Dodany: 21.07.2005 09:49|Autor: tehanu
Studium
Alkoholizm to jest temat literacki kręty, nie mniej niż tor pijanego w trasie ku zbawiennej ladzie, za którą jak żołnierze - równo i w rzędach - stoją gotowe do strzelania korkami flaszki i butelki o kolorach późnej jesieni oraz ciężkiej zimy.
Otóż nad alkoholizmem można patetycznie rozpaczać, jeżeli dotyka osobiście, ale nie jest własnym udziałem. Z alkoholizmu można uczynić pożywkę dla gejzerów humoru, zwłaszcza gdy ogląda się go postronnie jako widz i popija przy tym kawę. Istnieje jeszcze pijacka duma zmieszana z piekącym wstydem, których doświadcza chlejący nieco nadmiernie sam na sobie. Tu może małe rozjaśnienie dotyczące dumy, bo poczucie wstydu, z tytułu czołgania się po brunatnych oczkach kałuż twojej własnej ulicy - gdy jesteś w stanie już nieco rzeczowiej na to spojrzeć - szczególnego wyjaśniania nie wymaga.
Jared Diamond w swoim „Trzecim szympansie“ poruszył kwestię pijackiej dumy z mocnej głowy, biologicznie wywodząc ją od zastraszających rozmiarów pawiego ogona, bezsensownie potężnych jelenich rogów i innych rozdętych, ale mało praktycznych części ciała u samców różnych gatunków. Żeby się zbytnio nie rozwodzić nad kwestią - bo nie miejsce tu na to - skrócę wywód Diamonda do prostego sformułowania: w okolicznościach pierwotnych, naturalnych pakowanie się przez samce w sytuacje ryzykowne i niezdrowe jest wynikiem presji maszynerii doboru seksualnego. Jeżeli ptak ma ogon tak wielki, że ledwo się rusza, jeżeli jeleń ma poroże tak gigantyczne, że aby je zbudować, musi żreć bezustannie przez pół roku (po czym mu ono odpada ze strudzonej głowy), a mimo to i ptak, i jeleń są w kwitnącej formie, nieskalane, to oznacza to dla samicy niezbicie, że i spryt ich (samców) jest nieziemski. Dlatego picie typu męskiego i duma z nim związana ma biologiczne konotacje z pokazywaniem samicom, że mimo kilku flaszek, mimo oceanów wchłoniętych trucizn i kwasów on ciągle stoi i ma się świetnie oraz lśniąco. To je brało kilka milionów generacji wstecz w każdym razie. Trochę się dziś metoda ta zdewaluowała, ale ciągle łechce męskie sumienia. Tyle Diamond.
Wracając jednak do literatury alkoholicznej. Mamy więc cztery filary, na których - aby być zupełną, moim zdaniem – stać ona powinna: rozpacz, humor, dumę i wstyd. I tu wreszcie odniosę się do „Mocnego anioła“; humor i duma leją się z kartek jak i litry żołądkowej gorzkiej, wstydu natomiast i rozpaczy jest tam tyle, co mocy w pustej flaszce. I to jest zarzut w kierunku prawdziwości, z jaką picie przedstawia Pilch. Czy to może być zarzut generalnie do książki, to inna sprawa, bo w końcu każdemu pisać wolno jak mu się podoba, poza tym co osobiste spojrzenie na kwestię, to nie naukowy, obiektywny traktat. Podnoszę ten temat jedynie dlatego, iż odniosłem wrażenie, że to miało być przesycone prawdą, choć głęboko literackie, studium alkoholizmu delirycznego.
Ale to jest jedyny zarzut.
Poetyckość frazy „Anioła“ jest zniewalająca, humor obezwładniający. Sceny, dialogi, sposób prezentacji delirycznych osobowości niesłychany. Odautorskie spostrzeżenia trafne i jak metal dźwięczące.
Jak dla mnie wielka literatura.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.