Dodany: 28.02.2017 19:57|Autor: LouriOpiekun BiblioNETki

Książka: Niewidzialny człowiek
Ellison Ralph

3 osoby polecają ten tekst.

Daltonizm społeczny


[w recenzji odwołuję się do szczegółów fabuły powieści]


"Niewidzialny człowiek" Ralpha Ellisona to nie opowieść o przygodach Wuja Toma w Harlemie, o nie! Książka ma famę antyrasistowskiej, ale nie zaspokoi oczekiwań tych, którzy pragnęliby chwytającej za serce opowiastki, jak to straszny WASP żądli i wysysa krew z uciemiężonych kolorowych. Mamy tu do czynienia z prawdziwą Literaturą, niejednoznaczną, erudycyjną, a przede wszystkim niebanalnie podchodzącą do tematu wzajemnych uprzedzeń i stereotypów dzielących ludzi nie tylko według prostego klucza koloru skóry.

Główny bohater to bezimienny Afroamerykanin, którego historia, opowiedziana przez Ellisona, rozpoczyna się w dniu zakończenia przezeń szkoły średniej. Choć jest najlepszym absolwentem i ma wygłosić przed elitą swego miasta pełną pasji przemowę, zostaje wplątany w upokarzające doświadczenie pokazowej walki bokserskiej Murzynów przed tą samą grupą notabli. Później, otrzymawszy stypendium na uczelni wyższej dla czarnych, dostępuje tam zaszczytnego obowiązku obwiezienia limuzyną po kampusie jednego z najważniejszych białych sponsorów instytucji. Niestety, wypełniając to zadanie także wikła się w nieprzyjemności, co kończy się niejawnym wydaleniem z uczelni przez nadmiernie ambitnego czarnego dyrektora, który wysyła go do Nowego Jorku – rzekomo w celu zarobienia na dalszą naukę. Tam bohater próbuje stanąć na własnych nogach – trafia do Harlemu, znajduje pracę w fabryce farb (której renoma, co znamienne, została zbudowana na doskonałości BIELI jej produktów) i styka się po raz pierwszy z ruchem walczącym o prawa czarnych pracowników i miejsce Murzynów w społeczeństwie. Po raz kolejny jednak dochodzi do głosu przewrotny zamysł autora – nie jest to wstęp do nowej "Matki" Gorkiego: członkowie owego ruchu biorą chłopaka za kapusia (choć przyszedł tylko po kanapkę), a jego szef – za poplecznika i szpiega organizacji pragnącej zniszczyć jego ukochane miejsce pracy. Dzieje się więc tak, że bohater (którego tłumaczeń nikt nie chce wysłuchać i którego nikt nie zauważa – jakby rzeczywiście był niewidzialny) traci pracę już pierwszego dnia, a dodatkowo zostaje perfidnie wykorzystany w eksperymencie medycznym. Wzburzony tymi przeżyciami, na ulicy Harlemu broni eksmitowanej pary staruszków i wygłasza płomienną mowę, która porywa zgromadzony tłum do czynu. Staje się to kamieniem milowym w jego życiu – zostaje dostrzeżony jako materiał na trybuna ludowego i otrzymuje propozycję zostania wysoko postawionym działaczem nieformalnego Bractwa, walczącego o sprawę czarnych w Nowym Jorku. Z czasem narrator zaczyna dostrzegać, iż świat nie jest czarno-biały, szczególnie gdy spotyka szlachetnych białych, podłych czarnych, a sam coraz bardziej gubi się w próbach zrozumienia, jaka właściwie jest jego rola i do czego jego mocodawcy z różnych stron próbują go wykorzystać.

Ten przydługi opis fabuły, zdradzający wiele szczegółów, jest niezbędny dla ukazania choćby zarysów myśli autora, której ogrom i misterną konstrukcję można dostrzec dopiero w ostatnich kilkudziesięciu z niemal 600 stron. Pierwsza połowa powieści jest nieco fantasmagorycznym i surrealistycznym obrazem perypetii bohatera, przywodzącym na myśl klimaty kafkowskie. Dopiero od momentu wejścia narratora w szeregi Bractwa ukazuje Ellison specyficzną schizofreniczność całego "problemu murzyńskiego" w USA. Na czele organizacji stoją praktycznie sami biali, fanatyczny Murzyn Ras, mający się za etiopskiego króla, nawołuje do skrajnego rasistowskiego rozdziału białych i czarnych w społeczeństwie, przygotowywana jest rewolucja, ale bez zamiaru jej realizacji. Krok po kroku autor prezentuje swe celne spostrzeżenia, poczynając od zauważenia, iż

"(...) Czasami różnica między jednostkowym a zorganizowanym oburzeniem jest różnicą między działalnością przestępczą a działalnością polityczną"[1]

i pokazując (to problem aktualny szczególnie dzisiaj) kulisy "oddolnych" ruchawek o mniejszej lub większej skali:

"– Myślałem, że już się tego nauczyłeś, bracie. (...) Że to jest niemożliwe, żeby nie wykorzystywać ludu. (...) Chodzi o to, żeby wykorzystywać ludzi w ich najlepszym interesie. (...) Oceniamy to, zachowując naukowy obiektywizm – powiedział, (...) i nagle zobaczyłem szpitalną maszynę, poczułem się, jakby znowu mnie w niej zamknięto. (...)
– Dyscyplina, nie maszyneria – oznajmił. (...) Nie, bracie, sami musimy podejmować takie decyzje. Nawet, jeśli czasami musimy wydawać się szarlatanami. (...) W każdym razie sama nasza pozycja w awangardzie zmusza nas, byśmy robili i mówili to, co jest konieczne, aby nakłonić jak największą liczbę ludzi do skierowania się ku temu, co wyjdzie im na dobre. (...)
– Spójrz na mnie! Spójrz na mnie! – powiedziałem. – Wszędzie, gdzie się zwróciłem, ktoś chciał mnie poświęcić dla mojego własnego dobra – tylko, że to oni na tym korzystali. A teraz znowu zaczynamy tę starą karuzelę poświęceń"[2].

Ellison pragnął otworzyć czytelnikom oczy na polityczną manipulację, nadzwyczaj często kryjącą się za wielkimi słowami, które okazują się frazesami. "Niewidzialny człowiek" jest głosem sprzeciwu wobec hipokryzji wielu organizacji humanitarnych, najczęściej szermujących hasłami Krwawej Rewolucji Francuskiej, grających na uczuciach miłośników zwierząt albo nawołujących do "walki o pokój"[3]. Bohater mówi głosem tych wszystkich, którzy czują się oszukani; których dobre intencje przyniosły opłakane skutki; którzy zrozumieli, że mimowolnie występują z poparciem dla gremiów nastawionych na wykorzystywanie ludzi jedynie do własnych celów:

"Myślałem, że mnie zaakceptowali, ponieważ uważali, że kolor skóry nie ma znaczenia, podczas gdy w rzeczywistości nie miał znaczenia, gdyż nie widzieli ani kolorów, ani ludzi... Obchodziło ich tylko to, że byliśmy tak wielką liczbą nazwisk nagryzmolonych podczas sfałszowanych głosowań, do wykorzystania w dogodnej chwili i do wyrzucenia, gdy nie byliśmy potrzebni. (...) każdy z nich starał się wmusić mi swój obraz rzeczywistości i miał w nosie to, jak świat wygląda w moich oczach"[4].

Owo niewidzenie ni kolorów, ni ludzi już na samym początku opowieści ukazuje paradoks tkwiący w tym, że poprawność polityczna jest formą rasizmu. Narrator opisuje swoją rozmyślną napaść na przypadkowego przechodnia oraz "politpoprawną" wzmiankę w prasie:

"Następnego dnia zobaczyłem w »Daily News« jego zdjęcie, pod tytułem utrzymującym, że go »napadnięto«. Biedny głupiec, (...) biedny ślepy głupiec, napadnięty przez niewidzialnego człowieka!"[5].

Czyż nie rzuca się dziś w oczy, że media unikają jak mogą jasnego określenia, jaka jest rasa czy wyznanie napadającego, wandala, terrorysty? Ellison kreuje różnorodne typy bohaterów, nie lękając się przedstawić czarnego rasisty, szlachetnego białego, kobiety interesującej się tylko własną przyjemnością, biedaka równie pełnego uprzedzeń jak bogacz. Poprawność polityczna często nie pozwala ukazać elementów świata takimi, jakie po prostu są, jak funkcjonują w codzienności. Starając się być ślepą na kolory, odmawia ludziom istnienia, czyni ich przezroczystymi. I dlatego bohater "Niewidzialnego człowieka" czuje się bezkarny: nikt nie chce go zobaczyć takim, jaki jest. Dzisiaj dotyka to nie tylko Afroamerykanów – także niepełnosprawnych, żebraków na ulicy, ogólnie osoby "inne", których inności "nie wypada" zauważać. Narrator pomstuje na to, że uczyniono go trybem w machinie samozagłady, tak charakterystycznej dla propagandy sukcesu święcącej dziś tryumfy. Coś więcej oprócz narzędzi służących do manipulowania opinią publiczną szlifowane jest do perfekcji; otóż nie tylko człowiek stał się niewidzialny – fakty także:

"Miałem im zawsze ukazywać obraz radosnej, biernej, pogodnej, chłonnej masy, zawsze gotowej przyjąć każdy ich pomysł. Kiedy powstałyby sytuacje, w których inni zareagowaliby słusznym gniewem, mówiłbym, że jesteśmy spokojni i niewzruszeni (a gdyby chcieli, byśmy pałali złością, spreparowalibyśmy odmienny obraz, dzięki zwykłym stwierdzeniom w materiałach propagandowych; fakty były nieważne, nierzeczywiste); a gdyby innych zdezorientowały ich manipulacje, miałem ich zapewniać, że to my przeniknęliśmy do prawdy dzięki naszej rentgenowskiej intuicji. Gdyby inne ugrupowania były zainteresowane zdobyciem bogactwa, ja miałem zapewniać braci i wątpiących członków z innych rejonów, że my odrzucamy bogactwo jako demoralizujące i z samej swej istoty upadlające; gdyby inne mniejszości kochały kraj mimo swoich żalów, ja zapewniałbym komitet, że my, uodpornieni na takie absurdalnie ludzkie, mieszane uczucia, absolutnie go nienawidzimy; i co było największą sprzecznością ze wszystkich, kiedy oskarżaliby amerykańską scenę o zepsucie i zwyrodnienie, ja miałem mówić, że my jesteśmy cudownie zdrowi, chociaż uwięźliśmy w jej żyłach i ścięgnach, bez możliwości uwolnienia się"[6].

Z tego cytatu wynika dużo więcej! Wskazuje on, jak wielką pułapką jest zamknięcie się w wieży z kości słoniowej teoretyzowania i intelektualnych gierek, pomijających naturę ludzką i to, że ludzie nie zachowują się zgodnie z naukowymi wytycznymi czy estymatami. Ellison ukazuje doprowadzenie człowieka do relatywizowania prawdy, pryncypiów, podstaw poczucia własnej wartości – tego wszystkiego, co pozwoliło m.in. zrozumieć, że niewolnictwo jest niesprawiedliwe. Takie są efekty działania nowego człowieka, skonstruowanego przez "humanitarystów"-ideologów, neomarksistów burzących wszelkie fundamenty moralności i stałości poglądów, nadających życiu sens, a czyniących z hipokryzji cnotę:

"Kiedy ktoś jest niewidzialny, takie problemy, jak dobro i zło, uczciwość i nieuczciwość, szczerość i nieszczerość, mają tak zmienne kształty, iż myli jedno z drugim, w zależności od tego, kto akurat na niego patrzy. (...) Nigdy nie nienawidzono mnie bardziej niż wtedy, kiedy starałem się być szczery. Albo kiedy (...) starałem się dokładnie wyrazić to, co moim zdaniem jest prawdą. Nikt nie był zadowolony – nawet ja. Nigdy natomiast nie kochano mnie i nie doceniano bardziej niż wtedy, kiedy starałem się »usprawiedliwiać« i potwierdzać czyjeś błędne przekonania, albo kiedy starałem się udzielić moim przyjaciołom niepoprawnych, absurdalnych odpowiedzi, które chcieli usłyszeć. W mojej obecności mogli rozmawiać i zgadzać się ze sobą, świat był określony i ustalony, a oni to uwielbiali"[7].

Postawa ta, której dorastające pokolenie może niestety nie kojarzyć z totalitaryzmami utopii komunistycznej i narodowosocjalistycznej, nadal powszechna jest u samozwańczych elit, charakterystyczna dla zadufanych w sobie intelektualistów, zbawiających świat w białych rękawiczkach – często w krótkim czasie barwiących się krwią tych, o których dobro rzekomo walczyli (bo przecież: "Chodzi o to, żeby wykorzystywać ludzi w ich najlepszym interesie"[8]). To przeświadczenie o dostąpieniu objawienia nieznanego motłochowi, na którym chce się sprawdzać hipotezy inżynierii społecznej, Ellison ujmuje lapidarnie, stawiając diagnozę choroby toczącej niestety także współczesne elity:

"Nie kształtujemy naszej polityki według błędnych i infantylnych poglądów ludzi z ulicy. Naszym zadaniem nie jest pytać ich, co myślą, ale mówić, co mają myśleć!"[9]


---
[1] Ralph Ellison, "Niewidzialny człowiek", przeł. Andrzej Jankowski, wyd. Rebis, 2004, s. 305.
[2] Tamże, ss. 509-510.
[3] O ruchach pacyfistycznych pisał np. Władimir Bukowski w książce "Pacyfiści kontra pokój"; krótko a celnie przybliża tę kwestię Grzegorz Górny:
"W czasach komunistycznych znany rosyjski dysydent Władimir Bukowski napisał głośną książkę pt. »Pacyfiści kontra pokój«. Opisywał w niej zachodni ruch pacyfistyczny, który walczył o pokój i występował przeciwko wojnie. Ruch ten miał tą zasadniczą właściwość, że występował zawsze przeciwko militarnym planom Stanów Zjednoczonych oraz ich sojuszników, nigdy zaś nie protestował przeciwko agresywnej polityce »miłującego pokój« Związku Sowieckiego. Dopiero po upadku komunizmu i otwarciu archiwów służb specjalnych wyszło na jaw, jak bardzo ruch pacyfistyczny był infiltrowany i inspirowany przez Moskwę. Chociaż Bukowski nie mógł mieć wiedzy pochodzącej ze znajomości owych archiwów, bezbłędnie opisał mechanizmy funkcjonujące wewnątrz owego ruchu. Uczestniczyło w nim zresztą wielu uczciwych i naiwnych obywateli zachodnich, dla których już sam Włodzimierz Ilicz Lenin wynalazł trafne określenie: »użyteczni idioci«" (Grzegorz Górny, "Pacyfiści kontra pokój", cyt. za portalem www.opoka.org.pl).
Przez całą powieść Ellison zdaje się jasno wskazywać, iż "pożyteczny idiota" jest jednym z elementów definiujących określenia "niewidzialny człowiek" – co najmniej w tym, jak bohater czuje się traktowany.
[4] Ralph Ellison, dz. cyt., s. 513.
[5] Tamże, ss. 28-29.
[6] Tamże, s. 520.
[7] Tamże, ss. 575-576.
[8] Tamże, s. 509.
[9] Tamże, s. 478.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2487
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 03.03.2017 15:53 napisał(a):
Odpowiedź na: [w recenzji odwołuję się ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Ach, umknęła mi jedna uwaga - zapomniałem numeru strony fragmentu, gdzie słowa te padły, ale jestem przekonany, że właśnie z książki Ellisona wziął swój tytuł słynny reportaż Czarny jak ja (Griffin John Howard)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 15.03.2021 15:34 napisał(a):
Odpowiedź na: [w recenzji odwołuję się ... | LouriOpiekun BiblioNETki
W Zapiski syna tego kraju (Baldwin James) autor pisze:

"(...) w twórczości Faulknera, w ogólnej postawie i pewnych ustępach Roberta Penna Warrena, a przede wszystkim w pojawieniu się Ralpha Ellisona widać początki - co najmniej - bardziej autentycznie dociekliwych poszukiwań. (...) Ellison to pierwszy spośród czytanych przeze mnie murzyńskich powieściopisarzy, który eksploatuje w języku - w sposób znakomity - to, co składa się na wieloznaczność i ironię murzyńskiego losu."

Stanowczo "Niewidzialny człowiek" domaga się wznowienia!
Użytkownik: idiom1983 21.07.2021 15:47 napisał(a):
Odpowiedź na: W Zapiski syna tego kraju... | LouriOpiekun BiblioNETki
Rasizm niejedno ma imię. W latach 1854-1858 w USA miały miejsce wydarzenia, które przeszły do historii pod nazwą Krwawiącego Kansas. (ang. Bleeding Kansas) W świeżo utworzonym terytorium, zniesiono obowiązujący do tej pory tzw. Kompromis z Missouri, regulujący status legalności niewolnictwa względem położenia geograficznego, zastępując go terminem "władzy ludu", a więc woli ogółu mieszkańców, którzy w formie demokratycznych wyborów mieli rozstrzygnąć o statusie przyszłego stanu. Znamienne jest to, że w połowie XIX wieku system ewidencjonowania ludności praktycznie nie istniał. Fale nielegalnego osadnictwa zalały szybko całe Kansas. Wkrótce potem rozgorzała otwarta wojna domowa pomiędzy abolicjonistycznymi przeciwnikami niewolnictwa, tzw. "freesoilerami" z Partii Wolnej Ziemi, a proniewolniczymi "Border Ruffians" - łotrami pogranicza. W krwawej, bezwzględnej i brutalnej walce, obydwie strony nie szczędziły sobie okrucieństw, a w całej rozciągłości obowiązywała bolszewicka zasada - kto nie z nami, ten przeciwko nam. I znów najmocniej uderzał fakt, że zdecydowana większość "freesoilerów" z osławionym Johnem Brownem na czele, chciało wyzwolić czarnoskórych niewolników tylko po to, żeby wysyłając ich z powrotem do Afryki, nigdy więcej nie musieć ich oglądać. Tymczasem zdecydowana większość łotrów pogranicza była zbyt biedna, żeby posiadać niewolników, a nieliczna grupa, która ich miała, posiadała zaledwie kilku, a często tylko jednego niewolnika, sama pracując na roli tak samo ciężko jak on. Ostatecznie stan Kansas przyjęto do Unii jako stan wolny od niewolnictwa, ale już niekoniecznie wolny od rasizmu.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 21.07.2021 16:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Rasizm niejedno ma imię. ... | idiom1983
Interesująca historia, dzięki za nią!

Niestety, jakkolwiek niewolnictwo można było znieść, to rasizmu - tak jak biedy - ustawą znieść się nie da.

Cieszę się też, że recenzja podobała Ci się.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: