Jak zachwyca, kiedy nie zachwyca?
Od dawna przymierzałam się do przeczytania „Gry o tron”. Kusiły dobre opinie o książce, Polecanki na BiblioNETce oraz zbliżająca się ukradkiem ekranizacja cyklu „Pieśni lodu i ognia”. Czy były jakieś ostrzeżenia, znaki sugerujące, ze jednak nie jest to książka „wysokich lotów”? Może wtedy to byłaby moja wina, że zmarnowałam czas nad tą powieścią. Niestety nie spotkałam się do tej pory z negatywnymi opiniami, jedynie paroma neutralnymi, co w porównaniu z liczbą czytelniczych zachwytów jest znikomym procentem.
Kiedy zaczęłam czytać pierwszą część sagi, chciałam krzyczeć słowami bohatera „Ferdydurke” Gombrowicza: „- Ale kiedy ja się wcale nie zachwycam! Wcale nie zachwycam! Nie zajmuje mnie! Nie mogę wyczytać więcej niż dwie strofy, a i to mnie nie zajmuje. Boże, ratuj, jak to mnie zachwyca, kiedy nie zachwyca?”. Jednak jestem osobą, która stara się przeczytać książkę do końca, wiec czytałam dalej. Myślałam, że może powieść się jednak „rozkręci”. Nie zrozumcie mnie źle - to nie jest jedna z najgorszych książek, jakie czytałam, jest po prostu średnia. Skąd więc moja niepochlebna opinia o „Grze o tron”? Po pierwsze, książka ta reklamowana jest jako powieść fantasy, co nie do końca odpowiada jej naturze. Trudno jest ją sklasyfikować. Przeważnie zalicza się ją do heroic fantasy. Jednak elementy charakterystyczne dla powieści fantasy pojawiają się w znikomej ilości. Osoby nastawione na postacie, wątki fantastyczne mogą czuć się zawiedzione. Głównym wątkiem jest, jak sam tytuł wskazuje, walka o tron oraz intrygi z nią związane. Nie jest to powieść nowatorska, czytając ją miałam wrażenie wtórności. Wątki mające zaskakiwać - nie zaskakują. Po postaciach także nie możemy oczekiwać niespodzianek. Są jednowymiarowe i mało interesujące. Ja nie polubiłam żadnej, były mało intrygujące. Emocjonalnie byłam związana jedynie z Aryą, która bardzo rzadko pojawiała się w książce. Wadą tej powieści jest także to, że ze względu na mnogość występujących w niej bohaterów jesteśmy zmuszeni często przeskakiwać z jednego wątku do drugiego. Jednak, z drugiej strony, dzięki nazwaniu każdego rozdziału imieniem występującego w nim bohatera możemy uniknąć wątków z denerwującymi nas postaciami (m.in. z Daenerysą). „Gra o tron” ma także parę plusów. Jednym z nich jest styl. Książkę czyta się bardzo szybko. Innym plusem jest to, że George R.R. Martin nie posługuje się prostymi wyjściami, potrafi uśmiercić głównych, pozytywnych bohaterów. Czytelnicy żyją w niepewności, czy ich ulubiona postać nie zginie na kolejnych stronach książki.
Saga ta jest dobra dla czytelników, którzy w książkach najbardziej lubią bitwy, walki. Innym odradzam. Mam nadzieję, że dzięki mnie (o, ja naiwna) chociaż jedna osoba nie zmarnuje swoich cennych godzin na czytanie średniej jakości książki.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.