Dodany: 16.02.2017 21:39|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Kot, który spadł z nieba
Hiraide Takashi

2 osoby polecają ten tekst.

O kocie, który był tylko gościem


Są ludzie, którzy każdą książkę z ulubionym zwierzęciem w tytule kupują w ciemno. Do tego etapu jeszcze nie doszłam, ale kiedy zobaczyłam okładkę „Kota, który spadł z nieba” z przecudnym akwarelowym portretem filigranowej koteczki i przeczytałam, że „to literacki fenomen”, „powieść-medytacja o poszukiwaniu szczęścia na przekór monotonii codzienności”[1], oraz że do odnajdywania w życiu dobrych stron skłania bohaterów pojawienie się kota – jednak zaryzykowałam.

Opowieść jest krótka i stosunkowo nieskomplikowana. Bohaterowie, czyli sam autor i jego żona, oboje tuż po trzydziestce, pracują w wydawnictwach. W pewnym momencie muszą opuścić wynajmowane dotąd mieszkanie. Z pomocą (kto chce, niech wierzy!) wróżbity trafiają na gościnny domek na terenie sporej posiadłości, zamieszkanej tylko przez parę staruszków. Starsi państwo nie życzą sobie lokatorów z dziećmi ani ze zwierzętami, ale nie ma to znaczenia, gdyż młodzi małżonkowie potomstwa jeszcze nie mają, wcale też nie marzą o dokooptowaniu do ciasnego lokaliku jakiegoś czworonożnego lokatora. Za to na sąsiedniej posesji pojawia się mały kotek, a właściwie, jak się z czasem okaże, kotka. Zwierzątko niemal co dzień przekrada się przez dziurę w ogrodzeniu i… Najpierw zwiedza ogródek państwa Hiraide, zachowując duży dystans wobec gospodarzy. Potem zaczyna się z nimi bawić. Jeszcze później – odwiedzać ich w domu, a w końcu i sypiać, pamiętając, by rano wrócić na swoje podwórko i odprowadzić do furtki wychodzącego do przedszkola synka swoich właścicieli. Ten miły czas spędzony w towarzystwie „kota, który był gościem” (bo właściwie mniej więcej tak brzmi w oryginale tytuł powieści – polski jest może bardziej efektowny, lecz mylący) nie będzie długi, lecz zaowocuje trwałą sympatią do kotów i… w pewnym sensie rozwiązaniem problemu, jak zapełnić lukę w finansach, powstałą po odejściu autora z wydawnictwa: kocia historia to świetny materiał na serię esejów – najpierw opublikowanych w czasopiśmie, a potem ujętych w formę powieści.

Tyle że w istocie Hiraide tyle samo miejsca poświęca kotce, co dziejom posesji, na której małżonkowie przez te kilka lat mieszkali, i późniejszym poszukiwaniom nowego mieszkania. Styl opowieści jest rzeczywiście kunsztowny, miejscami niemal poetycki, nie znaczy to jednak, że nie dałoby się w tekście jeszcze tego czy owego poprawić. Na przykład unikając powtórzeń: „Nazywaliśmy z żoną tę uliczkę Dróżką Błyskawicy”[2], „dlatego też dla zabawy zaczęliśmy nazywać ją z żoną Dróżką Błyskawicy”[3]; „otoczony ogrodzeniem z płytek utwardzonych gliną, z prostopadłymi bambusowymi listewkami u dołu”[4], „otoczony ogrodzeniem z płytek utwardzanych gliną, z bambusowymi listewkami u dołu”[5], „przyjrzałem się znanemu ogrodzeniu z bambusowymi listewkami u dołu. Wzór zabrudzeń na znajdujących się powyżej płytkach utwardzonych gliną…”[6].

Gdyby nastawiono nas na przeczytanie po prostu ładnie napisanej i krzepiącej historii (która, nawiasem mówiąc, mocno jest podszyta smutkiem i zadumą), a nie „literackiego fenomenu” – byłoby w porządku; tak natomiast jakiś cień rozczarowania jednak się wkrada…


---
[1] Takashi Hiraide, „Kot, który spadł z nieba”, przeł. Katarzyna Sonnenberg, wyd. Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2016, tekst z okładki.
[2] Tamże, s. 8.
[3] Tamże, s. 9.
[4] Tamże, s. 8.
[5] Tamże, s. 23.
[6] Tamże, s.134.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 630
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: