Dodany: 17.06.2010 22:49|Autor: kasiach
Ponadczasowość "Ani"
Pierwszy raz książkę Lucy Maud Montgomery przeczytałam w I klasie szkoły podstawowej. Zauroczyła mnie ta powieść... nie to mało powiedziane. Ona mnie pochłonęła!! Niektóre jej fragmenty znałam na pamięć. Przygody Ani, jej pomysły, perypetie, problemy, marzenia - tym żyłam.
Książkę kończyłam i zaczynałam od początku, aż do znudzenia, które jakoś przyjść nie mogło. Początek nie zapowiada się ekscytująco - Maryla i Mateusz w wyniku pomyłki adoptują rudowłosą Anię. Początkowo próbują rozwiązać jakoś owo "nieporozumienie", jednak Ania zostaje na Zielonym Wzgórzu, zaczyna uczęszczać do szkoły i wreszcie zadomawia się w swoim pokoiku. Przeżywa w nim wiele trosk, ale także i wiele radości - typowych dla dzieci, a dla niej jakże odmiennych od tego, co przeżyła dotychczas.
Po "Anię" sięgnęłam ponownie dobre kilka lat później, bo już na studiach. I nadal jest to jedna z nielicznych moich ulubionych książek - po którą sięgam w każdej sytuacji. Bo jak można się oprzeć tej rudowłosej zuch-dziewczynie z masą pomysłów? Jak można się nie śmiać, gdy Gilbert zarobił tabliczką w głowę? Jak można nie współczuć, gdy Ania opłakuje swoje zielone włosy?
Ta książka wywoływała, i nadal wywołuje mnóstwo emocji i nie chcę się z nią rozstawać jeszcze przez bardzo długi okres. A przygody Ani nigdy mi się nie znudzą.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.