Dodany: 31.08.2005 15:02|Autor: oblivion

...to książka nie o mnie...


Po "Dziennik..." sięgnęłam przez przypadek. Byłam na wakacjach i po przeczytaniu wszystkich książek, które ze sobą przywiozłam, zabrałam się za te, które udało mi się pożyczyć - jedną z nich była powieść Helen Fielding. Już od dawna pozycja ta była bardzo popularna i wprost zalewały mnie pochlebne opinie na jej temat, więc pomyślałam: "czemu nie?". Nastawiłam się na zabawną, lekką opowieść o zakompleksionej kobiecie... i w sumie nie mogę powiedzieć, że pod tym względem się zawiodłam: była tam kobieta o dość typowych problemach, książkę przeczytałam szybko, miejscami była zabawna (choć częściej wzbudzała we mnie raczej uśmiech politowania niż prawdziwy śmiech). Jednak do dziś nie potrafię zrozumieć, co widzi w niej tyle kobiet? Przecież istnieje wiele autorek poruszających podobne tematy, więc dlaczego właśnie ta jedna jest tak popularna? Zabierając się do lektury myślałam, że znajdę odpowiedź na te pytania. Wierzyłam, że poza typową historyjką będzie w tej książce to "coś", co wyróżnia ją spośród wielu innych. Ale nic takiego nie znalazłam. I dopiero tu spotkał mnie olbrzymi zawód. Może zbyt usilnie szukałam w niej czegoś wartościowego... Może jestem za młoda, albo za stara... Jedno jest pewne, w Bridget Jones nie odnalazłam siebie. Ale to właśnie dzięki niej zrozumiałam, że nie jestem przeciętna... jednak, czy na pewno o to chodziło autorce?

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 26390
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 5
Użytkownik: triste_ragazza 15.07.2006 21:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Po "Dziennik..." sięgnęła... | oblivion
Myślę podobnie, jak ty. Wypożyczyłam tą książkę głównie dlatego, że słyszałam o niej tak dużo dobrych rzeczy. I...? I byłam zdziwiona tym, że książka jest nudna. Tak właściwie ciągle jest w niej o seksie i kaloriach. Kilka razy się uśmiechnęłam - to wszystko. A zresztą, i tak przeczytałam ją chyba tylko do połowy.
Użytkownik: norge 15.07.2006 21:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Po "Dziennik..." sięgnęła... | oblivion
Książka nie o mnie oczywiście. Co nie przeszkadza, że mi się podobała i bardzo przyjemnie się ją czytało. Lubię ten typ lekkiego humoru. A dlaczego jest tak znana, jeśli są setki książek do niej podobnych, nie mam pojęcia. Sporo jest wybrzydzań w Biblionetce na "Dziennik...", ale gusta są różne. Ja oceniłam na 5. I wcale nie uważam tej książki za bezwartościową.
Użytkownik: Pirx 13.08.2006 20:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Po "Dziennik..." sięgnęła... | oblivion
Ja też tak zwykle mam. Gdy nastawiam się przed czytaniem na coś super hiper i ekstra to potem patrzę na książkę dużo bardziej krytycznie i przez to mniej mi się podoba. Dziennik jakoś nie wzbudził we mnie żadnych emocji. Nie nastawiałem się na lekturę, nie planowałem czytania po prostu zobaczyłem ją na półce i przeczytałem... Nie wywarła na mnie żadnego wrażenia.
Użytkownik: disaster 13.03.2007 03:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Po "Dziennik..." sięgnęła... | oblivion
Może to kolejny przykład konformizmu szerzącego się wśród czytelników?
Użytkownik: Rolana 16.06.2009 12:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Po "Dziennik..." sięgnęła... | oblivion
Usłyszałam, poszukałam, przeczytałam. Wrażenia? Łatwa, lekka i przyjemna. Nie doszukiwałabym się w niej jakiegoś głębszego sensu, ot opowiastka o zakompleksionej kobiecie około trzydziestki, która na każdym kroku słyszy, że ciągle jest panną. Mimo, że w Bridget nie znalazłam małej cząstki mnie samej, książkę polubiłam. Zabawna z happy endem, w sam raz na słoneczne po południe.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: