Dodany: 14.01.2018 15:48|Autor: RenKa76

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Wilcza godzina
Tapinas Andrius B.

Godzina to za mało...


…żeby dobrze bawić się przy pierwszej w mojej „czytelniczej karierze” powieści steampunkowej. Co to w ogóle jest ten steampunk? Odmiana fantastyki naukowej, która stylistyką i estetyką nawiązuje do „epoki pary”, czyli bliżej jej do wiktoriańskich koronek niż do punkowych dziur w pończochach i agrafek. „Steam” po angielsku znaczy „para”, a w książkach tego nurtu aż się roi od różnorakich maszyn, mechanizmów i wynalazków. Powinno nam się to kojarzyć z zadymionym Londynem, tymczasem akcja „Wilczej godziny” Andriusa Tapinasa (SQN, 2017) rozgrywa się w litewskim Wilnie. Ciekawi?

Jest rok 1905. Wilno ma status wolnego miasta, otoczonego Imperium Rosyjskim. To tutaj na potęgę rozwija się przemysł, kwitnie Uniwersytet, swoje gildie mają Alchemicy i Wskrzesieciele, po ulicach jeżdżą monocykle, a po niebie latają nowiutkie sterowce. Pełno tu wynalazców, uczonych i robotników pracujących w niezliczonych fabrykach, produkujących setki rzeczy, a przy okazji kłęby dymu i pary. Miasto kwitnie, zaś Rosja gotuje się ze złości. Obok miejscowych i studentów kręcą się więc szpiedzy i różnej maści mąciciele porządku. Zbliża się ważne wydarzenie – zjadą się najważniejsi przedstawiciele państw Europy, trzeba się więc pokazać z jak najlepszej strony. I tu zaczynają się schody. Okazuje się, że Wilnu grożą strajki robotników, pojawia się jakiś dziwaczny morderca, anarchiści smarują wywrotowe napisy na murach, narodowcy wszczynają bójki, w co drugiej karczmie siedzą szpiedzy, a niebo jest za małe dla tak wielkiej liczby sterowców… Każdy ma swój interes do ubicia, pieniądze przechodzą z ręki do ręki, jedne sojusze upadają, na ich miejsce rodzą się inne.

„Wilcza godzina” Tapinasa stanowi mistrzowską hybrydę kilku gatunków. Wspomniany już steampunk – zeppeliny, maszyny, roboty i setki kółek kręcących się w mechanizmach – stanowi stylowy dodatek do zagadki kryminalnej, intrygi szpiegowskiej, a nawet nietypowego romansu. Wszystko to miesza się ze sobą, wiruje, mieni się kolorami jak roztwór w retorcie alchemika. Książka Litwina może być, czym tylko zechcecie – jest w niej prawie wszystko, co dobra powieść zawierać powinna. Niebanalni bohaterowie (z moim ulubionym legatem Antonim Srebro na czele), zagadki, intrygi, wartka narracja i naprawdę lekkie pióro gwarantują spędzenie wielu przyjemnych godzin na lekturze. (Jest też wisienka na torcie dla wnikliwych czytelników: na mgnienie oka pojawia się ktoś ze znanego serialu). Bohaterowie nieustannie spiskują, intrygują i knują, akcja ani na chwilę nie zwalnia i nie utyka na mieliznach, kilka zaskoczeń gwarantowane…

Będę szczera – nie każdy kupi taką konwencję. Ale umówmy się: czytając takie, a nie inne książki, przymykamy oko na niektóre wymysły autorów. Gdybym nie założyła sobie, że nie zdziwią mnie dzieciaki latające na miotłach i machające patykiem (przepraszam, różdżką), nie byłabym w stanie przebrnąć przez siedem tomów o Potterze. Trylogia Tolkiena to w gruncie rzeczy bajka o karzełkach wrzucających do wulkanu kawałek metalu. A Geralt oraz jego wiwerny i strzygi? Wilkory Starków? Biorąc do ręki książkę, zakładamy: „w porządku, wiem, że wampirów nie ma, ale przez chwilę zabawię się myślą, że jednak istnieją”. Bez tego małe miasteczko Salem na pewno nie powodowałoby u mnie czasowej bezsenności po każdej lekturze. Ten, kto kupi bajkę dla dorosłych Tapinasa z całym dobrodziejstwem inwentarza (mechaniczne cudactwa nie są największą bujdą na resorach, w jaką czasowo uwierzyłam), ma szansę naprawdę dobrze się bawić. A więc – przymykamy oko, puszczamy wodze wyobraźni i na Litwę! Najlepiej sterowcem.


[Recenzję opublikowałam również na swoim blogu oraz innych portalach]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1236
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: