Dodany: 13.02.2017 12:22|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Opowiadania o ziołach i zwierzętach: Zgodnie z naturą swojego gatunku
Kossak Simona

2 osoby polecają ten tekst.

O pięknie i tajemnicach tych, co obok nas



Recenzent: Dorota Tukaj


Są obok nas. Towarzyszą nam od zarania naszej obecności na Ziemi, a żeby powiedzieć całą prawdę – większość z nich była tu przed nami. Nawet sobie nie uświadamiamy, jak ogromna ich liczba nas otacza: na terenie naszego kraju żyje ponad trzydzieści tysięcy gatunków zwierząt (zdecydowana większość to owady) i około pięciu tysięcy gatunków roślin. Istnienia wielu z nich w ogóle nie dostrzegamy: przechodząc obok, zobaczymy trawnik, zarośla, szpaler drzew; tu coś zaćwierka, tam coś przefrunie… Inne byłoby znacznie łatwiej zauważyć, ale nie są zbyt chętne, by pchać się ludziom w oczy: kto z nas widział na żywo, nie w telewizji, borsuka albo lelka kozodoja? A przecież każde z nich, od kępki szarozielonego porostu po majestatyczny dąb, od malutkiego chrząszczyka po dostojnego łosia, ma swoje miejsce i swoją rolę w naszym środowisku, o czym mogą nam opowiedzieć przyrodnicy.

Pierwszym, który podjął systematycznie i na większą skalę dzieło zapoznania rodaków z życiem rodzimej flory i fauny, był Bohdan Dyakowski (w tym roku – po prawie stu dwudziestu latach od pierwszego wydania! – wznowiono jedno z jego najważniejszych dzieł, „Nasz las i jego mieszkańcy”). W jego ślady poszli inni: Władysław Szafer, Jan Sokołowski, Antonina i Jan Żabińscy, a wreszcie Simona Kossak, która swoją karierę i życie osobiste związała z Puszczą Białowieską, co nie znaczy, że inne regiony kraju pozostały poza obszarem jej zainteresowań. Jej „Opowiadania o ziołach i zwierzętach” doczekały się właśnie nowego wydania, pod minimalnie zmienionym tytułem i w znacznie bogatszej szacie graficzną. Jest to inicjatywa ze wszech miar piękna i pożyteczna – za chwilę się okaże, dlaczego.

Książka zawiera 82 teksty poświęcone różnym gatunkom krajowych roślin i zwierząt, z niewielką przewagą tych pierwszych (łącznie 49), które w sensie botanicznym niekoniecznie są zielne – bo trafiają się między nimi i drzewa, i porosty – natomiast ich części są lub były w przeszłości wykorzystywane jako surowce do sporządzania środków leczniczych, potocznie „zioła”. Każdy z nich rozpoczyna się od pozornie podręcznikowego opisu: gdzie dana roślina występuje, jak wygląda, jak przedstawia się jej cykl rozwojowy. Czytelnika niezainteresowanego botaniką zwykle takie opisy nużą, bo tematyka ani go ziębi, ani grzeje, a ponadto przeważnie zdążył już zapomnieć, czy bylica jest byliną, czy nie, które rośliny należą do nago-, a które do okrytozalążkowych, czym się różni kwiat od okwiatu, a torebka od rozłupki. Ale okazuje się, że nawet takiemu pozornie nudnemu wprowadzeniu można dodać urody. Weźmy dwa wybrane na chybił trafił początki pierwszych akapitów:

„Bory białowieskie – ciemne, pachnące igliwiem, a na ich dnie niepozorna krzewinka tworząca rozległe łany. Ma nagie, kanciaste gałązki, z nich wyrastają cienkie listki, jajowate w zarysie, na brzegach drobno piłkowane, zielone od góry, jaśniejsze od spodu. Z kątów liści, osadzone na krótkich szypułkach, wyglądają owoce (…)”[1];
„Ma strzelisty pień aż do wierzchołka prześwitujący poprzez konary wydłużonej korony, ciemnobrunatną spękaną korę i okrągłe liście o brzegach ząbkowanych, do późnej jesieni ciemnozielone i lśniące. Utrzymuje się w gruncie za pomocą korzeni wgłębnych – sięgających jednego metra do wnętrza ziemi, próchniczych – splątaną siecią przerastających górne warstwy gleby, i przybyszowych – wyrastających z szyi korzeniowej. Młode drzewko początkowo rośnie opornie, by po kilku latach nagle śmignąć w górę”[2].

Niby to samo, a jednak… Wystarczyło suche szczegóły wzbogacić paroma niebotanicznymi słowami, nadać zdaniom szyk pożyczony od beletrystów, a już zamiast klucza do oznaczania roślin mamy piękną, dźwięczną prozę. Potem robi się jeszcze ciekawiej, gdy autorka wprowadza nas w historię danej rośliny na przestrzeni wieków, opowiada o jej dawnych i współczesnych zastosowaniach leczniczych, przywołuje ludowe legendy i związki z literaturą. Zupełnie inaczej się patrzy na ładny skądinąd krzew ozdobny, gdy sobie uświadomić, że skoro „przed wiekami eksportowaliśmy drewno cisu do Anglii – kto wie, czy łuk Robin Hooda nie był aby zrobiony z polskiego drewna”[3]! I kto by pomyślał, że podagrycznik, paskudne chwaścisko spędzające sen z powiek właścicielom ogródków, „na początku ery chrześcijaństwa zaliczany był do tak zwanych signatura rerum – symboli wiary, gdyż układ jego liści przypomina znak krzyża”, z którego to powodu w Niemczech młode listki spożywano wiosną – zapewne około Wielkanocy – „z mięsem wołowym, kiełbasą lub słoniną, z dodatkiem kaszy owsianej lub mąki”[4]!

A opowieści o zwierzętach to już w równym stopniu zoologia, co literatura piękna z prawdziwego zdarzenia:

„Od kilku dni napływa z południa tak ciepłe powietrze, że w ogrodach zakwitły szafirki i żółte narcyzy, wyskoczyły z ziemi dzikie zioła, zazieleniły się trawy. Zbudziły się też ślimaki. Ścieżką między rabatkami podąża winniczek. Idzie, sunie, pełznie – trudno trafnie określić sposób poruszania się zwierzęcia, które problem lokomocji i inne życiowe sprawy rozwiązuje po swojemu, nie wzorując się na innych grupach istot żywych”[5];
„Tam, gdzie kończy się grąd i wśród szarych pni drzew, grabów i lip, prześwitują pożółkłe trawy porastające brzeg olsu, dno lasu wypiętrza się w niewielkie wzniesienie. Wśród leżących pni ciemnieją otwory wiodące w głąb ziemi. Jedne zarośnięte trawą, zawiane liśćmi, inne osnuwają pajęczyny i porasta pleśń. (…) Ktoś jednak mieszka w wymarłej kolonii: jedno z wejść jest oczyszczone z pajęczyn, a na wilgotnym piasku odbił się ślad łapy i drobne rysy pozostawione przez pazury”[6].

Można by tak cytować i cytować, bo nie ma w tej książce ani jednego akapitu napisanego bez wdzięku, bez swady, z jakąkolwiek językową skazą. Chciałoby się, by wszyscy autorzy literatury przyrodniczej, czy w ogóle popularnonaukowej, umieli w ten sposób przybliżać czytelnikom dziedziny, które stały się pasją ich życia.

Jedyny mankament to brak informacji o pochodzeniu ilustracji. W stopce znalazła się tylko krótka adnotacja, że „zdjęcia na stronach (…) pochodzą ze zbiorów Biblioteki Narodowej (Polona)”[7]. Pomijając fakt, iż w rzeczy samej nie są to zdjęcia, tylko reprodukcje rycin, wyliczono w tym miejscu zaledwie kilkanaście, a jest ich około dwustu; jak można się domyślać z kroju czcionek w podpisach i stylu rysowania, zaczerpnięto je ze źródeł niewspółczesnych, może nawet dziewiętnastowiecznych czy starszych, ale z ilu i czyjego autorstwa – nie wiadomo. Nie przysłania to jednak przyjemności czytania, do której zaznania z całego serca namawiam każdego, komu przyroda bliska.


---
[1] Simona Kossak, „O ziołach i zwierzętach”, wyd. Marginesy, 2017, s. 19.
[2] Tamże, s. 251.
[3] Tamże, s. 61.
[4] Tamże, s. 269.
[5] Tamże, s. 389.
[6] Tamże, s. 199.
[7] Tamże, s. 418.





Autor: Simona Kossak
Tytuł: O ziołach i zwierzętach
Wydawnictwo: Marginesy, 2017
Liczba stron: 418

Ocena recenzenta: 5,5/6


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1702
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: