Dodany: 20.03.2017 20:53|Autor: zsiaduemleko

O tym, co jeszcze może być czarne


Doszły mnie pewne słuchy na temat Jamesa Ellroya, więc postanowiłem poszukać namacalnych dowodów potwierdzających te niezwykle intrygujące opinie. Szpiegujące mnie na każdym kroku (co mi w sumie nie przeszkadza, bo nie mam nic do ukrycia) Google przekierowało mnie czym prędzej w znajome rejony bloga Bibliomiśka, którego przy okazji pozdrawiam, bo zdarzało się, że przeglądał moje wpisy – cześć! Znalazłem tam pewien wywiad z 2011 roku, którego lektura sprawiła, że wielokrotnie uśmiechnąłem się jak głupi do monitora, gdyż Ellroy rozbija w tej rozmowie bank megalomanii, a jego ego może służyć jako kula burząca. Pisarz sam siebie porównuje to do Beethovena (był taki grajek, ponoć niezły), to znów do Tołstoja, przy okazji wymyśla też sobie imponujące przydomki w rodzaju "demonicznego psa czarnej literatury". Robi to, aby uprzedzić tych wszystkich durnych pismaków, których stać jedynie na nazwanie go następcą Raymonda Chandlera, jako że akurat tego pisarza nie ceni i stworzonego przez niego Philipa Marlowe'a nazywa otwarcie "przestylizowaną pizdą". Waginalną zniewagą oberwał także John F. Kennedy, "jebaka, którego bardziej od polityki kręciły cipki"*, więc można założyć, że zamach uchronił go przed licznymi chorobami wenerycznymi. Ale James Ellroy potrafi być również nieco bardziej umiarkowany w poglądach, Baracka Obamę nazywa jedynie fatalnym prezydentem, a Conana O'Briena, delikatnie mówiąc, pajacem (ale taka jego praca). Ceni za to twórczość m.in. Dona DeLillo (przy okazji: chce ktoś sprzedać "Biały szum"? płacę jak za prezydenta) oraz Dashiella Hammetta, więc jednak potrafi też nie być burakiem. Tak bezpośrednich, barwnych postaci nam trzeba; i nie sposób Ellroyowi odmówić charyzmy, nawet gdy sam przyznaje, że większość tego, co robi, robi dla pieniędzy oraz promocji. No i na zdrowie, James. Aha, doszły mnie również słuchy, że podobno zupełnie przy okazji pisze on świetne kryminały.

15 stycznia 1947 roku w Los Angeles znaleziono przepołowione zwłoki pewnej atrakcyjnej dziewczyny. Dla jasności: atrakcyjnej, zanim ktoś ją zamordował, rozdzielił w okolicach jamy brzusznej, pociął jej piersi, a na twarzy wykroił szeroki uśmiech od ucha do ucha. Zwłoki były higienicznie czyste, wnętrzności wyprute, ani kropli krwi. Trzeba przyznać, że morderca musiał się solidnie napracować. Policja szybko ustaliła tożsamość ofiary, prasa jeszcze szybciej nadała jej nośny przydomek Czarnej Dalii, ale dalej już wcale nie szło tak żwawo. Dość powiedzieć, że sprawca tej kameralnej masakry do dziś nie został schwytany. Nie znaczy to oczywiście, iż nadal jest poszukiwany, bo początkowo rozpędzone śledztwo w pewnym momencie zwolniło, a z czasem najzwyczajniej w świecie utknęło, utraciło medialną nośność i zostało porzucone. Tyle faktów. Och, nie wspomniałem, że to się wydarzyło naprawdę? Gapa ze mnie.

"Czarna Dalia" Ellroya to wariacja na temat tego nigdy nierozwiązanego zabójstwa Elizabeth Short. Zanim do niego dojdzie, poznamy kilku twardych jak sterta kamieni bohaterów. Przede wszystkim Bucky'ego Bleicherta, który ma coś z ogiera (zęby), i jego partnera Lee Blancharda – byłych bokserów, obecnie policjantów; wkrótce przyjdzie im pracować przy sprawie Czarnej Dalii. Zresztą nie tylko im, bo ta potężnie wspierana medialnie sprawa będzie stanowiła wymarzoną drabinę do wyższych stanowisk i momentami liczba zaangażowanych w jej rozwiązywanie osób sięgnie dwóch setek. Jednak najpierw zaznajomimy się z otoczeniem i realiami Los Angeles, w którym – na przemian z bebopem (odmiana jazzu) – nadal brzmi echo II wojny światowej. To miasto pełne szemranych spelun, gdzie podejrzanie wyglądający barman zawsze zajęty jest albo wycieraniem zachlapanego baru, albo pucowaniem szklanek. Wymarzone pole działania dla bezkompromisowych gliniarzy, często weteranów wojennych, którzy nie odmówią sobie małej, niewinnej przemocy i drobnych rękoczynów, aby wyciągnąć od podejrzanego informacje. Potem chlapną kilka drinków w barze i siadają za kierownicą, bo co im zrobisz, zadzwonisz po policję? Już tu jest.

Ale ten czas beztroskiego ścigania różnorakich pedofilów i alfonsów (z ambicjami reżyserów porno) kończy się wraz ze znalezieniem zwłok nieszczęsnej Betty Short. Później, już w trakcie metodycznego śledztwa, wychodzą na jaw intrygujące fakty dotyczące jej życia i nagle okazuje się, że nasza Czarna Dalia niekoniecznie była tak wspaniała i niewinna, jak pragnęliby niektórzy. W międzyczasie uzależniony od benzedryny Lee angażuje się w sprawę bardzo osobiście, a próbujący tonować jego reakcje Bucky traci motywację i zaczyna spędzać upojne noce z zepsutą, łatwą i wyuzdaną Madeleine. Bo – jak przystało na czarny kryminał – po prostu nie mogło tu zabraknąć napędzających wszystko kobiet, również tych fatalnych: olśniewająco prezentujących się w obcisłych spódnicach, ale cynicznych i szerzących wokół siebie upodlenie. Nie to, żeby wyłącznie kobiety były upośledzone moralnie, mężczyźni także mają swoje za uszami, co sprawia, że są szalenie wiarygodni, nieobliczalni i przede wszystkim interesujący dla czytelnika. Jak to się zwykle mówi – pełnokrwiści. Mięsiste charaktery bohaterów powieści to najwyższa półka gatunku.

"Czarna Dalia" jest pierwszym tomem serii, tzw. "Kwartetu L.A.", i jego niezmiernie efektownym otwarciem, choć każda część stanowi zamkniętą całość, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by traktować je jako odrębne powieści. To żywy i absorbujący kryminał, przy którego lekturze namacalnie wyczuwa się wiszące w powietrzu zagrożenie. Ellroy wygląda mi na niezwykle odważnego pisarza, bez litości traktującego swoich bohaterów, a w związku z tym spodziewam się paru mocarnych uderzeń fabularnych. Przemoc, tajemnica, "dobry i zły glina", niełatwe moralnie decyzje, anonimowe listy ułożone z powycinanych z gazet liter, jazz, deprawacja i seks. Czego więcej można oczekiwać od gatunku? Osobiście czuję się urzeczony historią, estetyką noir (niezbyt nachalną) i umiejętnie zachowaną równowagą między sensacją a thrillerem. Takich pisarzy nam trzeba i takich kryminałów nam trzeba.

Teraz idę po drugi tom.

PS. Na koniec i zupełnie przy okazji polecam mającą już parę lat znakomitą grę "L.A. Noire" – ukłon w stronę stylistyki czarnych kryminałów i jedyny w swoim rodzaju kawałek kodu, zawierający liczne nawiązania m.in. również do sprawy Czarnej Dalii.


---
* Cytaty za blogiem Za okładki płotem, wpis z dn. 15 lipca 2011: „Rozmowa z Jamesem Ellroyem (»Newsweek« nr 27/2011)”.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1565
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: sowa 20.03.2017 22:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Doszły mnie pewne słuchy ... | zsiaduemleko
Jest też (tak tylko wspominam przyokazyjnie ;-D) bardzo stylowy film na podstawie tej powieści, pod (a to niespodzianka) tytułem "Czarna Dalia".
Użytkownik: Bibliomisiek 24.03.2017 12:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest też (tak tylko wspom... | sowa
Akurat ten film jest stylowy, ale marny, bo strasznie poszatkowany. Ellroy mówił o nim "ogryzek", wychwalając trzygodzinną wersję reżyserską (niestety nie trafiła do dystrybucji). Za to "Tajemnice Los Angeles" wg innej powieści z tego cyklu to sama esencja gatunku i przykład wyśmienitej roboty filmowej na każdym poziomie. Klasyk gatunku, który gorąco polecam.
Użytkownik: zsiaduemleko 27.03.2017 15:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest też (tak tylko wspom... | sowa
W sumie nie polecałem, bo... nie oglądałem. Jakoś mnie ominęło, a potrzeby nie czułem. Dlatego cieszę się, że znów mogłem na Ciebie liczyć i znów wzięłaś na siebie odpowiedzialność polecania.
I oficjalnie dziękuję Ci Sowo za fachową korektę recenzji - nie myśl, że tego nie zauważam i nie doceniam ;)
Użytkownik: sowa 27.03.2017 18:16 napisał(a):
Odpowiedź na: W sumie nie polecałem, bo... | zsiaduemleko
W zasadzie nie tyle polecałam, co dorzuciłam informację (bo faktycznie nie jest to arcydzieło, raczej ciekawostka dla wielbicieli pisarza; sama obejrzałam głównie ze względu na Eckharta, no bo co!).

Bardzo Ci dziękuję, że zauważasz; a jeszcze bardziej, że doceniasz :-* (czasem mam wrażenie, że zauważają tylko ci, którzy chcą zgłosić jakąś pretensję).
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: