkowa" i przez to nietypowa.
Ciepłym, osobistym i często zabawnym głosem autorka opowiada o różnych powszechnych problemach związanych z seksem. Głównie o lękach, jakie mieszkają w ludzkich głowach: "(...) okazało się, że dawny lęk o normalność współżycia jako aktywności wolnej od zboczeń i zagrożeń zostaje zastąpiony przez nowy lęk przed tym, że ja, zwykły człowiek, posiadający jako partnera czy partnerkę też zwykłego człowieka, nie dosięgnę standardów, jakie ustanowiły dla mnie dzisiejsze czasy. Powiem więcej: znam wiele osób, które trapią obydwa te rodzaje lęków i kompleksów - i te dawne, i nowe"[2]. W sporze między "klasykami" a "awangardą" znalazła się więc... całkiem z boku. =}
Ważny jest język, jakim mówi, sto razy przyjemniejszy i lżej strawny niż w czytanym przeze mnie niedawno
Człowiek na całe życie (
Celmer Zuzanna)
. Nawet "małżeństwo" Dodziuk definiuje bardzo ogólnie jako trwały związek mężczyzny i kobiety, ponieważ brak dobrego określenia takich par - "partner/partnerka" rażą sztucznością, "konkubina/konkubent" jeszcze silnie kojarzą się z patologicznymi środowiskami, a powiedzenie o takiej bliskiej osobie "kochanek/kochanka" trąci (w najlepszym wypadku!) zbędną frywolnością.
Słownictwu związanemu z seksem oraz mówieniu o nim poświęcony jest w ogóle osobny rozdział. Nie jest łatwo: "Może lepiej byłoby nie mówić, co jeszcze proponuje istniejący język jako nazwę aktu połączenia seksualnego: »kopulacja«, »stosunek«, »spółkowanie«; bardziej potocznie i czasownikowo »iść z kimś do łóżka«, »przespać się«; ładnie i niejasno »być z kimś«; jeszcze luźniejsze »fruwać«, »przelecieć się«, »bzyknąć« (...) Najbardziej fortunnie byłoby może mówienie o pożądaniu, pragnieniu czy po prostu chęci (»Pragnę twojego ciała«, »Chcę ciebie«)"[3].
Cóż, można by wcale o seksie nie mówić, tylko go uprawiać, ale autorka podkreśla, że to niebezpieczna rafa, powstała na bazie wyobrażenia miłości romantycznej. Seks jest jednym z elementów związku dwojga ludzi, z których każde może czego innego chcieć, co innego lubić, albo po prostu coś sobie wymyślić, a drugie wcale nie musi używać telepatii! To trochę jak w kuchni: "Czy na przykład komukolwiek o zdrowych zmysłach przyszłoby do głowy zakładać, zapraszając na obiad miłą sercu osobę, że woli ona pomidorową od ogórkowej? A na jakiej podstawie? No właśnie"[4].
Paradygmat romantyczny ma jeszcze inną niszczącą właściwość - "Wizja miłości jako ślepej siły tak nas ukształtowała, że nie mamy poszanowania dla dobrego, ciepłego, ustabilizowanego uczucia. Takiej miłości, którą nie muszą targać burze, ani z zewnątrz, ani od wewnątrz. Mamy okropne skojarzenia, że każde uczucie, które nie jest namiętnością, musi być miłością w przydeptanych kapciach i papilotach. A może nawet coś tak spokojnego i udomowionego w ogóle nie jest miłością? Sama pewnego dnia, przyglądając się znajomemu małżeństwu - żyjącemu zgodnie od kilkunastu lat bez wzlotów i upadków, w dużej erotycznej zażyłości - złapałam się na takiej oto reakcji: »Za nic w świecie tego nie chcę, to musi być strasznie nudne«. Skąd to wiem? Wcale nie wiem, takie rzeczy za mnie myśli i mówi stereotyp. Akurat do tego stereotypu kochankowie pasują dużo lepiej od żon i mężów"[5].
Tymczasem nie wiadomo dlaczego rzecz powtarzalna miałaby być niegodna uwagi i wielkiego zadowolenia. Wracając do kuchni (która przecież też ma silne konotacje zmysłowe) - mamy przecież ulubione potrawy, które możemy jeść bez przerwy, a gdy ktoś przygotowuje je inaczej, niż jesteśmy przyzwyczajeni, przestają nam smakować. W tym samym duchu Dodziuk każe się zastanowić nad ciągłym poszukiwaniem urozmaicenia w sypialni - gdy para akurat lubi jakąś pozycję albo warunki, to w imię czego ma je zmieniać, jeśli się tym nijak nie znudziła?
Takie zadawane wprost pytania pomagają samodzielnie sprawdzić, czy rzeczywiście warto się czymś dręczyć. Obsesja dobrego wyglądu u kobiet prawdopodobnie nie ma sensu - zwłaszcza że w seksie mężczyźni najwyraźniej cenią sobie np. partnerki żywo reagujące, a nie nieskazitelnie piękne (nie wiadomo zresztą, do jakiego ideału się porównywać). Panowie z kolei równie obsesyjnie i bez większego sensu skupiają się na rozmiarach członka. I można cały ten bezsens wyśmiewać, ale nic tak nie otrzeźwia jak podchwytliwa propozycja autorki: "Te kobiety i ci mężczyźni, którym się wydaje, że brakuje im wizualnej atrakcyjności i dlatego wstydzą się intymnych sytuacji, niech spróbują sobie wyobrazić, w jakim miejscu musiałby się znaleźć partner, żeby mógł całe ich ciało objąć wzrokiem. Nie ramionami, tylko wzrokiem: no tak, musiałby wywędrować całkiem poza łóżko, powiedzmy na sufit. A z bliska druga osoba - przecież pożądana i kochana - jest ciepła, miękka, ładnie pachnie, promienieje energią i wywołuje podniecenie. Bo gdyby tak nie było, po prostu nie doszłoby do erotycznej sytuacji"[6].
W książce jest o wiele więcej - choćby o męskim przekonaniu, że facet musi być zawsze gotowy do seksu i perfekcyjnie znać się na nim, bo to wyznacza jego wartość jako mężczyzny. Wiąże się to także z modelem wychowania, w którym stosunek pozostaje jednym z niewielu dozwolonych sposobów przeżywania przez mężczyzn emocji.
Jest o seksualności w doświadczeniu dzieci - niezmiernie ważnej, bo oczywiście wtedy wcale nie chodzi o uprawianie seksu, tylko o kształtowanie wyobrażeń o tym, jakie ma się ciało, jaka jest płeć przeciwna, jaką rolę pełni własna płeć w związkach, czego się spodziewać, o czym wolno, a o czym nie wolno mówić... Te przeżycia kładą się nieraz ogromnym cieniem na dalszym życiu - ludzie okutani we wstyd i nakaz milczenia nie są potem w stanie porozumieć się z kochaną osobą, a w praktyce realizują tylko automatycznie cudze (np. rodziców) wyobrażenia o takim związku. Wcale nie lepszy jest nakaz bycia na totalnym luzie i epatowania seksem - to także powoduje ukrywanie prawdziwych emocji i potrzeb za społecznie akceptowaną maską.
Są specyficzne rozdziały poświęcone seksowi u alkoholików (tych pijących i tych trzeźwiejących) czy osób w podeszłym wieku. Byłem strasznie zdziwiony dowiadując się, że istnieje taki silny sprzeciw wobec związków ludzi starszych! "Zastanawiam się, dlaczego właściwie oburzenia nie budzą i nie próbuje się rozdzielać par, które są w podeszłym wieku, a pobrały się, kiedy obydwoje byli dużo młodsi? Skoro jako społeczeństwo nie jesteśmy w stanie zaakceptować ślubu pani Agaty i pana Tomasza, bądźmy konsekwentni, ustalmy dopuszczalną granicę wieku bycia w związku i oddzielajmy tych, którzy tę granicę przekroczyli. Jak absurd, to absurd!"[7]. Problem wieku jest o tyle ważny, że coraz młodsze kobiety są uznawane za "stare" i dotyka ich taki ostracyzm.
Anna Dodziuk w swojej opowieści wykorzystuje różne cytaty z literatury, własne wspomnienia, doświadczenia swoich pacjentów i znajomych, dzięki czemu książka jest bardzo bogata. Stara się pokazać seks jako rzecz wartą uwagi i czasu, gdzie bynajmniej nie zawsze musi wyjść oszołamiająco, za to dobrze, gdy się razem spontanicznie otwieramy i ze sobą wzajemnie bawimy - tak, jak umieją się bawić dzieci. Robi to tak uroczo, że po lekturze książki na ten obwarowany lękami i niepewnością temat poczułem się jak po spotkaniu z przyjacielem!
Bezdyskusyjnie ważna, potrzebna i - zgodnie z podtytułem - przyjemna książeczka. Nawet okładka ze zdjęciem dwóch kwiatów maku daleka jest od dosłowności czy przyziemności.
Polecam czytelnikom i czytelniczkom w każdym wieku - to kojący plaster na wiele intymnych wątpliwości.
---
[1] Anna Dodziuk, "Dobrze nam ze sobą. Przyjemna i pożyteczna książeczka o seksie", wyd. Instytut Psychologii Zdrowia Polskie Towarzystwo Psychologiczne, 2004, s. 11.
[2] Tamże, s. 15.
[3] Tamże, s. 93.
[4] Tamże, s. 94.
[5] Tamże, s. 211.
[6] Tamże, s. 38.
[7] Tamże, s. 226.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.