Dodany: 17.02.2017 19:16|Autor: zsiaduemleko

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Przeklęci
Palahniuk Chuck

1 osoba poleca ten tekst.

O tym, że na świecie istnieje magia


No ale Chuck, z tymi tytułami to mógłbyś się bardziej wysilić. Opętani, potępieni, teraz przeklęci, a co w kolejce? Może jacyś napiętnowani albo nawiedzeni, i jak nic trzeba będzie wzywać egzorcystę. Kiedy blisko pięć lat temu (wow!) spisywałem wrażenia z lektury "Potępionych", nie bardzo chciało mi się wierzyć, że powstanie kontynuacja. Zakończenie niby dosyć wyraźnie to sugerowało, ale przecież jeszcze nie gwarantowało. A tu proszę – mamy dalszy ciąg losów nastoletniej Madison, której nie będzie dane dorosnąć, bo nie żyje. Nie powiem, żeby ukazanie się tej książki jakoś szczególnie podgrzało mój czytelniczy głód; choć zwykle interesuje mnie wszystko, co wypluwa z siebie Palahniuk, tym razem zabrakło mi entuzjazmu i zaintrygowania – tego miłego dreszczu oczekiwania i niepewności, o czym będzie następna powieść. W tym przypadku było z grubsza wiadomo, czego można się spodziewać, a jednak Chuckowi udało się mnie w jakimś stopniu zaskoczyć. Jeśli tematem "Potępionych" była autorska wizja wizyty w Piekle, to "Przeklęci" zabierają nas na spacer po czymś w rodzaju Czyśćca: strefie zawieszonej między Niebem a Piekłem, a prościej mówiąc – wracamy na Ziemię.

"Kiedy poczujecie się zdołowani wizją nieuchronności śmierci, przypomnijcie sobie obowiązkowo, że bycie żywym nie zawsze przypominało bajkę"[1].

Halloween jest ponoć jedyną oficjalną okazją, by dusze potępionych mogły odwiedzić stare śmieci. No wiecie – wywoływanie duchów i te sprawy to dobry kamuflaż, a poza tym można się obłowić słodyczami, więc kto by nie chciał wpaść z wizytą. Madison korzysta z tej okazji, problem w tym, że – niczym jakiś otyły Kopciuszek – spóźnia się z powrotem do Piekła i w efekcie grzęźnie pod postacią ducha na naszym łez padole. Co robić, czymś zająć sobie czas trzeba i choć Maddy niespecjalnie szuka kontaktu z żywymi, oni najwyraźniej pożądają kontaktu z nią, a rodzice bohaterki zatrudniają nawet parapsychicznego łowcę duchów, którego metodą pracy jest ładowanie w siebie takiej ilości ketaminy, by osiągnąć stan na granicy śmierci. I jakkolwiek ryzykownie to brzmi, wygląda na to, że jest wyjątkowo skuteczne. Madison z braku ciekawszych zajęć przygląda się światu, który przymusowo porzuciła i coraz mniej się jej podobają zmiany, które w nim zaszły. Złorzeczyć i krytykować nie wypada, bo sama jest odpowiedzialna za wiele z nich (to efekty wydarzeń z "Potępionych"). Nie do końca świadomie, ale jednak. Teraz poczuwa się do winy i postanawia spróbować je naprawić. Jakoś.

Palahniuk w "Przeklętych" częściej niż zwykle popada w fabularne dygresje i potrafi na długo porzucić główny wątek. Robi to na tyle skutecznie, że w pewnym momencie możemy nawet o nim niechcący zapomnieć i potraktować tę powieść jak wspomnienia Madison z dzieciństwa: poznajemy jej zwierzątka domowe – Tygrysiaczka i Pana Gibusia, a także zaznajamiamy się ze szczegółami jej pobytu u babci i dziadka na czymś w rodzaju wsi, gdzie nudziła się okropnie i z braku lepszej alternatywy czytała książki oraz odwiedzała męskie toalety publiczne, mając tam niebanalne przygody. Oczywiście autor nieprzypadkowo wspomina o tych epizodach z życia Maddy i w jakimś momencie stara się opowieść scalić, ale nie do końca jestem przekonany, czy mu się udało. To znaczy niby się udało, tylko nie przypominam sobie, by efekt zrobił na mnie jakiekolwiek wrażenie. Podobnie jak kiepski finał historii, nad czym ubolewam.

"Wierni (...) na dowód tubylczej empatii, typowej dla północy stanu Nowy Jork, obdarowali mnie prezentem. Książką. (...) Przez chwilę myślałam, że to jakiś letni bestseller, coś na kształt »Prochów Angeli« albo »Kodu Leonarda da Vinci«. Po szybkim przekartkowaniu rozpoznałam jednak postmodernistyczne dzieło przepełnione wartką akcją i napisane z perspektywy wielu narratorów – struktura mocno à la Kurosawa. Epicka opowieść miecza i sandałów, pełna magii, smoków, seksu i przemocy. Przyjęłam podarunek, będący wyrazem wiejskiego łączenia się w bólu. Uprzejmie – tak jak mama odbierałaby Oscara.
Na grzbiecie widniał wytłoczony i złocony tytuł: Biblia"[2].

Przyłapałem się podczas lektury na tym, że chwilami zaczynałem się męczyć całym tym czytaniem. To nadal niezaprzeczalnie styl Palahniuka, lecz w większości brakuje "Przeklętym" jakiejś mocy, wyrazistych fragmentów, komicznych chwil o czarnym jak smoła zabarwieniu. Koncepcja nowej religii – chamizmu opartego na klozetowym humorze i byciu... no, chamem, co gwarantowało wstąpienie do Raju – jest urocza, jednak jej potencjał, jeśli chodzi o przezabawne dialogi, gaśnie zbyt szybko, a cała idea pozostaje jakby porzucona i niewykorzystana przez autora. Nazwijcie mnie prostakiem, ale te nieliczne rozmowy, kiedy wszyscy na siebie bluzgają i nikt się nie obraża naprawdę były na swój absurdalny sposób śmieszne. Nadal udanym elementem są refleksje Madison na tematy nieszczęścia, własnej otyłości i – z uwagi na sytuację, w której aktualnie się znajduje – życia oraz śmierci. Bo kto może na ten temat wiedzieć więcej niż ten, co był po obu stronach. Tyle że znów: brakuje w tym intensywności oraz świeżych pomysłów. Kpina jest nie tak bezpośrednia, dowcip – nie tak celny. A może to ja czegoś nie dostrzegam.

Trochę szkoda, bo "Potępieni" byli o klasę lepszą powieścią i wychodzi na to, że w Piekle jest znacznie zabawniej niż na Ziemi. Mam poczucie, że Palahniuk niepotrzebnie podjął się kontynuacji, na którą najwyraźniej zabrakło mu armat. Madison nie jest wystarczająco udaną postacią, by wystarczyło jej na dwie powieści, więc jej możliwości w roli bohaterki literackiej w pewnej chwili się wyczerpują. Zarówno jej, jak i autorowi zdarzają się udane momenty, ale "Przeklęci" jako całość zawodzą. Moje uczucia do Palahniuka jako pisarza są bezwarunkowe, tym razem nie potrafię go jednak skutecznie wybronić. Nawet nie chcę. Trochę krytycznego spojrzenia każdemu powinno wyjść na lepsze.

Ale Chuck, nie próbuj pisać trzeciej części. Odpuść.


---
[1] Chuck Palahniuk, "Przeklęci", przeł. Elżbieta Gałązka-Salamon, Krzysztof Skonieczny, wyd. Niebieska Studnia, 2015, str. 179.
[2] Tamże, str. 153.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 777
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: