Dodany: 18.12.2006 23:54|Autor: adas

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Kolekcjoner
Onetti Juan Carlos

1 osoba poleca ten tekst.

Odrębność


Z każdą przeczytaną książką Onettiego obiecuję sobie, że wreszcie napiszę kilka słów o tym pisarzu. I nie potrafię, jego twórczość nie dość, że wymyka się wszelkim próbom klasyfikacji, to jeszcze ma w sobie coś głęboko niepokojącego, pierwotnego. Tak więc nie bardzo wiem, w jakim kierunku rozwinie się ten tekst, pewnie nie będzie przypominał tradycyjnej recenzji.

Juan Carlos Onetti urodził się w Montevideo, ale większość swego życia spędził poza granicami Urugwaju. Najpierw przez długie lata mieszkał w Buenos Aires, a zmarł w Madrycie po dekadach na wpół dobrowolnego wygnania. Podobny życiorys nie jest rzadkością w estuarium La Platy, może i najbardziej europejskiej części Ameryki Płd., ale, jak reszta kontynentu, cyklicznie nękanej politycznymi zawieruchami. Kolejne, udane albo i nie, zamachy stanu natychmiast znajdują odzwierciedlenie na kartach najgłośniejszych powieści z tego regionu świata, siłą rzeczy ta tematyka pojawia się i u Urugwajczyka. Nigdy jednak nie wysuwa się na pierwszy plan, tak jakby poczucie politycznej niepewności było stałym elementem krajobrazu, na tle którego rozgrywają się uniwersalne tragedie (lub, w zależności od usposobienia (?) czytającego, komedie) ludzkie.

Onetti jest chyba najwybitniejszym przykładem pisarza "osobnego" w literaturze kontynentu (na przeciwnym biegunie "osobności" znajdują się erudyci, Borges i Lezama Lima). Porównywany bywał do Faulknera, doszukiwano się w jego książkach wpływów francuskiego egzystencjalizmu, z uznaniem wypowiadali się o nim sławniejsi koledzy po fachu. Także w Polsce na fali "boomu iberoamerykańskiego" wydano kilka jego książek, jednak nigdy nie awansował do grona najbardziej rozpoznawalnych pisarzy kontynentu. Pewnie dlatego, że utworom Onettiego daleko do realizmu magicznego, a i polityka, jak już wspominałem, interesuje go tylko jako jeden z elementów powieściowego świata.

Tytułowy Kolekcjoner, Larsen, jest podstarzałym alfonsem otwierającym w małej mieścinie dom publiczny. Jego "praca" spotyka się z cichym entuzjazmem (męskiej) części populacji i nieśmiałym oporem płci przeciwnej pod przywództwem miejscowego proboszcza. Burdel w latynoskiej kulturze to miejsce szczególne, nie przez przypadek poświęcono mu szereg publikacji, ale dla Onettiego cała sytuacja jest tylko pretekstem. Tak naprawdę interesują go ludzkie zachowania i motywacje, choćby najbanalniejsze, najzwyczajniejsze.

Postaci zaludniające powieść to niemal w komplecie ludzie przegrani, rozbitkowie poszukujący swego miejsca w życiu. Wątpliwości ma nie tylko młoda wdowa, ale także szesnastoletni chłopak. Jego trochę starszy kuzyn dzień w dzień upija się w towarzystwie podobnych mu obiboków. Larsen próbuje zemścić się na całym świecie, a jego podopieczne szukają kąta, w którym mogłyby się choć na chwilę zatrzymać. Nad nimi góruje tajemniczy doktor Diaz Grey, niby neutralny obserwator, a przecież to on skłonił do działania Larsena-Liczytrupa. Galeria szaleńców? Może i tak, ale podobnych można spotkać dosłownie wszędzie, wystarczy tylko szerzej otworzyć oczy. Wszyscy oni są napiętnowani rozpaczą i nadzieją, niezrozumieniem i własną seksualnością. Szamoczą się w samotności klęski...

Santa Maria, w której rozgrywa się "Kolekcjoner", to fikcyjne miasteczko leżące gdzieś na pograniczu urugwajsko-argentyńskim, chyba nad La Platą. Tuż obok starej osady znajduje się Kolonia, zamieszkana przez szwajcarskich emigrantów. Onetti akcję większości swoich utworów umieścił w realiach Santa Marii. Nie potrafię się oprzeć wrażeniu, że tak jak dla Faulknera Yoknapatawpha symbolizowała całe Południe Stanów Zjednocznych, tak dla Onettiego Santa Maria jest Urugwajem w miniaturze - zamieszkują ją Kreole, Indianie i Metysi, Murzyni i Mulaci, kolejne fale emigrantów z Europy, obwoźnym handlem zajmują się Arabowie lub Turkowie. Jednak, powtórzę, twórczość Onettiego ma wymiar jak najbardziej uniwersalny, pobrzmiewają w niej pytania Camusa czy Sartre'a.

A może Onetti jest kronikarzem rozpadu? Bardziej niż "Kolekcjoner" sugerowałaby to jednak wcześniejsza powieść urugwajskiego twórcy - "Martwy port". Poznajemy w niej... późniejsze losy Larsena, po latach wracającego do Santa Marii. Miasteczko podupadło, wszystko w nim jest martwe jak tytułowy port. Atmosfera jest jeszcze bardziej przygnębiająca niż w "Kolekcjonerze", a wydawać by się mogło, że nie jest to możliwe. Bo nawet bezsensowne cierpienie ma jakieś granice.

I dalej nie wiem, co z tym Onettim zrobić. Nie poddaje się żadnym próbom zaszufladkowania. Może tak jest najlepiej?

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6383
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: madame seneka 24.02.2007 22:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Z każdą przeczytaną książ... | adas
Nareszcie ktoś zauwazył Onettiego...Takie piekne słowa autora recenzji rekompensuja zapewne Onettiemu nieobecność w głowach,na połkach i w pamięci. Z rozrzewnieniem spogladam na moje zaczytane egzemplarze i myslę,że pejzaż ksiażek Onettiego to pogranicze sennego koszmaru i beznadziei. To nie znaczy,że lektura przygnebia. Ona raczej pochłania jak bagno. "Co z tym Onettim zrobić?" Myśle,że po prostu polecić go innym...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: