Dodany: 14.03.2017 08:52|Autor: WiadomościOpiekun BiblioNETki

Jednolita cena książek jeszcze w 2017?


Jednolita cena ksiażkiDo Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego wpłynął projekt ustawy o jednolitej cenie książki autorstwa Polskiej Izby Książki. Kontrowersyjna propozycja miałaby wejść w życie jeszcze przed Targami Książki w 2017 roku. Ustawa ma na celu pomoc małym i niesieciowym księgarniom, które nie wytrzymują konkurencji rynkowej.

Pomysł ten opracowywany jest już od października 2014 roku. Przypomnijmy, że zakłada on utrzymanie stałej ceny książki na okres jednego roku od momentu pojawienia się jej na rynku. Ponadto planuje się nałożenie ograniczeń w dodawaniu przez czasopisma i gazety darmowych książek dla prenumeratorów. 

W praktyce ustawa będzie egzekwowała zamieszczenie ceny przez wydawcę na okładce, której przez 12 miesięcy księgarz nie będzie mógł obniżyć o więcej niż 5 procent (na razie nie wiadomo, na jakich zasadach będzie mógł to zrobić). Istnieją jednak dwa wyjątki od tej reguły: po pierwsze rabat 15 procent na książki sprzedawane podczas targów książki i na zakup podręczników dla uczniów. Po drugie – 20-procentowy rabat będą mogli otrzymać czytelnicy w instytucjach kulturalnych i naukowych. Ustawa przewiduje karę grzywny dla księgarzy niestosujących się do przepisów.

Do tej pory największe kontrowersje wzbudzają ograniczenia dotyczące prasy – wydawca musiałby z góry określić tytuł i cenę książek, które otrzyma prenumerator w okresie trwania umowy, co – jak mówią przedstawiciele IWP – jest niewykonalne. Trwają rozmowy na temat tego zapisu. Projekt jest na razie w fazie konsultacji społecznych, więc wszelkie korekty są jeszcze możliwe do wprowadzenia.

Wśród argumentów za przepisami pojawiają się głosy przedstawicieli małych księgarń, których liczba skurczyła się w ostatnich latach diametralnie – w ciągu ostatniego roku o około 500 księgarń. To także szansa dla wydawców niszowych – przewiduje się, że może wzrosnąć różnorodność oferty wydawniczej. Przeciw ustawie są osoby, które uważają, że państwo nie powinno regulować cen rynkowych. Ponadto istnieje ryzyko wzrostu cen książki, co uderzy w czytelników. Ustawa może również zagrozić małym księgarniom internetowym – jeśli we wszystkich księgarniach będzie ta sama cena, klient wybierze duży, zaufany sklep.

*

Zdjęcie: fotolia

Źródło: Wprost, Wyborcza, Wirtualne Media

Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 132
Użytkownik: Eida 14.03.2017 09:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Do Ministerstwa Kultury... | WiadomościOpiekun BiblioNETki
A kto pomoże księgarniom internetowym, które po wejściu tego bubla, nie wytrzymają konkurencji cenowej?
Użytkownik: Szeba 14.03.2017 21:14 napisał(a):
Odpowiedź na: A kto pomoże księgarniom ... | Eida
Jeśli w ogóle coś z tych pomysłów rozumiem (?) to tego też w żaden sposób pojąć nie mogę - jak wprowadzenie jednolitej ceny na książkę na okres roku ma nie zabić księgarni internetowych?
Wcześniej, jeśli tylko jakieś argumenty ktoś podawał, ogólnie za taką ustawą, to było to też na zasadzie lania wody, że będzie lepiej, bo będzie lepiej, faktyczne wyjaśnienia i argumenty raczej nie padały, jakby same te osoby popierające nie wiedziały o czym mówią. Gdyby to ktoś dobrze wyłożył i to jeszcze przy realnych założeniach, a nie pobożnych życzeniach i teoretyzowaniu co by było gdyby...
Użytkownik: Melancholia 14.03.2017 18:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Do Ministerstwa Kultury... | WiadomościOpiekun BiblioNETki
W demokratycznym kraju rynek powinien byc wolny, a ceny ksztaltowane przez popyt i podaz. Obawiam sie, ze zamiast uratowac male ksiegarnie odciagnie to ludzi jeszcze bardziej od ksiazek. Dodatkowo mysle, ze ceny poszczegolnych publikacji beda manipulowane przez rzad. Niestety pewnie rozwinie to piractwo.
Użytkownik: Marylek 14.03.2017 19:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Do Ministerstwa Kultury... | WiadomościOpiekun BiblioNETki
Tu jest petycja obywatelska do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego dla sprzeciwiających się jednolitej cenie książki. Można podpisywać.

https://secure.avaaz.org/pl/petition/Ministerstwo_​Kultury_i_Dziedzictwa_Narodowego_Nie_zgadzamy_sie_​na_wprowadzenie_zakazu_promocji_i_jednolitej_ceny_​ksiazek/?cXkXNlb&utm_source=sharetools&utm_medium=​copy&utm_campaign=petition-412914-Ministerstwo_Kultury_i_Dziedzictwa_Narodowego_Nie_​zgadzamy_sie_na_wprowadzenie_zakazu_promocji_i_jed​nolitej_ceny_ksiazek&utm_term=XkXNlb%2Bpl
Użytkownik: logi 14.03.2017 19:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Do Ministerstwa Kultury... | WiadomościOpiekun BiblioNETki
"Ustawa ma na celu pomoc małym i niesieciowym księgarniom, które nie wytrzymują konkurencji rynkowej". Bzdura. Ustawa ma na celu wyeliminowanie księgarni internetowych, będących największą konkurencją dla Empiku. Małe księgarnie to margines rynku i żadna ustawa im nie pomoże, są skazane na zagładę bez względu na to, czy ta nieszczęsna ustawa wejdzie w życie.
Użytkownik: Anna125 14.03.2017 20:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Do Ministerstwa Kultury... | WiadomościOpiekun BiblioNETki
Stanę w poprzek wszystkim wyrażonym opiniom. Jestem za ceną książki utrzymywaną przez okres jednego roku. Rynek popytu i podaży nie reguluje rynku książki, to fikcja. Czytelnictwo nie zwiększy się poprzez niższą cenę książki. Mogą to zrobić tylko dotacje, biblioteki, programy wspierające czytelnictwo i zachęcający do niego sponsoring państwa. Na sponsoring prywatny nie liczę (tu Owsiak się nie pojawi, ponieważ odczucia ambiwalentne tzn. "po co nam społeczeństwo mądrzejsze", i dla polityków i dla firm). Dla mnie to rola państwa, społeczności w której żyjemy. Myśl jest tyle samo warta co masło, a może nawet więcej warta, ponieważ na szali jest nasze szczęście, dobrostan.

Naturalnie, jeśli tylko ceny książek pójdą w górę to blek!, czyli bez sensu. Podobnie jak z reformą PISu odnośnie sieci szpitali. Sieć - to brzmi dumnie i chmurnie, gdyż jeśli zastosujemy tylko kryteria, czy dana placówka je spełnia to "wypad" i głupota, ponieważ konieczne jest wzięcie pod uwagę liczby łóżek określonych kategorii na terenie konkretnego obszaru, przynajmniej historycznie. Jednakże naturalnie wszyscy to mają "gdzieś", praca - "broń cię Panie Boże ", liczy się szybkość i odtrąbienie sukcesu. Brzmię gorzko lecz krew mnie zalewa na taki brak kompetencji i/lub odpowiedzialności, "po mnie choćby potop". Jeśli politycy nie zaczną czytać książek i się nimi pokazywać to "czarna noc".
Użytkownik: Szeba 14.03.2017 21:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Stanę w poprzek wszystkim... | Anna125
Nie bardzo rozumiem dlaczego więc jesteś za, skoro twoim zdaniem zalet tego ruchu nie będzie (chyba takie jest twoje zdanie?) Dlaczego taki manewr miałby obniżyć ceny książek? Dlaczego miałby wspomóc małe księgarenki? A jeśli nie pierwsze i nie drugie, to dlaczego to robić?
Użytkownik: Anna125 14.03.2017 21:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie bardzo rozumiem dlacz... | Szeba
Ponieważ to ruch w dobrą stronę tj. wspomoże małe księgarenki, ponieważ wspomoże wydawców, ponieważ wspomoże tłumaczy (o ile ktoś w wydawnictwach olbrzymich o to jeszcze dba).
Moim zdaniem nie ma znaczenia powierzchowne dbanie o czytelnictwo. Nie ma go w Polsce, ponieważ jak dotąd nikomu - czytaj państwu na nim nie zależało, nie stanowiło to priorytetu. Obecnie, bardzo powoli - na razie niedostrzegalnie zaczyna się budować trend wiedzy- bardzo powoli - wiedzy zweryfikowanej. Koniec papki dla ludu. Na razie zaczynają to dostrzegać nieliczni. Mamy wybór, w który trend się wpisać.
Użytkownik: misiak297 14.03.2017 21:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Ponieważ to ruch w dobrą ... | Anna125
Wydaje mi się, że to nikogo nie wspomoże - może poza molochami w rodzaju wspomnianego Empiku. Jak tu ktoś słusznie zauważył - małe księgarnie i tak są (niestety) skazane na przegraną. A księgarnie internetowe - które są największą konkurencją dla gigantów - po prostu padną, bo ich ceny przestaną być konkurencyjne.

Tak to widzę. Może się mylę.
Użytkownik: Anna125 14.03.2017 22:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Wydaje mi się, że to niko... | misiak297
Misiaku, nie wiem, nie wiem? Obecna sytuacja nie jest marzeniem. Rok to nie jest długo. Pytanie ,jakie ceny podyktują wydawcy - to też będzie rynek. Zważ, że to tantiemy dla autorów i tłumaczy.
Moim zdaniem wszyscy powinniśmy zacząć szanować myśl, prowokację, sztukę. Na chleb na razie mamy.
Użytkownik: misiak297 14.03.2017 22:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Misiaku, nie wiem, nie wi... | Anna125
Tantiemy owszem - ale czy rzeczywiście autorzy/tłumacze je dostaną (to znaczy będą w lepszej sytuacji finansowej), jeśli książka okaże się zbyt dużym wydatkiem? Jeśli trzeba będzie patrzeć na to, czy naprawdę można sobie na ów wydatek pozwolić? Książki, niestety, już są bardzo drogie. Nie przejęliśmy - z tego co wiem - jeszcze rozwiązań chyba z USA, gdzie książka ma premierę w dwóch wydaniach, tańszym i droższym.

Piszę z perspektywy osoby, która przeważnie nie płaci za książki - ale staram się postawić w sytuacji osoby, dla której każda książka wiąże się z zakupem.
Użytkownik: Anna125 14.03.2017 23:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Tantiemy owszem - ale czy... | misiak297
Nie wiem, nie wiem, czy autorzy/tłumacze je dostaną? Oni muszą też za coś żyć i pogląd, że to "nic", że można to po prostu skopiować i już - jest dla mnie nie do zaakceptowania. To pasożytnictwo. Książka musi się stać wartościowym towarem, a nie tylko jej sprzedaż i reklama. Inaczej nie ma budowania wiedzy, postępu tak osławionego i wrażliwości.

Krok po kroku już nikt nie ogarnia świata, to dobrze, czy żle? O co nam chodzi? Każdy z nas prowadzi ten świat, jedne z większą odpowiedzialnością, inny z mniejszą. Pewnie, że na indywidualny los nie będzie to miało wpływu. Na krótką metę warto być sprytniejszym lecz pytanie jak z tym żyć.
Użytkownik: misiak297 14.03.2017 23:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, nie wiem, czy a... | Anna125
"pogląd, że to "nic", że można to po prostu skopiować i już - jest dla mnie nie do zaakceptowania" - nigdzie nic takiego nie napisałem. Bardzo doceniam zarówno pracę autorów, jak i tłumaczy.
Użytkownik: Anna125 14.03.2017 23:55 napisał(a):
Odpowiedź na: "pogląd, że to "nic", że ... | misiak297
O matko jedyna! Pewnie, że nic takiego nie napisałeś i nie wyobraźam sobie, abyś mógł tak pomyśleć. Wiem, że doceniasz.
To moja opinia.i że się z nią nie zgadzam napisałam. Czuję podskórnie, źe to krąży w społeczeństwie, polskim dodam, chociaż pewności stuprocentowej też nie mam - znaczy, że krąży.
Ostatnio, kilkukrotnie musiałam coś wyjaśniać, przez nieporozumienie - komunikacyjne. Chyba mówię, piszę niewyraźnie,
Użytkownik: misiak297 15.03.2017 00:07 napisał(a):
Odpowiedź na: O matko jedyna! Pewnie, ż... | Anna125
"Pewnie, że nic takiego nie napisałeś i nie wyobraźam sobie, abyś mógł tak pomyśleć. Wiem, że doceniasz."

Właśnie się zdziwiłem, że mogłaś tak w ogóle pomyśleć:D

Niestety, chyba masz rację - czy ktoś poza zawodowcami, pasjonatami czytania zwraca uwagę na tłumaczy/wydawnictwa? Dla wielu osób książka to tylko rozrywka, po której można się prześlizgnąć. Żeby nie było - nie jest to złe, niech każdy czyta w ten sposób, jaki mu odpowiada, dla wszystkich czytelników jest dość miejsca. Ale z drugiej strony - czy wtedy jest szansa na to, aby należycie docenić literaturę?
Użytkownik: hburdon 15.03.2017 00:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Ponieważ to ruch w dobrą ... | Anna125
Ustawa narzuca określoną cenę księgarzom, nie decyduje jednak o tym, za jaką cenę wydawca sprzeda książkę księgarni. W praktyce duże molochy księgarskie są w stanie wynegocjować dużo korzystniejsze ceny. Nie zyskają więc na tym na pewno małe księgarenki, a wydawnictwa prawdopodobnie również nie. Natomiast sieci księgarskie owszem, ponieważ odpadnie im konkurencja.
Użytkownik: logi 15.03.2017 14:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Ustawa narzuca określoną ... | hburdon
Celny komentarz, a ostatnie zdanie które napisałaś, jest właściwie odpowiedzią na pytanie: po co w ogóle jest ta ustawa i kto jako jedyny z niej skorzysta. Przygnębiające jest jedynie, że polski rząd - zamiast odciąć się zdecydowanie od tego typu nieuczciwych prób zniszczenia konkurencji kosztem czytelnictwa - bezmyślnie (?) firmuje tego bubla.
Użytkownik: Szeba 15.03.2017 07:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Ponieważ to ruch w dobrą ... | Anna125

No ale robisz dokładnie to samo, co inni, o czym pisałam - mówisz: wspomoże tych i wspomoże tamtych, ale nie mówisz wspomoże JAK? na jakiej zasadzie?
Z jednym się mogę zgodzić, że (jak zwykle?) nie zabiera się do rozwiązywania (realnie istniejącego, to fakt) problemu od odpowiedniej strony/stron. Dlatego jest bardzo prawdopodobne i stąd większości zainteresowanych jednak obawy, że to jeszcze wszystko pogrąży. Brak rzetelnych informacji czymś więcej popartych też robi swoje. Zresztą ja mam wrażenie, że i tak się już nic nie liczy, bo decyzje zostały podjęte.

Jeśli chodzi o "problem", to zacząć by trzeba od jego nazwania, tak się to chyba zwykle robi. Przy czym istotne byłoby też zdecydować się, czy książka jest towarem jak wszystkie inne, czy nie, czy jest produktem/towarem specjalnym. A/bo to stwarza perspektywę bardzo odmienną.
Użytkownik: Szeba 15.03.2017 07:58 napisał(a):
Odpowiedź na: No ale robisz dokładnie... | Szeba
Jest taka fajna książka Szwecja czyta. Polska czyta (< praca zbiorowa / wielu autorów >) i rzeczywiście, pani z jednego polskiego wydawnictwa dosyć przekonująco tam się o stałej cenie wypowiada, niestety, cała reszta polskiej strony, zwłaszcza w zderzeniu ze szwedzką gasi wszelkie nadzieję. W każdym razie książkę warto przeczytać, nawet te polskich polityczek żenady, choć oczywiście bardziej warto dla szwedzkiej strony, szwedzkich doświadczeń i dokonań, ja nie wiem, oni działają jakby to z mlekiem wyssali. Plus kasa, ale to jest jak jajko-i-kura - kasa robi jakość, jakość robi kasę, u nich jakoś, wydaje się, to koło nie jest chochole...
Użytkownik: Anna125 15.03.2017 18:41 napisał(a):
Odpowiedź na: No ale robisz dokładnie... | Szeba
Z waszymi kontrargumentami się zgadzam. Diabły tkwią w konkretnych uregulowaniach, czyli szczegółach. Jednolita cena książki musiałaby oznaczać również tę samą, po której wydawcy sprzedawaliby różnym podmiotom. Inaczej sensu to nie ma, nawet to nie do końca rozwiązywałoby problem nierównego traktowania, ponieważ w jakiś sposób trzeba byloby zrównoważyć ilości sprzedawanych sztuk i koszty prowadzenia biznesu, które są inne dla małych księgarń, księgarń internetowych i molochów. Przypomina mi się film "Masz wiadomość" . Może macie rację, że małe księgarnie są dinozaurami na wyginięciu ale co z wydawnictwami?

Bardziej to przeczucie niż liczby (nie mam ich) lecz sądzę, że jednolita cena książki na okres jednego roku mogłaby biznes wydawniczy uczynić bardziej przewidywalnym, stabilizować go. Jednakże, jeśli proponuje to obecna ekipa to najlepiej być na nie, ponieważ pewność jest nieomal stuprocentowa, że to będzie kiks i katastrofa.

Tak, dla mnie książka i w ogóle wytwory szeroko rozumianej kultury to wartość nie do przecenienia przy budowaniu społeczeństw, zwłaszcza uczestniczenie w kulturze.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 16.03.2017 09:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Z waszymi kontrargumentam... | Anna125
"Diabły tkwią w konkretnych uregulowaniach, czyli szczegółach."

Dokładnie. Socjalizm bohatersko walczy z problemami nieznanymi w innych ustrojach. A gdyby tak nie regulować? Gdyby zadbać o deregulację rynku książki przez demonopolizację? A tu się gasi ognisko benzyną, dając posłuch empikowi itp.
Użytkownik: niebieski ptak 17.03.2017 01:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Z waszymi kontrargumentam... | Anna125
Wybacz ale ustawa nad którą się pochylają to nie pomysł PiS-u!
Użytkownik: Anna125 18.03.2017 23:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Wybacz ale ustawa nad któ... | niebieski ptak
Tak wiem lecz obecna ekipa "wrzuciła to na agendę". Zawsze jest wiele dokumentów, ustaw pozostawionych w szufladach (zawsze tak jest, niezależnie od koalicji rządzącej) lecz to, które pozostawione ustawy się proceduje, co w nich poprawia bądź nie naleźy do bieżącej polityki.
Użytkownik: joanna.syrenka 15.03.2017 20:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Ponieważ to ruch w dobrą ... | Anna125
Przykro mi, ale też jestem zdania, że ostatnimi, których to wspomoże, to małe księgarnie. Jeśli cena będzie wszędzie taka sama, to nie wybiorę się na zakupy specjalnie szukać małej księgarenki - bo w pobliżu takich u mnie nie ma, tylko pojadę do Empiku, bo tych mam nieopodal trzy...
Użytkownik: Anna125 15.03.2017 21:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Przykro mi, ale też jeste... | joanna.syrenka
Tak, twój argument mnie przekonuje, sama kupujję przez internet, chyba że na targach. Jednak ja wiem czego szukać. Chociaż nie, czasami też nie wiem i wtedy zdałabym się na opinię księgarza. Może tę rolę mógłby spełniać bibliotekarz? Szukam wyjścia, rozwiązania.
Ponieważ rozwiązaniem nie jest wolny internet, ponieważ treści w nim są i w przyszłości będą kształtowane przez programiki, algorytmy, jak obecnie zmiany w Wikipedii, pomijając fakt, że odróżnić kłamstwo od kłamstewka lub od półprawdy coraz trudniej i więcej czasu zabiera.

A wydawnictwa, też sądzisz że ich sytuacja się nie poprawi przez gwarancję stałej ceny przez rok?
Użytkownik: joanna.syrenka 15.03.2017 21:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, twój argument mnie p... | Anna125
Nie wiem w czym miały by pomóc. Zawsze będą takie, które świetnie sobie radzą, "jadą" na bestsellerach, zdobyły uznanie czytelników, mają ciekawą, przystępną ofertę (w tym np. korzystne propozycje rabatowe, czego po wejściu ustawy zabraknie), a są typowo "niedochodowe" wydawnictwa, przeważnie naukowe, które z racji wydawanych pozycji nigdy nie zyskają szerszej rzeszy czytelników, i zrównanie cen nie wprowadzi tu nic nowego. Nawet nie wiem, czy nie pogorszy sytuacji tych "słabszych" - w końcu kto będzie mógł sobie pozwolić na narzucenie niższej ceny? Raczej nie te wiodące wydawnictwa...
Użytkownik: Anna125 15.03.2017 22:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem w czym miały by ... | joanna.syrenka
Wiesz, myślałam, że stała cena pozwoli na zwiększenie wynagrodzeń dla tłumaczy i pisarzy, druk nie tylko bestselerów, oraz że mniejsze wydawnictwa będą miały pewniejszą pozycję.
Dlaczego w takim razie księgarze walczą o cenę na okładce? Czemu w innych krajach europejskich to się sprawdza? Nie znam tego rynku tak, jak wy go znacie. Powtarzam argumenty z zasłyszanych dyskusji i przenoszę doświadczenia z innych biznesów.
Użytkownik: Szeba 16.03.2017 08:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiesz, myślałam, że stała... | Anna125

To jest teoria i to jeszcze "plan optymalny", zakładać jednak może go tylko prawdziwy optymista ;)

Myślę, że wydawnictwom bardziej pomogłoby w działalności, gdyby czekały na kasę za swoje książki krócej, niż się słyszy że zwykle czekają, np. od takiego empiku...
Użytkownik: niebieski ptak 17.03.2017 01:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiesz, myślałam, że stała... | Anna125
Takie rzeczy regulują{a najczęściej nie} inne przepisy i tzw. kultura ale tego to nie wyegzekwujesz pismem. Zależy w jakich krajach się te ustawy spr. To jest na długi elaborat. W Izraelu się nie spr. a w tych w których jest są nakłady na książki, wydarzenia{nie zrywy jak w Polsce}, polityka kulturalna, pomoc ze strony państwa. Wszystkie te ustawy - cena jednolita były wprowadzane w takim UK/Niemczech/Francji przed erą księgarń internetowych. Dwa zobacz na dole te art. Klubu Jagiellońskiego{lub poszukaj sama w google}. Na polskim rynku księgarsko - wydawniczym jest wiele niegodziwości którymi nie zajmą się w tej ustawie. Głównie problemy na linii wyd. - hurtownia/kanały dystrybucji.
Użytkownik: Ged 15.03.2017 22:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, twój argument mnie p... | Anna125
Pozwolę sobie wkleić wypowiedź wydawcy, zapożyczoną z innego forum (występuje tam pod pseudonimem, więc i tu nie ujawnię kim jest):

"Cena książek zależy od kosztów produkcji oraz rabatu (marży) pośredników. Jako, że ustawa nie reguluje ani jednego, ani drugiego, liczenie na to że ceny spadną to naiwność.

Czy ktokolwiek sądzi, że po wprowadzeniu ustawy hurtownia "Kowalski" napisze do wydawcy, że ze względu na nową ustawę ograniczającą promocje w księgarni od dziś hurtownia obniża swoją marżę? Że od dziś bierze nie 55%, ale 40% ceny okładkowej, więc wydawca może obniżyć cenę okładkową, żeby cena hurtowa została taka sama?

Nie widzę najmniejszego powodu, żeby ceny miały spaść, spadnie jedynie czytelnictwo, w związku z tym spadnie sprzedaż, w związku z tym spadną nakłady, w związku z tym cena wzrośnie."

I z tym się zgadzam, stracą i czytelnicy, i wydawnictwa.
Użytkownik: Ged 15.03.2017 23:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Przykro mi, ale też jeste... | joanna.syrenka
Dokładnie tak, jak mówisz. Przy jednolitej cenie najważniejsza będzie dostępność - Empik jest w każdym dużym centrum handlowym i nikt nie będzie szukał małej księgarni, żeby dowiedzieć się, że akurat tego nie mają, ale mogą sprowadzić za kilka dni.
Użytkownik: ktrya 16.03.2017 01:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Dokładnie tak, jak mówisz... | Ged
Widzę, że tu się wypowiadają sami przedstawiciele dużych miast, gdzie Empiki są dostępne. Na szczęście dużych miast jest dużo mniej niż małych, więc większość Polaków jest skazana na kupowanie w lokalnych księgarniach, zwłaszcza, że one są bliżej domów niż empiki mieszczące się w centrach handlowych.
I tak się składa, że Empik w przeciwieństwie do wielu innych księgarni wielu książek od ręki nie ma, jeśli w ogóle danymi tytułami dysponują. Więc ściąganie książek do sklepów dotyczy zarówno dużego Empiku jak i mniejszej księgarni. Z tą różnicą, że ta mniejsza może znajdować się za rogiem, a do Empiku trzeba dojechać kawałek drogi.
Użytkownik: niebieski ptak 16.03.2017 02:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzę, że tu się wypowiad... | ktrya
Kto normalny w dobie księgarni internetowych{z kosztami 2,99} i zniżkami rzędu 25%-30% zamawia/kupuje w Empikach? Nie chcę się tu rzucać bo wystarczy mi, ze robię to na Fejsie ale poczytajcie sobie art Klubu Jagiellońskiego:
To jest art. z 2015 roku:http://jagiellonski24.pl/2015/08/18/czy-90-000-zlotych-wystarczy-przepchnac-przez-sejm-szkodliwa-ustawe/
a ten z tego roku: http://cakj.pl/2017/02/28/zakaz-przeceniania-ksiazek-wzmocni-przewage-wielkich-sieci-nad-malymi-ksiegarniami/ i jeszcze to jest ważne:
Kurhaus Publishing
13 marca o 15:46 ·

Oświadczenie Kurhaus Publishing w sprawie jednolitej ceny książki:

Wprowadzenie w Polsce stałej ceny książki przypomina proponowanie hollywoodzkich licówek pacjentowi, który potrzebuje kanałowego leczenia zęba.

Na polskim rynku książki istnieje tak wiele patologii (dystrybutorzy narzucający terminy płatności powyżej 160 dni, unikanie rozliczeń, często wręcz zamrażanie wypłat wynagrodzeń z tytułu sprzedanych książek na rok i więcej, dokonywanie sztucznie zawyżonych zamówień towaru po to, by zwrócić towar tuż przed nadchodzącym rozliczeniem z wydawcą i skompensować jego wynagrodzenie, obciążanie wydawców kosztami promocji książek w sieciach księgarskich, marże powyżej 56 proc. itd.), że niezależnie od tego, w jaki sposób sformułowane zostaną zapisy o stałej cenie książki, ich skutek będzie wyłącznie jeden: przytłoczą one i tak już pogubionych w ekstremalnie trudnym otoczeniu rynkowym wydawców. Mam na myśli wydawców w ogóle, a nie kilku tzw. „majorsów”, którzy żyją z wydawania podręczników albo zalewają rynek wysokonakładowym produktem książkopodobnym.

Dla wydawców takich jak Kurhaus wprowadzenie stałej ceny książki oznaczać będzie utratę jednego z niewielu narzędzi, które dziś umożliwiają nam szybsze ściąganie należności – dystrybutor dostaje lepszą marżę, w zamian za krótszy termin płatności. Z moich obserwacji rynku wynika, że wydawcy mądrze korzystają z tego narzędzia. Beneficjentem są i wydawcy (szybciej ściągają należności), i księgarze (mają większy obrót) i Czytelnicy, którzy od czasu do czasu mogą liczyć na zakup oczekiwanych tytułów w promocyjnej cenie. Nie widzę sensu ingerowania w mechanizmy rynkowe. Z pewnością jednak należałoby przyjrzeć się otoczeniu, w jakim pracują wydawcy i księgarze.

Regulację rynku książki powinno się rozpocząć od wnikliwego zbadania rynku pod kątem praktyk konsolidacyjnych, monopolistycznych. Płynące z każdej strony słowa troski o rozwój ambitnej oferty książkowej i gęstej sieci księgarskiej nijak się mają do praktyki. Panuje powszechne przyzwolenie na pionowe konsolidacje. Ich efekt jest taki, że dystrybutorzy, którzy w ramach swoich grup kapitałowych mają wydawnictwo (lub kilka wydawnictw) i drukarnie, miesiącami finansują swoje własne premiery z funduszy pochodzących ze sprzedaży książek innych wydawców (dostawców tych dystrybutorów). Wydawcy z kolei, zamiast inwestować w rozwój ambitnego portfolio, zmuszeni są ponosić wysokie koszty kredytów obrotowych – którymi to kredytami finansują lukę wynikającą z niezrealizowanych (bo stale nie ma ich na koncie) przychodów.
Dodatkowo warto zwrócić uwagę, że do uregulowania ceny książki nawołują głównie księgarze, argumentując że dzięki temu rynek księgarski odżyje, odrodzą się małe księgarnie itd. W moim przekonaniu to nie elastyczne ceny i wojny rabatowe spowodowały kryzys księgarni. Rynek książki, podobnie jak inne rynki, np. prasowy, przechodzi od kilku lat rewolucję, wynikającą ze zmian technologicznych i zmian zachodzących w komunikacji społecznej (książki cyfrowe, e-commerce, self-publishing itd.). Z perspektywy wydawcy, te zmiany, choć wiążą się z dużą niepewnością, mogą stanowić ratunek – mimo że przychody ze sprzedaży książek elektronicznych są wciąż znacznie mniejsze niż przychody z papieru, to jednak ściągalność należności jest tu znacznie lepsza. A to sprawa krytyczna dla wydawców. Im lepszy cash-flow wydawcy, tym więcej (i lepszych) wyda książek – a wtedy księgarz będzie miał co sprzedawać.

Grz Zalewski Tomasz Molga Igor Zalewski Beata Stasinska Beata Gutowska Wiktor Ostrowski Anna Zdrojewska

http://www.wirtualnemedia.pl/…/jednolita-cena-ksiazki-proje…
Użytkownik: niebieski ptak 16.03.2017 02:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Kto normalny w dobie księ... | niebieski ptak
Wklejam dla tych którym nie chce się klikać: To jest art Klubu Jagiellońskiego z 2015 roku{wtedy chciano jednolitą cenę wprowadzić}:
Spór o Ustawę o książce to batalia pomiędzy Obywatelami a lobbystami. Posłowie będą wybierać między dobrem wspólnym – troską o poziom czytelnictwa i kondycję polskiego rynku książki – a partykularnym interesami inicjatorów projektu. Projekt ten, choć teoretycznie dotyczy jedynie niewielkiego rynku i niewielkiej grupy czytających i kupujących książki Polaków, jest przykładem patologii procesu stanowienia prawa w Polsce i słabości naszej debaty publicznej.

W środę sejmowa podkomisja zajmie się Ustawą o książce. Sam fakt, że projekt, przeciwko któremu od kwietnia protestujemy, trafił do podkomisji, jest już pierwszym małym sukcesem tysięcy Obywateli-Czytelników, którzy przez ostatnie tygodnie słali listy do parlamentarzystów w proteście przeciw zakazowi obniżek. Niewiele brakowało, by projekt gładko przeszedł przez pierwsze czytanie. Jutro w Sejmie będziemy próbowali przekonać Posłanki i Posłów, że promowano jako ratunek dla polskiego rynku książki projekt tak naprawdę może stać się gwoździem do jego trumny.

Jak się okazuje, do uśpienia czujności parlamentarzystów wystarczy niewiele. Prawdopodobnie około 90 000 złotych – tyle bowiem, zgodnie z informacją opublikowaną na stronie Polskiej Izby Książki we wrześniu 2013 roku, miało w zamierzeniu kosztować stworzenie i lobbowanie za Ustawą. Obsługa prawna to 25 000 złotych. Na co wydano pozostałe środki? Z pewnością: na artykuły sponsorowane w popularnych mediach takich jak np. portal Tomasza Lisa natemat.pl, na reklamy na Facebooku i na zaangażowanie kilku znanych pisarzy w rolę ambasadorów projektu. Ile kosztowało doprowadzenie do tego, by Ustawą zajął się wpierw Senat, a następnie na sztandar wzięli go posłowie Polskiego Stronnictwa Ludowego? Trudno powiedzieć - a szkoda. Podstawową cechą procesu stanowienia prawa powinna być bowiem jego przejrzystość.

Profesjonalna akcja PR-owa sprawiła, że projekt przedstawiany jest jako impuls do wzrostu poziomu czytelnictwa i wybawienie dla rynku książki w ogóle, a dla małych księgarni i wydawnictw zwłaszcza. Pod medialną opowieścią kryje się jednak regulacja, która zadziała dokładnie odwrotnie.

Po pierwsze, Ustawa nie poprawi sytuacji małych wydawców i niezależnych księgarni względem dużych dystrybutorów. Dużych graczy stać będzie na „optymalizację” i znalezienie takich metod obniżania cen (programy lojalnościowe etc.), że nadal będą sprzedawać książki taniej, niż niezależna konkurencja. Co więcej, projekt pozwala na to, by powstawały specjalne „tańsze” wydania na potrzeby dużych sieci dystrybutorów: tak samo jak w hipermarketach mamy tańszy groszek sprzedawany pod marką hipermarketu (choć jest produkowany przez tę samą firmę, co droższy groszek półkę obok), tak samo duża sieć sprzedażowa wymusi na wydawnictwie wydanie tańszej wersji książki niejako „na wyłączność”.

Po drugie, regulacja negatywnie wpłynie na poziom czytelnictwa i zaszkodzi całemu rynkowi książki. Inicjatorzy chętnie powołują się na argument, że analogiczne przepisy zostały uchwalone w wielu krajach. Rzecz w tym, że przywoływane przez nich ochoczo przykłady to przykłady historyczne – z czasów sprzed Internetu. Najświeższy szeroko znany przypadek wprowadzenia zakazu obniżek to jednak przypadek Izraela: tam sprzedaż nowych książek po wejściu w życie analogicznych przepisów spadła o 35%.

Po trzecie, Ustawa podwyższy realne ceny książek. Wystarczy wejść na dowolną porównywarkę cen by zobaczyć, że realne ceny książek różnią się o kilkanaście złotych zależnie od miejsca zakupu. Gdy zabronimy obniżek, cena okładkowa zmieni się symbolicznie, ale ceny realne – czyli kwota, którą średnio Czytelnik płaci za książkę - pójdą w górę. To nie bez znaczenia, bowiem jak pokazują badania co trzecia kupiona w ciągu ostatnich 12 miesięcy książka została kupiona w cenie rabatowej, a ponad połowa kupujących książki kupuje właśnie w Internecie!

W konsekwencji powyższego – po czwarte więc – Ustawa może zabić rynek księgarni internetowych. To ten segment rynku, gdzie księgarze mogą jeszcze konkurować niższymi kosztami dystrybucji i lepszą ofertą z księgarniami sieciowymi. Kiedy niezależne księgarnie internetowe zostaną pozbawione możliwości konkurowania ceną, to rynek sprzedaży internetowej zostanie zdominowany przez sklepy internetowe związane z wielkimi sieciami, które pokonają drobną konkurencję oferując darmową przesyłkę lub promując odbiór osobisty w swoich sieciach dystrybucyjnych, którymi mniejsi gracze nie dysponują.

Po piąte wreszcie, last but not least, Ustawa o książce jest niezgodna z Konstytucją RP. Przypomnijmy, że zgodnie z art. 22 „ograniczenie wolności działalności gospodarczej jest dopuszczalne tylko w drodze ustawy i tylko ze względu na ważny interes publiczny”. W wypadku regulacji cen książki nie może być mowy o ważnym interesie publicznym – wprost przeciwnie, może ona zaszkodzić ważnemu interesowi publicznemu, jakim jest poziom czytelnictwa. Inicjatorzy projektu działają we własnym, partykularnym interesie branżowym.

Nie bez znaczenia jest również wspomniany wcześniej fakt, że przypadek Ustawy o książce pokazuje na istotne braki w procesie stanowienia prawa na poziomie sejmowym. Gdy prawo powstaje w rządzie, musi być w sposób przejrzysty konsultowane i opatrzone, niedoskonałą w praktyce – ale lepszą niż żadna – oceną skutków regulacji. W przypadku Ustawy powstałej w wynajętej przez Polską Izbę Książki kancelarii prawnej i zgłoszonej przez Polskie Stronnictwo Ludowe inicjatorzy mogą zaś opowiadać bajki o tym, że Ustawa nie przyniesie strat dla budżetu, a konsultacje odbywają się co najwyżej… na Facebooku przewodniczącej podkomisji zajmującej się Ustawą. Za którą to inicjatywę zresztą, w tych patologicznych warunkach, należą się Pani Poseł Czeszejko-Sochackiej wyrazy uznania.

Co najistotniejsze jednak nie wiemy tak naprawdę, kto za projektem stoi. Wszak na fundusz celowy na rzecz Ustawy zrzucały się różne podmioty, a Polska Izba Książki zrzesza najróżniejszych graczy tego rynku: zarówno małych wydawców i księgarzy, jak i wielkie sieci z Empikiem na czele. Pytanie jest zasadne, gdy przypomnimy sobie klasyczną paremię is fecit cui prodest – ten uczynił, komu przyniosło korzyść. Jak wykazałem wcześniej, uchwalenie Ustawy wbrew oczekiwaniom na pewno nie przyniesie korzyści niezależnym graczom rynku książki. Komu więc?
Użytkownik: niebieski ptak 16.03.2017 02:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Wklejam dla tych którym n... | niebieski ptak
A to jest art. z tego roku. Również Klubu Jagiellońskiego:


Wraca pomysł reglamentacji na rynku książki. Dzisiaj w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego odbędzie się spotkanie konsultacyjne z udziałem premiera Piotra Glińskiego, na którym dyskutowany będzie projekt ustawy opracowany przez Polską Izbę Książki. Niestety, wbrew deklaracjom twórców regulacji, jej ewentualne przyjęcie zaszkodziłoby poziomowy czytelnictwa Polaków i rynkowi książki nad Wisłą. Co najbardziej niepokojące – projekt w proponowanej formie zwiększyłby przewagę wielkich sieci handlowych nad niezależnymi księgarniami.

Pomysł reglamentacji na rynku książki przez wprowadzenie zakazu obniżania cen nie jest nowy. W poprzedniej kadencji projekt przygotowany przez Polską Izbę Książki, organizację samorządu gospodarczego rynku książki, trafił nawet do Sejmu jako projekt poselski zgłoszony przez polityków Polskiego Stronnictwa Ludowego. Wcześniej zorganizowano wśród podmiotów działających na rynku książki zbiórkę funduszy m.in. na pokrycie kosztów lobbingu na rzecz projektu.

Pod koniec minionej kadencji wątpliwości wobec projektu mnożyły się – przedstawialiśmy je zarówno na łamach Jagiellońskiego24, jak i w trakcie posiedzeń sejmowej podkomisji do spraw rozpatrzenia projektu. Ostatecznie udało się wówczas zablokować kontrowersyjną regulację. Fakt, że dziś wraca na polityczną agendę na spotkaniu w MKiDN, można uznać za pewien postęp w stosunku do poprzedniej kadencji. Budzący tak poważne wątpliwości projekt, jeżeli w ogóle ma być procedowany, powinien być prowadzony rządową ścieżką legislacyjną: z profesjonalną oceną skutków regulacji oraz w regulaminowym trybie prowadzenia konsultacji publicznych i uzgodnień międzyresortowych.

Przed spotkaniem Ministerstwo Kultury rozesłało do uczestników czwartkowego spotkania najnowszy, opracowany przez Polską Izbę Książki projekt ustawy z datą 20 lutego 2017 r.. Niestety, zachowano w nim większość rozwiązań budzących największe wątpliwości.

Artykuł 6 ust. 4 projektu stanowi, że „Wydawca i importer są uprawnieni do ustalenia różnych jednolitych cen książki wydanej w różnych standardach edytorskich, w szczególności wydanej w twardej lub miękkiej oprawie”. Co to oznacza w praktyce? Że uprzywilejowane będą wielkie sieci handlowe, które jako warunek wprowadzenia książki do sprzedaży oczekiwać będą przygotowania przez wydawcę specjalnej edycji książki. Domyślnie – tańszej niż jej standardowa wersja sprzedawana w księgarniach niezależnych czy internetowych. Już dziś specjalne, tańsze edycje książek znajdziemy w największych sieciach dystrybucyjnych. Na przykład … w Biedronce, która chwali się tym, że w ciągu ostatnich 5 lat sprzedała 35 milionów książek. Ta praktyka znana jest właśnie z rynku spożywczego, gdzie dzięki efektowi skali to sieci marketów mogą jednostronnie dyktować warunki producentom. Oczywiście, z przewagi konkurencyjnej korzystać w świetle ustawy będą mogły nie tylko tradycyjne, ale również te „książkowe” markety.

Co ciekawe, projekt ustawy zawiera jeszcze jedno obciążenie regulacyjne dla przedsiębiorców, które obejmie mniejsze księgarnie, a nie będzie żadnym problemem dla dużych sieci. Chodzi mianowicie o artykuł 10, który stanowi, że sprzedawca zobowiązany jest sprowadzić na żądanie nabywcy każdą książkę, która znajduje się na polskim rynku w ofercie handlowej „wydawcy lub importera”. Zgodnie z ustępem 2 tego przepisu „nie stosuje się do punktów sprzedaży, w których przeważająca działalność nie polega na sprzedaży książek, w szczególności do punktów sprzedaży pracy i sklepów wielobranżowych”.

Zarzuty wobec pomysłu na zakaz obniżania cen książek można mnożyć. W większości państw, w których obowiązuje analogiczna regulacja, została ona ustanowiona jeszcze przed epoką rozwoju sprzedaży internetowej. W praktyce więc jej wprowadzenie w Polsce radykalnie obniżyłoby konkurencyjność księgarni internetowych, które dzięki niższym kosztom funkcjonowania walczą o czytelnika przede wszystkim niższą ceną, niż w tradycyjnych punktach sprzedaży. Ostatecznie więc – podwyższy realne ceny książki, czyli to ile czytelnicy faktycznie (a nie – wedle ceny okładkowej) płacą za książki.

Komu ewentualna ustawa pomoże? Wielkim rynkowym graczom . Po pierwsze – tym, którzy wykorzystując sprzedażowy efekt skali będą mogli narzucać dostawcom swoje reguły. Po drugie – tym, których przewagi są widoczne nie tylko na etapie sprzedaży końcowej, ale również w „pionowej strukturze” rynku książki.

Warto w tym momencie przypomnieć, że np. Grupa Empik to dziś nie tylko sieć salonów, ale też również właściciel Grupy Wydawniczej Foksal. Co więcej, kilka tygodni temu Empik złożył do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta wniosek o przejęcie kontroli nad spółką Platon, która specjalizuje się w hurtowej sprzedaży książek. Dla firmy, która jednocześnie zajmuje się wydawaniem, sprzedażą hurtową i sprzedażą detaliczną funkcjonowanie pod rygorem ustawy, a nawet jej obejście – nawet bez dwóch przytoczonych powyżej, najbardziej kontrowersyjnych przepisów – będzie dużo prostsze, niż dla jakiekolwiek „niezależnego” podmiotu.

Należy mieć nadzieję, że Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie przyłoży ręki do uchwalenia przepisów, które zwiększą na polskim rynku książki przewagę największych podmiotów (w praktyce: głównie zagranicznych) i obniżą konkurencyjność polskich drobnych przedsiębiorców. Nie zmienia to faktu, że namysł nad rozwiązaniami prawnymi zwiększającymi poziom czytelnictwa w Polsce jest potrzebny.

Szkoda, że zamiast poważnie dyskutować chociażby o zniesieniu VAT-u na e-booki i audiobooki, rozwiązaniach dla samorządów oferujących preferencyjne czynsze dla księgarń w centrach miast czy partycypacyjnym mechanizmie zamówień bibliotecznych premiującym lokalne firmy księgarskie kolejny raz debatujemy o projekcie szkodliwym, anachronicznym i intensywnie promowanym przez grupy interesu.

Materiał został pierwotnie opublikowany na stronie Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego.
Użytkownik: OlimpiaOpiekun BiblioNETki 16.03.2017 03:24 napisał(a):
Odpowiedź na: A to jest art. z tego rok... | niebieski ptak
I biblioteki mniej pewnie zakupią książek, skoro nie będą mogły liczyć na rabaty. A przecież biblioteki żyją dzięki nowościom.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 16.03.2017 07:41 napisał(a):
Odpowiedź na: A to jest art. z tego rok... | niebieski ptak
To ja też wkleję pastę od Fundacji Republikańskiej:

Od przeszło tygodnia w Internecie i mediach trwa burza wokół projektu ustawy o jednolitej cenie książki. Wicepremier i minister kultury prof. Piotr Gliński znalazł się w ogniu oskarżeń ze strony środowisk wolnościowych, które projekt uznają za lobbing księgarń, nieuczciwą konkurencję i rozwiązanie rodem z socjalizmu. Naszym zdaniem pomysł nakazania stosowania jednolitych cen książek faktycznie jest bardzo szkodliwy. Uderza on w czytelników, na których zostaną przerzucone podwyżki cen (bo chodzi głównie o zakazanie ich obniżania, nie podwyższania!). Na pewno więc nie poprawi statystyk czytelnictwa, za to doprowadzi do upadku wiele księgarni internetowych. Bez możliwości rywalizacji ceną, stracą one rację bytu.

Jak jest więc naprawdę? Czy faktycznie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego próbuje przepchnąć kolanem księgarski odpowiednik „apteki dla aptekarza”, przeciwko któremu również protestowaliśmy? W przeciwieństwie do dziesiątek portali, które bezwiednie powtarzały tego newsa, postanowiliśmy sprawdzić u źródła i dopytać co dokładnie dzieje się dalej z ustawą powstałą w Polskiej Izbie Książki.

Prawdą jest, że wicepremier Gliński spotkał się z jej autorami i środowiskiem wydawniczo-księgarskim – debata nad projektem odbyła się 2 marca br. Na spotkaniu przedstawiane były argumenty za i przeciw temu rozwiązaniu. Jak możemy przeczytać na stronie MKiDN*: „Wicepremier Piotr Gliński, dziękując za udział w spotkaniu, potwierdził potrzebę dalszych pilnych prac nad projektem oraz poprosił o przekazanie do MKiDN przez przedstawicieli środowisk związanych z polskim rynkiem książki i czytelnictwem uwag w sprawie ustawy w ciągu dwóch tygodni.” Nie ma mowy o przyjęciu rozwiązań z projektu PIK jako własnych przez MKiDN. Ustawa nie jest nawet wymieniona w wykazie prac legislacyjnych resortu na stronie internetowej. Taki stan rzeczy potwierdzają nasze źródła w resorcie.

Rozpowszechnianie nieprawdziwej wersji wydarzeń rozpoczął najprawdopodobniej portal RP.pl, który w artykule z 5 marca** stwierdza: „Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oficjalnie poparło projekt ustawy o jednolitej cenie książki, przygotowany przez Polską Izbę Książki.” Wszystko wskazuje więc na to, że afera wokół jednolitej ceny książki oparta jest o manipulację i/lub celową dezinformację.

* http://www.mkidn.gov.pl/pages/posts/spotkanie-ws.-projektu-ustawy-o-jednolitej-cenie-ksiazki-7173.php
** http://www.rp.pl/Handel/303059899-Ruszaja-prace-nad-jednolita-cena-ksiazki.html#ap-1
Użytkownik: Szeba 16.03.2017 07:57 napisał(a):
Odpowiedź na: To ja też wkleję pastę od... | LouriOpiekun BiblioNETki
"Wszystko wskazuje więc na to, że afera wokół jednolitej ceny książki oparta jest o manipulację i/lub celową dezinformację" Celową - czyli?
A może o czekanie kto da więcej? ;)

(Była już "ustawka", która została szybciutko przegłosowana, choć w ogóle w żadnym planie na ten dzień głosowań nie była wcześniej ujęta i inne kosmiczne zdarzenia.
Ale dziwi jeszcze jedna rzecz - bubel, który powstał jeszcze za panowania poprzedniej ekipy jest w ogóle brany przez obecną pod uwagę? To do nich takie niepodobne, wszystko ma być przecież wręcz odwrotnie niż było ;)

Jeśli chodzi o "bo chodzi głównie o zakazanie ich obniżania, nie podwyższania" (cen), to nie przesadzajmy, chyba nikt nie jest tak niemądry, żeby śrubować ceny, za które nikt nie kupi, wszak chodzi o to żeby jednak (w ogóle) sprzedać...
Użytkownik: Rbit 16.03.2017 08:11 napisał(a):
Odpowiedź na: "Wszystko wskazuje więc n... | Szeba
Tymczasem dziś Rzeczpospolita wypuściła kolejną informację - o przygotowaniu ulgi w PIT na zakup książek. Dopiero po dokładniejszej lekturze tekstu dowiemy się, że to tylko jedna z wielu rozważanych opcji.
Użytkownik: Szeba 16.03.2017 08:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Tymczasem dziś Rzeczpospo... | Rbit

Ok, nawet jeśli, to chyba opłacalne byłoby dla osób, które dużo kupują, czyli jak - moim zdaniem - większość programów i pomysłów mających promować czytelnictwo: dziwnym trafem najczęściej trafiają one do osób, które i tak już czytają, a nawet które sporo już czytają. Gdzie tkwi błąd?
Użytkownik: ketyow 16.03.2017 11:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Ok, nawet jeśli, to chy... | Szeba
Błąd tkwi już w szkole podstawowej. Dzieci, które nie wyniosły czytania z domu, generalnie nie mają już skąd go wynieść. Dorosłego nie tak łatwo przekonać do czytania, jeśli nigdy tego nie robił. Ciekaw jestem czy są badania na ten temat, ale być może jak ze wszystkim: jeżeli nie zaczniesz odpowiednio wcześnie, to potem już nie jest to takie proste dla mózgu. Nie chodzi mi o samo rozumienie czytanego tekstu (w końcu każdy coś tam czyta). Ale być może wyobraźnia nie pracuje już w taki sam sposób, a wydaje mi się, że odpowiedniej koncentracji też się czasami trzeba nauczyć.
Użytkownik: ktrya 16.03.2017 23:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Wklejam dla tych którym n... | niebieski ptak
"W konsekwencji powyższego – po czwarte więc – Ustawa może zabić rynek księgarni internetowych. To ten segment rynku, gdzie księgarze mogą jeszcze konkurować niższymi kosztami dystrybucji i lepszą ofertą z księgarniami sieciowymi. Kiedy niezależne księgarnie internetowe zostaną pozbawione możliwości konkurowania ceną, to rynek sprzedaży internetowej zostanie zdominowany przez sklepy internetowe związane z wielkimi sieciami, które pokonają drobną konkurencję oferując darmową przesyłkę lub promując odbiór osobisty w swoich sieciach dystrybucyjnych, którymi mniejsi gracze nie dysponują. "

To tak jakby księgarnie sprzedawały tylko i wyłącznie nowości. Mam wrażenie, że w całej tej dyskusji zapomina się o tym, że to ograniczenie promocji na okres zaledwie roku od wydania, a nie całkowity na wszystko.

A przecież dalej będą mogły konkurować cenami starszych nowości, dostępnością tytułów i cenami oraz sposobami dostawy. Jak sobie przejrzałam historię zakupów w księgarniach internetowych, to na cały koszyk zakupów książkowych liczących od 3 do ok. 10 książek tylko jeden egzemplarz był książką wydaną w przeciągu ostatniego roku. Nie sądzę, bym była tu odosobnionym przypadkiem.

Gdyby ludzie mieli paracie na same nowości, to jakim cudem jeszcze funkcjonują antykwariaty czy składy taniej książki?
Użytkownik: niebieski ptak 17.03.2017 01:19 napisał(a):
Odpowiedź na: "W konsekwencji powyższeg... | ktrya
Może nie być różowo bo np. uwzględnią{tak było bodajże w Izraelu}, że po tym roku sztywnej ceny max rabat może być 20% i jak książka kosztować będzie 98zł to kijowy ten rabacik. Po drugie oni wcale tak naprawdę nie zamierzają regulować patologii{a z tego co czytam i wiem to jest tego o0d groma i ustawa nie ureguluje wielu niegodziwości}. Zapominasz też, że różnie bywa.Ja "stare" mam swoje, pożyczam ewentualnie od znajomych. A nowości kupuję dużo bo lubię. Więcej niż 30 w zeszłym roku. Poza tym ja już wiem, że nie będę żyła do 90 a mam też i rodziców starzejących się którzy np. lubią czytać nowości historyczne{porządne badania, dobra seria, autor} etc. Ja nie lubię jak się mnie do czegoś zmusza/ogranicza. O antykwariatach nie mogę się wyp. w superlatywach-mam nieciekawe przejścia. Jak już chcę/muszę coś z tych przybytków to kupuję na Allegro-zazwyczaj tanio i miło{bez łachy}. Na Allegro często nawet z wysyłką jest taniej niż w antykwariacie. Po trzecie w składach taniej książki też niestety nie wszystko jest{sama też tam poluję}. Jestem troszkę zmęczona bo od paru dni rzucam się na FB w sprawie jednolitej ceny. Możliwe, że jestem za cienka i to super ustawa będzie. Wzrośnie czytelnictwo, księgarnie będą skupiać ludzi, małe społeczności, coś ta ustawa uratuje i jak pisze pani Sznajderman wszystko się ustabilizuje i będzie git. Zakładam, że mogę być najzwyczajniej głupia, czegoś nie wiedzieć, nie rozumieć i również to, że jak to się mówi czyjaś strata czyjś zysk a, że niekoniecznie mój? To podobno tak w życiu bywa.
Użytkownik: Vemona 17.03.2017 15:24 napisał(a):
Odpowiedź na: "W konsekwencji powyższeg... | ktrya
Powiadasz - zaledwie rok od wydania - cóż, osobiście uważam, że nie zaledwie, tylko aż. Jeśli wiem, że jakiś lubiany przeze mnie pisarz wydał coś nowego, jeśli jest to kolejna książka ze zbieranej serii - nie bardzo chcę na nią czekać jeszcze rok.
Wśród zakupionych przeze mnie ostatnio pozycji są różne, i takie, które wydane zostały w ubiegłym roku, czy dwa lata temu - i takie, które mają tegoroczną datę premiery, a chciałam mieć je już.
Jest tu w schowku kategoria "czekam na wydanie", może po wejściu w życie ustawy należałoby ją przemianować na "czekam aż minie rok od wydania"? Czy chodzi o to, żeby ludzi zniechęcić do polowania na nowości?
Użytkownik: ketyow 18.03.2017 14:20 napisał(a):
Odpowiedź na: "W konsekwencji powyższeg... | ktrya
No, ale przecież cel ustawy jest taki, żeby zarabiać więcej w pierwszym roku. Jeżeli ludzie nie będą wtedy kupować, tylko czekać 12 miesięcy na rabat, to ta ustawa nie ma żadnego sensu.
Użytkownik: Szeba 16.03.2017 08:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzę, że tu się wypowiad... | ktrya

U mnie w empiku jest bardzo ubogo imo a innych księgarń brak, w najbliższym, trochę większym mieście jest z empikiem podobnie, naprawdę nie wiem dlaczego. Dopiero w naprawdę wielkim mieście miałam pole do popisu ;) Ale tam i tak wybieram ostatecznie zakupy w księgarence, która ma fajne rabaty i jest blisko i to od wielu lat w tym samym miejscu, a nawet chyba z tymi samymi ludźmi.
Użytkownik: joanna.syrenka 16.03.2017 15:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzę, że tu się wypowiad... | ktrya
Czyli, powołując się na pierwszy Twój akapit - sytuacja nie zmieni się ani o jotę, obojętnie czy ustawa wejdzie, czy nie :)
Użytkownik: ktrya 16.03.2017 23:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Czyli, powołując się na p... | joanna.syrenka
No zmieni się, bo ludzie przestaną jeździć dla rabatów do dużych miast czy centrów handlowych. Poza tym te rabaty u dużej konkurencji powodowały, że małe księgarnie upadały. Jest szansa, że po wprowadzeniu ustawy, znowu zaczną otwierać się mniejsze księgarnie, które będą bliżej ludzi.

Jeśli o mnie osobiście chodzi, to sama ustawa mnie ani grzeje, ani ziębi, gdyż nie dotyczy książek, które kupuję, a jak już to bardzo, bardzo rzadko.
Użytkownik: joanna.syrenka 17.03.2017 21:33 napisał(a):
Odpowiedź na: No zmieni się, bo ludzie ... | ktrya
Daj spokój, kto w dobie internetu jeździ specjalnie do miasta za rabatami?
Ja się nie łudzę. Nie zmieni się nic, a małym księgarniom (i jestem dziwnie pewna, że poza jednostkowymi przypadkami, nie będą otwierać się nowe) nic to nie pomoże. Na logikę - choć dużych miast jest niby mniej, to jednak liczba czytelników jest wprost proporcjonalna, czyli jest ich większe skupisko. I myślę, że zdziwiłabyś się, ile osób z tych mniejszych miejscowości przyjeżdża specjalnie do miasta, do centrów handlowych, by przy okazji zakupów w IKEI zajrzeć do Merlina czy innego Empiku, by zaopatrzyć się np. w książkowe prezenty gwiazdkowe. Chciałabym się mylić, ale prosta matematyka ​mi nie pozwala ;-)
No i nie zapominamy, że podstawowym sposobem zakupu książek jest dziś jednak internet. Ciuch i but musisz przymierzyć, owoc i warzywo musisz sama obmacać, ale książka wszędzie będzie taka sama :-P
Użytkownik: jolekp 17.03.2017 22:06 napisał(a):
Odpowiedź na: No zmieni się, bo ludzie ... | ktrya
A mnie się wydaje, że w małych miastach jest po prostu mały rynek na książki i to jest powód dlaczego upadają księgarnie - bo nie ma kto do nich zaglądać. W moim rodzinnym mieście od niepamiętnych czasów istniały dwie księgarnie, które żyły głównie z papierniczych dupereli i podręczników - notabene chyba nigdy nie kupiłam w nich "normalnej" książki, bo ofertę mają raczej ubogą i nie na mój gust. Pięć lat temu otworzyli nam jeszcze empik. I co? Księgarnie stoją, a empik się zawinął, bo pies z kulawą nogą tam nie przychodził, mimo dobrej lokalizacji, zaraz przy sporym supermarkecie.
Za to najbardziej stratne na ustawie będą księgarnie internetowe, bo po doliczeniu kosztów wysyłki zwyczajnie nie będzie się opłacało w nich kupować.
Użytkownik: ktrya 17.03.2017 22:54 napisał(a):
Odpowiedź na: A mnie się wydaje, że w m... | jolekp
Będzie się opłacało, bo przecież nie kupujemy samych nowości. Poza tym jest sporo ludzi leniwych albo zabieganych i nie mają czasu wychodzić do księgarni i podobnie jak inne zakupy przez internet robią (w tym kupują ciuchy czy buty w ciemno, mając tę opcję, że jak coś to zwrócą/wymienią kurierem), tak i książki przez internet będą nabywać. Zwłaszcza, że nie mają pewności, czy w danej księgarni stacjonarnej będzie wszystko to, co ich interesuje, a na stronie widzisz, co jest. Jak jest wszystko co potrzebujesz - kupujesz, jak na 5 tytułów brakuje dwóch, to zaglądasz na kolejną stronę i tam kupujesz, bo wolisz raz zapłacić za koszty przesyłki, bez względu na to, czy wszędzie będą książki kosztować tyle samo, czy w tej lepiej zaopatrzonej księgarni książki okażą się trochę droższe (dopłata różnicy zwykle jest niższa niż koszt kolejnej przesyłki).


A tak na serio, to trudno przewidzieć, co będzie się działo. Zastanawiam się, jak ta ustawa się ma do ebooków i czy nie okaże się, że wszyscy z powodu oszczędności zaczną kupować tylko ebooki. ;-)
Użytkownik: Szeba 18.03.2017 14:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Będzie się opłacało, bo p... | ktrya
Chyba cię trochę nie rozumiem. Ciągle mówisz, że nie kupujemy, czy też że nie musimy kupować samych nowości. No niby tak, ale co to jest tutaj akurat za argument? Tzn. że ustawa może, czyli docelowo ma do kupowania nowości zniechęcić, czy jednak zachęcić?
W najlepszym razie, to ta gra nie jest warta świeczki. W najlepszym.

Ja ostatnio w ogóle mało kupuję, w ostatnim roku chyba tylko kilkanaście książek, w tym żadnej nowości za 1oo% ceny okładkowej, w tym w Biedronce i online. Myślę, że skoro ubrań przed przeceną już też nie kupuję, a nawet za okazjami z karmą dla kota uważnie się rozglądam, to nowych-drogich książek przez rok po prostu też sobie odmówię. Ale czy to o to w tym chodzi? A po roku - kto wie, może już w ogóle co innego będzie mnie interesowało?

Myślę, że nie tylko bagatelizujesz sprawę, ale bardzo gdybasz, oczywiście w pozytywną stronę, tylko nie wiem z jakiego powodu ;)
Użytkownik: ktrya 19.03.2017 02:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Chyba cię trochę nie rozu... | Szeba
Bo jak widzę kolejne wpisy w mediach społecznościowych, że ktoś ze znajomych właśnie zrobił sobie jedne z ostatnich zakupów książkowych w cenach promocyjnych, bo za niedługo, to będzie niemożliwe, to ja się zastanawiam, czy ktoś ma do tej ustawy zdroworozsądkowe podejście. Zwłaszcza, że zdjęcia przy tych wpisach prezentują owszem kupione książki na promocji, ale żadna z nich nie została wydana w przeciągu ostatniego roku. Więc skoro i tak nie kupujemy nowości, to skąd ten lęk?

Ta ustawa nie ma ani zachęcić ani zniechęcić do kupowania nowości, bo o nabywców książek najmniej tu chodzi, do czego tu już wszyscy doszli. Choć rok to dobry czas, by się przekonać, czy nowość sprzed roku warto kupić, choćby na przykład w świetle nominacji do nagród (jeśli dla kogoś to jest kryterium). Wydaje mi się, że ta ustawa może pomóc impulsywnym nabywcom książek, które kupują nowości, dlatego że są nowe, w danym momencie ostro promowane itd. Oczywiście to tak pół żartem, bo nikt nie powinien rościć sobie prawa do kontrolowania/ograniczania czyichś zachowań konsumenckich, zwłaszcza jeśli są one tak oczekiwane przez sprzedawców/wydawców.

Argument, że po roku mogą zmienić się zainteresowania jest na takim samym poziomie, jak to, że nie trzeba kupować nowości. Skoro nowości kształtują, powiedzmy przykładowo, twoje czytelnicze zainteresowania, to równie dobrze mogą je kształtować starsze książki. Choć w ogóle nie rozumiem dobierania sobie lektur pod względem daty wydania (z wyjątkiem sytuacji pisania pracy naukowej, gdzie jednak trzeba opierać się na najświeższych opracowaniach) - pod kątem tematyki, autora, to tak.

Bagatelizuję problem, bo z kolei większość osób za bardzo dramatyzuje, tak jakby nagle zakazano w ogóle sprzedaży książek, ich pisania i czytania. Inna sprawa, jak już wyżej napisałam, ta ustawa w ogóle nie wpłynie na moje praktyki czytelnicze, gdyż nie obejmuje ona książek, które mnie interesują, poza nielicznymi wyjątkami. Dlatego mogę pozwolić sobie na pozytywne gdybanie, aby złagodzić ciężką i dramatyczną atmosferę wokół tej sprawy i przyczynić się do równowagi w przyrodzie ;-).
Użytkownik: Szeba 19.03.2017 10:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Bo jak widzę kolejne wpis... | ktrya
W handlu o nabywcę najmniej chodzi? O?
To ty rzeczywiście nie zdziwisz się jeśli ta gałąź rynku padnie po tych ustawowych rewelacjach, spoko ;)

Jeśli ustawa nie ma zachęcić, ani zniechęcić, czyli rozumiem ma nic w tej materii nie zmienić, to czytelnik nie powinien się obawiać, ani w ogóle intetesować, no tak, chyba cię wreszcie zrozumiałam ;) Bronisz, bo bronisz, mówisz na temat, choć nadal nie są to argumenty - tylko to bym chciała zaznaczyć, no ale teraz wiem dlaczego wytaczania takowych nie widzisz sensu.

To, co piszesz o zachowaniach w necie - aż tak nie śledzę, ale też chyba nie trzeba, żeby wiedzieć, że ludzie zawsze będą trochę histeryzować, trochę taka nasza natura, a trochę zapewne są czasem podstawy. Ja przestanę kupować chyba z bardzo głupiego powodu - dla zasady;) I również żartem mówiąc, wreszcie będę miała motywację do czytania tego, co już mam i co nie może się już doczekać.
Tylko że to wciąż nie o to chodzi... I nie tylko o "ja, mi, moje".

Naprawdę, zastrzeliłaś mnie tym, że tu nie o kupowanie chodzi. Czy naprawdę inni to wiedzą? Wydawnictwa itd? Tzn. teraz też nie chodzi o kupowanie/sprzedawanie? Może jestem głupia - to o co chodzi?
Użytkownik: ktrya 29.03.2017 00:26 napisał(a):
Odpowiedź na: W handlu o nabywcę najmni... | Szeba
Przeinaczyłaś moje słowa. Mówię o ustawie, a nie o handlu (czyli praktycznym jej zastosowaniu). O ustawie, która najmniej troszczy się o nabywcę książek, jego potrzeby itd., bo ona głównie ma pomóc wydawnictwom i księgarniom (domyślnie lokalnym stacjonarnym). Faktem jest, że bez nabywców ta ustawa średnio pomoże, ale ja w ustawie bardziej dostrzegam odpowiedź na wewnętrzne skomplikowane i niekorzystne relacje między wydawcami i dystrybutorami, które wydawców zmuszają do zawyżania cen okładkowych, by jak najwięcej zyskać na hurtowo sprzedawanych książkach po coraz niższych cenach dystrybutorom/księgarniom (przez duże sieci wymuszanym). Niestety wszystko wynika z tego, że wydawcom brakuje asertywności - może zamiast ustawy, zapewnić im jakieś warsztaty, jak nie dawać się omamić urokowi empiku? Albo zaproponować im strajk, by przynajmniej większość wydawnictw zaprzestało sprzedawać książek dużym sieciówkom, wówczas obniżą marketingową wartości empikowej topki?


Ta ustawa nie jest docelowo kierowana do nabywców książek, choć owszem jej praktyczne zastosowanie na nich się odbije (jednak nie najbardziej - autorzy książek będą bardziej poszkodowani, zwłaszcza debiutanci będą mieli trudniej przebić się na rynek, bo kto kupi za okładkową cenę książkę kogoś nieznanego?).
Użytkownik: Szeba 29.03.2017 15:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeinaczyłaś moje słowa.... | ktrya

Niczego nie przeinaczyłam, no sorry, może nie zrozumiałam, ale znów - jeśli nie liczyć się ma praktyka, to po co to? Kolejny bubel na papierze itd. Kosztowny bubel. I narastanie problemów.

A teraz dla odmiany być może cię rozumiem, ale nadal jest to dla mnie bez sensu. Wiem, że trzeba coś uleczyć, ale nie tak. Ja widzę to jako całość, organizm i każdy element musi w nim działać/współdziałać - autorzy, wydawcy, dystrybutorzy, odbiorcy. Nie wiem jak to w praktyce zrobić, zwłaszcza kiedy nie ma pieniędzy, ale po kawałku, to nigdy się chyba nie wyjdzie na prostą, a przynajmniej nie za sto lat.

"Faktem jest, że bez nabywców ta ustawa średnio pomoże" - nie wiem, czy nabywca jest najważniejszy, tu też liczy się "organizm", naczynia połączone. Np. biblioteki - bez czytelników nie miałyby racji bytu. Owszem, muszą być i inne elementy takiej struktury, ale bez czytelników - naprawdę po co?

Piszesz o debiutantach, właśnie, to kolejny minus i obawa. Po prostu te pomysły mają za dużo wad, braków, niedociągnięć, nieprzemyśleń itp. Spod rynny w deszcz? Hmm ;)
Użytkownik: ktrya 30.03.2017 01:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Niczego nie przeinaczył... | Szeba
Przecież większość ustaw w tym kraju jest pomyślana tylko teoretycznie, wprowadzana na zasadzie, a zobaczymy, co z tego wyjdzie. Zwłaszcza, że równocześnie funkcjonuje kilka innych ustaw, które przeczą właśnie tej wprowadzonej. Na takim prawie nasz kraj funkcjonuje od dziesięcioleci.

Jeśli dobrze kojarzę, to nigdzie w projekcie tejże ustawy nie ma mowy, że będzie służyć ludziom, którzy kupują książki. Ma służyć kilku innym podmiotom, instytucjom... Praktyka przekona, o czym/o kim w ustawie zapomniano - zwłaszcza jeśli okaże się porażką. (Choć ja wierzę, że tak źle nie będzie, co już wielokroć mówiłam).
Użytkownik: Szeba 30.03.2017 09:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Przecież większość ustaw ... | ktrya

Ja cię jednak przepraszam, ale o co ty więc właściwie kruszysz kopie? Jaki jest cel twoich wypowiedzi tutaj, tzn. o co ci w ogóle chodzi? Jeśli bronisz ustawy wiedząc, że będzie/jest zła, to trzeba było powiedzieć od razu.
Nie dość że kompletnie cię nie rozumiem, to w tej chwili już w ogóle nie wiem o czym my tu rozmawiamy, co ja tu robię? Co za bezsens, jakieś przekorne i przewrotne - jak ktoś tak, to ty siak, jak inaczej, to ty na wspak, takie mam odczucia.

I jeszcze to: to znaczy, że jak jest jak jest, czyli do chrzanu, to mamy się na to zgadzać i cicho siedzieć, bo... jest jak jest? Jeśli tak funkcjonuje w Polsce prawo, ustawodawstwo itd. jak piszesz, a nie trzeba być Szerlokiem, żeby wiedzieć, że tak, to znaczy, że tak ma być i nie można się temu sprzeciwiać, ani tego krytykować, domagać się lepszych rozwiązań? Kolejny bubel ma dostać zielone światło, super.
Ja już podziękuję.
Użytkownik: Eida 30.03.2017 11:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja cię jednak przeprasz... | Szeba
Też mam od dłuższego czasu wrażenie, że Ktrya uprawia tutaj sztukę dla sztuki. :)
Zgadzam się w zupełności z Twoim komentarzem.
Użytkownik: ktrya 31.03.2017 01:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja cię jednak przeprasz... | Szeba
Każdy pomysł ma plusy i minusy. Nie ma rzeczy idealnych. Wydaje mi się, że jest to oczywiste dla każdego (choć sądząc po charakterze części odpowiedzi na moje komentarze, zaczynam mieć wątpliwości, co jest oczywiste, a co nie).

Wszyscy koncentrują się na wadach projektu, ja dla odmiany skoncentrowałam się na pozytywach, ponieważ nie lubię, jak ludzie widzą tylko jedną stronę. Oczywiście, że dostrzegam pewne niedociągnięcia w tej ustawie, choć nie są one moim zdaniem na tyle szkodliwe, bym czuła konieczność jej bojkotowania. Innymi słowy, wierzę, że może zrobić więcej dobra niż zła. Ale oczywiście nie uważam się za nieomylną istotę i zdaję sobie z tego sprawę, że realizacja projektu, mimo wspaniałych intencji, może okazać się porażką (każdy nowy projekt niesie ze sobą ryzyko). Czy naprawdę nie można popierać czegoś, co nie jest doskonałe, ale po prostu dobre? To naprawdę takie dziwne? Czy trzeba zawsze widzieć tylko dobre albo tylko złe strony, aby obrać jakieś stanowisko?

Czułam, że muszę wyłożyć, w jaki sposób w naszym kraju działa prawo, skoro oczywiste stwierdzenie, że ustawa najmniej dba o zwykłych konsumentów wzbudziło tu wielkie zdziwienie.

I przykro mi, że mnie nie rozumiesz. (Albo też nie chcesz zrozumieć). Chciałam wyłożyć swoje zdanie na temat poruszanego tu tematu, skłonić do spojrzenia na tę ustawę trochę inaczej, dostrzec w niej dobre strony, bo takie moim zdaniem są.

I na tym dyskusję zamykam, bo widzę, że jej kontynuowanie nie ma sensu, kiedy druga strona zamiast rozważyć inny punkt widzenia (i przedstawić swój kontrapunkt) woli doszukiwać się ideologii, jakie rzekomo stoją za moją osobą.
Użytkownik: Szeba 31.03.2017 09:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Każdy pomysł ma plusy i m... | ktrya

Wiesz, ja już nie wiem, czy ja cię rozumiem, czy nie. Może tak, to co mówisz, ale nie rozumiem chyba intencji i - jak to nazwała Eida - tej sztuki dla sztuki, nieokreśloności celu. Nie mam zamiaru wmawiać ci, czy podejrzewać o ideologię, bo niby o jaką? Po prostu dziwnie się tak rozmawia/ło. Ja raczej myślę pospolicie - na sposób dualistyczny, ewentualnie czarne-białe plus szarości, ale nie jakaś chaotyczna mozaika, gdzie nie ma się o co oprzeć i czemu oprzeć ;)
I jeszcze raz - jeśli się ma podobne zdanie, czy podobnie ocenia pewne kwestie, to po co i o co się spierać? Szkoda tylko, że nie mogłam się zorientować od początku, to by wiele ułatwiło.
Użytkownik: misiak297 29.03.2017 15:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeinaczyłaś moje słowa.... | ktrya
"Niestety wszystko wynika z tego, że wydawcom brakuje asertywności - może zamiast ustawy, zapewnić im jakieś warsztaty, jak nie dawać się omamić urokowi empiku? Albo zaproponować im strajk, by przynajmniej większość wydawnictw zaprzestało sprzedawać książek dużym sieciówkom, wówczas obniżą marketingową wartości empikowej topki?"

Urokowi empiku? Strajki? Brak sprzedaży książek sieciówkom? Ciekaw jestem, które wydawnictwo zrobiłoby coś takiego "dla idei". Niezależnie od tego, jak empik postępuje z wydawnictwami, to jednak przyciąga wiele osób, które konkretnej książki będą szukały właśnie tam. Książki, które widnieją na półkach empików czy matrasów mają realną szansę dotrzeć do czytelnika.
Użytkownik: ktrya 30.03.2017 01:02 napisał(a):
Odpowiedź na: "Niestety wszystko wynika... | misiak297
To może zdecydujcie się, czy ludzie kupują w empikach czy nie? ;-) Bo jak ktoś pisze o kupowaniu w empiku, to pojawiają się głosy: nie, no ja nie kupuję/ kto normalny kupuje w drogim empiku itd.

Wydaje mi się, że taka "idea", choć mało realna, jest jedyną dobrą alternatywą dla ustawy i rozwiązania problemów wydawców.
Użytkownik: misiak297 30.03.2017 01:52 napisał(a):
Odpowiedź na: To może zdecydujcie się, ... | ktrya
Ktrya, no przecież to, że ja nie kupuję w empiku i Ty nie kupujesz, nie znaczy, że on/oni nie kupują - proste. Empiki nie świecą pustkami.
Użytkownik: ktrya 31.03.2017 01:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Ktrya, no przecież to, że... | misiak297
Nie świecą pustkami, bo wydawcy na to nie pozwalają. Przecież to prosty mechanizm, nie damy Empikowi głośnych książek, klienci zaczną odchodzić do innych źródeł. Irytuje mnie podejście wydawców, że bez Empiku nie daliby rady sprzedać książek.
Chciałabym, by BN lub inna instytucja przeprowadziła badanie: gdzie Polacy kupują książki (konkretnie markami niech idzie). Bo jeśli moje wrażenie ma odzwierciedlenie w rzeczywistości, czyli że Empik nie jest już takim głównym źródłem nabywania książek, to taki raport mógłby coś zmienić w myśleniu wydawców.
Użytkownik: misiak297 19.03.2017 10:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Bo jak widzę kolejne wpis... | ktrya
"Ta ustawa nie ma ani zachęcić ani zniechęcić do kupowania nowości, bo o nabywców książek najmniej tu chodzi, do czego tu już wszyscy doszli. Choć rok to dobry czas, by się przekonać, czy nowość sprzed roku warto kupić, choćby na przykład w świetle nominacji do nagród (jeśli dla kogoś to jest kryterium). Wydaje mi się, że ta ustawa może pomóc impulsywnym nabywcom książek, które kupują nowości, dlatego że są nowe, w danym momencie ostro promowane itd."

No patrz, jak twórcy ustawy dbają o nasze kieszenie, jestem wzruszony:) Mógłbym wydać impulsywnie te 50 zł. na książkę, która mnie zainteresowała, a tak mam rok do namysłu, do otrzeźwienia, do sprawdzenia, czy warto. O tym nie pomyślałem! Ustawo, przybywaj, hurra:)
Użytkownik: Anna125 19.03.2017 13:17 napisał(a):
Odpowiedź na: "Ta ustawa nie ma ani zac... | misiak297
:)))
Użytkownik: Marylek 19.03.2017 15:03 napisał(a):
Odpowiedź na: "Ta ustawa nie ma ani zac... | misiak297
"Mógłbym wydać impulsywnie te 50 zł. na książkę, która mnie zainteresowała, a tak mam rok do namysłu, do otrzeźwienia, do sprawdzenia, czy warto."

Możesz je wydać impulsywnie na flaszkę. "Bo jedno, co warto to upić się warto!" :-)
Użytkownik: ktrya 29.03.2017 00:35 napisał(a):
Odpowiedź na: "Ta ustawa nie ma ani zac... | misiak297
To było z przymrużeniem oka napisane, ale nawet z najgorszych rzeczy warto wyciągnąć jakieś plusy. ;-)

Ale z drugiej strony ograniczyłoby to wyznania kogoś, kto jest przytłoczony kolejną porcją książek (których nie ma gdzie dać i kiedy przeczytać), ale jak mógłby ich nie kupić, skoro była taka promocja. Coraz częściej, obserwując znajomych, mam wrażenie, że cena bardziej niż zawartość książki (autor, temat itd.) decyduje o kupnie. Widzę, że często ilość przekładana jest na jakość: Lepiej kupić 10 książek po 5 zł (bo przecież kosztują tylko 5 zł!), niż jedną za 50 zł (która jest solidnie wydana i wpisuje się doskonale w nasze zainteresowania, poza tym istnieje spore prawdopodobieństwo, że w bibliotekach jej się nie znajdzie, bo ich ograniczony budżet nie pozwala, by jedna książka pochłonęła jego spory procent).
Użytkownik: Szeba 19.03.2017 10:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Bo jak widzę kolejne wpis... | ktrya

"Argument, że po roku mogą zmienić się zainteresowania jest na takim samym poziomie, jak to, że nie trzeba kupować nowości. Skoro nowości kształtują, powiedzmy przykładowo, twoje czytelnicze zainteresowania, to równie dobrze mogą je kształtować starsze książki. Choć w ogóle nie rozumiem dobierania sobie lektur pod względem daty wydania (z wyjątkiem sytuacji pisania pracy naukowej, gdzie jednak trzeba opierać się na najświeższych opracowaniach) - pod kątem tematyki, autora, to tak"

Ty tak wzniośle, a jak to było? Byt określa świadomość? Przecież zawsze chodzi o finanse ;)

Kto nie kupuje, nie będzie kupował. Kto kupuje, w dodatku dużo, chciałby kontynuować. I może dostać jakiś bonusik, skoro robi coś jego zdaniem dobrego, a nie ;)
Użytkownik: Eida 28.03.2017 12:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Bo jak widzę kolejne wpis... | ktrya
"Choć w ogóle nie rozumiem dobierania sobie lektur pod względem daty wydania (z wyjątkiem sytuacji pisania pracy naukowej, gdzie jednak trzeba opierać się na najświeższych opracowaniach) - pod kątem tematyki, autora, to tak."

Przecież nikt nie wychodzi z założenia: "Teraz będę czytać tylko książki z 2017 roku!". Po prostu o nowościach więcej się mówi, czyta, więcej osób poleca, itd., Jeśli przeglądając prasę, czy artykuły w necie, natrafię na wywiad z autorem X, w którym w interesujący sposób nawiązuje do swojej książki "Y", to być może poczuję się na tyle zachęcona, żeby tę książkę chcieć kupić od razu. I - kto wie - być może od razu przeczytać. Jeśli jednak cena okładkowa będzie wyższa niż to, na co mogę sobie pozwolić, będę zmuszona poczekać rok, żeby sobie ją kupić.

Po roku być może nie będę już o niej pamiętać, i nigdy jej nie kupię. Być może przypomni mi się tytuł, ale za cholerę nie będę mogła sobie przypomnieć, dlaczego właściwie chciałam ją przeczytać, co mnie w niej zainteresowało, itd.

Jeśli tak to ma wyglądać, to bardzo to marna promocja czytelnictwa ;)
Użytkownik: ktrya 29.03.2017 00:12 napisał(a):
Odpowiedź na: "Choć w ogóle nie rozumie... | Eida
Jestem przekonana, że jeśli książka będzie naprawdę warta tej reklamy, jaką jej zrobiono, kiedy miała premierę, to nie zapomni się o niej za rok, bo będzie wciąż o niej głośno, choćby przy okazji nagród literackich. Zresztą przy większości naprawdę dobrych książkach głośniej jest kilka miesięcy, lat po premierze niż w dniu premiery. Więc dostrzegam w tym plusy, ludzie nie będą nabierać się na dobrze wypromowane gnioty. Niepromocyjna cena każe im się kilka razy zastanowić, czy na pewno warto wydać na nią pieniądze.

Poza tym bądźmy szczerzy, ile z tych kupionych książek z półki nowości przeczytaliśmy od razu? Kurzą się latami na półkach, a potem zapominamy, dlaczego chcieliśmy je przeczytać, i to tak bardzo, że nawet je sobie kupiliśmy?
Użytkownik: Eida 29.03.2017 09:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem przekonana, że jeś... | ktrya
Ale ile osób dobiera sobie lektury pod kątem nagród literackich? W skali kraju - zupełna garstka. Mnie na przykład to zupełnie nie interesuje i lektury dobieram na podstawie tego, co mnie w danej chwili zainteresuje. Poza tym, nie każdej książce, nawet dobrej, można zrobić taką reklamę, żeby było o niej głośno nawet po 12 miesiącach. Mniejsze wydawnictwa na pewno nie mają na to funduszy, te większe mogą też ich nie mieć tyle, co dotychczas, jeśli odnotują spadek sprzedaży.

Są książki, które kurzą się u mnie na półkach latami, a są takie, które kupuję, jak tylko się ukażą i chcę je przeczytać od razu.

"Więc dostrzegam w tym plusy, ludzie nie będą nabierać się na dobrze wypromowane gnioty. Niepromocyjna cena każe im się kilka razy zastanowić, czy na pewno warto wydać na nią pieniądze."

Kiedy byłam dzieckiem/nastolatką i nie miałam własnych pieniędzy, a chciałam żeby rodzice mi coś kupili, to moja mama zawsze próbowała wysondować, czy to na pewno dobry pomysł, i pytała czy to faktycznie mi się przyda, czy jest dobrej jakości, czy to nie jest chwilowa moda, czy jest warte swojej ceny, itd.

Dziś jestem już dużą dziewczynką, i nie potrzebuję ani mamy, ani ministerstwa kultury, żeby prowadziło mnie za rączkę, kiedy robię zakupy i chcę wydać własne pieniądze.

Błagam, nie traktujmy czytelników jak idiotów - jeśli ktoś chce sobie wydać kasę na książkę, która nie dostanie żadnych nagród literackich - niech to robi. Jeśli chce kupić sobie gniota - proszę bardzo! Może lubi gnioty? A może coś, co dla Ciebie (i kapituły jakiejś super ważnej nagrody literackiej) jest gniotem, dla innych gniotem nie będzie? Dlaczego ograniczać ich prawo do kupowania tego, co im sprawia przyjemność, przez narzucanie stałej (wyższej) ceny? W imię czego?

Założeniem ustawy (a przynajmniej jednym z nich) było to, że wprowadzenie jednolitej ceny miałoby przyczynić się do wzrostu czytelnictwa. Tymczasem nie ma żadnych przesłanek ku temu, by osoby, które do tej pory czytały pół książki na rok, albo nawet mniej, miałyby nagle rzucić się do księgarń tylko dlatego, że cena książki będzie o kilka złotych niższa od dotychczasowej ceny okładkowej. Istnieją natomiast realne obawy, że ustawa może zmniejszyć poziom czytelnictwa u osób, które czytają i kupują książki w dużych ilościach, bo za tę samą sumę pieniędzy, będą mogli sobie kupić mniej książek (a nie każdy ma dostęp do dobrze zaopatrzonej miejskiej biblioteki, nie mówiąc już o szkolnych bibliotekach, których niedługo może w ogóle nie być). Więc gdzie tu troska o wzrost czytelnictwa?
Użytkownik: misiak297 29.03.2017 10:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale ile osób dobiera sobi... | Eida
"Dziś jestem już dużą dziewczynką, i nie potrzebuję ani mamy, ani ministerstwa kultury, żeby prowadziło mnie za rączkę, kiedy robię zakupy i chcę wydać własne pieniądze.

Błagam, nie traktujmy czytelników jak idiotów - jeśli ktoś chce sobie wydać kasę na książkę, która nie dostanie żadnych nagród literackich - niech to robi. Jeśli chce kupić sobie gniota - proszę bardzo! Może lubi gnioty? A może coś, co dla Ciebie (i kapituły jakiejś super ważnej nagrody literackiej) jest gniotem, dla innych gniotem nie będzie? Dlaczego ograniczać ich prawo do kupowania tego, co im sprawia przyjemność, przez narzucanie stałej (wyższej) ceny? W imię czego?"

Z klawiatury mi to wyjęłaś.
Użytkownik: yyc_wanda 30.03.2017 05:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale ile osób dobiera sobi... | Eida
„Ta ustawa nie ma zachęcić ani zniechęcić do kupowania nowości, bo o nabywców książek najmniej tu chodzi”.

I tu się zgadzam się z Ktryą. Kto kupował książki, będzie je dalej kupował. Może mniej, a może tyle samo - z pominięciem nowości. Ta ustawa ma na celu ograniczenie biznesu księgarni internetowych. Czy im się to uda? Osobiście wątpię. Nie samymi nowościami rynek księgarski stoi. Argument, że po roku, gdy kampania reklamowa ucichnie, nikt już o nowościach nie będzie pamiętał, wcale mnie nie przekonuje. W internecie, aż roi się od blogów literackich i dyskusji o książkach, niekoniecznie najnowszych. Każdy z nas ma w schowku więcej tytułów niż czasu na ich przeczytanie. Jest w czym wybierać. A że jakiś tytuł nie przetrwa próby czasu? Takie jest prawo rynku i żadne nakazy ani zakazy tego nie zmienią.
Nikt tu nie traktuje czytelników jak idiotów. Każdy z nas ma wybór i jeśli przestaniemy przez rok kupowować nowości, cały projekt spali na panewce.
Ja nie liczę na to, że jakakolwiek ustawa czy promocja przyczyni się do wzrostu czytelnictwa. Gdyby to było takie proste, wystarczyłoby w ramach prezentu kupować książki dla bliższych i dalszych znajomych. Ma książkę za darmo. Niech czyta.
Więc przybywaj ustawo. Bo to od nas nabywców zależy, czy będzie ona sukcesem czy niewypałem. A kto chce książki czytać, ten zawsze znajdzie do nich dostęp.
Użytkownik: Eida 30.03.2017 08:49 napisał(a):
Odpowiedź na: „Ta ustawa nie ma zachęci... | yyc_wanda
"Takie jest prawo rynku i żadne nakazy ani zakazy tego nie zmienią. "

Konkurowanie ceną to też jest prawo rynku - czemu niektórym podmiotom chce się to prawo odebrać? Jeśli jesteś taką orędowniczką wolnego rynku, to bądź konsekwentna i bądź nią od początku do końca.
I co to jest za argument, że każdy z nas ma w schowku więcej tytułów niż czasu na przeczytanie? Przecież to chyba moja sprawa czy mam na coś czas, czy nie, i czy chce kupować nowości w chwili premiery, czy chcę kupować książki tanio w internecie, czy stacjonarnie w tych mitycznych, uroczych stacjonarnych księgarenkach.
Skoro stacjonarne księgarnie upadają, to może tu też działa prawo rynku i nie przetrwały próby czasu, nie przyszło Ci to do głowy? Dlaczego to księgarnie internetowe mają upaść?

"Każdy z nas ma wybór i jeśli przestaniemy przez rok kupowować nowości, cały projekt spali na panewce."
No takie teksty, to jest właśnie traktowanie czytelników jak idiotów. Wybór to ja mam teraz: mając w kieszeni 40zł, mogę sobie wybrać czy kupić za to jedną nowość w stacjonarnej księgarni, a w kieszeni zostanie mi raptem kilka złotych (albo nawet i nie ;P), albo kupić tę samą nowość za 20zł i mieć świadomość, że zaoszczędzę o wiele więcej.
Mogę przestać kupować nowości, i pewnie jeśli ustawa przejdzie, tak właśnie zrobię, tylko wytłumacz mi, po co to wszystko, w takim razie? Jeśli ludzie przestaną kupować nowości, albo będą kupować ich dużo mniej, to komu to pomoże? Na razie wiemy tylko, że Empikom, ale wytłumacz mi, z jakiej racji Państwo ma sponsorować Empiki?

"I tu się zgadzam się z Ktryą. Kto kupował książki, będzie je dalej kupował. Może mniej, a może tyle samo"
To bądź tak dobra, i wytłumacz mi, najlepiej powoli i dużymi literami: o co chodzi w tej ustawie i co dobrego ma z niej wyniknąć (To, że nie poprawi czytelnictwa to wiem, i od początku o tym mówię, ale jak prześledzisz sobie ogólnopolską dyskusję na ten temat, to wśród zwolenników tego rozwiązania, ten argument pojawia się regularnie, dlatego się do niego tu odnosimy)? Czy chodzi o to, żeby czytający, chcący być na bieżąco konsument/obywatel miał mniej pieniędzy? Czy prawo ma utrudniać życie, czy ułatwiać?

Skoro tu nie chodzi o dobro czytających/kupujących, to dlaczego "przybywaj ustawo"? To jakiś przejaw masochizmu? Możesz wyjaśnić, bo zupełnie nie rozumiem Twojego toku rozumowania.

"Argument, że po roku, gdy kampania reklamowa ucichnie, nikt już o nowościach nie będzie pamiętał, wcale mnie nie przekonuje. W internecie, aż roi się od blogów literackich i dyskusji o książkach"
No to poprzeglądaj sobie działy kulturalne w gazetach, czasopismach i portalach internetowych - większość artykułów i dyskusji dotyczy właśnie nowości, z tej prostej przyczyny, że ludzie, którzy je czytają chcą być na bieżąco. Z blogami zresztą jest podobnie. Czasem zdarza się, że pojawi się recenzja książki wydanej X lat temu, ale większość blogerów i wszelkiej maści influencerów pisze o nowościach, bo są bardziej medialne.

" A kto chce książki czytać, ten zawsze znajdzie do nich dostęp. "

Pewnie, że znajdzie. Historia pokazuje, że jak ludzie chcą czytać to znajdą sposób - 30 lat temu na przykład nie można było czytać pewnych książek, to szmuglowano bibułę przez granicę, czyli "Polak potrafi"! Czy w tym kierunku zmierzamy: chodzi o piętrzenie trudności i wprowadzanie nowych ograniczeń? Czy prawo nie powinno służyć obywatelom, a nie zmuszać ich do kombinowania?
Użytkownik: Szeba 30.03.2017 09:24 napisał(a):
Odpowiedź na: "Takie jest prawo rynku i... | Eida

Nic dodać, brawo.
Użytkownik: margines 30.03.2017 11:03 napisał(a):
Odpowiedź na: "Takie jest prawo rynku i... | Eida
Świetny, dobitny komentarz.
Niestety.
Użytkownik: yyc_wanda 31.03.2017 05:55 napisał(a):
Odpowiedź na: "Takie jest prawo rynku i... | Eida
Okay, napiszę Ci dużymi literami, bo gdy napisałam małymi to do Ciebie nie dotarło. TA USTAWA MA NA CELU OGRANICZEMIE BIZNESU KSIĘGARNI INTERNETOWYCH. Odciągają one rzesze nabywców od Empików, Matrasów i innych koncernów, dają wydawcom lepsze warunki płatnicze, nie każąc im czekać na zapłatę po 140-180 dni. O nabywcę nikt się tu nie troszczy. Ani o czytelnictwo.
Ja nie jestem zwolenniczką tej ustawy i nie popieram odgórnego narzucania cen. Ale też nie wpadam w panikę, ani w frustrację, bo ktoś wymyślił idiotyczną ustawę. Nie pierwszy to raz i nie ostatni. Właśnie dlatego, że jestem orędowniczką wolnego rynku uważam, że ta ustawa zakończy się fiaskiem, czyli gwałtownym spadkiem sprzedaży nowości – tak, jak to się stało w innych krajach. I dlatego też mówię pół żartem/pół serio (powtarzając za Misiakiem): Więc przybywaj ustawo. Bo na głupotę nie ma lekarstwa. Jeżeli ignorujemy doświadczenia innych i chcemy sprawdzić na własnej skórze, jak smakuje porażka – voila! Ja ze swojej strony będę tę ustawę bojkotować, robiąc zakupy wyłącznie przez internet. I nie ma to z masochizmem nic wspólnego.

„Jeśli ludzie przestaną kupować nowości, albo będą kupować ich dużo mniej, to komu to pomoże? Na razie wiemy tylko, że Empikom, ale wytłumacz mi, z jakiej racji Państwo ma sponsorować Empiki?”
Pozwól, że w tym miejscu zacytuję Twoje słowa: „No takie teksty to jest traktowanie czytelników jak idiotów”. I jeszcze to „Wytłumacz mi, najlepiej powoli i dużymi literami” - w jaki to sposób Empik zyska, gdy przestaniemy kupować nowości?

Jeśli tak bardzo chcesz zapobiedz tej ustawie, zorganizuj jakąś akcję. Może list otwarty czytelników - chętnie go podpiszę. Robienie szumu i jazgotu w internecie może Ci polepszyć chwilowo samopoczucie, ale wątpię by wpłynęło na losy ustawy.
Użytkownik: Szeba 31.03.2017 09:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Okay, napiszę Ci dużymi l... | yyc_wanda

To jest naprawdę interesujące: ty, jako kolejna już osoba, masz właściwie takie samo zdanie - nie popierasz - jak oponentka, ale się spieracie :) Hm, o co?? :)

"Ja nie jestem zwolenniczką tej ustawy i nie popieram odgórnego narzucania cen. Ale też nie wpadam w panikę, ani w frustrację, bo ktoś wymyślił idiotyczną ustawę. Nie pierwszy to raz i nie ostatni. Właśnie dlatego, że jestem orędowniczką wolnego rynku uważam, że ta ustawa zakończy się fiaskiem, czyli gwałtownym spadkiem sprzedaży nowości – tak, jak to się stało w innych krajach"

- zapewne jest nazwa na postawę jaką prezentujesz, choć w tej chwili nazwy nie kojarzę, ale czy naprawdę nie moglibyśmy uczyć się na błędach innych? Zaoszczędzić trochę czasu, pieniędzy i zdrowia. W dodatku, wiesz, np. ja już nie mam za bardzo czasu, żeby ciągle czekać na rezultaty eksperymentowania na żywym organizmie, aż się coś wreszcie uda i zaskoczy. Czy serio warto pozwolić, żeby się waliło, usiąść sobie zwyczajnie z popkornem i złośliwym uśmieszkiem satysfakcji i patrzeć? Niektórych rzeczy nie da się odrobić. My, mam wrażenie, ciągle coś odrabiamy, gonimy, wyrównujemy i mamy zadyszkę. I tak.
Ciągle zaczynać od nowa... To trzeba mieć z 20 lat i anielską cierpliwość.
Użytkownik: Szeba 31.03.2017 09:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Okay, napiszę Ci dużymi l... | yyc_wanda

Aha, no i akcja już jest (a pewnie mnóstwo), na lubimyczytac, można podpisać list protestacyjny, bardzo ok wyłożone racje, po co się rozdrabniać.
Użytkownik: misiak297 31.03.2017 15:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Okay, napiszę Ci dużymi l... | yyc_wanda
Oczywiście w moim poście to stwierdzenie miało wymiar 100%-owo ironiczny:)
Użytkownik: yyc_wanda 01.04.2017 18:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Oczywiście w moim poście ... | misiak297
W moim tylko 50%. Drugie 50% to realna ocena sytuacji:)
Użytkownik: Eida 31.03.2017 17:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Okay, napiszę Ci dużymi l... | yyc_wanda
"w jaki to sposób Empik zyska, gdy przestaniemy kupować nowości?"

W taki, w jaki wygrywa do tej pory. Ma dużo lepsze lokalizacje, korzystniejsze umowy z wydawcami pozwalającymi chociażby na zwrot niesprzedanych książek czy dłuższe terminy zapłaty. Poza tym, część ludzi na pewno przestanie kupować książki (jak Ty, czy ja), ale nie wierzę w ogólnopolski bojkot.
Nie mówiąc już o tym, że Empik (w odróżnieniu od wielu stacjonarnych księgarni) to nie tylko książki. Z łatwością są w stanie odbić sobie kiepską ich sprzedaż na innych produktach, które oferują.

"Ale też nie wpadam w panikę, ani w frustrację, bo ktoś wymyślił idiotyczną ustawę."
Nikt tu nie panikuje, po prostu toczy się dyskusja.

"Jeśli tak bardzo chcesz zapobiedz tej ustawie, zorganizuj jakąś akcję. Może list otwarty czytelników - chętnie go podpiszę."

List już jest od dawna i od dawna można go podpisać, wystarczy tylko się zainteresować.

"Robienie szumu i jazgotu w internecie może Ci polepszyć chwilowo samopoczucie, ale wątpię by wpłynęło na losy ustawy."
To, co ty nazywasz robieniem szumu i jazgotu, dla mnie jest po prostu dyskusją. Jak sobie wyobrażasz organizowanie jakiejś akcji bez rozmawiania z ludźmi? Jak inaczej można innym zasygnalizować problem bez rozmawiania z nimi? Wszędzie: nie tylko na Biblionetce, ale w domu, pracy czy w innych miejscach w internecie?

Wybacz, ale nie mam zamiaru przyjmować ze stoickim spokojem kolejnych legislacyjnych bubli, bo "toś wymyślił idiotyczną ustawę. Nie pierwszy to raz i nie ostatni."
Użytkownik: yyc_wanda 01.04.2017 21:10 napisał(a):
Odpowiedź na: "w jaki to sposób Empik z... | Eida
Ja nie przestanę kupować książek. Ja je będę dalej kupować w księgarniach internetowych (niekoniecznie nowości) i korzystać z ich promocji. A to Empikowi na pewno nie pomoże. I jeśli tylko każdy, kto dotychczas korzystał z księgarni internetowych, będzie tam dalej robił zakupy, nie widzę tu żadnych korzyści dla Empiku - przy zakładanym spadku sprzedaży nowości. Przecież o to cała wojna się toczy. Żeby nas odciągnąć od kupowania przez internet. Bo w handlu stacjonarnym Empik ma przewagę.
Użytkownik: misiak297 01.04.2017 21:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja nie przestanę kupować ... | yyc_wanda
Ale księgarnie internetowe i tak będą stratne, bo ludzie najpewniej będą kupować mniej. Takie księgarnie bazowały na nowościach w niższych cenach.
Użytkownik: misiak297 30.03.2017 09:05 napisał(a):
Odpowiedź na: „Ta ustawa nie ma zachęci... | yyc_wanda
"Kto kupował książki, będzie je dalej kupował. Może mniej, a może tyle samo - z pominięciem nowości."

Owszem - tylko że ja nie chcę sobie jako czytelnik wprowadzać embarga na nowości, bo przestanie to być opłacalne. To jest po prostu zwyczajne ograniczanie dostępu do kultury.

"Argument, że po roku, gdy kampania reklamowa ucichnie, nikt już o nowościach nie będzie pamiętał, wcale mnie nie przekonuje. W internecie, aż roi się od blogów literackich i dyskusji o książkach, niekoniecznie najnowszych."

Ale poza blogami, w mainstreamie rozmawia się jednak o nowościach. Przede wszystkim.

"Każdy z nas ma w schowku więcej tytułów niż czasu na ich przeczytanie."

Znów - jak to cudownie, że twórcy ustawy o tym pomyśleli i tak dbają o mój czas i kieszeń! Tyle mam książek u siebie, po co mi kolejna nowość? Och, tak!




Użytkownik: margines 30.03.2017 10:47 napisał(a):
Odpowiedź na: „Ta ustawa nie ma zachęci... | yyc_wanda
Miałem nie udzielać się w tej dyskusji, ale niech tam!
Z Ktryą nie zgadzam się tutaj chyba od początku wątku.

Wydaje mi się, że większość ludzi na półkach sklepowych czy bibliotecznych jednak szuka nowości, nawet nie wiesz, ile osób za każdym razem pyta o n-tą część jakiegoś cyklu, która albo wyszła dosłownie wczoraj, albo premiera po 50 razy przesuwa się.

Potem te książki owszem, są czytane, ale o wiele, wiele rzadziej.

Ustawa ma na celu... Nie, nie promować, a UKRÓCIĆ czytelnictwo!


"Nikt tu nie traktuje czytelników jak idiotów".
A, owszem.
Traktuje.

"Każdy z nas ma wybór..."
A jaki polscy czytelnicy będą mieli wybór dzięki tej ustawie "promującej".
Ta ustawa "daje wybór": NIE kupujemy i NIE czytamy książek młodszych niż rok.

Właśnie. "Promującej" odnosi się do promocji, a... jaką tu masz promocję? Nawet językowo to nie ma najmniejszego sensu.
Na to jakoś nie wpadłaś?

"Ma książkę za darmo. Niech czyta." - To przypomniało mi stary kawał o prezencie na urodziny komendanta.
Kawał... dobitnie ilustrujący to, że jednak książka książce nierówna. I to chyba jednak powinnaś wiedzieć.
Użytkownik: misiak297 30.03.2017 10:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Miałem nie udzielać się w... | margines
"Każdy z nas ma wybór..."
A jaki polscy czytelnicy będą mieli wybór dzięki tej ustawie "promującej".
Ta ustawa "daje wybór": NIE kupujemy i NIE czytamy książek młodszych niż rok.

Bingo.
Użytkownik: Eida 28.03.2017 11:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Będzie się opłacało, bo p... | ktrya
Sęk w tym, że teraz kupowanie w księgarniach internetowych opłaca się bardziej, bo ceny są niższe czasem o 40%. Ustawa to zmieni. Czytelnik, którego miesięczny budżet na książki wynosi 100zł (a dla większości osób to i tak o dużo za dużo) będzie na tej ustawie stratny, bo za tę samą kwotę kupi po prostu mniej.
Czy osoby, które do tej pory nie kupowały książek w ogóle nagle rzucą się na księgarnie i zaczną kupować książki, tak, żeby ogólny wynik sprzedaży pozostał na tym samym poziomie? Chciałabym, ale szczerze wątpię.
Użytkownik: Czajka 18.03.2017 06:41 napisał(a):
Odpowiedź na: A mnie się wydaje, że w m... | jolekp
Moja ulubiona księgarnia w moim małym mieście ma bardzo szeroką ofertę, ponieważ na telefon, w ciągu jednego dnia, prowadza wszystko co dostępne. Niestety, Aros ma 30% zniżki i dostawę za 2,99. Pakuje nawet w niedzielę wieczorem. Efekt - w stacjonarnej od trzech lat nie kupiłam ani jednej książki. O Empiku nawet nie mówię - drogi molich.
Użytkownik: ketyow 18.03.2017 14:27 napisał(a):
Odpowiedź na: No zmieni się, bo ludzie ... | ktrya
Te małe księgarnie to cały czas jedno wielkie mydlenie oczu, bo od początku nie chodzi o nie, a to jest argument dla nas, tępych czytelników, którzy uwierzą w szczytny cel, że niby mamy je ratować. Kiedy ja w dużych księgarniach w swojej galerii (Empik, Matras, Świat Książki) mam niejednokrotnie problem ze znalezieniem książki wydanej w ciągu ostatnich 12 miesięcy, bo miejsce na półkach kosztuje, to mam się łudzić, że nagle pojawi się mała księgarenka, która coś zmieni?

To teraz czekam na nakaz sprzedawania bułek, mleka i wędliny w jednolitej cenie, żebym nie jeździł do biedronki, tylko kupował w pobliskim sklepie. Różnica taka, że jak biedronki znikną, to jeść i tak muszę, a czytać (albo kupować książki) nie.
Użytkownik: ktrya 19.03.2017 02:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Te małe księgarnie to cał... | ketyow
Ja się nie łudzę, kiedy nie mogę znaleźć czegoś w Matrasie czy w Empiku (chodzi mi o zajrzenie do jakieś książki, nie jej kupno), to idę do małej, lokalnej księgarni i tam to znajduję. Dlatego że mniejsze księgarnie nie są nastawione na bestsellerową literaturę popularną. A ostatnio szukałam tak "Obie" Bargielskiej i Chmielewskiej oraz nową książkę Michała Cichego, w Matrasie nie mieli. W księgarnio-kawiarni spoza sieci - było. Podobnie jest też na przykład z poezją. O innych artystycznych i naukowych książkach nie wspominając.
Użytkownik: Eida 28.03.2017 11:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzę, że tu się wypowiad... | ktrya
1) W dobie księgarni internetowych, nikt kto naprawdę chce kupić książkę, nie jest "skazany" na kupowanie w lokalnych księgarniach.

2) Nie przekonuje mnie argument, że lokalne księgarnie są bliżej domów niż te mieszczące się w centrach handlowych. Ile osób faktycznie ma do nich bliżej? Większość Polaków mieszka albo w domkach jednorodzinnych, albo na osiedlach mieszkaniowych. Może coś mnie ominęło, ale infrastruktura większości osiedli sprowadza się do osiedlowego sklepu, czasem poczty, apteki czy piekarni. Ile jest w Polsce osiedli, które faktycznie mogą się pochwalić własną księgarnią?
Większość osób, które chcą kupić książkę, musi ubrać buty i wyjść z domu i do tej księgarni dojechać - do centrum miasta, lub centrum handlowego. Ośmielę się postawić tezę, że wygodniej jest jednak wybrać się do centrum handlowego, które zazwyczaj dysponuje po prostu lepszą infrastrukturą w postaci parkingu. Zazwyczaj niedługo po wybudowaniu nowego centrum handlowego, pojawia się w pobliżu również przystanek autobusowy - więc jest to również wygodna opcja dla niezmotoryzowanych.

3) "Widzę, że tu się wypowiadają sami przedstawiciele dużych miast, gdzie Empiki są dostępne". Jeśli mówimy o mieszkańcach małych miast, gdzie Empików nie ma w ogóle, to ta ustawa z ich punktu widzenia niczego nie zmienia. Skoro do tej pory kupowali w małej księgarence, to nadal będą to robić. Jeśli w ogóle nie byli zainteresowani kupnem książek, to ustawa też ich raczej nie zachęci. Gorzej - jeśli kupowali w księgarniach internetowych, bo - po wejściu ustawy - będą na tym po prostu stratni.
Użytkownik: Eida 30.03.2017 12:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Ponieważ to ruch w dobrą ... | Anna125
Dla mnie to jest zabieranie się za problem od tzw. d... strony.
Czy większym wsparciem dla małych księgarenek nie byłaby sytuacja, w której może kupić książki od wydawcy po tej samej cenie, co moloch typu Empik? W tej chwili jest tak, że empiki i inne giganty dostają olbrzymie zniżki, a do tego możliwość zwrotu niesprzedanego towaru i absurdalnie długie terminy zapłaty wydawcom. To jest prawdziwa patologia, którą należałoby ukrócić, zamiast dobijać księgarnie internetowe, a czytelników pozbawiać możliwości obcowania z kulturą po przystępniejszej cenie.

Wszystkim wypowiadającym się w tym wątku polecam lekturę: http://spisekpisarzy.pl/2015/02/jak-empik-zarabia-na-niesprzedawaniu-ksiazek.html
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 30.03.2017 12:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla mnie to jest zabieran... | Eida
"prawdziwa patologia, którą należałoby ukrócić"

Dokładnie tak! To jest właśnie postulowane przez minarchistów, owa idea państwa-stróża nocnego, które nie przeszkadza działać (tu: małym księgarenkom, sklepom internetowym), natomiast strzeże zasad wolnego rynku poprzez deregulację, walkę z monopolami, zmowami cenowymi i stanie na straży rzetelności usług oraz dotrzymywania umów.
Użytkownik: margines 30.03.2017 12:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla mnie to jest zabieran... | Eida
Straszny artykuł:/

O części wiedziałem... jednak nie do końca.

I pomyśleć, że to dzieje się w państwie, które podobno jest państwem prawa.
Użytkownik: ketyow 16.03.2017 11:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Do Ministerstwa Kultury... | WiadomościOpiekun BiblioNETki
Tu jeszcze artykuł na WP:
http://finanse.wp.pl/kat,1033781,title,Jednolita-cena-ksiazki-Tak-Polska-Izba-Ksiazki-chce-walczyc-o-ksiegarnie,wid,18727757,wiadomosc.html?src01=6a4c8​&src02=facebook_money

"- W siłę urosną małe księgarnie, zyskają dzięki temu, że cena książki przez 12 miesięcy będzie wszędzie taka sama – komentuje Adam Szaja, autor bloga Smak książki. - Obojętnie, czy pójdziemy do małej księgarni czy do dużej sieciówki, za książkę zapłacimy dokładnie tyle samo – dodaje w rozmowie z reporterką Telewizji WP."

Pomijam już, że za eksperta do spraw rynkowych wzięto blogera, który pierwszym tekstem na swoim blogu wita nas tak "chcecie zareklamować się na stronie lub profilu facebookowym? Szukacie prowadzącego spotkanie autorskie albo patrona medialnego dla Waszej nowej książki? Zapraszam do kontaktu mailowego lub telefonicznego.", zatem już na wstępie traci u mnie wiarygodność jako źródło obiektywnych informacji, ale ten sam pan na tym blogu zbiera informacje różnych osób odnośnie tej ustawy i znajdziemy tam różne wypowiedzi, poniżej kilka fragmentów:

Prof. Małgorzata Omilanowska, była minister kultury, pisarka:
"Jedno jest pewne, na ustawie skorzystają Ci co ją forsują czyli wydawcy. Reszta to niewiadoma. Ekonomia to nie fizyka, wszystko się może zdarzyć, bo działa czynnik ludzki. To jak zareaguje rynek, czy naprawdę skorzystają na tym małe księgarnie, o ile zdrożeją książki, to czysta spekulacja. Jak gra na giełdzie. Każdy w co innego wierzy i ma nadzieję, ale to naprawdę wróżenie z fusów. Nie ma jednoznacznych odpowiedzi w przykładach innych krajów. W Niemczech ustawa działa „od zawsze” ale małych księgarni to ja u nich nie widuję."

Grzegorz Kalinowski, pisarz:
"Zgadzam się z Małgorzatą Omilanowską, że to trochę loteria, ale co nam zostało. Czytelnictwo beznadziejne, księgarnie padają, więc warto spróbować czegoś nowego. Czy ceny wzrosną? Niekoniecznie, a raczej a pewno nie, bo regulatorami cen są teraz wielkie sieci. Oczywiście ustawa nie może być lekiem na całe zło, warto pomyśleć o podatkach, czynszach którymi miasta i gminy zabijają księgarzy, a także o poziomie szkolnictwa, oraz intelektualnej pauperyzacji klasy średniej i inteligencji, zakładając że ta pierwsza już się uformowała, a druga jeszcze nie zdechła."

Wojciech Chmielarz, pisarz:
"Generalnie jestem za wprowadzeniem mechanizmu stałej ceny książki. Mam jednak wątpliwości do samego projektu, którego autorzy patrzą na rynek mocno fragmentarycznie. W żaden sposób nie odnoszą się do kluczowych relacji wydawca – dystrybutor oraz dystrybutor – księgarz. W rezultacie jej największymi beneficjentami mogą się stać nie małe księgarnie (jak to się oficjalnie mówi), nie wydawcy (jakby się wydawało logiczne), ale dystrybutorzy właśnie."

Jakub Ćwiek, pisarz:
"(...) uważam, że to oczywiście krok w bardzo złą stronę. Regulacja rynku uderzająca przede wszystkim w księgarnie internetowe i działająca w interesie dużych księgarnianych sieci. Nie widzę, wbrew propagandowym gadkom głównych zainteresowanych, żadnych korzyści jakie mieliby z tytułu ustawy osiągnąć czytelnicy, małe wydawnictwa czy drobni księgarze."

Waldemar Cichoń, autor książek dla dzieci:
"Jednolita cena książki jest jednak rozwiązaniem głupszym niż ustawa przewiduje i jeszcze bardziej pogłębi patologię panującą na polskim rynku wydawniczym. Mówię to z całą odpowiedzialnością jako liberał, jako autor książek i jako mąż właścicielki małego wydawnictwa. Kto zyska? Nie wiem, ale podejrzewam, że wielkie wydawnictwa skupione w Wielkiej Izbie Książek I Czegoś Tam Jeszcze, bo to to Coś za tą durnotą lobbowało. Kto straci? Czytelnicy. Autorzy, zwłaszcza debiutanci, których już nikt nie wyda w obawy przed tym, że ich książka się nie sprzeda. Oraz małe wydawnictwa, które omijając tradycyjne, patologiczne, niszczące je kanały dystrybucji książek, rozwijają własne – głównie w internecie. Małych księgarń, które mają być głównym beneficjentem tej zmiany, już nie uratujemy, bo ich już nie ma. W moim, 140-tysięcznym, mieście są dwie księgarnie: to coś na „e” i z końcówką „pik” oraz to coś zaczynające się na „m” i kończące na „tras”. A nowych księgarń nikt nie otworzy, bo to byłoby tak, jakby ktoś otwierał w dzisiejszych czasach punkt naprawy maszyn parowych."

Tutaj znajdziemy wszystko: http://smakksiazki.pl/ekonomia-fizyka-sie-moze-zdarzyc-czyli-komentarze-o-jednolitej-cenie-ksiazki/

A zatem bloger ten, którego nieszczęśnie linkuję, ma na swoim blogu sporo wypowiedzi osób związanych z rynkiem, z których generalnie przebrzmiewa wydźwięk negatywny, ale nijak nie przeszkadza mu to nadal przekonywać, że jest to pomysł dobry.

Ustawę zjechał także od góry do dołu śp. Andrzej Kuryłowicz (wydawnictwo Albatros).

„Przedłożony przez PIK projekt ustawy o ‘jednolitej cenie ksiażki’, wbrew twierdzeniom jego autorów, nie był przedmiotem konsultacji społecznych, ani nawet branżowych (...) powstał w wąskim gronie złączonych wspólnymi interesami członków Rady PIK, do której wchodzą także dwie osoby reprezentujące Bibliotekę Analiz (dlaczego aż dwie z takiej małej firemki – Bóg raczy wiedzieć). (...) Przypomnijmy – PIK zrzesza ok. 200 wydawców, spośród kilkunastu tysięcy funkcjonujących na rynku. Nie jest więc żadną wiarygodną reprezentacją środowiska wydawniczo-księgarskiego. Nie ma więc powodu, aby pomysły akurat tej grupy ludzi musiały być narzucane przeważającej większości innych podmiotów. (...) Jakie korzyści mają płynąć dla czytelnika i wydawcy z uniemożliwienia sprzedaży książek w sieciach dyskontowych i hipermarketach? Wiadomo przecież, że tego typu placówki mogą sprzedawać towary (w tym książki) wyłącznie w cenach niższych niż gdzie indziej – Empikach, Matrasach czy zwykłych księgarniach. Taki jest bowiem sens ich istnienia. Nie mogąc mieć niższej ceny na nowo wydaną książkę, zastąpią ją innym produktem. Ludzie, których stać najwyżej na wydanie 20-25 zl za książkę i którzy nigdy nie zaopatrują się w nią po cenie Empiku, zwyczajnie zrezygnują z zakupu."

Cały tekst do przeczytania tutaj:
http://booklips.pl/newsy/prezes-wydawnictwa-albatros-ustawa-o-stalej-cenie-ksiazki-jest-nam-potrzebna-tak-jak-lodowki-na-antarktydzie/

Wracam do tekstu zamieszczonego na WP:
"Według Polskiej Izby Książki nowelizacja ustawy zwiększy nakłady tzw. książek ambitnych, które giną wśród promowanych na półkach "bestselerach"."

A to niby dlaczego? Pozycje ambitne sprzedają się tak słabo, że MAG wyprzedaje regularnie Ucztę Wyobraźni w takich promocjach, jakich nie daje się na nic innego, aby tylko pozbyć się chyba nadmiaru niewyprzedanego nakładu. Dopiero będzie problem, żeby wyprzedać to z magazynów, jeżeli będzie trzeba przetrzymywać przez rok w stałej cenie. Szczególnie biorąc pod uwagę mnóstwo takich nałogowych łowców promocji jak ja: teraz kupuję mnóstwo książek i nie jestem w stanie ich przeczytać. Kupuję NA ZAPAS, bo są promocje. Wielu z pozycji kupionych kilka lat temu nadal nie ruszyłem. Jeżeli książki będą w stałej cenie, to mi się już nie opłaca kupować na zapas. Kupię jak mnie najdzie ochota na przeczytanie. Mało tego - po roku stanieją. Więc tym bardziej nie opłaca mi się ich kupować od razu. Wydaje mi się, że przestrzenie magazynowe nie są nieskończone. Będzie trzeba zatem zmniejszać nakłady. Mniejszy nakład to jeszcze mniejsza opłacalność (prawa do licencji na wydanie tanie nie są). Zatem pozycje ambitne raczej stracą na tym znacznie bardziej niż bestsellery.

"Najszybciej w branży księgarskiej rośnie rynek e-commerce, który zdominowali globalni gracze. Księgarnie internetowe cieszą się największym zainteresowaniem wśród Polaków kupujących książki, a to zagraża stacjonarnym placówkom i lokalnym centrom kultury czytelniczej, których liczba drastycznie maleje."

No tak. W wykończmy internetówki, stacjonarne mają większą rację bytu. Niby dlaczego, pytam się? Dlaczego nie może tego weryfikować rynek, tylko ktoś ma decydować, że ludzie prowadzący e-biznesy mają stracić pracę? Nie żyjemy w średniowieczu, wszystko idzie w kierunku zakupów internetowych. To czego nie trzeba przymierzać, kupuję w necie i jestem zadowolony, że nie tracę czasu na łażenie i poszukiwanie w księgarni książki z niezniszczoną okładką.

"Na początku lat 90. w Polsce działało ok. 3 tys. księgarń. Obecnie mamy ok. 1,8 tys. punktów księgarskich, ale sprzedaż stacjonarna książek odbywa się głównie w największych sieciach handlowych. Średni nakład książki zmalał z 10 tys. egzemplarzy do 3 tys. sztuk. Poziom czytelnictwa w Polsce w ciągu ostatnich 3 lat wyniósł ok. 37 proc. W rozwiniętych krajach Unii Europejskiej wynosi 70-90 proc. Cała branża wydawnicza generuje w Polsce 3,5 mld zł przychodów rocznie. Jak porównuje PIK – branża piwna generuje ponad 14 mld zł. Nowa ustawa ma to zmienić."

No to już zwyczajny stek bzdur. Jeżeli Polacy wydają 3,5 mld, to znaczy, że na tyle ich stać (tych co czytają). Jeżeli ceny będą wyższe, to w najlepszym wypadku wydadzą ponownie 3,5 mld, tylko że kupując mniejszą liczbę książek. Bo ci co czytają nie będą mieć nagle więcej pieniędzy. A ci co nie czytają tylko wolą wypić piwo przed TV - przecież na nich ustawa nijak nie wpływa, bo ona nie zachęca w żaden sposób do czytelnictwa. Ona działa tylko na tych, którzy już są w łańcuchu pokarmowym książki.

Stała cena książki ma ratować małe księgarnie? A niby dlaczego mam jechać do małej księgarni na koniec miasta, jeżeli ja mam kilometr od domu galerię z Empikiem? Teraz kupuję w internetówce, która przynajmniej prawdopodobnie od razu płaci wydawcy za książki, a nie po kilku(nastu) miesiącach, czyniąc wydawcę niewypłacalnym. Ale jak będę miał płacić za przesyłkę to, cholera, Empik mi się będzie opłacał! Pierwszy raz od wieków!

"Ustawa nie obejmie m.in. sprzedaży wysyłkowej książek z kraju za granicę. "

No proszę, ale furtka dla Januszy zostanie stworzona. A potem będzie można ścigać ludzi za szukanie drzwiczek i kombinowanie.
Użytkownik: niebieski ptak 16.03.2017 12:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Tu jeszcze artykuł na WP:... | ketyow
Wezmę wieczorem doczytam WSZYSTKO co podaliście to się odniosę ale to są matołki wierząc, że dzięki takim beznadziejnym ustawom będzie ok. W ogóle celowo wprowadzają dezinformację+nierzetelnie informują. W Izraelu na łeb na szyję wszystko poleciało po wprowadzeniu tych przepisów. Bodajże 35-40% spadło nabycie nowości przez czytelników? Jakie są zarobki ludzi w Niemczech/Francji czy w takim Izraelu gdzie ta cena była/jest? Jakie tam są nakłady na czytelnictwo? U nas rośnie już 3 pokolenie w które nie inwestuje się od małego. Jedna, dwie akcje to jest działanie z doskoku a nie REGULARNA, długofalowa polityka służąca zwiększeniu czytelnictwa. Poza tym jak podawałam za Klubem Jagiellońskim w tych krajach wprowadzono Cenę jednolitą PRZED erą księgarni internetowych!
Użytkownik: hburdon 16.03.2017 14:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Do Ministerstwa Kultury... | WiadomościOpiekun BiblioNETki
Jeszcze jeden przyczynek do dyskusji - głos wydawnictwa Czarne:

http://krytykapolityczna.pl/kultura/czytaj-dalej/czy-ceny-ksiazek-spadna-glos-wydawcy/

"Zdecydowanie jesteśmy zwolennikami ustawy o książce, ograniczającej na pewien czas (w projekcie jest mowa o 12 miesiącach od premiery książki) wysokość rabatów udzielanych klientom detalicznym czy też „końcowym odbiorcom”.
(...)

I teraz pytanie, jak projektowana ustawa wpłynie na rynek:

1. Ustalenie na jakiś czas maksymalnego poziomu dopuszczalnych rabatów na pewno nie spowoduje wzrostu cen drukowanych na książkach. Wręcz przeciwnie. Wydawnictwo Czarne zamierza na ten okres zmniejszyć udzielane swoim kontrahentom rabaty i dzięki temu obniżyć ceny drukowane na książkach. Nie wiemy jeszcze, jakie zasady zostaną ostatecznie przyjęte w ustawie, ale ja szacuję, że możliwe będzie obniżenie cen książek o ok. 10%.

2. W początkowym okresie po wprowadzeniu ustawy wzrosną ceny nowości sprzedawanych w internecie, ale we wszystkich innych kanałach obniżenie cen okładkowych zrekompensuje redukcję rabatu, więc tu zmieni się niewiele albo nic. I o to właśnie nam chodzi.

3. Dwanaście miesięcy to nie jest bardzo długi okres w życiu książki, często o książce robi się głośno dopiero po 6-12 miesiącach, więc dla wielu bardziej cierpliwych klientów nic się nie zmieni.

3. Zobaczymy, jakie będą realne efekty ekonomiczne, ale ja spodziewam się, że takie uporządkowanie rynku w dłuższym horyzoncie czasowym spowoduje wzrost sprzedaży książek, większe nakłady i pozwoli na większe obniżki cen książek po upływie okresu z usztywnionymi rabatami."
Użytkownik: Vemona 16.03.2017 15:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeszcze jeden przyczynek ... | hburdon
"Wydawnictwo Czarne zamierza na ten okres zmniejszyć udzielane swoim kontrahentom rabaty i dzięki temu obniżyć ceny drukowane na książkach. Nie wiemy jeszcze, jakie zasady zostaną ostatecznie przyjęte w ustawie, ale ja szacuję, że możliwe będzie obniżenie cen książek o ok. 10%."

Bardzo piękne założenie, ale jak się ma do faktu, że wielkie sieci wymuszają na wydawnictwach większe upusty? Czy Czarne zrezygnuje z możliwości sprzedaży w Empiku, czy uważa, że Empik łyknie taki mały rabat, w co ja osobiście nie bardzo wierzę?
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 16.03.2017 22:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeszcze jeden przyczynek ... | hburdon
Znalezione w internetach:

Odnośnie pomysłu jednolitych cen książek:

- do każdej książki dodać pustą stronę na końcu z perforacją na brzegu
- pracownik księgarni, przy rozpakowywaniu towaru wyrywa tę stronę
- sprzedają książki w jakiej chcą cenie, bo są używane i wybrakowane, a nie nowe
- państwo wprowadza zasadę, że za książkę używaną uznawać można książkę przeczytaną co najmniej raz
- księgarnie wynajmują pracowników, których zadaniem jest siedzieć na zapleczu i zapamiętywać treść wszystkich książek w ofercie
- w razie kontroli, pracownik ręczy słowem, że przeczytał książkę i zdaje test z jej zawartości w obecności dwóch urzędników
- państwo zaostrza przepisy - książka używana nie może być czytana przez jednego pracownika sklepu
- Empik i Matras outsoursują czytanie polskich książek do Chin
- w Chinach powstaje coraz więcej uniwersytetów polonistycznych
- całe Chiny czytają polskie książki i oglądają polskie filmy, bo to trendi wśród młodzieży
- eksport polskiego przemysłu rozrywkowego prześciguje USA i Japonię
- do Pekinu przylatuje samolot
- wysiada z niego znany polski aktor
- chińskie fanki piszczą i rzucają biustonoszami
- nastoletni chińscy hipsterzy wycinają sobie dziury między górnymi jedynkami
- samoloty A380 mogące zabrać kilkaset osób kursują codziennie między Chinami i Polską
- zawsze są pełne
- ostatni polski pasażer wylatujący z Polski gasi światło
- zostają politycy (1 mln na różnego rodzaju umowach), którzy umierają z głodu
Użytkownik: ktrya 17.03.2017 22:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Znalezione w internetach:... | LouriOpiekun BiblioNETki
"księgarnie wynajmują pracowników, których zadaniem jest siedzieć na zapleczu i zapamiętywać treść wszystkich książek w ofercie"

To jest szansa na karierę zawodową absolwentów polonistyki. :D
Użytkownik: Pani_Wu 18.03.2017 02:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Znalezione w internetach:... | LouriOpiekun BiblioNETki
Wszystko brzmi świetnie, mam tylko wątpliwości odnośnie biustonoszy. Nie nastawiałabym się na powodzenie tego punktu programu :)
Użytkownik: ktrya 19.03.2017 02:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Wszystko brzmi świetnie, ... | Pani_Wu
Czyżbyś widziała zdjęcie, jak Chińczycy robią zdjęcia do katalogów z bielizną? ;-)
Użytkownik: Pani_Wu 19.03.2017 16:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Czyżbyś widziała zdjęcie,... | ktrya
Nie :D Podrzuć link jeśli masz pod ręką :)
Użytkownik: ktrya 20.03.2017 21:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie :D Podrzuć link jeśli... | Pani_Wu
Wysyłam na PW, bo nie chcę narazić się jakieś cenzurze.
Użytkownik: Pani_Wu 20.03.2017 22:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Wysyłam na PW, bo nie chc... | ktrya
Słusznie :) Dzięki :D
Użytkownik: miłośniczka 29.03.2017 11:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Znalezione w internetach:... | LouriOpiekun BiblioNETki
:D
Użytkownik: Szeba 18.03.2017 14:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Do Ministerstwa Kultury... | WiadomościOpiekun BiblioNETki
A tutaj jak pisze o tym "konkurencja":http://lubimyczytac.pl/aktualnosci/8​454/list-w-sprawie-ustawy-o-ksiazce
Ogólnie, to mało jest zainteresowanych tematem, którzy byliby za, czy w ogóle z ufnością patrzyli w stronę tych pomysłów.
Dawkowane kolejne super rozwiązania (PIT) i forma ich podania jakoś też nie nastrajają optymistycznie.
Użytkownik: ketyow 18.03.2017 14:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Do Ministerstwa Kultury... | WiadomościOpiekun BiblioNETki
Jest i głos dystrybutorów internetowych:

"Szanowni Klienci! Poniżej oficjalne oświadczenie Bonito.pl w sprawie Ustawy o stałej cenie książki:

Tylko w tym roku Klienci korzystający z naszej księgarni zaoszczędzą 70 mln zł dzięki rabatom, które obecnie oferujemy a których po wprowadzeniu ustawy, oferować nie będziemy mogli. Podaną kwotę można przemnożyć pięciokrotnie odnosząc się do wszystkich czytelników kupujących w internecie, ponieważ posiadamy 20-procentowy udział w tym rynku. Od ponad 11 lat jesteśmy w stanie zorganizować naszą firmę tak, by oferując tak korzystne ceny czytelnikom, być firmą rentowną, płacącą podatki w Polsce, zatrudniającą legalnie około 300 pracowników i płacącą terminowo ponad 700 współpracującym z nami wydawcom. Dzieje się tak dzięki rozwijającemu się od ponad ćwierć wieku w Polsce dostępowi do internetu i internetowego handlu, z którego korzysta już ponad 80% Polaków. Dzięki temu można śmiało stwierdzić, że jeszcze nigdy nie było tak łatwego dostępu do książek jak w chwili obecnej, gdzie czytelnik z każdego zakątka Polski może zamówić dowolny tytuł z dostawą w dowolne miejsce.

Pomyślmy zatem o czytelnikach i ich portfelach, rodzicach, którzy obecnie mogą kupić dzieciom trzy książki zamiast dwóch. Nie kierujmy się chęcią osiągania większego zysku przez przedsiębiorców nie potrafiących dostosować się do obecnych realiów, z których wielu nie posiada nawet witryny internetowej. Nie argumentujmy proponowanej ustawy chęcią zwiększenia dostępu do książek, który już teraz jest na bardzo wysokim poziomie. Jeśli są firmy, które dzięki pomysłowości i dobrej organizacji pracy mogą sprzedawać książki czytelnikom o wiele taniej niż inni, to dlaczego im tego zakazać?

Z poważaniem,
Zarząd Bonito.pl"

********

List otwarty małych wydawnictw do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego:

"Szanowny Panie Ministrze,

w nawiązaniu do prośby o przekazanie do resortu przez przedstawicieli środowisk związanych z polskim rynkiem książki i czytelnictwem uwag w sprawie ustawy o jednolitej cenie książki my, właściciele niewielkich wydawnictw, przedstawiamy swoje stanowisko.

Wyrażamy swój sprzeciw wobec ustawy o jednolitej cenie książki, gdyż uważamy, że ustawa ta pogorszy wyjątkowo trudną sytuację małych wydawców literatury niszowej, specjalistycznej i popularnonaukowej, spowoduje spadek czytelnictwa, a być może także spowoduje wzrost cen książek.

Podstawowym argumentem jest brak zapisów w ustawie dotyczących poszczególnych ogniw dystrybucji. To sprawi, że dysproporcje pomiędzy ceną zakupu przez hurtownie/sieci a ceną okładkową pozostaną bez zmian. Na takiej sytuacji zyskają dystrybutorzy książek – przeważnie wielkie sieci, w tym ta oparta o zagraniczny kapitał. Wydawcy oraz polscy księgarze stracą na wprowadzeniu stałej ceny książki. Docelowo stracą więc także czytelnicy: ograniczona zostanie oferta małych i średnich wydawców, wiele tytułów nigdy nie zostanie wydanych, a czytelnicy stracą możliwość zakupu w promocyjnych cenach stosunkowo drogich książek niszowych, specjalistycznych lub popularyzujących wiedzę i wspierających proces długotrwałego uczenia się, a także twórczego rozwoju. Jeszcze bardziej widoczna i dostępna stanie się oferta „książkopodobna” – czytadeł i poradników kodowanych na podstawowym poziomie kompetencji językowej, a czasem nawet pisanych wbrew zasadom poprawnej polszczyzny i wydawanych z pominięciem prawideł sztuki edycyjnej. Aby zobrazować powyższy argument, posłużmy się przykładem: książka w cenie okładkowej 40,00 zł jest dostarczana do hurtowni w cenie 20,00 zł. W tych 20,00 zł zawiera się koszt praw autorskich, tłumaczeń, druku, redakcji, korekty, grafiki i niewielki zysk wydawcy (ok. 4 zł). Obniżenie ceny okładkowej o 20% (z 40,00 do 32,00 zł) spowoduje, że hurtownia będzie kupować tę książkę za 16,00 zł, a więc zysk wydawnictwa wyniesie 0,00 zł. Żaden zapis ustawy nie ogranicza marż dystrybutorów, więc nie będzie żadnego powodu do obniżenia ceny okładkowej. Zaznaczamy, że dystrybutorzy/sieci/ hurtownie (bazujące na rabatach 50%-60%, które ze względu na ustawę wcale nie ulegną zmianie) generują dla wydawcy większą część zysku ze sprzedaży tytułu. Zysk płynący ze sprzedaży w niewielkich księgarniach stacjonarnych jest w porównaniu do sprzedaży przez sieci marginalny. Odnosimy wrażenie, że zwolennicy ustawy nie zdają sobie sprawy z tego, że między czytelnikiem a wydawcą stoi dystrybutor, który i tak zachowa swoje 50%-60% rabatu od wydawcy.

Dodatkowo trudno oprzeć się wrażeniu, że autorzy ustawy próbują za wszelką cenę uregulować zjawiska związane ze zmianą paradygmatu komunikacji społecznej będące następstwem rewolucji technologicznej. Wiara w to, że ustawa o stałej cenie książki „przeniesie” klientów sklepów internetowych do księgarń stacjonarnych jest wyjątkowo naiwna. Rynek e-commerce i m-commerce rozwija się niezwykle intensywnie na całym świecie, także w Europie. W naszym kraju rośnie o kilkanaście procent rocznie. W samym 2016 roku osiągnął wartość ponad 36 mld zł. Klienci kupują w internecie nie tylko ze względu na rabaty, ale też z wielu innych przyczyn, których nie zmieni ani ustawa o cenie minimalnej książki, ani inna regulacja. Co więcej, księgarnie internetowe są dobrodziejami małych i średnich wydawców – dzięki elastyczności i sprawności w docieraniu do grup docelowych szybko przyciągają klientów, a pieniądze z tytułu sprzedanych książek błyskawicznie odprowadzają do wydawców. To niebagatelny argument za wspieraniem rozwoju księgarni internetowych. Podczas gdy dystrybutorzy książkowi pracują z wydawcami w oparciu o terminy płatności 140-180 dni i średnio spóźniają się z płatnością o dodatkowych 30-60 dni, mali księgarze internetowi rozliczają się z wydawcami w terminach do 30 dni. Dziś to oni głównie zapewniają małym oficynom płynność finansową. Wielkie sieci dystrybutorskie prowadzą natomiast groźne działania księgowe mające charakter żonglowania należnościami – dokonują u wydawców dużych zamówień (unikanie opodatkowania), by następnie, kilka miesięcy później, dokonywać znacznych zwrotów (unikanie rozliczenia z wydawcą).

Jesteśmy przekonani, że ustawa będzie skutkować znacznym spadkiem sprzedaży nowości wydawniczych i ograniczy liczbę premier, zwłaszcza tytułów wartościowych, wymagających dużych nakładów pracy i nakładów finansowych. Czytelnicy, zniechęceni wysoką ceną, nie będą chętnie sięgać po nowości, po roku od premiery natomiast nie będą już o nich pamiętać. Ponieważ w mediach promuje się właściwie tylko nowości (tytuł przestaje funkcjonować jako „nowość” po około 6 miesiącach od daty wydania), promocja danej książki, której nikt ze względu na wysoką (w domyśle: pozbawioną rabatu) cenę nie kupi od razu, traci sens.

Ograniczenie możliwości sprzedaży nowości spowoduje konieczność zmniejszenia nakładów poszczególnych tytułów, co oznacza wzrost kosztów produkcji książki i – w konsekwencji – wzrost jej ceny okładkowej.

Zapisy w ustawie ograniczające rabat dla bibliotek spowodują, że biblioteki, dysponując takimi samymi środkami jak dotąd, kupią znacznie mniej książek, co przełoży się na spadek czytelnictwa. Obecnie biblioteki kupują książki w przetargach, a rabaty dla nich sięgają 40%. Wprowadzenie ustawy spowoduje, że biblioteki zrezygnują z zakupu dzieł ambitnych czy niszowych na rzecz popularnej literatury publikowanej przez wydawniczych gigantów, co w konsekwencji znacznie uszczupli i zuboży ofertę wydawniczą w Polsce w ogóle.

Niebagatelne znaczenie mają również w projektowanej ustawie zapisy ograniczające rabaty podczas targów i imprez: spowoduje to zmniejszenie zainteresowania takimi imprezami ze strony odwiedzających, co jednoznacznie przełoży się na spadek czytelnictwa. Obecnie takie imprezy są świętami książek i należy je wspierać, a nie tworzyć przepisy, które w nie uderzają.

Pragniemy jeszcze raz podkreślić, że zapisy ustawy uderzą przede wszystkim w małych wydawców, dla których sprzedaż nowości jest niezwykle istotna z biznesowego punktu widzenia. Warto przypomnieć, że to niewielkie wydawnictwa wprowadzają na rynek niszowe książki, które wzbogacają ofertę wydawniczą. To głównie dzięki małym wydawcom w Polsce dostępna jest literatura czeska, słowacka, rumuńska, grecka. Ustawa wpłynie także negatywnie na wydawanie polskiej literatury – nie należy zapominać, że gros wydawców specjalizuje się w rodzimej twórczości: w tej sytuacji spadnie liczba debiutów prozatorskich, a i tak fatalna sytuacja, w jakiej znajduje się polska poezja, nie tylko nie ulegnie poprawie, ale dotrze do katastrofalnego poziomu. Ucierpi nie tylko twórczość młodych stażem literatów, pogorszeniu ulegnie sytuacja nawet autorów o ustabilizowanej pozycji na rynku – czytelnik nie wyda więcej na zakup nowości wydawniczych, więc liczba zakupionych pozycji ulegnie zmniejszeniu. Bardzo dolegliwe z punktu widzenia rozwoju polskiej gospodarki może okazać się ograniczenie działalności wydawców funkcjonujących w obszarze literatury faktu, w tym literatury popularnonaukowej. Książki popularyzujące największe odkrycia naukowców czy dokonania zespołów badawczych w dziedzinach takich jak: ekonomia, energetyka, astronomia, medycyna i inne – już dziś stanowią wyjątki na polskim rynku książki. Warto zwrócić uwagę, że literatura ekonomiczno-biznesowa to w Polsce przede wszystkim mało wartościowe poradniki typu „jak osiągnąć sukces”. W Polsce nie tłumaczy się albo tłumaczy bardzo mało książek laureatów ekonomicznej Nagrody Nobla, laureatów Medalu im. Johna Batesa Clarka, nie sprzedaje się monografii polskich naukowców itd. Wydawanie książek, które dostarczają wiedzę, wymaga wiedzy i zasobów finansowych, a także stabilnego, sprzyjającego takim przedsięwzięciom otoczenia rynkowego, którego w Polsce od zawsze brakowało.

Z podanych wyżej powodów uważamy, że aby uzdrowić polski rynek książki, należy przede wszystkim przemyśleć uregulowanie maksymalnych pułapów marż dystrybutorskich. Można ewentualnie także przemyśleć wyłączenie spod ustawy o jednolitej cenie książki wydawców o niewielkim obrocie (na przykład poniżej 3 mln zł rocznie).

Dobrym przykładem na to, jak podobna ustawa bardziej szkodzi niż pomaga rynkowi czytelniczemu i wydawniczemu jest Izrael – tam po roku obowiązywania ustawy o stałej cenie książki (ustawa, która tak jak przygotowywany polski projekt miała w założeniu chronić autorów, wydawców i księgarzy) sprzedaż nowych tytułów spadła o 35%, zaś ogólna sprzedaż o 15%. Powodem był fakt, że klienci wybierali starsze tytuły, których ustawa nie obejmowała. Ustawa w Izraelu została zniesiona po 2 latach obowiązywania, wbrew obowiązującemu w tym kraju zwyczajowi niezmieniania prawa przez 4 lata od uchwalenia. Stało się tak, ponieważ dewastacja rynku książki okazała się tak duża, że niezbędna była natychmiastowa reakcja. Warto więc pochylić się nad tym przykładem i uczyć się na doświadczeniach innych, a nie niszczyć. Analiza sytuacji udowodniła, że ustawa najmocniej dotknęła młodych i mniej popularnych autorów, ponieważ wydawcy w takiej sytuacji nie chcieli ryzykować wydania książek w ogóle. W tym miejscu warto także zwrócić uwagę, że powoływanie się przez zwolenników ustawy o jednolitej cenie książki na przykłady innych krajów, takich jak Francja, jest kontrproduktywne. Legislacje te wprowadzone zostały przed wieloma laty, jeszcze zanim upowszechnił się internet i zaczął rozwijać – także książkowy – rynek e-commerce oraz rynek książek elektronicznych.

Jeżeli Panu Ministrowi leży na sercu stan polskiego czytelnictwa, kondycja polskiego rynku książki, a także przyszłość intelektualna i potencjał twórczy Polaków proponujemy, by rozpocząć działania na następujących polach:

Po pierwsze – ustalenie maksymalnego pułapu marży, jakie od wydawcy może pobierać dystrybutor. Dziś poziomy te wahają się między 50 a 60% (czasem więcej). Jeszcze w latach 90. było to 9%. Nic dziwnego, że kondycja czytelnictwa była lepsza.

Po drugie – uleczenie patologicznej sytuacji, jaką są 140-180 dniowe terminy płatności. W księgarniach stacjonarnych a także internetowych klient musi zapłacić za książkę natychmiast (gotówką, kartą, w internecie – przedpłata). Od lat mali wydawcy próbują zrozumieć, co dzieje się przez ponad 180 dni z kwotą, którą czytelnik uiszcza za ich książkę w sklepie. Smutna rynkowa prawda jest taka, że mali wydawcy wciąż udzielają olbrzymich, wielomiesięcznych (często większych niż roczne), nieoprocentowanych kredytów kupieckich wielkim sieciom dystrybutorskim.

Po trzecie – wprowadzenie zasad antymonopolowych na rynku, na którym głównymi ruchami są konsolidacje pionowe. Zakazanie skupiania w ramach jednej grupy kapitałowej firm dystrybutorskich, wydawnictw i drukarń. Sytuacja, z którą dziś mamy do czynienia, powoduje, że wielkie grupy kapitałowe finansują wydawanie swoich książek z pieniędzy, które w ich sklepach/ sieciach/ hurtowniach zostawiają klienci lub mali księgarze, płacąc za towar małych wydawców.

Po czwarte – obniżenie stawki VAT dla e-booków do maksymalnie 5%.

Kamila Buchalska i Tomasz Zaród, Książkowe Klimaty
Julia Różewicz, Wydawnictwo Afera
Szymon Holcman, Kultura Gniewu
Paweł Timofiejuk, Timof i Cisi Wspólnicy
Hanna Mirska-Grudzińska, Marginesy
Grzegorz Zalewski, Wydawnictwo Linia
Katarzyna Kozłowska, Kurhaus Publishing
Katarzyna Kamieniarz, OMG! Wytwórnia Słowobrazu
Iwona i Maciej Pietrasikowie, Taurus Media
Jakub Syty, Kubusse
Igor Zalewski, wydawnictwo The Facto
Anna Zdrojewska-Żywiecka, Wydawnictwo Mamania, Grupa Wydawnicza Relacja
Mirosław Śmigielski, Wydawnictwo Stara Szkoła"
Użytkownik: ketyow 18.03.2017 14:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest i głos dystrybutorów... | ketyow
Nie podlinkowałem artykułu, w którym znalazłem list:
http://www.komiks.gildia.pl/news/2017/03/wydawcy-przeciwko-ustawie-o-jednolitej-cenie-ksiazki
Użytkownik: Szeba 18.03.2017 14:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest i głos dystrybutorów... | ketyow
Dlaczego niektórych "stać", żeby zaproponować klientowi taki duży rabat? Dlaczego komuś wystarczy(?), że zarobi 1-2%, inny musi mieć 3o-4o%? (pytanie retoryczne)
Użytkownik: yyc_wanda 18.03.2017 16:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest i głos dystrybutorów... | ketyow
Nie po raz pierwszy spotykam się z zarzutem nieprawdopodobnych opóźnień płatności w relacjach księgarnia – wydawnictwo. W powyższym liście otwartym małych wydawnictw do Ministra Kultury jest mowa o 140-180 dniowych terminach płatności. Jak to jest możliwe? Przecież istnieją przepisy regulujące terminy płatności. Czy jakikolwiek biznes czekający na zapłatę 140-180 dni ma szansę na przeżycie?
Oto informacja, którą znalazłam na stronie Biznes.gov.pl
„Termin zapłaty w transakcjach między przedsiębiorcami co do zasady nie może przekraczać 60 dni. Wyjątkiem od tej zasady jest sytuacja, w której strony w umowie wyraźnie ustaliły inny (zazwyczaj dłuższy) termin, a ustalenie takie nie jest rażąco nieuczciwe wobec wierzyciela”.
Czyżby więc wydawnictwo podpisało niekorzystną dla siebie umowę? A jeśli nie, to rozumiem, że może naliczyć dłużnikowi (księgarni) odpowiednie odsetki.
Jeśli zaś księgarnie zmuszają wydawców do podpisywania niekorzystnych umów (które są rażąco nieuczciwe), nic dziwnego, że ci preferują księgarnie internetowe, które, prawdopodobnie, nie stawiają tak wygórowanych wymagań. Ale, jak widać, nie wszystkim to się podoba.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 18.03.2017 21:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Do Ministerstwa Kultury... | WiadomościOpiekun BiblioNETki
Oświadczenie z fb od bonito, jednej z najtańszych księgarń internetowych:

"Szanowni Klienci! Poniżej oficjalne oświadczenie Bonito.pl w sprawie Ustawy o stałej cenie książki:

Tylko w tym roku Klienci korzystający z naszej księgarni zaoszczędzą 70 mln zł dzięki rabatom, które obecnie oferujemy a których po wprowadzeniu ustawy, oferować nie będziemy mogli. Podaną kwotę można przemnożyć pięciokrotnie odnosząc się do wszystkich czytelników kupujących w internecie, ponieważ posiadamy 20-procentowy udział w tym rynku. Od ponad 11 lat jesteśmy w stanie zorganizować naszą firmę tak, by oferując tak korzystne ceny czytelnikom, być firmą rentowną, płacącą podatki w Polsce, zatrudniającą legalnie około 300 pracowników i płacącą terminowo ponad 700 współpracującym z nami wydawcom. Dzieje się tak dzięki rozwijającemu się od ponad ćwierć wieku w Polsce dostępowi do internetu i internetowego handlu, z którego korzysta już ponad 80% Polaków. Dzięki temu można śmiało stwierdzić, że jeszcze nigdy nie było tak łatwego dostępu do książek jak w chwili obecnej, gdzie czytelnik z każdego zakątka Polski może zamówić dowolny tytuł z dostawą w dowolne miejsce.

Pomyślmy zatem o czytelnikach i ich portfelach, rodzicach, którzy obecnie mogą kupić dzieciom trzy książki zamiast dwóch. Nie kierujmy się chęcią osiągania większego zysku przez przedsiębiorców nie potrafiących dostosować się do obecnych realiów, z których wielu nie posiada nawet witryny internetowej. Nie argumentujmy proponowanej ustawy chęcią zwiększenia dostępu do książek, który już teraz jest na bardzo wysokim poziomie. Jeśli są firmy, które dzięki pomysłowości i dobrej organizacji pracy mogą sprzedawać książki czytelnikom o wiele taniej niż inni, to dlaczego im tego zakazać?

Z poważaniem,
Zarząd Bonito.pl"

Ludzie, jak w ogóle ten chory wymysł można popierać? Liczycie na cud czy na to, że woda od morza popłynie ku górom?
Użytkownik: ketyow 18.03.2017 23:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Oświadczenie z fb od boni... | LouriOpiekun BiblioNETki
Już to wklejałem :P
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 19.03.2017 00:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Już to wklejałem :P | ketyow
Aj, za mało mam życia, żeby to wszystko ogarnąć :/ Nie szkodzi, można mieć dwa razy rację ;D
Użytkownik: Anna125 19.03.2017 13:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Do Ministerstwa Kultury... | WiadomościOpiekun BiblioNETki
Ja znowu w pociągu.
Kiedy czytam i przeglądam naszą dyskusję na temat jednolitej ceny książek dochodzę do wniosku, że sprawa jest złożona, oraz że decyzja tak/nie byłaby przylepianiem plastra na otwarte złamanie. Obie decyzje i zostawić tak jak jest, i ujednolicić na okres jednego roku są nieadekwatne do sytuacji. Rynek księgarsko-wydawniczy jest w zapaści od dawna. Przyczyn jest wiele. Na część mieliśmy wpływ, na niektóre takie jak globalizacja i ponowoczesność nie - co najwyżej mogliśmy jak kraje skandynawskie łagodzić ich skutki (vide wprowadzanie do programów szkoły szwedzkiej umiejętności radzenia sobie z postprawdą, poprzez weryfikację, krytyczne myślenie itp, nie wiem jak ten program wygląda lecz reakcja jest, wczoraj o tym przeczytalam).
Znowu rozpisuję się ogólnikowo, a tak naprawdę chciałam napisać, które argumenty i treści z dyskusji najbardziej mnie poruszyły.

Po pierwsze list właścicieli małych wydawnictw i wydawnictwa Czarne. Wypunktowali te miejsca, w których jest zgorzel (na tym otwartym złamaniu): terminy płatności (140 -180dni), konsolidacje pionowe i poziom marży dystrybutorskiej. Tak Wando, to są regularne praktyki "wolnego rynku" przy nierówności podmiotów, a przy postępującym wolnym rynku nierówność podmiotów musi się zwiększać, ponieważ dążymy do maksymalizacji zysku przez optymalizację i zwiększanie efektywności. No i jeszcze VAT na ebooki tj. jego poziom, nie wiem jaki jego pułap byłby ok, ważne, aby obejmował wszystkie treści internetowe np. gazety, tygodniki i inne. Najłatwiej byłby, gdyby był taki jak na książki papierowe. Uważam, że od tych spraw trzeba byłoby zacząć, a nie od jednolitej ceny.

Po drugie księgarnie internetowe, księgarnie małe, molochy. Tutaj moim zdaniem spotykają się, bądź zderzają potrzeby konsumentów, twórców (producentów), dystrybutorów. Nauczono mnie myśleć, że rzecz jest tyle warta za ile ktoś zechce ją kupić, a więc kluczowa sprawą jest marketing/PR (wspierający sprzedaż) i cena, przy sprzedaży internetowej dochodzi jeszcze wygoda. Obecnie moja opinia na ten temat jest bardziej zniuansowana. Konsument chce kupić jak najtaniej, dystrybutor kupić jak najtaniej, aby marża była największa, producent optymalizując koszty tnie na tłumaczeniach, zamawia pozycje - kontynuacje, ktore na pewno się sprzedadzą i wypuszcza kolejne nowości, aby o nim nie zapomniano, ponieważ zapomnienie to śmierć.
Dla mnie "wolny rynek" nie przesądza o wartości rzeczy, już nie. Martwi mnie, że teoretycznie kształtowaniem nowych trendów, treści potencjalnie mogą być zainteresowani tylko producenci (twórcy, wydawnictwa). Dystrybutorzy, czy ksiągarnie internetowe nie chcą podzielić ryzyka - szukają tego co bezpieczne i wymuszają taki sposób myślenia na wydawcach. Dla mnie księgarnie internetowe to rodzaj dystrybucji. Promocja książki na ich stronach jest bardzo słaba, rozumiem przez to recenzje ale porządne, bez tych "ochów i achów" i dokładanie się do promocji książki w ogóle, do targów, wspieranie rynku książki, a nie tylko funkcjonowanie na nim. Zarząd Bonito napisał o 70 mln klienckich oszczędności i 20% rynkowego tortu, który posiada - więc te siedemdziesiąt możemy jeszcze pomnożyć przez pięć. Nie mam zdania, ponieważ nie wiem na ile te liczby są prawdziwe (zaufania do takich informacji nie mam zbyt wysokiego), jaka jest struktura sprzedaży w tej księgarni (co składa się na tę sumę, jak obliczona itd). Zatrudniają 300 pracowników na legalu - wspaniale, płacą podatki też wspaniale (zakładam, że to prawda). Pytanie miałabym jeszcze o poziom wynagrodzenia pracowników i warunki pracy i terminy regulowania zobowiązań wobec innych podmiotów (napisali, ze płacą terminowo, ciekawe jakie okresy są standardowe, porządny to miesiąc lub dwa w ostateczności lecz powinien być zróżnicowany w zależności od wielkośći firmy). Argument z końca listu o tym, że rodzice będą mogli dzieciom kupić trzy książeczki zamiast dwóch jest niestety z gatunków tych łzawych, obliczonych na dobre samopoczucie "ja jestem za tym, aby dzieci czytały więcej książek". Prawda dla mnie jest brutalna: jeśli rodzice nie czytają i/lub jeśli w szkole bakcyla nie chwycą, to dzieci czytać nie będą. Można byłoby jeszcże rozwijać mediateki, w których dzieciaki mając kontakt z czymś innym, mogłyby mieć kontakt z książką. Ci, którzy kupują książki dzieciom kupią, ci którzy nie kupują kupią co innego i żaden rabat tej sytuacji nie zmieni.
Użytkownik: logi 19.03.2017 19:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja znowu w pociągu. Kie... | Anna125
Wydaje mi się, że twój komentarz napisany jest z pozycji człowieka w miarę zamożnego. Wyobraź sobie jednak, że są czytelnicy, dla których już 1 zł (tak, tak) różnicy w cenie książki ma znaczenie. Ja jestem takim czytelnikiem. Dla mnie ta ustawa oznacza o wiele mniejsza ilość kupionych/przeczytanych książek. A także mniejszy wybór pozycji bo nie czytuję na siłę promowanych bestselerów wydawanych przez duże wydawnictwa, a takie głównie ostaną się po tej reformie, wydawnictwa oferujące ambitniejszą literaturę upadną lub mocno ograniczą działalność. I w imię czego to wszystko? Większych przychodów dla od lat niszczącego polski rynek książki (praktyki monopolistyczne, przyhamowane dopiero kilka lat temu przez szybki rozwój księgarni internetowych)Empiku?
Użytkownik: Anna125 19.03.2017 20:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Wydaje mi się, że twój ko... | logi
Przeciwko tej reformie to ja już też jestem, ponieważ nic nie zmieni, raczej pogłębi istniejącą zapaść .
Wiesz, wbrew kanonom, na których się wychowałam, że młodzi są lewicujący (co wtedy rozumiałam jako bunt i społeczną odpowiedzialność/rolę państwa), a starsi utwardzają się w swoim konserwatyzmie, z każdym rokiem przechodzę na bardziej wrażliwościowe pozycje. Dlaczego? Zmienia się świat i opisujące go w jakimś stopniu paradygmaty nie dają już dobrych odpowiedzi, czy podpowiedzi. "Carpe diem", "uważność", żyj "tu i teraz" są fałszywe (ja tak zaczynam myśleć). Człowiek ma przeszłość i przyszłość, teraźniejszość też (naturalnie) lecz potrzebujemy marzeń i dążenia, a nie zapomnienia.
Strasznie to wszystko trudne i znowu w tej cywilizacji zachodniej zaczynamy być samotni, kiedyś mieliśmy Boga.
Użytkownik: logi 20.03.2017 12:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeciwko tej reformie to... | Anna125
We współczesnym świecie dawne pojęcia lewicowości i prawicowości tracą swoje pierwotne znaczenia. Swe pojęcia, poglądy i działania powinniśmy dziś określać i podejmować w stosunku do konkretnych wydarzeń zachodzących na świecie, szczególnie w obrębie tzw. Cywilizacji Zachodu, która stoi na krawędzi upadku, ogarnięta szałem konsumpcji i poprawności politycznej. W sytuacji napływu kolejnych fal imigrantów pochodzących z całkowicie obcego nam i agresywnego kręgu kulturowego ja ustawiam się w kontrze do obecnej lewicy próbującej wszystkie nasze dawne wartości zastąpić mętnym pojęciem "tolerancji" dla, jak się zdaje, wszystkiego i wszystkich, bez oglądania się na koszty jakie to przyniesie w przyszłości. Dobrym przykładem do czego to prowadzi jest Szwecja, kraj pełen obłudy i hipokryzji w życiu społecznym i politycznym, gdzie publikując list gończy za gwałcicielem w znakach szczególnych policja, w obawie o posądzenie o rasizm i dyskryminację, pomija czarny kolor skóry przestępcy. Róbmy wszystko, by w taki kraj nie zamieniła się Polska. Róbmy to dla nas i dla naszych dzieci. A aby nasze dzieci były mądrymi, świadomymi swej kultury i tożsamości ludźmi muszą, między innymi, czytać książki. Jeśli rodziców nie będzie na nie stać, jeśli dzieci nie zostaną wychowane w kulturze czytania, staną się kolejnymi odmóżdżonymi konsumentami kultury popularnej, przyjmującymi poglądy rozmaitych "telewizyjnych autorytetów" jako własne. Wiem, że piszę trochę chaotycznie i uogólniam, ale to jest temat na długą dyskusję, a czasu, jak zawsze brak.
Użytkownik: Anna125 20.03.2017 17:58 napisał(a):
Odpowiedź na: We współczesnym świecie d... | logi
Z pierwszymi twoimi zdaniami zgadzam się całkowicie :D. Nawet chyba sama coś podobnego napisałam tutaj w bbnetce w jakiejś dyskusji na temat nierówności, teorii ekonomicznych.
Natomiast z dalszymi konkluzjami bym dyskutowała. Jest przestrzeń pomiędzy dwiema stronami medalu, czyli pomiędzy brakiem tolerancji i totalną akceptacją wszystkiego. Państwa skandynawskie, a zwłaszcza Szwecja "przegina" w drugą stronę, oczywiście moim zdaniem. Jest taki dziennik Polaka, który od wielu lat mieszkan Szwecji i ma bardzo ciekawe spostrzeżenia. Nazywa się to chyba dziennik hydraulika? Poszukam linku jeśli Ciebie to zainteresuje. "Kwiatków" z naszego punktu widzenia jest tam wiele np. bezstresowe wychowanie dzieci - skąd przyszło?, mężczyżni nie patrzą tam na kobiety - "kobieta czuje się tam niewidzialna", ponieważ mężczyżni obawiają się oskarżenia o molestowanie, najlżejsza skarga dziecka może skutkować przeniesieniem go do rodziny zastępczej. Jednakże moim zdaniem jest to skrajna realizacja pewnego ideału, potrzeby, konieczności - jeśli wynika z dostępnej nam wiedzy. Moim zdaniem potrzebny jest balans i rozsądek. Zastanawialiśmy się ostatnio z przyjaciółmi dlaczego Szwecja poszła w te stronę, nawet konsultowaliśmy to ze znajomymi Szwedami. Stawialiśmy na ich poczucie winy - druga wojna światowa, nazizm. To bardzo ciekawe - dla mnie obecnie - rozważać dlaczego społeczeństwa idą określonymi drogami, różnie reagują.

Podobnie jak Ciebie, również i mnie boli konsumpcjonizm, brak czytania, brak krytycyzmu. Chaotycznie nie piszesz, ja robię to też. Eh, chciałoby się usiąść i pogadać dłużej.

Sytuacji nie zmieni jednolita, bądź nie cena książki, oczywiście musi być na nią nas stać, bez wyrzeczeń, z możliwością popełniania błędów tj. kupowania książek, które będziemy oddawać, książek do jednorazowego przeczytania itd. - to dla mnie nieprzekraczalna, bezwzględna granica. Aby obudzić czytanie muszą zostać uruchomione programy wspierające czytelnictwo (też finansowo), politycy, celebryci muszą pokazywać się z książkami, artykułami, biblioteki muszą kontraktować wiele tuytułów, muszą stać się centrami kultury, podobnie jak szkoły. Ludzie pióra, nauczyciele muszą stać się szanowaną kastą, tak jak w Finlandii. Filozofia powinna być przedmiotem obowiązkowym w liceum i w dodatku obligo na maturze. Polska literatura niestety wychowuje niepoprawnych romantyków, którzy cenią bardziej czyn, niż myśl.

Użytkownik: logi 20.03.2017 20:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Z pierwszymi twoimi zdani... | Anna125
Miło się od czasu do czasu z kimś zgodzić, szczególnie w internecie, który jest polem tylu czasami niewybrednych polemik :)
Ja mimo wszystko mam nadzieję, że może z całej tej awantury wyniknie coś dobrego. Pojawiło się stanowisko mniejszych wydawców, pod uwagę maja być wzięte też głosy czytelników, choćby wyniki internetowych ankiet przeprowadzonych na konkurencyjnym portalu przy poprzedniej próbie przepchnięcia przez PSL tego bubla w 2015 roku. Głosy jednoznacznie przeciwko jednolitej cenie. Ministerstwo raczej nie będzie mogło ich całkowicie zlekceważyć. Zobaczymy jak rozwinie się sytuacja.
Użytkownik: Anna125 20.03.2017 21:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Miło się od czasu do czas... | logi
Tak. To dla mnie prawie jak cud, źe Bbnetka jest wolna od niewybrednych polemik, że można się z kimś spotkać i porozmawiać :) i jednocześnie rodzi to we mnie nadzieję, że to możliwe.
Mhm, zobaczymy co będzie dalej. Oglądałam dzisiaj (specjalnie) przedstawiciela Klubu Jagiellońskiego, nie do końca mi się spodobał. To przedstawiciele kompletnego braku regulacji i apologeci wolnego rynku. Pan nie słuchał, wygłaszał argumenty i zdominował przedstawiciela małego wydawnictwa, nie tak elokwentnego. W zasadzie z dyskusji wyniknęło, że główną korzyścią są kieszenie obecnych kupujących książki przez internet. Ok, lecz nie ma tam scenariusza przyszłości tylko obrona status quo.
Użytkownik: awx 28.03.2017 15:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Wydaje mi się, że twój ko... | logi
Czy trzeba koniecznie książki kupować, żeby je czytać? Nie.
Aby uchronić się, być na bieżąco z nowościami polecam jedno rozwiązanie - biblioteki. To o biblioteki należałoby koniecznie zadbać, żaby w ramach ustalonego budżetu mogły kupić książki nie po cenie okładkowej a cenie niższej od dystrybutora albo wydawnictwa. Oczywiście zaleca się bibliotekarzom pamiętanie o prawie czytelników do czytania tego, co im się podoba, ale czy i pójście do biblioteki i poradzenie się bibliotekarza nie zaowocuje wypożyczeniem czegoś innego niż produkt książkopodobny? Czy bibliotekarz nie pomoże w ten sposób czytelnikowi?
Rozwiązanie drugie - wymiany książkowe i pożyczanie książek od znajomych. A jaka to dobra okazja do rozmowy!

Walczyć o pieniądze dla małych wydawnictw i małych księgarni - warto. O to, żeby dystrybutorzy płacili i nie szaleli - też.
Użytkownik: logi 20.03.2017 11:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Do Ministerstwa Kultury... | WiadomościOpiekun BiblioNETki
5 lepszych pomysłów od zakazu przeceniania książek na poprawę stanu czytelnictwa w Polsce, zamieszczonych przez Klub Jagielloński na ich stronie internetowej:



Pomimo szeroko zakrojonej kampanii lobbingowej skierowanej do polityków i opinii publicznej, w poprzedniej kadencji udało nam się skutecznie zablokować w Sejmie RP uchwalenie zakazu przeceny książek. Od kilku tygodni trwa medialna batalia o reaktywację projektu. Dziś wiemy jedno – odporność Ministerstwa Kultury na wpływy lobbystów jest na szczęście większa niż posłów koalicji rządzącej w poprzedniej kadencji. Niemniej debata będzie trwała, więc czas wprowadzić do niej alternatywne pomysły na faktyczną poprawę stanu czytelnictwa w Polsce.

1. Odliczenie w deklaracji PIT? Pomysł lepszy, ale niedoskonały

„Rzeczpospolita” pisze o pomyśle nowej ulgi podatkowej, pozwalającej odliczyć od dochodu określoną kwotę wydaną na książki. Brzmi super. Na pewno jest to rozwiązanie lepsze – zarówno z punktu widzenia czytelnika, jak i rynku książki – od nieszczęsnego zakazu przecen.

Problem w tym, że w bardziej międzysektorowym ujęciu nie jest to już tak idealne rozwiązanie. Jak w przypadku każdej ulgi, mielibyśmy do czynienia z komplikowaniem systemu podatkowego. Ewentualny limit maksymalnej kwoty odliczenia pozwoliłby zapewne uniknąć wykorzystywania tego mechanizmu do nieuczciwych celów, ale złożoność i niestabilność przepisów podatkowych pozostaje jedną z chorób naszej rzeczywistości prawnej.

Co gorsza, wszelkie odliczenia od PIT-u mają jedną systemową wadę: nie skorzysta z niego istotna grupa Polaków, którzy bądź to nie rozliczają się podatkiem PIT, bądź osiągają zbyt niskie dochody, by płacić podatek.

Odliczenie dyskryminuje więc najuboższych, rolników czy bezrobotnych. W sytuacji, gdy poziom czytelnictwa m.in. w tych grupach jest często bardzo niski (tj. jeszcze niższy od tragicznej średniej!) mechanizm ten budzi poważne wątpliwości. Celem interwencji nie powinno być bowiem samo w sobie poprawianie kondycji rynku książki, ale wzrost poziomu czytelnictwa wśród Polaków. Z odliczenia zaś skorzystaliby bardziej zamożni (częściej czytający), a wykluczeni zostaliby ubożsi czy bezrobotni (czytający rzadziej).

Nie skreśla to pomysłu odliczenia – minusy tego rozwiązania są dużo bardziej subtelne niż fundamentalne wady wyjściowej propozycji Polskiej Izby Książki. Na pewno jednak ewentualną regulację poprzedzić powinna rzeczowa analiza skuteczności dotychczasowych odliczeń tego rodzaju.

2. 0% VAT? Najlepsze, ale trudne rozwiązanie

Część wolnorynkowych środowisk, które przeciwstawiają się wprowadzeniu zakazu przecen, podnosi postulat obniżenia podatku VAT na książki i przywrócenia obowiązującej przed kilkoma jeszcze laty stawki 0%. To postulat m.in. stowarzyszenia KoLiber czy wydawcy i księgarza Pawła Toboły-Pertkiewicza. Teoretycznie to najlepsze rozwiązanie – powszechnie zwiększyłoby dostępność książek, które powinny stać się tańsze. Warto przypomnieć, że po wprowadzeniu podatku ceny wzrosły nie o 5%, ale średnio nawet o kilkanaście procent.

Do przywrócenia stawki 0% konieczna jest jednak aktywna i skuteczna polska inicjatywa w Unii Europejskiej.

Rząd musiałby zwrócić się do Komisji z wnioskiem o tzw. środek specjalny w zakresie podatku VAT, do czego jest uprawniony na podstawie art. 395 ust. 2 Dyrektywy w sprawie wspólnego systemu podatku od wartości dodanej. Jeżeli Komisja uznałaby argumenty rządu, następnie konieczna byłaby… zgoda wszystkich państw członkowskich. Taką inicjatywę w sprawie ubranek dziecięcych Prawo i Sprawiedliwość proponowało w poprzedniej kadencji, a przypomniał go niedawno, przygotowując wzór stosownego wniosku, wicemarszałek Stanisław Tyszka z Kukiz’15.

Co zatem stoi na przeszkodzie? Dyrektywa wskazuje jasno, że zgoda na środek specjalny jest możliwa jedynie „w celu upraszczania poboru VAT lub zapobiegania niektórym formom uchylania się od opodatkowania lub unikania opodatkowania”. Czy możliwe jest zatem znalezienie odpowiedniego uzasadnienia dla obniżki VAT-u na książki? Wydaje się, że pomóc mogłaby rzeczowa analiza skali piractwa książkowego. Gdyby okazało się, że po wprowadzeniu VAT-u na książki piractwo istotnie wzrosło, wówczas rząd miałby w ręku wymierny argument w postaci wskazania, że opodatkowanie zwiększyło szarą strefę.

3. Niższy VAT na e-booki i audiobooki? Zdecyduje Unia

Dość podobnie sprawa ma się z VAT-em na książki elektroniczne. Tu również dotychczasowe interpretacje wskazują, że e-booki i audiobooki to nie „towary”, lecz „usługi” objęte 23% podatkiem. Nadzieję dają zapowiedzi zmiany dyrektywy w tym zakresie, ale to wydarzy się prawdopodobnie nie wcześniej niż w 2018 roku. Niemniej nic właściwie nie stoi na przeszkodzie, by za jednym zamachem zawnioskować do Komisji Europejskiej na środek specjalny zarówno na tradycyjne, jak i elektroniczne książki. Wykazanie istotnej skali piractwa w zakresie książek elektronicznych z pewnością będzie łatwiejsze niż w przypadku książek tradycyjnych, więc pakietowe potraktowanie tych spraw mogłoby zwiększać prawdopodobieństwo stosownej zgody. Zwłaszcza gdyby rząd podjął inicjatywę dziś, to odpowiedź otrzymalibyśmy jeszcze w tym roku! Dyrektywa precyzuje, że cała procedura musi zostać zakończona w terminie ośmiu miesięcy od otrzymania stosownego wniosku. To czas, w którym można prowadzić pogłębione analizy i ewentualne prace legislacyjne nad innymi inicjatywami zwiększającymi czytelnictwo.

4. Zakupy biblioteczne? Rozwiązanie systemowe i obywatelskie

W czasie spotkania dyskusyjnego wokół projektu zakazu przecen premier Piotr Gliński podkreślał, że w jego opinii państwo polskie stać (nie w rozumieniu symbolicznym, lecz finansowym) na ambitną politykę przeciwdziałającą spadkowi czytelnictwa. Explicite zaznaczył – co umknęło większości komentatorów i mediów – że na poważnie należy brać pod uwagę właśnie zmianę fundamentalną, czyli podatkową. Warto więc rozmawiać o opisanych wyżej pomysłach. Co więcej, należy przypomnieć, że polski rząd co do zasady zawsze traktował podniesienie podatku na książki jako zewnętrzną „konieczność”, nie zaś własną inicjatywę. Co jednak w sytuacji, gdy nie otrzymamy zgody instytucji europejskich na obniżenie podatków?

Konsekwencja każe uznać, że „niechciane” wpływy z VAT-u na książki przeznaczyć należałoby w całości na zwiększenie poziomu czytelnictwa.

W jaki sposób robić to najbardziej efektywnie i w niewykluczający sposób? Rozwiązaniem są zakupy biblioteczne. Dziś – według opublikowanego w styczniu raportu Biblioteki Narodowej na 2015 – łącznie na książki wydajemy już ponad 72 mln złotych rocznie. O ile więcej moglibyśmy wydawać, gdyby w całości wpływy z VAT-u przeznaczać na zakup nowości? Brak dziś precyzyjnej odpowiedzi. Wartość rynku książki w 2015 roku według najbardziej ostrożnych szacunków – bo po cenach, po których wydawcy sprzedają książki hurtowniom i księgarniom – to ok. 2,5 miliarda złotych. To oznacza, że całkowita wartość wpływów do budżetu z tytułu VAT – znów przyjmując dla uproszczenia tylko stawkę 5% – to minimum 125 mln złotych. Ostrożne, acz bardziej realistyczne wyliczenie kazałoby powiększyć tę kwotę o minimum 40% – rabaty dla hurtowni wynoszą bowiem ok. 50%, a dla księgarni – 35-40%. Daje nam to więc roczne wpływy do budżetu rzędu 175 mln złotych.

To oznacza, że na zakupy biblioteczne moglibyśmy wydawać dodatkowe 100 milionów złotych rocznie, łącznie ponad dwukrotnie więcej niż dziś.

To też – mimo ostrożnych założeń – ciągle więcej, niż roczne wydatki na spektakularny Narodowy Program Wspierania Czytelnictwa 2014–2020, który zakłada wydanie w ciągu sześciu lat miliarda złotych na różnorodne działania związane z promocją czytelnictwa, zakupy książek, programy dotacyjne czy rozbudowę infrastruktury bibliotecznej.

Dlaczego to zakupy biblioteczne powinny być priorytetem? Argumentów jest kilka. Po pierwsze, państwo już dziś wydaje duże pieniądze na biblioteki i nie budzi to większych kontrowersji. Utrzymujemy często nieatrakcyjne księgozbiory, opłacamy etaty, inwestujemy w infrastrukturę. Naturalnym obszarem ewentualnej głębszej interwencji państwa – a tą jest zarówno przekierowanie dochodów budżetowych, jak i regulacja rynku zakazami i nakazami – powinno być więc zwiększenie skuteczności dotychczasowych inwestycji.

Po drugie, inwestowanie w zakupy biblioteczne jest racjonalnym i sprawiedliwym mechanizmem z punktu widzenia „powszechności” efektów interwencji i inwestycji. Z bibliotek mogą korzystać osoby zamożne i niezamożne, mieszkańcy dużych miast i mniejszych ośrodków.

To przewaga zarówno nad omawianym odliczeniem podatkowym, jak i np. dotacjami dla wydawnictw, których książki czy czasopisma i tak, pomimo wsparcia państwa, są dziś niedostępne dla mniej zamożnych. Po trzecie, wokół zakupów dla bibliotek – których sieć jest jednym z „najbliższych” obywatelowi „przyczółków” państwa – zorganizować można partycypacyjny sposób wyłaniania pożądanych przez obywateli tytułów na wzór budżetów obywatelskich. Po czwarte, można wyobrazić sobie mechanizmy, które w ramach takich partycypacyjnych zakupów premiowałyby oferty przygotowane przez mniejsze wydawnictwa i lokalne księgarnie. Jednocześnie ostateczna decyzja nie byłaby stricte mechanizmem urzędniczym, ale miałaby w sobie pierwiastek demokratyczno-konkurencyjny.

5. Lokalne księgarnie? Trzeba budować czytelniczy „ekosystem”

Minister Magdalena Gawin zwróciła uwagę – nie przesądzając o ewentualnej skuteczności zakazu przecen w tym obszarze – że z perspektywy Ministerstwa Kultury kluczowym wyzwaniem jest istnienie prowincjonalnych księgarń. Księgarze mają rację, gdy widzą problem w dramatycznie spadającej liczbie księgarń. Co więcej, w coraz większym stopniu koncentrują się one w największych miastach, a znikają z mniejszych ośrodków. Trudno zrozumieć jednak, dlaczego miałby pomóc im zakaz przecen, który w praktyce raczej pozwoli na przejęcie kolejnych części rynku przez największe sieci. Można jednak wyobrazić sobie lepsze narzędzia ewentualnej interwencji.

Najoczywistszym i praktykowanym w niektórych samorządach jest oferowanie księgarniom czynszów w lokalach miejskich po preferencyjnych stawkach.

W mniejszych miastach straszą przecież opustoszałe witryny, gdy większość sklepów odzieżowych i usług wyniosło się do centrów handlowych. Na bardziej korzystne stawki liczyć mogą zaś z jednej strony na przykład organizacje pozarządowe, z drugiej – przykładowo biura poselskie. Warto zastanowić się, co mogłoby zachęcić samorządy do przedstawiania tego rodzaju ofert. Na początek wystarczyłyby opracowane choćby przez Ministerstwo Kultury „manuale” prezentujące argumenty na rzecz takiego rozwiązania.

Co więcej – wskazane wydaje się udostępnianie takich lokali w bezpośredniej bliskości bibliotek. Tak jak dla osamotnionej restauracji otwarta w bezpośrednim sąsiedztwie kolejna knajpa jest bardziej wsparciem niż konkurencją (bo okolica staje się bardziej atrakcyjna dla osób korzystających z usług gastronomicznych), tak moglibyśmy analogiczny sposób tworzyć swoisty czytelniczy ekosystem. Tu też łatwo wskazać oczywiste argumenty dla interesu samorządów. Jak wspomnieliśmy, osoby czytające są dziś zwykle lepiej sytuowane i wykształcone od nieczytających. Tworzenie takich czytelniczych „enklaw” mogłoby pozytywnie wpłynąć na atrakcyjność określonych okolic miasta.

Wreszcie – choć to pewnie pomysł najbardziej kontrowersyjny – należałoby zbadać możliwość wykorzystania do analogicznego celu miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. Wydaje się, że nic nie stoi na przeszkodzie, by część takich czytelniczych kompleksów obejmujących księgarnię i bibliotekę umiejscawiać na przykład w najbardziej przecież obleganych miejscach spotkań lokalnych społeczności, czyli centrach handlowych. Mądra polityka samorządowa mogłaby wymóc w ten sposób pewne ucywilizowanie komercyjnych molochów niszczących tkankę wielu polskich miast.

Pierwszy krok zróbmy w dobrą stronę

Tadeusz Zysk, twórca znakomitego i zasłużonego wydawnictwa Zysk i S-ka, popiera wprowadzenie zakazu przecen. Swoje rozważania podsumowuje trafnym stwierdzeniem, że „nawet najdłuższa podróż zaczyna się od małego pierwszego kroku”. Warto jednak pamiętać, byśmy zrobili ten krok w dobrym kierunku. Jeśli celem ma być realny wzrost czytelnictwa Polaków i zwiększenie różnorodności na rynku książki, to każda z przedstawionych powyżej propozycji będzie lepsza od nieszczęsnej „jednolitej ceny”. Oczywiście, każda z nich ma też swoje wady, wymaga pogłębionych analiz i poważnych konsultacji. Poważne, ale i zachowawcze, podejście Ministerstwa Kultury do problemu daje na to na szczęście nadzieję.

http://jagiellonski24.pl/2017/03/17/5-lepszych-pomyslow-od-zakazu-przeceniania-ksiazek/
Użytkownik: ktrya 29.03.2017 00:51 napisał(a):
Odpowiedź na: 5 lepszych pomysłów od za... | logi
"W jaki sposób robić to najbardziej efektywnie i w niewykluczający sposób? Rozwiązaniem są zakupy biblioteczne. Dziś – według opublikowanego w styczniu raportu Biblioteki Narodowej na 2015 – łącznie na książki wydajemy już ponad 72 mln złotych rocznie. O ile więcej moglibyśmy wydawać, gdyby w całości wpływy z VAT-u przeznaczać na zakup nowości?"

Więcej?! Raczej mniej, kiedy biblioteki będą jeszcze lepiej zaopatrzone, to nie będzie potrzeby kupowania książek, skoro będzie można je wypożyczyć. Przecież zazwyczaj kupujemy te tytuły, które w bibliotekach są niedostępne.

Bardzo dziwi mnie ten tok myślenia.
Użytkownik: Eida 29.03.2017 11:02 napisał(a):
Odpowiedź na: "W jaki sposób robić to n... | ktrya
Oczywiście, że więcej!
Przecież cały podpunkt 4, którego fragment cytujesz powyżej dotyczy bibliotek i ich wydatków na książki właśnie (zauważ, że nosi tytuł "Zakupy biblioteczne? Rozwiązanie systemowe i obywatelskie"), podobnie jak raport (Stan Bibliotek w Polsce w 2015 roku), na który powołuje się klub Jagielloński24.

Czyli kwota 72 mln złotych dotyczy tego, ile biblioteki (nie indywidualni konsumenci) wydają rocznie (czy może bardziej wydały w 2015 roku) na książki. W związku z czym, gdyby wpływy z VAT-u mogłyby być przeznaczone na wydawanie nowości, całkowita pula pieniędzy na zakup książek byłaby większa i biblioteki byłyby lepiej zaopatrzone.
Użytkownik: ktrya 30.03.2017 01:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Oczywiście, że więcej! P... | Eida
No tak, ale to jest tak pokrętnie napisane, że przez chwilę nie byłam też pewna, czy "zakupy biblioteczne" to zakupy dla bibliotek, czy indywidualne wzbogacanie domowych księgozbiorów. Czytelniej byłoby sprecyzować, że biblioteki/państwo/instytucje tyle wydają, użycie czasownika "wydajemy" sugeruje, że my obywatele.

W takim razie to ma sens, choć właściwie będzie błędne koło (choć w tym pozytywnym aspekcie), bo więcej wydatków, to większy zwrot vatu, to większe zakupy itd. Nie jestem ekonomistą, ale wiem, że takie rosnące wzbogacanie się nie jest takie całkiem niewinne, to kiedyś pęknie. Ale na dobry początek, pomysł wydaje się ok.
Użytkownik: Eida 30.03.2017 09:23 napisał(a):
Odpowiedź na: No tak, ale to jest tak p... | ktrya
Przecież dalej, w tym samym punkcie artykułu , jest fragment:

"Dlaczego to zakupy biblioteczne powinny być priorytetem? Argumentów jest kilka. Po pierwsze, państwo już dziś wydaje duże pieniądze na biblioteki i nie budzi to większych kontrowersji. Utrzymujemy często nieatrakcyjne księgozbiory, opłacamy etaty, inwestujemy w infrastrukturę. Naturalnym obszarem ewentualnej głębszej interwencji państwa – a tą jest zarówno przekierowanie dochodów budżetowych, jak i regulacja rynku zakazami i nakazami – powinno być więc zwiększenie skuteczności dotychczasowych inwestycji.

Po drugie, inwestowanie w zakupy biblioteczne jest racjonalnym i sprawiedliwym mechanizmem z punktu widzenia „powszechności” efektów interwencji i inwestycji. Z bibliotek mogą korzystać osoby zamożne i niezamożne, mieszkańcy dużych miast i mniejszych ośrodków. "

Czyli gołym okiem widać, że zakupy biblioteczne = zakupy do bibliotek, a nie domowych księgozbiorów.
Nie wiem, co tu jest pokrętnego ;)

"użycie czasownika "wydajemy" sugeruje, że my obywatele.'
Tak, "my, obywatele", bo przecież publiczne biblioteki utrzymujemy pośrednio wszyscy. Państwo, ani biblioteki nie mają "własnych" pieniędzy, stąd użycie liczby mnogiej.

A raport, na który powołuje się klub nosi tytuł "Stan Bibliotek w Polsce w 2015 roku".

Jeszcze (na szczęście!) nas władza aż tak nie inwigiluje, żeby nam sprawdzać stan domowych biblioteczek! :D
Użytkownik: ktrya 31.03.2017 01:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Przecież dalej, w tym sam... | Eida
Zasugerowałam się tym, że ostatnio gdzieś czytałam jakiś najnowszy raport, że podobną kwotę na książki wydali Polacy w zeszłym roku. Ale możliwe, że to była czyjaś mylna interpretacja nie tego raportu, co trzeba.

A co do sprawdzania stanu domowych biblioteczek, to już niektórzy rozważają podobną kontrolę ;-) http://aszdziennik.pl/119723,klauzula-sumienia-w-empikach-nie-kupisz-nowej-ksiazki-jesli-nie-skonczysz-tych-ktore-juz-masz
Użytkownik: Eida 31.03.2017 10:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Zasugerowałam się tym, że... | ktrya
Tak, wiem. Widziałam to. ;)
Ale przynajmniej tej ustawy Empik to by nie poparł :)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: