Dodany: 21.03.2018 17:29|Autor: bartek968

Świat idei takich, że aż wióry lecą


Na wstępie lojalnie informuję, że niniejsza recenzja spełniła głównie rolę terapeutyczną. Oznacza to m.in. także to, iż przed jej napisaniem myślałem o książce trochę co innego niż po napisaniu…

„Złota liczba” to zestawienie dwóch rozległych tekstów pt. „Rytmy” i „Rytuały”; autor koncentruje się w nich przede wszystkim na omówieniu prawidłowości matematycznych, które od starożytności przenikają to, co cywilizacja Zachodu uważa za piękne. Motywem przewodnim jest tytułowa zasada złotej liczby, tj. szczególna proporcja, która wedle Ghyki nadzwyczaj często przejawia się nie tylko w twórczości artystycznej, ale również w konstrukcji natury i kosmosu. Jest to zatem książka o estetyce, równolegle jednak ujawniona zostaje znacznie bardziej uniwersalna idea: Liczba (być może o pochodzeniu boskim lub tożsama z bogiem-duchem) tworzy harmonię, która przenika świat materialny na wskroś. Materia żywa i najwyższy jej stopień rozwoju – świadomość są odrębne od tego co martwe, choć jednakowo zanurzone w Liczbie. Wplecione w ten system są elementarne pojęcia: miłości, pędu życiowego, witalizmu i płodności. Te wzajemne relacje, które zostały rozpoznane i zaszczepione w kulturze świata zachodniego przede wszystkim dzięki pitagoreizmowi, nie tylko trwają do dnia dzisiejszego (a pierwszego wydanie tej książki pochodzi z lat 30. XX w.), ale również budzą się do nowego życia w świetle najnowszych osiągnięć w dziedzinie filozofii i fizyki. Bowiem wedle autora platońsko-pitagorejski system wierzeń doskonale wpisuje się w twierdzenia W. Heisenberga, H. Bergsona i A. Einsteina – Liczba odnosi się zatem nie tylko do estetyki, lecz stanowi podstawę wszechstronnego opisu rzeczywistości.

Koniecznie należy odnotować, że ważnym i rozbudowanym tematem tej pozycji jest proces powstania i odradzania się idei pitagoreizmu, w tym opis elitarnych, zazwyczaj tajnych stowarzyszeń. Autor nie wydaje się entuzjastą tego typu środowisk, a mimo to z dużym znawstwem dzieli się dostępnymi źródłami na temat nauk, zasad i rytuałów w nich obowiązujących. Oprócz niezdrowego zaciekawienia, temat może wzbudzać politowanie (przysięgi, inicjacje, inkantacje), ale jednocześnie daje zupełnie poważny wgląd w procesy kształtowania się elitaryzmu grup, również zawodowych (tu doskonałym przykładem są architekci).

W książce zamieszczone zostały ilustracje, które objaśniają omawiane treści (nie zawsze skutecznie), i – co równie ważne – budują urokliwy nastrój dostępu do wiedzy „tajemnej”.

Aby napisać recenzję, musiałem ochłonąć i dobrze się zastanowić, co właściwie przeczytałem. Po ponownym przejrzeniu notatek musiałem również wycofać się z pierwotnej wersji, orientując się, że niektóre moje sądy były przesadne lub nawet bezpodstawne. Obecnie dominuje we mnie wrażenie zetknięcia się z publikacją „raczej naukową”. „Złota liczba” jest w przeważającej części zdyscyplinowana, dogłębna, dobrze uargumentowana. Ze względu na zawiłości kilkunastu dziedzin nauki, liczne fragmenty sprawiły mi poważne problemy merytoryczne (estetyka jest omawiana na płaszczyznach: filozofii, matematyki, fizyki, lingwistyki, architektury, biologii/morfologii, mitologii itd.). Np. do tej pory nie rozumiem fragmentu dotyczącego kwestii prawideł estetyki poezji, pomimo kilkukrotnego czytania.

Matila Ghyka onieśmiela erudycją i zdolnością uzasadniania trudnych do obrony poglądów, nie sposób jednak nie zauważyć, że wybiega chwilami poza granice prawdopodobieństwa, czyli tam, gdzie jego autorytet zaczyna jakby maleć. Teraz piszę już o tym spokojnie, ale w trakcie lektury nie raz wzbierały we mnie fale zainteresowania, uznania, zdziwienia, niedowierzania, konsternacji, a wreszcie złości lub, dla odmiany, rozbawienia. I patrząc teraz na efekty kilkumiesięcznego czytania, na książkę sponiewieraną od notatek i bazgrołów, pełną odniesień, podkreśleń, skreśleń, burzliwych „tak!” i „nie!”, nie widzę tu już wyłącznie apodyktycznej publikacji naukowej, ale miejsce bitwy o idee, jaka stoczyła się między autorem-entuzjastą a czytelnikiem-sceptykiem. Nie chcę przez to powiedzieć, że byłem dla autora równym partnerem, bo nie byłem. Nie mam kompetencji, aby recenzować niezliczone naukowe zagadnienia układające się w narrację „Złotej liczby”. Pozostaje mi jednak wiedza ogólna (chociażby taka, że niektóre zawarte w niej poglądy nie znajdują naśladowców w głównym nurcie nauki) i zdrowy rozsądek, aby sprzeciwić się części przedstawionej wizji świata, szczególnie tam, gdzie autor zbacza ze ścieżki nauki na rzecz spekulacji mistyczno-filozoficznych.

Nieodłącznym wrażeniem pojawiającym się podczas lektury jest przekonanie, że Ghyka zdecydowanie chciałby, aby pewne idee były prawdziwe. To jest jego osobisty pogląd, dzieło życia, co oczywiście grozi brakiem obiektywizmu, dlatego np. nie znajdziemy tu solidnych kontrargumentów, które godziłyby w myśl przewodnią. Autor raczej unika kategorycznych stwierdzeń, często cytuje i powołuje się na autorytety, jednak nieustannie sugeruje, że pewne zbieżności nie mogą być przypadkowe. Ten mechanizm argumentacji działa z krzywdą dla stwierdzeń z dużym prawdopodobieństwem prawdziwych, np. takich, że materia nieożywiona „preferuje” liczby parzyste, a materia żywa – nieparzyste, lub że człowiekiem, tak jak materią, przy wyborach estetycznych może kierować głównie zasada najmniejszego wysiłku. Takie stwierdzenia doznają uszczerbku rykoszetem, gdy np. autor nie wyrazi się wystarczająco kategorycznie w kwestii magii (choć trzeba zastrzec, że rozumianej inaczej niż podpowiada pierwsze skojarzenie), użyje w odniesieniu do kwiatów określenia sugerującego, że jedne są „ważne”, a inne już nie lub wyodrębni zjawisko życia poza reguły rządzące światem materialnym. Bardzo pomocne w interpretacji jego intencji okazało się posłowie. Przyznanie, że Matila Ghyka sympatyzował z hermetyzmem i parapsychologią, wiele wyjaśnia. Ostatecznie o mojej sympatii do niego przesądziły ostatnie akapity książki, w których daje jednak znać o możliwych wątpliwościach i spodziewanej krytyce. Jak sam pisze: „Między słowami wizjonera i ślepca z przekonania jest miejsce na rozsądne stanowisko pośrednie”[1].

„Zrobiłem zatem, co mogłem, aby należycie skonstruować i wyposażyć statek mojej ideologicznej syntezy. Jest już gotowy do puszczenia się na pełne morze, przecinam więc cumy… Czy pisany jest mu los monstrualnego brandera, co wyląduje na Erebie, czy też karaweli żeglującej ku dziewiczemu kontynentowi Absolutu – życzę mu pomyślnych wiatrów na Oceanie krzyżujących się hipotez”[2].

Czy wskrzeszona na kartach książki „religijna filozofia” mogła stać się nowym paliwem dla słabnącej tożsamości świata zachodniego? Czy ideologia dostosowana do mentalności rzekomo lubującej się w umiarze cywilizacji Zachodu mogła stanowić rzeczywistą alternatywę dla wielkich religii monoteistycznych? Teraz znamy już na to odpowiedzi. Ale te idee nie mogły zupełnie zaniknąć. Może i są niewyraźne, oswojone i rozproszone, ale nadal obecne w kulturze (i to już nie tylko zachodniej), moralności, poglądach, wzajemnych stosunkach i poczuciu tego, co piękne. Nie jestem jednak w stanie potwierdzić, czy i w jakimś stopniu opisują świat rzeczywisty. Zachęcam zatem do lektury „Złotej liczby” także dlatego, że liczę na powstanie kolejnych, bardziej wnikliwych interpretacji. Dla osób niezaznajomionych z teorią estetyki lub nią niezainteresowanych ta książka będzie stanowić poważne wyzwanie. Natomiast dla wszystkich stanie się niezrównaną okazją do ścierania własnego światopoglądu z ciekawymi, krzeszącymi iskry koncepcjami.


---
[1] Matila Ghyka, „Złota liczba: rytuały i rytmy pitagorejskie w rozwoju cywilizacji zachodniej”, przeł. Ireneusz Kania, wyd.o Universitas, 2014, s. 378.
[2] Tamże.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1402
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: