Dodany: 18.01.2017 09:14|Autor: misiak297

Uciekający (?) trup


"Sprawa uciekających zwłok" zaczyna się tak jak wiele innych kryminałów Erle'a Stanleya Gardnera. Oto w biurze wybitnego adwokata Perry'ego Masona zjawia się potencjalna klientka w towarzystwie ciotki. Pierwsza z nich, Myrna Davenport – cicha, trochę zahukana – przypomina mysz; drugą – władczą, zdecydowaną Sarę Ansel – można porównać do kocicy. Sprawa, z którą przychodzą, wydaje się osobliwa (jak wszystkie przypadki Masona). Edward Davenport, mąż Myrny, biznesmen w branży kopalnianej, a prywatnie schorowany alkoholik, może umrzeć w każdej chwili. Napisał on do prokuratora rejonowego lub policji list, który ma być otwarty w razie jego śmierci i w którym najprawdopodobniej oskarża żonę o to, że próbuje go otruć. Ed podejrzewa, że otruła już swoją kuzynkę. Hortensja Paxton opiekowała się umierającym wujem, Williamem C. Delano. Ten zbił na górnictwie ogromny majątek, który po jego śmierci miał trafić właśnie do Hortensji, ukochanej bratanicy[1]. Tymczasem nieoczekiwanie to ona zmarła jako pierwsza, a szok wywołany tym wydarzeniem sprowadził śmierć również na pana Delano. W rezultacie wielkie pieniądze wuja odziedziczyła Myrna. Po śmierci męża może więc zostać oskarżona o dwa morderstwa. Panie Ansel i Davenport proszą adwokata, aby zdobył feralny list. Niebawem Edward umiera, a Perry Mason i Della Street, jego nieoceniona sekretarka i towarzyszka, udają się do domu denata, aby spełnić prośbę klientek. Sytuacja się komplikuje, gdy okazuje się, że zwłoki Davenporta zniknęły (a właściwie widziano, jak on sam – całkiem żywy – wychodził przez hotelowe okno). Zatem gdzie nieodzowne dla dobrego kryminału morderstwo? Gdzie trup? Co tu się właściwie dzieje? Perry Mason mówi do swojej sekretarki:

"– Dello, wyciągnęliśmy karty w grze, o której uczestnikach wiemy bardzo mało i niech mnie licho, jeśli wiem, jakie są reguły.
– Ale gramy o wysoką stawkę? – upewniła się Della.
– Jasne – potwierdził Mason"[2].

Akcja przyspiesza. Sprawa coraz bardziej się komplikuje. Wychodzą na jaw kolejne dziwne okoliczności. Adwokat wpada w tarapaty, Myrna zostaje oskarżona o otrucie męża. Trudno się dziwić – absolutnie wszystko świadczy przeciwko niej. Wydaje się, że nikt inny nie mógł zabić Eda Davenporta. Jaka jest prawda? Dojdzie do tego Perry Mason z pomocą Delli oraz przyjaciela Paula Drake'a z agencji detektywistycznej.

Książki Erle'a Stanleya Gardnera są obecnie zupełnie zapomniane. W Polsce wydano zresztą tylko część jego bogatego dorobku. A przecież to świetne kryminały z silnie rozbudowanym wątkiem sądowym, które mogą zachwycić i dziś. Ich autor bywa wymieniany razem z Raymondem Chandlerem, Dashiellem Hammettem czy Rossem Macdonaldem wśród asów amerykańskiego czarnego kryminału. Jednak jego powieści są raczej specyficzne jak na reprezentantki tego gatunku. Oczywiście, przedstawiają przygnębiający obraz świata – świata, w którym liczą się wielkie pieniądze, knuje się wymyślne intrygi (czasem robią to sami klienci Masona!), a więzi międzyludzkie są dyskusyjne. Jednocześnie nie ma tu "mordobicia", mafii, gangsterów, których dzielny detektyw likwiduje. Oczywiście, Mason często balansuje na granicy prawa, aby chronić swoich klientów. W "Sprawie uciekających zwłok" niemal wchodzi do czyjegoś domu i szpera po szufladach, aby znaleźć ważny dowód w sprawie, w końcu próbuje nawet otworzyć kasetkę za pomocą metod iście przestępczych:

"– Masz pilniczek do paznokci, Della?
– To będzie twój wytrych.
Mason kiwnął głową.
– Szefie, czy my mamy prawo się włamywać?
– A czemu nie? – zdziwił się Mason. (…)
– To są osobiste rzeczy – powiedziała ostro Della.
– Wiem, ale my szukamy tylko jednej, konkretnej rzeczy. (…)
Mason usiłował zdziałać coś koniuszkiem pilnika do paznokci. (…)
– Gdzieś ty się nauczył tej techniki? – spytała Della.
– Klient mnie nauczył – uśmiechnął się Mason. – Jedyne honorarium, jakie dostałem za obronę w sprawie o włamanie.
– Przypuszczam, że doprowadziłeś do uniewinnienia.
– On był niewinny.
– O, z pewnością. A otwierać zamki bez klucza nauczył się na kursie korespondencyjnym"[3].

Gardner może zachwycić wielbicieli dobrego, tradycyjnego kryminału (nie tylko czarnego). Takiego, w którym nie epatuje się makabrą, a stawia na zawikłaną intrygę, zwroty akcji. Takiego, w którym wszystko jest logiczne i w gruncie rzeczy proste (jak u Agathy Christie), wystarczy tylko zrezygnować z pewnych mylnych założeń. Takiego, w którym zbrodnia nie została doprawiona solidną dawką komedii bądź rozterek rodem z czytadeł dla kobiet. Takiego, w którym prywatne życie detektywa nie konkuruje ze śledztwem (kapitalny jest nienachalny, ale wyrazisty wątek romansowy między Perrym i Dellą. Chemia buzuje!). Takiego, który trzyma w napięciu do samego końca, a zagadka nie przestaje intrygować ani na chwilę. Takiego, w którym rozwiązanie przynosi czytelnikowi czystą satysfakcję. Takiego, który stanowi dobrą, niegłupią rozrywkę.


---
[1] Tłumacz, Andrzej Milcarz, nazywa pannę Paxton to bratanicą, to siostrzenicą. Łatwo wyjaśnić tę niekonsekwencję – angielskie "niece" oznacza zarówno "siostrzenicę" jak i "bratanicę". Biorąc pod uwagę różnicę w nazwiskach, prawdopodobnie Hortensja była siostrzenicą pana Delano.
[2] Erle Stanley Gardner, "Sprawa uciekających zwłok", Wydawnictwo Dolnośląskie, 1991, przeł. Andrzej Milcarz, s. 23.
[3] Tamże, s. 25.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 549
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: