Dodany: 19.06.2010 18:22|Autor: alicja225

Książka: Regulamin tłoczni win
Irving John

1 osoba poleca ten tekst.

Odrobina niepokoju, szczypta smutku


Dawno żadna książka nie zrobiła na mnie tak dużego wrażenia jak właśnie ta. Mało tego, nie pamiętam, żeby w czasie czytania jakiejkolwiek książki moja podświadomość była tak zajęta, że nawet podczas snu pracowała dalej. Po przeczytaniu pierwszych 60 stron śniły mi się takie rzeczy, że zaczęłam się zastanawiać, czy dam radę czytać dalej.

Jednak ciekawość była silniejsza. Pierwszą połowę czytało mi się ciężko, większość wątków dotyczyła sprawy, na którą, wydawało mi się, mam wyraźny i sprecyzowany pogląd. Aborcja - tak - proszę bardzo, to wyłącznie wola kobiety, zdawało mi się, że nawet gdybym to ja musiała decydować, robiłabym to. Tak myślałam do czasu, aż przeczytałam zdanie: "Larch wiedział, co robi, po co i dla kogo. Tylko ten podział »kopie - nie kopie« nie przemawiał Homerowi do przekonania. Można to nazwać, jak kto chce - płodem, embrionem, skutkiem zapłodnienia - ale bez względu na nazwę to żyje. A przerwanie życia - znów bez względu na to, jak je nazwiemy - jest zabijaniem"[ 1].

Podczas lektury zastanawiałam się, jak to jest z ginekologami. Kto wybiera ten zawód i dlaczego. Nie znalazłam i chyba nigdy nie znajdę odpowiedzi, dlaczego ginekologami zostają kobiety. A czy mężczyźni zostają nimi dlatego, że: "Niestety Wilbur Larch nie był mistrzem zaglądania kobietom w oczy: zbyt często oglądał inne fragmenty damskiej anatomii w brutalnym świetle sali operacyjnej. Siostra Angela zastanawiała się nieraz, czy doktor Larch zdaje sobie sprawę z tego, że wcale nie zwraca uwagi na kobiety; ciekawa była czy to choroba zawodowa ginekologów, czy też raczej ginekologami zostają mężczyźni ze skłonnością do ignorowania kobiet"[2].

Pewnie 90% czytających nie zwróciło uwagi na ten dialog. Mnie wbił się w pamięć:
"Na pomoście, gdzie Ray snuł swoje rozmyślania było jak zwykle sporo ślimaków, ale Ray ani jednego nie oderwał od deski: wiedział ile czasu potrzebuje ślimak na dojście tam, gdzie chce dojść.
- Za każdym razem, jak wrzucasz ślimaka z pomostu do wody, każesz mu zaczynać życie od nowa - drażnił się Ray z Homerem.
- Może w ten sposób oddaję mu przysługę - odpowiadał Homer Wells, sierota"[3].

Druga połowa książki wywoływała u mnie wiele gwałtownych uczuć. Sposób, w jaki pan Irving opisuje ludzkie życie i emocje, jest genialny. Z tego prostego powodu, że autor każe czytelnikowi myśleć:
"To prawda stara jak świat - wywodził - Możesz wyrwać Homera z St. Cloud’s, ale nie wyrwiesz St. Cloud’s z Homera"[4].
Jest ktoś, kto choć przez chwilę, czytając, nie zastanowił się nad tym zdaniem?

Początkowo oceniłam tę książkę na 5, jednak zmieniłam zdanie po obejrzeniu filmu. Książka jest rewelacyjna, dwugodzinny film jest - może za ostro - profanacją. Miałabym parę pytań do scenarzysty, czyli - o dziwo - do samego Irvinga!!!, na przykład o to, gdzie w filmie podziała się postać Melony?

Jednak książka na 6 i warta czasu, jakiego potrzeba na jej przeczytanie.



---
[1] John Irving, "Regulamin tłoczni win", tłum. Jolanta Kozak, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 1985, str. 161.
[2] Tamże, str. 184.
[3] Tamże, str. 366.
[4] Tamże, str. 515.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1900
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: