Dodany: 05.02.2017 13:26|Autor: Aivalar

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Kiedy będziemy deszczem
Eijkelenborg Dominika van

3 osoby polecają ten tekst.

Pewnych decyzji nie da się cofnąć


Jej życie zaczęło stopniowo przypominać złotą klatkę – piękną na zewnątrz, a ciasną i zimną wewnątrz. Każde zachłyśnięcie się świeżym powietrzem traktowała jak ucieczkę, chwilę zapomnienia. Czuła jednak, że jest obserwowana. Że czyjeś oczy śledzą jej najmniejszy ruch. I chociaż starała się to zignorować, wytłumaczyć sobie, że nic takiego się nie dzieje, podświadomie chyba zdawała sobie sprawę, że to się może źle skończyć. Pewnego razu spotkała go w ciemnej uliczce...

Książkę „Kiedy będziemy deszczem” autorstwa Dominiki van Eijkelenborg mogę krótko podsumować jednym słowem: wyjątkowa. Wyjątkowa jak jej okładka (Wydawnictwo Kobiece, 2017), która w pierwszej kolejności przyciągnęła moją uwagę. Przyznaję, że na początku spodziewałam się czegoś innego. Główna bohaterka, Inga, znika w tajemniczych okolicznościach, dlatego sądziłam, iż fabuła skoncentruje się na jej poszukiwaniach, na procedurach policyjnych. Jednak wątek kryminalny rozwija się dopiero pod koniec, co w rezultacie daje powieść nie sensacyjną, a obyczajową, wypełnioną wieloma emocjami. To nie tylko historia o czyimś zaginięciu – to opowieść o kobiecie czującej, że znalazła się na tym etapie życia, który nie daje żadnych możliwości czy perspektyw.

Inga jest Polką, ale przeprowadziła się na stałe do Holandii, ponieważ właśnie stamtąd pochodzi jej mąż. O ile się zorientowałam, sama autorka także podążyła do tego kraju za miłością i element autobiograficzny świetnie dopełnił fabułę. Widać, że pisarka znakomicie porusza się w swoim świecie przedstawionym, jest w nim wręcz zadomowiona. Mimo to muszę przyznać, że mniej więcej do setnej strony czułam się nieco... znużona? Początek jest całkiem zgrabny, od razu wiemy, że Inga zaginęła, a dopiero później cofamy się w czasie, żeby się przekonać, jak do tego doszło. Autorka musiała jakoś rozkręcić historię i potrzeba było na to czasu, co nie zmienia faktu, że po kilkudziesięciu stronach zaczęłam się zastanawiać, czy ciągle będzie tak nudno. Jak bardzo się pomyliłam!

Po magicznej setnej stronie „Kiedy będziemy deszczem” pochłonęło mnie całkowicie. Coraz bardziej podobał mi się piękny (choć miejscami nieco zbyt poetycki, np. w mailach, które regularnie pisze bohaterka) styl Dominiki van Eijkelenborg, a przede wszystkim sama opowieść wciągała mnie mocniej z każdym kolejnym zdaniem. Obserwowałam, jak trzydziestokilkuletnia Inga dusi się w małżeństwie, w którym nie ma już śladu po dawnym uczuciu. Patrzyłam, jak cierpliwie usiłuje wychować dwójkę dzieci, jak rozpaczliwie potrzebuje odpoczynku, chwili wytchnienia, którą ostatecznie znajduje na lekcjach łucznictwa. Tam również poznaje Robina – młodego, energicznego, choć nieco zamkniętego w sobie chłopaka, który udziela jej kilku wskazówek co do strzelania z łuku. Później oboje wpadają na siebie podczas spaceru... I życie Ingi stopniowo się zmienia.

Muszę powiedzieć, że od dawna nie doświadczyłam tak potężnej chemii między dwójką bohaterów. Chyba niczego nie zdradzam, zapewne domyśliliście się, co się stanie z Ingą i Robinem, kiedy tylko o tym wspomniałam. Ten wątek jest dość przewidywalny, ale i tak dostarczył mi ogromnych emocji. Autorka genialnie buduje napięcie między tymi postaciami: zwraca uwagę na szczegóły, jak drobne gesty czy spojrzenia, tak że niemal czujemy, jak bardzo musi być naelektryzowane powietrze między nimi. Niektóre sceny czytałam z wypiekami na policzkach, po prostu nie mogłam z dystansem podchodzić do tego, co się działo. Co najlepsze, do całej sprawy związanej z zaginięciem pisarka wraca dopiero pod koniec – przez wiele rozdziałów śledzimy zatem rozwój relacji między Ingą i Robinem, angażujemy się w rodzinne problemy ich obojga, poznajemy niesamowitego psa Pirata. Jednak nad kolejnymi wydarzeniami unosi się widmo tego, co ostatecznie musi się stać: Inga zostaje porwana. Muszę przyznać, że bardzo spodobał mi się taki zabieg.

Rozbudowana psychologia postaci, cudowne opisy uczuć, dbałość o najmniejsze detale – to wszystko zdecydowanie ujęło mnie w tej powieści. Co do sprawcy porwania, zaczęłam się domyślać, kto nim jest na długo przed rozwiązaniem, ale nie przeszkadzało mi to. Z zapartym tchem dotarłam do punktu kulminacyjnego, który usatysfakcjonował mnie w pełni. Nie wszystkie wątki mają dobre zakończenie, co mnie jednak nie rozczarowało, wprost przeciwnie: tylko podkreśla naturalność, z jaką została napisana ta historia.

„Kiedy będziemy deszczem” to powieść niezwykła. Nie przypuszczałam, że zrobi na mnie tak duże wrażenie. Suma bardzo ładnego stylu, dużego ładunku emocji i świetnie wykreowanych bohaterów zapewniła autorce sukces.


[Recenzję opublikowałam również na swoim blogu oraz innych portalach]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1365
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: