Dodany: 25.08.2004 09:13|Autor: marzenia
Pokochaj mnie
Zazwyczaj jest tak, że rodzice kochają wprost bezgranicznie swoje dzieci, i tak powinno być. Kochają ich kłopoty i potknięcia, a gdy już stanie się coś naprawdę złego, pomagają im, podają rękę i podnoszą z ziemi, i tak powinno być. Dzieci co prawda rosną i w większości wcale nie są idealne, ale rodzice je kochają i akceptują, i tak... powinno być. Niestety tak nie jest w rodzinie Matyldy. Jej rodzice to okropne maszkary, które jakiś komiczny postępek losu obdarzył tak inteligentną i grzeczną dziewczynką.
"Nie mogła też znieść ich uwag, że jest bezmyślna i głupia, podczas gdy ona wiedziała, że wcale tak nie jest. Gotowało się w niej i gotowało, a kiedy leżała wieczorem w łóżku, podjęła decyzję. Postanowiła, że jeśli ojciec lub matka będą dla niej tacy niedobrzy, odpowie im tym samym. Jedno lub dwa małe zwycięstwa pomogą jej znieść ich kretynizm i nie pozwolą, by zwariowała. Miała dopiero skończyć pięć lat, a w tym wieku wcale nie jest łatwo zdobyć punkty przeciw wszechmocy dorosłych. Mimo to postanowiła spróbować..."
Problem w tym, że rodzice Matyldy, a nawet i jej brat, tak naprawdę jej nie zauważają. Jest inna. Nie pasuje do ich wieczorów z telewizorem, przekrętów i machlojek. Nie pasuje do tych nie czytających, myślących wyłącznie o sobie i dobrach materialnych, dziwnych ludzi. Cóż, tak naprawdę wszystko dałoby się jeszcze przeżyć, gdyby nie to, że rodzice mszczą się na Matyldzie i uprzykrzają jej życie, jak tylko się da. A mają do tego talent... Tylko że nie wiedzą, iż ona też.
"Matylda pragnęła, żeby jej rodzice byli dobrzy, kochający się i pełni zrozumienia, musiała jednak pogodzić się z tym, że tacy nie byli. Nie było to łatwe, ale nowa gra, którą wymyśliła..."
Cóż, nowa gra okazała się skuteczna, przynajmniej do czasu, gdy Matylda poszła do szkoły.
Szkoła co prawda nie okazała się wyłącznie miłą skarbnicą wiedzy, wprost przeciwnie, kierowana przez demoniczną dyrektorkę raczej przerażała, ale była tam też pani Miodek... I dzięki temu mała Matylda mogła wyrwać się z koszmarnego domu, gdzie zabraniano jej czytania książek.
Pani Miodek była taka inna niż jej rodzice, niż wszyscy dorośli, których spotkała. A przede wszystkim inna niż JEJ rodzice. Na tyle inna, że spostrzegła, iż dziewczynka, którą ma przed sobą, nie jest złodziejką i straszliwą rozrabiarą, jak wmawiali jej rodzice i dyrektorka. Wprost przeciwnie, jest geniuszem nie tylko książkowym, ale i matematycznym. Niestety, pani Miodek okazała się też osobą, która ma problemy, i mała Matylda musiała zająć się kolejnym problemem. Teraz miała na głowie nie tylko rodziców, ale i coś, co zaczęło się dziać w jej głowie...
Kolejna powieść Roalda Dahla ponownie wprowadza nas w świat pełen skrajności. Świat, w którym dzieci znowu wymagają pomocy, a dorośli to w większości nierozumne tłumoki. Jednocześnie "Matylda" jest jedną z bajek Dahla, które wprost emanują dopracowaniem i bogactwem wątków. Co prawda przez to sama postać Matyldy trochę traci, ale jednocześnie ubogacone jest jej środowisko. Wydaje się, że sama książka to zaledwie skrót przygód dziewczynki, że mogłaby być dłuższa, tylko czy przez to przekazałaby więcej?
To książka wyrazista, cudowna poprzedniczka, z której na pewno czerpał Lemony Snicket, autor "Serii Niefortunnych Zdarzeń". To pozycja dla rodziców i ich dzieci. Przerażająca, ale i posiadająca właściwą bajkom wartość moralizatorską.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.