Dodany: 31.07.2005 17:56|Autor: dot59
Dlaczego Holly ucieka?
Jakie to szczęście, że ta książka napisana została blisko 50 lat temu – bo kto by dziś zaryzykował wydanie nostalgicznej opowieści o fascynacji początkującego pisarza niepoprawną mitomanką i nieustającą uciekinierką? Ba, gdyby tylko ten temat... ale przecież „Śniadanie u Tiffany’ego” nie ma ani jednej z tych cech, które zdaniem wielu dzisiejszych krytyków przesądzają o ponadprzeciętnych walorach prozy! Żadnych meandrów konstrukcyjnych, lawirowania pomiędzy czasami i osobami narracji, przeplatania dialogów ze strumieniami świadomości – tylko rozwiązanie wybrane spośród najbardziej klasycznych: krótkie wprowadzenie i następująca po nim retrospekcja. Żadnych „śmiałych”, „szokująco szczerych” i „piekielnie wyrafinowanych” scen, żadnych naturalistycznych opisów zwłok, obrażeń albo męskich narządów płciowych w fazie pobudzenia. Żadnych eksperymentów językowych – zdań posiekanych na czynniki pierwsze albo nie mających ni początku, ni końca, neologizmów, zbyt oryginalnych metafor, wreszcie „ozdobników” czerpanych z ulicznego lub więziennego żargonu; na 80 stronach tekstu doliczyć się można zaledwie paru słów mało parlamentarnych, z których najbrzydsze to „lesba” i „cholerny” (sic!). Żadnej pogłębionej psychoanalizy, odgrzebującej niezmienne przyczyny zła wszelkiego w postaci molestowania seksualnego dzieci lub tłumionej na siłę odmiennej orientacji erotycznej.
Dlaczego zatem z taką uwagą wsłuchujemy się w opowieść zawartą między dwoma prostymi, niemal ascetycznymi zdaniami: „Zawsze wracam pamięcią do miejsc, gdzie kiedyś mieszkałem, do domów i ich otoczenia” i „W afrykańskiej chacie, czy gdzieś indziej, mam nadzieję, że Holly też znalazła takie miejsce”?
Dlaczego tygodniami, miesiącami chodzą za nami przeraźliwie prawdziwe maksymy Holly: „jeśli pokocha pan dzikie stworzenie, już zawsze będzie się pan wpatrywał w niebo”; „nigdy nie będę wiedziała, że coś jest moje, dopóki tego nie wyrzucę”; „kiedy się przyzwyczajasz, to jakbyś umierał"? Dlaczego właśnie cytat ze śpiewanej przez Holly ballady: „nie chcę spać, nie chcę umierać, tylko wędrować po pastwiskach nieba” posłużył Agnieszce Osieckiej za kanwę do jednego z najpiękniejszych i najsmutniejszych wierszy? W czym tkwi siła tej historii, opowiedzianej prosto i oszczędnie? Może właśnie w tym, że prawdy proste i oczywiste – jak choćby ta, że w niejednym człowieku tkwi zalążek takiej lekkomyślnej, marzycielskiej, nigdy nie dorastającej Holly, z trudem odróżniającej fantazję od prawdy, a wolność rzeczywistą od wolności pozornej, będącej w istocie przymusem ucieczki przed jakąkolwiek formą zniewolenia – należy przekazywać bez zbytecznych ozdób i udziwnień? Capote’owi udało się to nadzwyczajnie...
PS. cytaty w tekście recenzji pochodzą z recenzowanej książki w tłumaczeniu Rafała Śmietany - wydanie w kolekcji Gazety Wyborczej, wyd. Mediasat Poland, Kraków.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.