Dodany: 01.02.2017 15:30|Autor: WiadomościOpiekun BiblioNETki

1 osoba poleca ten tekst.

„Razjelu, wróciłam...” – wywiad z Mają Lidią Kossakowską


Bramy światłości, wywiad z Mają Lidią Kossakowską15 stycznia do księgarń trafiła najnowsza książka polskiej pisarki literatury fantastycznej Mai Lidii Kossakowskiej – Bramy światłości. To kolejna powieść z cyklu anielskiego obejmującego Siewcę WiatruZbieracza Burz Żarna Niebios.

Co fascynuje autorkę w aniołach? Dlaczego postanowiła poświęcić cały cykl tym tajemniczym istotom? Jak przygotowywała się do pracy? Co ją inspiruje i jak wygląda jej warsztat pisarski? Maja Lidia Kossakowska odpowiada na te pytania, a także mówi o swoich planach literackich.

Zapraszamy serdecznie do zapoznania się z wywiadem w formie podrzuconych autorce słów, które rozwija ona w interesujące opowieści o sobie.

 

Bramy światłości

Napisałam.

To kolejna książka z cyklu anielskiego, który obejmuje takie pozycje jak „Siewcę Wiatru”, „Zbieracza Burz” i „Żarna Niebios”. Można się dziwić, czemu postanowiłam pisać o aniołach, skoro w obiegowej opinii są to skromne i płochliwe istoty ubrane w niemodne nocne koszule, zajęte nieustannymi pieniami, lub, od czasu, do czasu, przeprowadzeniem przez kładkę pary uroczych dzieciątek. Ten obraz jednak szerokim łukiem mija się z prawdą. Anioły to bestie. Jednym słowem – potwory. Przerażające, potężne istoty, których moc i wygląd odbiera ducha najodważniejszym ludziom. Pierwsze słowa, jakimi anioł zwraca się do człowieka brzmią zazwyczaj: „Nie lękaj się!”. ale rzadko odnoszą pożądany skutek. Nawet mędrcy, prorocy i Boży wybrańcy odczuwali respekt przed skrzydlatymi posłańcami Pana. Bo oni naprawdę mogą budzić grozę. Stosunkowo niewiele aniołów ma postać podobną do ludzkiej. Znaczna część z nich to zdumiewające stworzenia o czterech lub sześciu parach skrzydeł, pokrytych niezliczoną liczbą oczu, płonących ciałach, kilku twarzach i głosie grzmiącym niczym lwi ryk. Zapewniam, jest się kogo bać.

Ale z punktu widzenia pisarza, najważniejsze wydaje się, że aniołowie, zupełnie tak samo jak ludzie, podlegają różnym, często wcale nie świątobliwym emocjom. Nieobca im zazdrość, zawiść, namiętność, miłość a nawet pycha i nieposłuszeństwo. Potrafią kłamać, snuć spiski i knuć. Dlatego doskonale nadają się na pełnokrwiste, wyraziste postaci literackie.

Skąd o tym wiem? Oczywiście, z tekstów źródłowych. Pism spisywanych przez wieki przez doktorów Kościoła, papieży, mistyków, alchemików a także  magów, zajmujących się ciemną stroną swojej sztuki. Tak, w magii, zwłaszcza czarnej, aniołowie okazują się często niezastąpionymi mistrzami lub, przynajmniej, gorliwymi pomocnikami.

Moja fascynacja Skrzydlatymi zrodziła się na studiach, kiedy trafiłam na cykl wykładów profesora Wiercińskiego „Antropologia magii i religii”. To tam dowiedziałam się pierwszy raz, że w dawnych wiekach aniołowie nie byli postrzegani tak, jak dzisiaj.  A kiedy ziarno zostało zasiane, zabrałam się sama za własne poszukiwania w dziedzinie angelologii, co zaowocowało powstaniem pierwszych opowiadań, wydanych w zbiorze „Żarna Niebios”, a następnie doprowadziło do powstania Królestwa i Głębi opisanych w kolejnych powieściach.

Tworząc „Bramy Światłości” chciałam nie tylko powrócić do dawnych bohaterów, lecz również odnieść się do klimatu klasycznej powieści przygodowej. Barwnej i niezwykłej „awantury orientalnej”, pełnej zaskakujących przygód i egzotycznych krajobrazów. Jak wyszło, będą Państwo musieli ocenić sami.  Przeczytajcie i… niech się dzieje!

 

Inspiracje

Miewam.

Jeśli chodzi o pisarstwo, to dość szerokie i różnorodne. Na moim stylu i języku literackim największe piętno odcisnęła doskonała, dwudziestowieczna klasyka amerykańska i iberoamerykańska. Ale ja w ogóle czytam mnóstwo książek z bardzo różnych okresów i gatunków. Ponieważ chcę i muszę. To obowiązek zawodowego pisarza. Znać dorobek poprzedników, możliwie najszerzej. Kto dziś z własnej woli przeczyta „Kalevalę” albo „Annę Kareninę”? A przecież i tam można odnaleźć ciekawe inspiracje. Wystarczy poszukać.

W życiu prywatnym najbardziej inspirują mnie upalne, bezchmurne dni spędzane nad ciepłym morzem, na nieśpiesznych spacerach po starych, zabytkowych starówkach z obowiązkowymi przystankami w lokalnych knajpkach z widokiem.

 

Warsztat

Szlifuję.

Od lat. Starannie, ostrożnie i cierpliwie jak zegarmistrz, jubiler a może rzemieślnik odlewający kunsztowne cuda z dmuchanego szkła. Właśnie takie powinno być słowo w książce. Kruche. Kolorowe. Zaskakujące. Opalizujące mnóstwem odcieni i barw. Mój zawód to w dużej mierze kuglarstwo, magiczne sztuczki, żonglowanie spiętrzonymi konstrukcjami zdań, tak, żeby nie tylko utrzymać uwagę czytelnika, ale również zachwycić go, zauroczyć, przestraszyć, oszołomić, zadziwić. Schwytać.  A potem zapętlić w pułapce fabuły w ten sposób, żeby nie mógł się oderwać od książki. To trudne i nie zawsze się udaje. Ale jeśli w końcu wyjdzie, daje ogromną satysfakcję. Dlatego bardzo dużą rolę przywiązuję do języka literackiego. To on jest bowiem kanwą, spoiwem, eteryczną substancją, niejako ektoplazmą opowieści, dzięki której czytelnik może przenieść się do wykreowanej przez autora rzeczywistości. Staram się jak najlepiej i najpełniej oddać i opisać barwy, smaki, zapachy i niuanse literackiego świata.

Z tego powodu, przy wymagającej książce, nie jestem w stanie pracować bardzo długo. Zaledwie pięć, sześć godzin dziennie. Czasem cztery. Bo potem zaczynam się męczyć, śpieszyć, streszczać, gubię rytm i metaforykę prozy. Ja w ogóle dość długo pracuję nad powieścią. Ponieważ często odnoszę się do mitologii i cywilizacji dawnych kultur najpierw muszę zgromadzić i zgłębić odpowiednie materiały, a to długo trwa. Potem wymyślam fabułę, rozpisuję ją na poszczególne sceny i zabieram się do pracy.

Tak to, mniej więcej, wygląda.

 

Sztuka

Uprawiam.

No, uprawiałam. Kiedyś. Skończyłam nawet Liceum Plastyczne w Warszawie i dość długo sądziłam, że moje życie zawodowe będzie w jakiś sposób związane z plastyką. Ale nie było. Co prawda mam na swoim koncie kilka firmowych logo, jakieś projekty wnętrz i korepetycje z historii sztuki, lecz to raczej epizody niż konkretne osiągnięcia. Malowałam też portrety na zamówienie, a nawet sprzedałam kilka obrazów, jednak nigdy nie pracowałam w tej branży zawodowo. I bardzo się z tego cieszę. Pisanie, życie z pisania zawsze było moim największym marzeniem. Teraz je realizuję. I to jest bezcenne.

Ale zamiłowanie do sztuki, do obrazu, rzeźby, instalacji na zawsze we mnie zostało. Kiedyś obsesyjnie chciałam jak najszybciej zobaczyć wszystkie wielkie, natchnione dzieła, których reprodukcje zrobiły na mnie wrażenie, jakby ktoś miał je zaraz ukraść i spalić. Godzinami biegałam po muzeach, żeby napatrzeć się Brueghla, Boscha, Caravaggia, Van Gogha, Celnika Rousseau, Van Eycka, Braci Limburg czy Lucasa Cranacha Starszego.  Pamiętam te wielkie oczarowania, magię przebywania obok prawdziwego przedmiotu sztuki. I rozczarowania. Też całkiem spore. Przypominam sobie jak pędziłam szalonym biegiem przez ogrody Wersalu, żeby koniecznie zobaczyć Petit Trianon. A trzeba było spokojnie posiedzieć na ławce. Ponieważ ujrzałam nieduży, dość zaniedbany budyneczek, który przypominał, hmm… tak jakby trochę szalet miejski.

 Teraz już tak się nie spieszę. Mam swoje małe, ulubione, zapomniane skarby. Maleńką, dziewczęcą główkę namalowaną na ścianie galerii, gdzie stoją Rumaki Lizypa. Punickie amulety z pasty szklanej, o wielkich oczach i trefionych brodach. Kartagińskiego kogutka ze szkła. Rzymskiego Amorka, który przysnął w kołysce przypominającej wannę. Poważnego, chudego Świętego Jerzego na krzywonogim koniu, który zdobi absydę kościółka San Giorgio di Velabro w Rzymie. Taki prywatny album pamiątek z podróży i fascynacji.

 

Religia

Wyznaję.

Choć to zdecydowanie prywatna sprawa.

Ponieważ skończyłam archeologię, pisząc fantastykę często i chętnie sięgam do mitologii różnych kultur. Od angelologii i mitów judeochrześciańskich, przez mitologię jakucką, wierzenia  Czarnej Afryki, aż do legend i mitów japońskich. Od czasów licealnych szczególnie fascynuje mnie szamanizm, który nie jest w sumie religią, a jedynie systemem objaśniającym funkcjonowanie świata. Składa się z trzech podstawowych elementów, trójpodziału kosmosu na Świat Górny, Środkowy i Dolny, kosmicznej osi podtrzymującej wszystkie światy, którą może być gigantyczne drzewo lub góra oraz lotu duszy, jakiego doświadcza szaman opuszczając własne ciało i podróżując do Nieba, Zaświatów lub Krainy Demonów. Według pewnych teorii i przesłanek archeologicznych, w okresie rozwiniętego Paleolitu szamanizm prawdopodobnie obejmował wszystkie kontynenty i żyjące wówczas ludy, niezależnie od wyznawanych przez nie religii. Jak do tego doszło? Dlaczego akurat ten system? Czyżby w taki sposób ludzki umysł postrzegał jakąś nadrzędną, prawdziwą, choć ukrytą rzeczywistość? Te pytania nurtują mnie od lat i stanowią doskonałą inspiracją do pracy literackiej.

 

Plany

Snuję.

Chcę skończyć Bramy Światłości, a potem powrócić do Takeshiego i zamknąć także tę dużą powieść. Kusi mnie powrót do świata Grillbaru Galaktyka. Mam już nawet pomysły na dwie nowe części „Antykwariat Andromeda” i  „Operacja Kasjopeja”. Jest też historia rozgrywająca się w Polsce, w czasie II Wojny Światowej. No i nowiutki, bardzo kuszący świat Rozpadliny, czyli dość klasyczna science fiction. Rozmyślam też czasem o dawnym projekcie napisania dość mrocznej fantasy. Ale marzą mi się także dwie książki rozgrywające się w czasach starożytnych. Jedna dotyczy Rzymu pod rządami Klaudiusza, a druga sięga jeszcze głębiej w historię, do czasów hetyckich. Na razie jednak przeraża mnie ogrom niezbędnego tutaj researchu i możliwość popełnienia pomyłki w kwestii realiów historycznych i archeologicznych.

 

20-lecie

Nadejdzie.

Nieuchronnie. Z początkiem stycznia. Niekiedy trudno mi uwierzyć,  że debiutowałam dwadzieścia lat temu. To naprawdę sporo czasu. W tym okresie wielu pisarzy rozpoczęło i zakończyło kariery. Dla mnie pisanie to wielka pasja i życiowe marzenie. Cieszę się więc, że pracuję i jestem obecna na rynku tak długo. Mam nadzieję, że w kolejnych i kolejnych latach tak właśnie pozostanie.

 

Maja Lidia Kossakowska

*

„Powrót Zastępów Anielskich”, Tom Kultury 1/2017

 

Maja Lidia Kossakowska

Polska pisarka fantasy i dziennikarka urodzona w Warszawie w 1972 roku. Ukończyła Liceum Sztuk Plastycznych, a następnie Uniwersytet Warszawski, z wykształcenia jest archeolożką. Oprócz tego realizuje dokumentalne programy telewizyjne, pisze wiersze, maluje obrazy. Obecnie w jej życiu dominuje literatura, która z pasji przerodziła się w sposób na życie i pracę. Prywatnie została żoną pisarza Jarosława Grzędowicza.

Zwiedzanie uroczych, starych miasteczek (z częstymi postojami w małych, tradycyjnych knajpkach), patrzenie na morze, spacery plażą, malowanie obrazów, szycie lalek i grzebanie w starociach, to jej ulubiony sposób spędzania wolnego czasu do dziś.

 

*

Bramy światłościBramy światłości

Pan odszedł i serce świata przestało bić. Królestwo, oparte na solidnej podstawie niebiańskiej hierarchii, musi trwać.

Daimon, jeszcze niedawno wyrzutek i szaleńca, pragnący zniszczyć świat, znów stał się szanowanym, choć niezbyt lubianym Świetlistym, Abaddonem Niszczycielem, w służbie Królestwu. Odwieczna, ulubiona banda uskrzydlonych drani, zabójców i intrygantów na nowo przygarnęła go do swoich wielkich, gorących serc. Alleluja!

Świetlista z dobrego rodu, imieniem Sereda – podróżnik, kartograf, odkrywca – która właśnie wróciła z kolejnej wyprawy, przyniosła Razjelowi, Panu Tajemnic dobrą nowinę. Znane jest miejsce bytności Pana. Królestwo organizuje ekspedycję badawczą w dzikie i nieznane Strefy Poza Czasem, by rzucić się w wir najbardziej szalonych niebezpieczeństw czyhających gdzieś na najparszywszym zadupiu wszechświata i odnaleźć emanację Światłości. Dowódcą wyprawy zostaje Tańczący Na Zgliszczach ze śmiercionośną Gwiazdą Zagłady.

Uważajcie na marzenia, skrzydlaci. Czasem spełniają się, jak klątwa.

 

*

nota wydawcy

Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: