Dodany: 09.10.2018 12:59|Autor: Alos

Postnuklearny regres


Zawód. Tak jednym słowem można podsumować wydaną w 2007 roku drugą część rosyjskiej trylogii „Metro”. Autorowi udało się dokonać regresu na praktycznie każdym polu i stworzył książkę nudniejszą, bardziej infantylną i średnio wciągającą.

Po wojnie totalnej resztki ludzkości od ponad dwudziestu lat wegetują w moskiewskim metrze. Żeby przetrwać, poszczególne stacje muszą mierzyć się nie tylko z problemem chorób, brakiem jedzenia czy bandytami, ale również mutantami i zjawiskami paranormalnymi. Minął rok od wydarzeń z pierwszej książki. Zagrożenie zostało odegnane, jego echa powoli przebrzmiewają w metrze. Na jego drugim końcu, na stacji Sewastopolska, która z jednej strony jest sporym dostawcą prądu, a z drugiej ostatnią linią obrony w walce z potworami, zaczyna brakować amunicji. Cichnie kontakt z sąsiednimi stacjami, karawany nie dochodzą, zwiadowcy nie wracają. Sytuacja jest coraz gorsza. Na tej stacji odnajduje się również legenda metra – Hunter. Człowiek od roku uznawany za zmarłego, który podobno poległ w walce z mutantami na WOGNie.

Powieść jest zdecydowanie krótsza od poprzedniczki, bardziej kameralna, mniejsza. Nie chodzi tylko o liczbę stron, ale przede wszystkim o akcję. W „Metrze 2033” poznajmy praktycznie wszystkie zamieszkałe stacje. Jeśli nie osobiście, to z opowieści i legend. W drugiej części to raptem kilka najbliższych miejsc w okolicy, a sam rdzeń fabuły to również nic specjalnie obszernego.

Książka została sztucznie rozciągnięta. Sama fabuła to bardziej materiał na dłuższe opowiadanie niż samodzielną pozycje. Żeby wypełnić przestrzeń, autor umieścił masę przemyśleń bohaterów. Jest to złe z dwóch powodów. Przede wszystkim są one nudne i sztampowe, a postacie, których myśli szerzej poznajemy, są jeszcze gorsze: staruszek, który sam nie wie, o co mu chodzi, i trzymana w odosobnieniu nastolatka z mentalnością dziecka. Drugi powód to ich strategiczne rozmieszczenie. Przerywają każdą akcję i każdy ciekawszy moment książki, nie tylko potęgując nudę, lecz także powodując zmęczenie lekturą.

Rzecz, która mnie najbardziej przeszkadzała, to prawie całkowite odejście od mitologii tunelowej. „Metro 2033” było jej pełne. Od przypadkowych historii jakiś odległych stacji, przez pełne grozy mity o paranormalnych zdarzeniach, religie powstałe pod ziemią czy prawdziwe legendy o Polis lub Uniwersytecie. W drugiej części co prawda występują powtórzenia czy nawiązania do niektórych, a historia Uniwersytetu jest nawet bardziej rozbudowana, ale nie ma kompletnie nic nowego. Dziwi to o tyle, że jeden z głównych bohaterów ma się za bajkopisarza i kronikarza, a zatem to idealna postać do zbierania, opisywania czy tworzenia mitów i legend.

Najlepszym elementem tej powieści jest klimat. Jedyna rzecz, która ją ratuje. Metro to wciąż miejsce brudne, pełne przemocy (chociaż tej też wydaje się zauważalnie mniej) przekupstwa, biedy, chorób i strachu przed nieuchronnym końcem cywilizacji. Ludzie są nieufni, a w tle czai się coś nieuchwytnego.

Nie jest to książka, którą można polecić, ale nie jest też czymś, od czego trzeba się trzymać z daleka. Jako część większej całości może być. Średnia fabuła, nieciekawi główni bohaterowie i ogólny krok wstecz w stosunku do świetnego poprzednika to główne cechy „Metra 2034”. Na plus klimat, a świat tuneli mimo ogromnego zmniejszenia wciąż jest ciekawy.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 647
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: