Dodany: 28.02.2017 17:41|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Nasz las i jego mieszkańcy
Dyakowski Bohdan

4 osoby polecają ten tekst.

Życie wewnętrzne puszcz i zagajników


Idziemy do lasu i… co widzimy? Niejeden powie: a co mamy widzieć, las i już! Jakieś drzewa, z których rozpoznajemy w najlepszym razie kilka. Jakieś krzewy, krzewinki, poszycie pełne drobnych roślinek. Jagody, które raczej potrafimy zidentyfikować, i grzyby, na których już niekoniecznie się znamy. W gęstwinie zieleni coś brzęczy, coś ćwierka, coś stuka, coś szeleści, a gdybyśmy mieli pecha, coś może i gniewnie zachrumkać; to ostatnie „coś” pewnie jest nam znane przynajmniej ze słyszenia, ale reszta? Sami się nie nauczymy, ktoś nam musi przedstawić te setki istnień otaczających nas w miejscu, które przeżyło kilkadziesiąt, a może kilkaset ludzkich pokoleń. Bo przecież trochę głupio się tak zupełnie nie orientować w tym, czego częścią sami jesteśmy – w zasobach przyrody.

Wiedział to dobrze Bohdan Dyakowski, jeden z pierwszych polskich popularyzatorów wiedzy przyrodniczej i w pewnym sensie prekursor ekologii (choć w jego czasach tego słowa jeszcze nie używano). „Nasz las i jego mieszkańcy” jest jedną z pierwszych jego prac popularnonaukowych, powstała jeszcze w XIX wieku, gdy jako młody nauczyciel i asystent muzealny obmyślał metody zainteresowania uczniów tym, co wokół nich żyje. Obmyślił najwyraźniej dobrze, bo po stu dwudziestu latach ta piękna książka nadal zachwyca – i zasobem informacji, i sposobem, w jaki zostały przekazane. To nie żadna sucha wyliczanka, tylko wspaniała, barwna opowieść, gęsto zdobiona cytatami z poezji, a sama spisana językiem, jakiego nie powstydziłby się żaden ówczesny powieściopisarz. Spójrzmy choćby na taki prosty opis wylęgania się pisklęcia: „Zaczyna więc kręcić się w swym ciasnym mieszkaniu i stukać dzióbkiem w skorupkę z całej mocy, tak że słychać to pukanie na zewnątrz. Słyszą je też rodzice, przyglądają się z niepokojem jajku, nie mogą jednak pomagać swemu dzieciątku; gdyby uderzyli chociaż parę razy mocnymi dziobami w skorupkę, stłukliby ją natychmiast z łatwością, ale jak by wyglądało pisklę po tych uderzeniach? Musi ono samo wydobyć się na świat; stuka więc, stuka wytrwale, aż wreszcie zrobi się w skorupce najpierw mały otwór, później coraz większy, i wówczas wydostaje się przez niego nowy mieszkaniec ptasiego gniazda. Niezgrabne to, nagie, ślepe stworzenie, z ogromnym brzuchem i równie olbrzymią głową, której cienka szyja nie może utrzymać równowagi, pisklę więc ciągle nią trzęsie. Wydobywszy się z jajka, zaczyna od razu piszczeć żałośnie, szeroko otwierając niezgrabny dziób z żółtym brzegiem”[1].

Nauki przyrodnicze poczyniły od tamtego czasu postępy, więc pojedyncze informacje mogą być niezupełnie zgodne z obecnym stanem wiedzy, na przykład te dotyczące trybu życia jastrzębi i niedźwiedzi: „jastrząb nawet wtedy, gdy się już naje do woli, gdy więcej przełknąć nie może, jeszcze poluje dalej, jeszcze goni, zabija i rozszarpuje dla samej przyjemności zabijania, dla samej wprawy w łowach”[2] (jeśli zostawi upolowaną zwierzynę, to raczej nie dlatego, że zabił ją dla przyjemności zabijania, lecz najczęściej dlatego, że nie dał rady jej udźwignąć); „rodzina niedźwiedzi, złożona z obojga starych i 3-6 małych, kręci się po gęstwinach…”[3] (choć obrazek jest śliczny, taka rodzina występuje tylko w bajkach; w realnym życiu pan niedźwiedź nie zna trudów i rozkoszy ojcostwa, opuszcza bowiem swoją partnerkę na zawsze zaraz po krótkich godach. Natomiast czasem niedźwiedzicy z małymi towarzyszy wyrośnięty potomek z poprzedniego roku, tak zwany „piastun”, którego można z daleka wziąć za dorosłe zwierzę). Nie umniejsza to jednak w znaczącym stopniu wartości poznawczej lektury, a tym bardziej przyjemności z niej płynącej.

Nie zachowano co prawda w obecnej edycji oryginalnych rycin Kamila Mackiewicza, ale zastąpiono je rarytasem wcale nie mniejszym w postaci fotografii wykonanych przez niezapomnianego Włodzimierza Puchalskiego. Gdybyż jeszcze korekta była trochę staranniejsza i zadbała o to, by oczu nie maltretowały takie na przykład artefakty, jak „poszczycićsiętakdługimirożkami”[4]! Idę o zakład, że jeśli nawet w którymkolwiek ze składanych ręcznie przedwojennych wydań czytelnik uświadczy jakieś pojedyncze literówki, to zobaczy również, że zostały one starannie wyłapane i skorygowane w erracie (tak jak w „Z naszej przyrody” z roku 1926). Ale ponieważ pojedyncze zachowane egzemplarze upolować niełatwo (i nietanio…), wydawcy należy się wdzięczność za udostępnienie nam możliwości zapoznania się z tą piękną opowieścią o życiu wewnętrznym polskiego lasu.


---
[1] Bohdan Dyakowski, „Nasz las i jego mieszkańcy”, wyd. Zysk i S-ka, 2016, s. 147.
[2] Tamże, s. 104.
[3] Tamże, s. 288.
[4] Tamże, s. 171.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1025
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: