Dodany: 03.09.2010 19:02|Autor: sildin
Z Huberathem po zaświatach
Już w uhonorowanym Nagrodą im. Janusza Zajdla utworze „Kara większa” Marek Huberath dał znać, że fascynuje go eschatologia. Znane opowiadanie przedstawiało miejsce, które pod postacią obozu koncentracyjnego łączyło w sobie piekło i czyściec. Do tematyki zaświatów autor wracał jeszcze kilkakrotnie – m.in. w „Trzeba przejść groblą” czy „Balsamie długiego pożegnania”. O „Miastach pod Skałą” można by powiedzieć, że należą do tego samego nurtu, ale Huberath poszedł tam o wiele dalej. Powstająca przez dziewięć lat powieść to nie tylko fascynująca wizja „drugiej strony”, ale także monumentalny konglomerat najrozmaitszych wycinków mitologii judeochrześcijańskiej, rozważań na temat sztuki, filozofii, natury człowieka, a wszystko to doprawione przygodą, romansami i fantastyką. Słowem, zbyt wiele, żeby wymienić w jednej recenzji.
Zaczyna się niczym klasyczna historia fantasy – zwykły człowiek przypadkowo znajduje przejście do Nieznanego. Człowiekiem tym jest młody historyk Humphrey Adams, a przejściem - niepozorna furtka w Murze Watykańskim. Furtka owa okazuje się bramą tajemniczego, wręcz mistycznego labiryntu, a sugestię zawierającą odpowiedź na pytanie, dokąd ten labirynt prowadzi, dostajemy już na samym początku – bohater notuje układ korytarzy na paragonie z restauracji „Buca dell’Inferno” (Wrota Piekieł).
Naturalnie, sam Adams przez długi czas nie zdaje sobie sprawy, dokąd trafił. Na początku tłumaczy wszystko jak sen, z czym zresztą współgra oniryczny klimat pierwszej części książki. Bohater trafia do miasta, które mogłoby przypominać Rzym, jednak jest to Rzym odmieniony, jakby odbity w fantastycznym lustrze, ubarwiony elementami rodem z marzeń sennych. Kobiety noszą tutaj fantazyjne, ruchome tatuaże, z czaszek własnych dzieci wykonuje się kielichy i wyrocznie, tytularnym władcą jest przewodniczący Nero, a wszędzie panoszy się iście peerelowska bezpieka, której przywódca okazuje się kimś więcej, niż mogłoby się wydawać…
Nie będzie to jednak jedyny przystanek w podróży bohatera. Już wkrótce przyjdzie mu opuścić pierwsze Miasto pod Skałą i trafić do miejsca całkowicie odmiennego. Wioska Krum przywodzi na myśl baśniową krainę fantasy, toczy się tam jednak krwawa wojna – stylizowani na starożytnych Rzymian legioniści zmagają się z Czarnymi, bestiami żywcem zaczerpniętymi ze średniowiecznych wizji piekieł. Adams weźmie w niej udział, by wreszcie trafić jeszcze dalej, aż do miejsca, gdzie zmierzają korowody zmarłych…
„Miasta pod Skałą” to w pierwszej kolejności symbole. Książka jest nimi nasycona do granic – począwszy już od nazwiska głównego bohatera. Niektóre są oczywiste, odczytanie innych wymagać będzie głębszej wiedzy z zakresu mitów, Biblii, apokryfów etc. Bez względu na to, powieść jest ucztą dla wszystkich zdradzających słabość do wychwytywania kulturowych nawiązań. Na kartach przewijają się dobrze znane obrazy: ogród Eden, zmarli idący w dance macabre, płomieniste wrota i opisy tortur wprost przeniesione z płócien Boscha – wszystko to zespolone w jedną całość.
Imponująca, chociaż nosząca znamiona chaosu, jest także konstrukcja świata. Huberath stworzył namiastkę własnej demonologii, zwracając szczególną uwagę na różnice dzielące „pierwszą generację” (istoty duchowe) od „ulepków”, czyli ludzi i wynikające z tego konsekwencje. Z kilku przesłanek można domyślić się, że poznajemy tylko fragment piekieł, jednak to, co w nim zostało zawarte, wciąż stanowi wizję bardzo obszerną, chociaż pełną niedopowiedzeń i niejasności. Niektórych może to irytować, inni stwierdzą, że autor postąpił słusznie, nie wykładając wszystkiego na tacy i pozostawiając rozległe pole dla wyobraźni i interpretacji.
„- Wiesz, Adams, czasami myślę, że On uruchomił tę całą fabrykę dusz po to, żebym ja miał z wami ubaw.
Adamsa zaskoczyły te słowa.
- Przecież i tak prawie wszyscy trafiają do mnie. Trafiają, bo chcą trafić. Nikt ich nie przymusza. (…) Wiesz, On jakby nagradzał mój bunt. (…) Trafia do mnie przytłaczająca większość jego dzieci. – Rzucił mu zimne spojrzenie.
- Przecież oni sami wybierają.
- No dobra, ale jakby nie było, wy również wymknęliście się Tamtemu z rąk. Mamy ze sobą sporo wspólnego, Adams”*.
Niestety, przy swojej długości (osiemset stron), „Miasta pod Skałą” są książką nierówną. Osadzony w stylistyce snu początek jest niezwykle wciągający, jednak gdy bohater dociera do Krum i angażuje się w wojnę z Czarnymi, akcja wytraca tempo. Na tym etapie zaczynają się zwyczajne dłużyzny, a całość miejscami przypomina tanią fantasy. Ponadto autor wprowadza tutaj liczne elementy gore (najbardziej jaskrawym jest ciągnący się przez kilka stron opis sekcji zwłok), które co prawda zaskakująco dobrze komponują się z klimatem opowieści (było nie było, jesteśmy w piekle), ale dla niektórych mogą być zwyczajnie odstręczające. Pomimo panującej tu i ówdzie nudy, warto jednak wytrwać w lekturze dla części końcowej, która z nawiązką wynagradza poświęcony czas. Dialogi, jakie na ostatnich stronach główny bohater toczy z jednym z Upadłych a także samo symboliczne zakończenie są bezapelacyjnie najlepszymi elementami powieści i gdyby całość była napisana na podobnym poziomie, pozycja z pewnością zostałaby uznana za wybitną.
„- Każdy ma swoje piekło. Nie ma dwóch identyczny życiorysów, nie może być dwóch identycznych kar.
- A Niebo?
- Cóż, Niebo…? Tu sytuacja różni się jeszcze bardziej od twoich oczekiwań, Adams. Jest jeszcze gorzej (…) Każdy dostaje takie Niebo, jakie potrafi sobie wymyślić. Dlatego na ogół marne. (…) Całe życie marzył o misce strawy…? Jasne! To przez całą wieczność będzie miał tylko solidną michę żarcia przed sobą.
Adams zatrząsł się z zimna i niechęci na myśl o takiej nieśmiertelności”**.
Nie będę zaprzeczał – książka może się wydać chaotyczna. Można odnieść wrażenie, że autor miejscami miał problemy z udźwignięciem tego, co zbudował. Nieczęsto jednak można spotykać się z tak porywającym, oryginalnym, a przy tym, kiedy trzeba, przerażającym obrazem piekła. Sama sugestywność i soczystość wizji, jakie wyobraźnia autora wykreowała w oparciu o znane od dawna elementy, pozwala wybaczyć większość wad. Pozostaje tylko żałować, że w 2005 roku powieść nie zdobyła statuetki Zajdla. Zasłużyła na nią.
---
* Marek S. Huberath, „Miasta pod Skałą”, Wydawnictwo Literackie, 2005, s. 752.
** Tamże, s. 753.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.