Dodany: 01.01.2017 18:38|Autor: Marylek

Czytatnik: N

8 osób poleca ten tekst.

Moje lektury 2017


2017

Grudzień

107. Jutro (Musso Guillaume)
Teoretycznie jest to sensacyjne czytadło, ale z uwagi na wprowadzenie motywu pętli czasowej, zahacza o realizm magiczny. Matthew, profesor filozofii z Harwardu i samotny ojciec, rok po śmierci ukochanej żony kupuje na garażowej wyprzedaży używany laptop. Sprzedaje go brat poprzedniej właścicielki, po jej tragicznej śmierci. I przy użyciu tego sprzętu zaczynają się dziać dziwne rzeczy...

Wolałabym, żeby autor wymyślił wersję bez pętli czasowej. Postawiony problem jest ważki: jakie granice wolno przekroczyć dla ratowania ukochanej osoby? A przy okazji: czy warto próbować cofać czas, gdyby to było możliwe? Podobało mi się na tyle, że jeśli natknę się jeszcze na tego autora, to chętnie przeczytam.


106. Przepowiednia zaczyna się wypełniać (Kim Jin-kyung)
Trzeci tom opowieści o szkole kotów. Piękne są te książeczki - i ładnie wydane graficznie, i niosące uniwersalne dla wszystkich kultur przesłanie: walki dobra ze złem, pochwały wytrwałości, pokonywania własnych słabości, siły przyjaźni. W trzeciej części wyraźnie widać jak podobieństwo mitów koreańskich (azjatyckich?) i europejskich; mamy tu i potop zesłany na Ziemię w wyniku gniewu bogów, i ogień niezbędny ludziom do życia, i potęgę światła przeganiającego zabójczy mrok, ba, nawet Krainę Śmierci, z której trudno jest powrócić. Jakiś komparatysta mógłby pewnie coś więcej na temat tych podobieństw powiedzieć.

Szkoda, ze nie mam dziesięciu lat, czytałabym to z wypiekami na twarzy. I szkoda, że tak długo trzeba czekać na kolejne części. Jeszcze dwie nie zostały wydane w Polsce.


105. Pypcie na języku (Rusinek Michał (ur. 1972))
Zbiór felietonów poświęconych różnym zagadnieniom językowym, głównie piętnującym niewłaściwe używanie słów czy zwrotów. Piękna polszczyzna, zabawne sytuacje (dawno nie śmiałam się w głos przy książce), tylko pod koniec zaczęło trącić nieco polityką i zrobiło się jakby nieco smutniej...
Generalnie jednak - świetna rozrywka i to nie tylko dla purystów językowych.


104. Medyczne prawa Murphy'ego: Błąd w sztuce medycznej jest krokiem do doskonałości (Bloch Arthur)
Jak w tytule - prawa Murphy'ego związane z szeroko pojętą działalnością medyczną czyli dotyczące nie tylko lekarzy, ale i pielęgniarek, ratowników medycznych, studentów medycyny i pacjentów, oczywiście. Niektóre bardzo zabawne, inne takie sobie, jeszcze inne bardzo trafne. Książeczka ta, to typowy relaks - przerywnik okołoświąteczny.

Reguła Plutarcha
"Niepodobna, by ktoś nauczył się tego, co, jak sądzi, już wie".


103. Róża i cis (Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary))
Prowincjonalna Anglia po II wojnie światowej. Charyzmatyczny, pochodzący z ludu, budzący uczucie sympatii u mężczyzn i zachwyt u kobiet początkujący polityk, startuje do Parlamentu z listy Partii Konserwatywnej. Bardzo dobrze oddany klimat angielskiej prowincji, wyraziste postacie, ambitny zamysł pokazania, jak inni ludzie mogą wpływać na nasze czyny, jak jeden człowiek potrafi zmienić się całkowicie pod wpływem szoku, a inny nie uczy się wcale na własnych błędach, powtarza te same przez całe życie. Świetnie zarysowane są pierwszoplanowe postacie. I to jest dobre. Natomiast sama narracja niem porywa. Monotonia życia na prowincji, plotek, które urastają do wydarzeń, przekłada się na monotonię opowieści.

Książka porównywana jest do Samotna wiosną (Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary))
W "Samotnej" portret psychologiczny głównej bohaterki nakreślony jest po mistrzowsku: Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Ten zwrot jest wstrząsający dla czytelnika. W "Róży i cisie" najważniejszy zwrot w życiu bohatera zasygnalizowany jest kilkoma zdaniami na początku książki i jednym, krótkim na końcu. Doceniam majstersztyk pisarski, klamrową kompozycję - przyczyna leży w środku, a skutek otwiera i zamyka powieść - ale przydługa, szczegółowa opowieść wypełniająca całą książkę i mająca utrzymać czytelnika w napięciu oczekiwania na rozwiązanie - nuży. Brak punktu kulminacyjnego, pod koniec wszystko się rozmywa.


102. Znikająca łyżeczka: Dziwne opowieści chemicznej treści (Kean Sam) Wspaniale gawędziarska podróż przez układ okresowy pierwiastków - jego historię, ludzi którzy nad nim pracowali, odkrycia poszczególnych pierwiastków. Pełno tu anegdot, ciekawostek, ale i refleksji nad kondycją ludzką. A ponieważ wszystko jest jednością, autor zahacza też o biologię, fizykę, astronomię, historię, politykę psychologię i neuronaukę, sztukę - nauka nie zna ograniczeń.

Każdy pierwiastek jest w jakiś sposób omówiony, nie podręcznikowo, ale ciekawostkowo i anegdotycznie. I nie po kolei - autor skacze po tablicy Mendelejewa, znajdując różne powiązania: to omawia te, które trują, to znów te, używane w działaniach wojennych, wybuchowe, albo przydatne w medycynie; pokazuje, jakie pierwiastki wiążą się ze sferą finansów, jakie mają znaczenie w sztuce i jak wiele jeszcze zostało do odkrycia.

Wspaniała książka!


101. Don Wollheim proponuje - 1988: Najlepsze opowiadania science fiction roku 1987 (antologia; Silverberg Robert, Murphy Pat, Card Orson Scott i inni)
Opowiadania SF sprzed trzydziestu lat. Wiele się zmieniło. Niektóre przetrwały próbę czasu, inne średnio Kilka słów o każdym, dla siebie oceniam każde oddzielnie.
Warto było przeczytać dla nr 4, 9 i 10.

1) Robert Silverberg "Opowieść łaskawcy". trąci nieco Orwellem, może tez Huxleyem. Trudno o całkiem nowe spojrzenie na zmiany społeczeństwa w przyszłości. Pomysł ciekawy, ale na kolana nie rzuca. (4)

2) Pat Murphy "Zakochana Rachela". Naiwne, może w latach 80. tak rozumiano szacunek wobec zwierząt? Zbytnia antropomorfizacja szympansicy Racheli (3)

3) Orson Scott Card "Ameryka". Próba stworzenia alternatywnej historii Ameryki, w której jej rdzenni mieszkańcy ogrywają rolę wiodącą. Opowieść trochę naiwna i moralizatorska ale sympatyczna (4)

4) Tanith Lee "Łzy pośród deszczu". Post-apo. Świat zniszczony katastrofą nuklearną (wojną?), wszystko skażone, ludzie żyją 20-30 lat, jeśli mają szczęście. Wyjątkiem są ci "pod kopułą" - wybrańcy, odizolowani od skażonego środowiska mogą dożyć 50, nawet 60 lat. Bardzo ważne pytanie: czy uczucia, człowieczeństwo, tez zostały zniszczone? Bo skażone na pewno. (6)

5) Lucius Sheard "Słoneczny pająk". Straszny bełkot. Inteligentne życie na Słońcu, obsesje naukowo-erotyczne, kiczowaty seks, wielkie emocje prowadzące do zbrodni i wielka miłość. Zapętlone wątki nie prowadzą do niczego. (1)

6) Pat Cadigan "Anioł". Ziemia jako "karna" planeta, na którą zsyłani a przestępcy z innych światów; w rożnych światach różne są kwalifikacje czynów karalnych. Opowiadanie nie budzi żadnych emocji, nie wynikają też z niego żadne wnioski. (2)

7) Kate Wilhelm "Na zawsze twoja, Anna". Pętla czasu - dosyć ograny chwyt w SF. Ładnie opisane narastanie emocji, ale brak zaskoczenia na końcu. (3,5-4)

8) James Tiptree, jr "Drugi exodus". A gdyby naprawdę istnieli jacyś bogowie i mogli wybierać sobie wyznawców? Czy wtedy byliby silniejsi od bogów wymyślonych przez ludzi? Nawet gdyby ich istnienie było jedynie materializacją energii.
Pytania ciekawe, jednak samo opowiadanie - napisane w formie wspomnienia uczestniczki exodusu bogów - nie porywa zupełnie. (3)

9) Walter Jon Williams "Dinozaury". O tym, do czego zdajemy się dążyć. Spotkanie przedstawiciela zaawansowanej technologicznie i wąsko wyspecjalizowanej rasy ludzkiej, z przedstawicielami rasy będącej na obecnym etapie rozwojowym ludzkości. Wstrząsająco prawdziwe. Tacy jesteśmy. Do czego dążymy? (6)

10). Don Sakers "Wszystko przemija". Pisane z punktu widzenia istoty w rodzaju drzewa. Kojarzy mi się z Entami Tolkiena. Świat przyszłości, w którym rasa ludzka skolonizowała ponad 12 000 planet, ale nie opanowała podstaw empatii, współpracy, życzliwości. Bardzo celne spojrzenia na dziwaczny rodzaj ludzki, którego przedstawiciele zabijają się wzajemnie bez jakichkolwiek ważkich powodów. Opowieść o sile współodczuwania (6)


100. Mięso nas zabija: Jak zerwać z uzależnieniem od białka zwierzęcego (Davis Garth, Jacobson Howard)
Bardzo obszerna pozycja opisująca szczegółowo wpływ nadmiernej ilości białka zwierzęcego na organizm człowieka.

Zdaniem autora, nie tylko jesteśmy "przebiałkowani", jako że ewolucyjnie nasze organizmy nie są przystosowane do przyswajania białka codziennie, a nawet trzy razy dziennie, w każdym posiłku, kosztem bardziej dla nas wartościowych warzyw (przez nadmiar białka mamy niedobór błonnika), ale wręcz uzależniliśmy się od mięsa i nie wyobrażamy sobie posiłku bez niego.

Garth Davis jest lekarzem, dietetykiem, byłym mięsoholikiem, jak sam siebie określa. Gdy udało mu się wypracować dla samego siebie sposób odżywiania, który uwolnił go i od nadwagi, i od licznych niedomagań cywilizacyjnych, zaczął szukać teoretycznych podstaw popularnych diet. Rozprawia się bardzo szczegółowo z dietą Atkinsa, z paleo i wieloma innymi modnymi nowinkami. Omawia wpływ zbyt dużej ilości białka zwierzęcego na powstawanie cukrzycy, nadciśnienia, chorób serca, nowotworów i otyłości.

Książka jest napisana ciekawie, ale przez swoją obszerność (570 stron z przypisami i przepisami, po ich odliczeniu i tak zostaje 430) i szczegółowość po pewnym czasie zaczyna nużyć. Pod koniec autor zamieszcza 50 stron własnych przykładów posiłków.

Pozycja dla ciekawych i hobbystów. Wegetarian i wegan nie trzeba przekonywać, a mięsożercy nie dadzą wiary żadnym argumentom. Obawiam się, że wielkiej popularności ta pozycja nie zdobędzie, bo jest po prostu zbyt szczegółowa.


99. Dżuma & Cholera (Deville Patrick)
Biografia Alexandra Yersina, odkrywcy pałeczki dżumy, bakteriologa i podróżnika. Postać z pewnością niebanalna i mało znana, ksiązka jednak napisana jest niczym szereg krótkich migawek, oświetlających różne etapy życia Yersina. Chronologia nie ma znaczenia, epoki mieszają się ze sobą, w tym samym rozdziale spotykamy trzydziestolatka i siedemdziesięciolatka. Trochę jak w teledysku, krótkie cięcia, rozbłyski. Dla mnie to męczący sposób narracji.


98. Krzyk pośród nocy (Higgins Clark Mary)
Thriller psychologiczny. Samotna matka dwójki małych dziewczynek, pracująca jako historyk sztuki w jednej z nowojorskich galerii, poznaje genialnego malarza, który jednocześnie wydaje się być spełnieniem jej marzeń: połączenie księcia na białym koniu z opiekuńczym przyjacielem, rozumiejącym każdą jej myśl jeszcze przed werbalizacją. Ideał, cud-miód, ultramaryna, szał ciał i uprzęży. Po miesiącu są już po ślubie i wyjeżdżają do jego wspaniałej posiadłości gdzieś w odległych lasach Minnesoty. Gdzie ona nie zna nikogo, ale żyją długo i szczęśliwie... a, nie, wróć, to nie ta bajka. Przecież to thriller!

Dziewczyny, nie idźcie tą drogą!

Książka trzyma w napięciu do ostatniej strony, świetna rozrywka na jeden dzień.


97. Mała Nina (Scherrer Sophie)
Kilka miesięcy z życia ośmiolatki. Narracja jest pierwszoosobowa, wszystko więc widzimy oczami małej Niny i tylko jej poziom wiedzy o świecie jest nam dostępny. Nina jest mądrą, dosyć samodzielną, wrażliwą dziewczynką, wychowywaną przez samotną matkę. Humorem książka trochę przypomina "Mikołajka". Bardzo sympatyczna bohaterka, dziecko łatwo może się z nią zidentyfikować.


96. Niedziela na wsi (Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary))
Klasyczny kryminał z bardzo dobrze rozrysowanymi postaciami, zależnościami i napięciami między nimi. Angielska arystokratka zaprasza na weekend do wiejskiej rezydencji grupę znajomych osób, oczywiście ktoś ginie i wiadomo, że mordercą jest któryś z gości. Autorka tak mąci i plącze tropy, że mnie zmyliła i nie udało mi się zgadnąć kto to. Książka z 1946 roku, a wciąż się ją dobrze czyta!


95. Głębia (Mankell Henning)
Mankell mroczny, smętny, momentami okrutny.

Jest rok 1914, właśnie zaczęła się wojna. Nikt jeszcze nie wie jak długo potrwa, jakie terytoria obejmie. Lars Tobiasson-Svartman, oficer szwedzkiej marynarki, wyrusza z misją wykonania pomiarów dna morskiego celem wytyczenia nowych szlaków żeglownych. Nie jest to postać o silnej osobowości, nie budzi sympatii, a w miarę jak poznajemy go bliżej, okazuje się być coraz bardziej antypatyczny. Jest opętany manią pomiarów wszystkiego, przede wszystkim odległości. W domu czeka na niego żona, o której Lars często myśli, zgłębiając własne wobec niej uczucia, choć są małżeństwem już dziesięć lat. Tymczasem podczas długiego, nudnego rejsu coś się wydarza dziwnego.

"Głębia" to nie kryminał, akcja nie poraża szybkością, na okręcie podczas wykonywania pomiarów niewiele się dzieje, a jednak książka trzyma w napięciu. Lars staje się coraz bardziej odstręczający, jego postępowanie jest coraz bardziej nie do przyjęcia, a mimo to czytelnik wciągany jest niepostrzeżenie w głębię mankellowej narracji i nawet się nie obejrzy, gdy dociera do finału.

To bardzo specyficzna powieść psychologiczna, skupiająca się wyłącznie na życiu wewnętrznym Larsa, na jego stopniowym pogrążaniu się w głębi własnych kłamstw, własnych obsesji, na niemożności ucieczki od samego siebie.


Listopad

94. Kochali się, że strach (antologia; Janusz Aleksandra, Greps Daniel, Sawicki Andrzej W. i inni)
Antologia opowiadań fantasy/sf z przewodnim motywem miłości. Jedne lepsze, drugie gorsze, jak to w antologiach. Lekkie i do szybkiego zapomnienia.


93. Jak przestałem kochać design (Wicha Marcin)
Zestaw krótkich felietonów, spostrzeżeń, refleksji, poświęconych głównie estetyce otaczającego nas świata, ale też wspominających czasy dzieciństwa autora. Inteligentne, dowcipne. Dobrze się czyta.


92. Punkt Borkmanna (Nesser Håkan)
Powtórka niezamierzona. Miałam ochotę na kryminał, zupełnie zapomniałam, że już to kiedyś czytałam. Nie wiem, czy gorzej świadczy to o mnie, czy o książce.

Serię z inspektorem Barbarottim bardzo lubię cenię. A do komisarza Van Veeterena jakoś nie potrafię się przekonać. Niby wszystkie elementy są na miejscu, ale nie porywa mnie ani fabuła, ani postacie.


91. Jej wszystkie życia (Atkinson Kate)
Koncepcja jest taka: Ursula, główna bohaterka, po każdym zdarzeniu pociągającym za sobą jej własną śmierć, odradza się odpowiednio wcześniej, mając szansę postąpić inaczej, a przy okazji wpłynąć na losy wszystkich wokół niej, a nawet całego świata.

Zupełnie to do mnie nie przemawia. Bohaterka nie zachowuje świadomości kolejnych powrotów, czasem jedynie ma lekkie wrażenie déjà vu. Nie uczy się na własnych błędach, nie pracuje nad sobą. Pozwala się nieść prądowi zdarzeń, tylko od czasu do czasu słuchając niezidentyfikowanych podszeptów podświadomości. Do czego to prowadzi? Do niczego. Można by napisać nieskończoną liczbę tomów o kolejnych wcieleniach Ursuli, liczba możliwości jest nieograniczona.

Kolejna przereklamowana, acz sprawnie napisana, z ładnymi opisami prowincjonalnej Anglii tudzież Londynu z połowy XX wieku, książka o niczym. Wynudziłam się okropnie.


90. Stary król na wygnaniu (Geiger Arno)
Opowieść syna o ojcu, który pod koniec życia zachorował na alzheimera. Spokojna, wspomnieniowa, refleksyjna. To książka nie tyle o fizycznym umieraniu, ale o traceniu samego siebie, tych cech, które czynią nas jednostkowymi. Czyli o umieraniu osobowości. Nie ma tu opisów fizjologicznego upadku, jest próba rozmowy syna z ojcem, odbudowania więzi, która istniała między nimi gdy syn był kilkulatkiem, a potem zaczęła stopniowo zanikać. Na końcu parę ogólnych refleksji o życiu i nieuniknioności jego zakończenia.


89. Adres nieznany (Child Lee (właśc. Grant Jim))
Opowiadania. Te dłuższe to właściwie mikropowieści, krótsze to szkice sytuacyjne. Okazuje się, że Jack Reacher był sobą - inteligentnym zabijaką z analitycznym umysłem - już jako nastolatek. Dla fanów bohatera pozycja obowiązkowa i czytana z równą co cały cykl, przyjemnością; dla krytyków - kolejne powielenie schematu.


88. Mój wybór: Wywiad-rzeka: Tom 1 (Wielicki Krzysztof, Drożdż Piotr)
Rozmowa z jednym z najlepszych polskich himalaistów, zdobywcą Korony Himalajów o jego życiu i doświadczeniach wspinaczkowych. Jest to pierwsza część wywiadu, rozmówcy dochodzą do roku 1989. Bardzo bogato lustrowana zdjęciami z archiwum Wielickiego. Dla lubiących literaturę górską - cenna pozycja.


87. Kamienica przy rue Sainte-Anne 43 (Kowalski Tomasz (ur. 1970))
Marzec 1939 roku. Mody amerykański dziennikarz przyjeżdża do Paryża w poszukiwaniu sensacyjnego tematu na reportaż: zamierza zrobić wywiad z emerytowanym katem.

Dobry głos w dyskusji nad tzw. karą śmierci, która tak naprawdę wcale nie jest karą.


86. Ślady (Małecki Jakub [pisarz])
Wspaniała książka. O śladach, jakie życie zostawia w nas, a których nie można zapomnieć ani zlekceważyć. I o śladach jakie my zostawiamy w życiu innych. O tym, jak nasze ścieżki, ślady naszych działań, zazębiają się ze sobą, przecinają, o nieznanym i niechcianym wpływie tego, co robimy na życie wokół, na losy jednostek, grup, całych społeczności. A wszystko kończy się zawsze tak samo, niezależnie od tego, jak bardzo ktoś szarpie się z życiem, buntuje, czy wręcz przeciwnie - płynie z prądem dla zmniejszenia wysiłku.

I równie świetny język - bez egzaltacji, wykrzykników, oszczędny, prosty, ograniczony do czystego opisu, przez tę wstrzemięźliwość trafiający w sedno problemu.

Dawno nie zdarzyła mi się książka, która zrobiłaby na mnie tak duże wrażenie. Pochłonęłam w jeden dzień. Bardzo polecam!


85. Felicia zaginęła (Horst Jørn Lier)
Druga w kojelności książka z serii o komisarzu Wistingu. Dwa morderstwa młodych kobiet: jedno sprzed dwudziestu pięciu lat, drugie współczesne. Wszystko zgodnie ze sztuką pisania kryminału, choć akcja po skandynawsku toczy się nieco powolnie. Wiem, że za chwilę nie będę w ogóle pamiętać wątku kryminalnego. Zapamiętam postać komisarza, jego stosunek do żony, współpracowników, do swojej pracy. Czytam współczesne kryminały jak powieści obyczajowe. Może dlatego nie zadowalają mnie te staroświeckie, gdzie autorzy skupiali się na intrydze, a nie na prywatnym życiu policjantów i detektywów.

Ogólnie książka poprawna, ale nie porywa.


84. Brunatna kołysanka: Historie uprowadzonych dzieci (Malinowska Anna)
Historie dzieci odebranych w czasie II wojny światowej przez Niemców rodzicom z terytoriów podbitych, w ramach programu Lebensborn - wzbogacania narodu niemieckiego o wartościowe rasowo jednostki.

To chyba był ostatni dzwonek na spisanie tych opowieści - ludzie z pokolenia urodzonego w latach 30. i 40. XX wieku zaczynają odchodzić. Ich rodziców nie ma już dawno. A są to historie bardzo poruszające. Stawiają pytania o tożsamość, konieczność i sens jej poszukiwania. Bo ile historii, tyle podejść do problemu: są tacy, którzy przez całe życie poszukują swoich korzeni, są i tacy, którym jest to zupełnie obojętne, albo nie chcą wiedzieć, nie chcą zmieniać swojego życia, nawet jeśli wiedzą, że byli dziećmi adoptowanymi z innego kraju, z innej kultury. A pośrodku - cała gama postaw. Jedno jest tylko zawsze prawdziwe: takie doświadczenie zostawia piętno na cale życie. Trzeba z nim żyć, ale nie jest to łatwe ani dla pozbawionego dzieciństwa dziecka, ani dla jego bliskich, nawet tych urodzonych całe lata po wojnie.

Tyle nieszczęść, samotności, traum ciążących nad całym życiem. Tyle pytań bez odpowiedzi.

Wynarodowienie dzieci zostało uznane za zbrodnię przeciwko ludzkości i nie przedawnia się. Dla emocji ofiar Lebensbornu nie ma to żadnego znaczenia. Samotność boli wciąż tak samo.


Październik

83. Mężczyźni objaśniają mi świat (Solnit Rebecca)
Dziewięć esejów o tematyce kobiecej, pisanych z punktu widzenia jednocześnie naukowca i działaczki ruchu feministycznego. Dotykają największych bolączek naszej rzeczywistości: autorytarnego patriarchatu, uprzedmiotowienia kobiety, lekceważenia jej w życiu publicznym i wypychania z niego, nierówności społecznych, przemocy o wszelakich obliczach.

Bardzo ważna i potrzebna książka.


82. Tak sobie myślę...: Dziennik czasu choroby (Stuhr Jerzy)
Zapiski z okresu chorowania na raka, chemio- i radioterapii. Zdumiewająco mało pisze Stuhr o chorobie, wiele o tym, co go interesuje i dotyka: o kulturze, teatrze i filmie, o polityce i obyczajach, o rodzinie. Wspomina, porównuje, ocenia. Widać, kiedy ma "gorsze" dni. Dużo narzeka na zdziczenie zachowania, na zepsucie stosunków międzyludzkich w Polsce, ale nie użala się nad samym sobą. Całość ma wydźwięk zdecydowanie optymistyczny, i to nie dlatego, że autor przeżył i wrócił do zawodu, ale właśnie dlatego, że przez cały czas starał się trzymać pion, pracować nad własnymi myślami, nie dopuszczać niepotrzebnego czarnowidztwa. Dał sobie rok na wyjście z choroby i przez ten rok nie wymagał od siebie dokonywania cudów, obserwował własny organizm, jego reakcje na terapię, pracował nad cierpliwością i pokorą. Wielką pomocą była dlań wiara w to, że przyszłość istnieje - wiara nie tylko rodziny, ale i lekarzy, widzów, kolegów-aktorów. To podnosi na duchu i pozwala znieść okresy samopoczucia beznadziejnego.

Pozycja dla każdego.


81. Mężczyzna, który gonił swój cień (Lagercrantz David)
Kontynuacja cyklu Millenium Larssona. Jak na kontynuację może być, ale to taka książka, którą zapomnę po tygodniu. Z rzeczy ciekawych a prawdziwych - eugeniczne pomysły we współczesnej Szwecji. Ale kto czytał Higieniści: Z dziejów eugeniki (Zaremba Bielawski Maciej (Zaremba Maciej)) , ten się specjalnie nie zdziwi.


80. Lem: Życie nie z tej ziemi (Orliński Wojciech)
Biografia wielkiego pisarza napisana przez jego fana. Nie jest to jednak laurka, ale solidna, udokumentowana praca. Lem jako pisarz, jako człowiek, jako przyjaciel i członek rodziny. Dla miłośników prozy Lema i dla osób zwyczajnie ciekawych go jako człowieka - pozycja obowiązkowa.

"Lem uważał, że homo sapiens to taki rodzaj małpoluda, który cokolwiek wynajdzie - wszystko jedno, kamień łupany czy kosmolot - w pierwszej kolejności używa tego do zrobienia krzywdy bliźniemu swemu". (390)


79. Serca Atlantydów (King Stephen (pseud. Bachman Richard, Evans Beryl))
King w najlepszej formie.

Książka zaklasyfikowana jest jako zbiór opowiadań, choć pierwsze ma prawie 270 stron, czyli więcej niż niejedna powieść. Wszystkie łączą postacie głównych bohaterów, wydarzenia toczą się na przestrzeni 40 lat, w pierwszej opowieści bohaterowie mają po 11-14 lat, w ostatniej - ponad 50. To ważne, bo jednym z wiodących motywów jest wpływ przeżyć z dzieciństwa na dorosłe życie; drugim: wojna w Wietnamie i jej odległe skutki. A poza tym, jak to u Kinga: problem odpowiedzialności, winy i kary, dojrzałości, pracy nad sobą. Co ciekawe, poza pierwszą opowieścią nie ma w książce w ogóle ingerencji sił nadprzyrodzonych. Czyli dla wielbicieli horrorów to żadna gratka, natomiast dla miłośników prozy psychologicznej - duża. Bo największym horrorem okazują się być działania innych ludzi.


78. Jak czytać architekturę: Najważniejsze informacje o stylach i detalach (Davidson Cragoe Carol)

Bardzo skrótowo podane najważniejsze informacje o tym, jak patrzeć na budynki i dostrzegać charakterystyczne elementy, informujące o ich stylu i funkcji. Przewodnik nie tylko opisuje, jak wiele mu podobnych, różnice pomiędzy epokami i poszczególnymi porządkami architektonicznymi, ale koncentruje się na detalach: dachach, wieżach, oknach, schodach, a także materiałach używanych w budownictwie. Każdy omawiany przykład ilustrowany jest rysunkiem lub zdjęciem. Książka jest pięknie wydana, ale z uwagi na mały format obrazki najlepiej oglądać przez lupę.


77. Jak likwidowałam dom moich rodziców (Flem Lydia)

Proza autoterapeutyczna. Dokładnie o tym, o czym mówi tytuł.

Autorce zmarł ojciec, krótko potem matka. Pozostał dom wypełniony przedmiotami i wspomnieniami z dzieciństwa i długich lat dorosłości autorki oraz, jak się okazało, utrwalonymi w dokumentach i zdjęciach wspomnieniami rodziców autorki z ich własnej przeszłości. Lydia Flem opisuje każdy szczególik, robi długaśne listy przedmiotów, i skojarzeń, formułuje niekończące się szeregi retorycznych pytań, dotyczących każdego przedmiotu: bibelotu, ubrania, zastawy; reaguje nie tylko emocjonalnie co zrozumiałe, ale przesadną egzaltacją. Wyważa otwarte drzwi i spisuje stareńkie truizmy niczym prawdy objawione tylko jej.

"Byłam jedynaczką, nie miałam starszego ani młodszego rodzeństwa. Tak było za życia rodziców i tak pozostało". (31)
Odkrywczość obydwu powyższych zdań wali po oczach. Pełno tam czegoś podobnego.

Gdyby nie to, że książeczka ma niewiele ponad 100 stron, nie skończyłabym jej. Nie cierpię takiego pisania dla samego pisania. Proza terapeutyczna nie wywołuje we mnie żadnych emocji, tylko złość i rozczarowanie.


76. Nemezis (Roth Philip)
Jest lato roku 1944. Na świecie trwa II wojna, a w amerykańskim miasteczku Newark zaczyna się epidemia polio, choroby na którą nie ma lekarstwa, nie ma szczepionki i nawet lekarze nie wiedzą, jaką drogą się przenosi. Młody, dwudziestotrzyletni Bucky Cantor, którego dziś określilibyśmy mianem trenera bądź nauczyciela wuefu, bardzo przeżywa swoją pierwszą pracę, a jeszcze bardziej pierwszą miłość.

Sam tytuł każe spodziewać się tragedii. Wojna i epidemia to już wystarczające kataklizmy, jednak naprawdę przejąć się nimi można, patrząc z perspektywy jednostki, jej bólu i straty. Postać Bucky'ego nakreślona świetnie - obowiązkowy, solidny, sumienny, poważny. Czuje się odpowiedzialny nawet za to, na co nie ma wpływu; za przypadek, za wadliwą konstrukcję świata. W specyficzny sposób pojmuje bohaterstwo i rzetelność. Nie uszczęśliwia tym nikogo, a już najmniej samego siebie. To, co uważa za tryumf silnej woli, jest faktycznie jego życiową klęską.

Świetna książka.


Wrzesień

75. Niepamięć (Stelar Marek (właśc. Biernawski Maciej))
Inspektor Suder, szczeciński policjant w średnim wieku, bierze udział w skomplikowanej akcji łapania przemytników kokainy. Nie mniej skomplikowane jest jego życie osobiste: lawiruje między żoną a kochanką, nie potrafi pogodzić się z faktem, że jego szesnastoletnia córka nie jest już dzieckiem. A potem dzieje się coś, co sprawia, że Suder traci pamięć....

Tak zwana "męska proza". Suder nie jest ideałem; wpisuje się w popularną obecnie w powieściach kryminalnych tendencję - bohater skonstruowany jest tak, żeby czytelnik lubił go pomimo wad i ułomności; staje się przez to bardziej "ludzki". Książka dobra, chętnie przeczytam kontynuację, ale debiutanckiemu "Rykoszetowi" tegoż autora jednak nie dorównuje.


74. Kantyczka dla Leibowitza (Miller Walter M.)
Post-apo.
W świecie po zagładzie nuklearnej ci, którzy przeżyli próbują żyć dalej i po trochu odbudowywać cywilizację. Rzecz dzieje się, sądząc z nazewnictwa, w niegdysiejszych Stanach Zjednoczonych, ale na całej Ziemi jest tak samo: grupki ludzi egzystujące w warunkach porównywalnych z epoką przed średniowieczem oraz katolickie klasztory, gdzie zgromadzono resztki ("memorabilia") cywilizacji i gdzie życie przypomina to, przed rewolucją techniczną: mnisi umieją czytać i pisać, znają łacinę, wytwarzają sami proste przedmioty, lekarstwa, tworzą nawet sztukę w rzadkich wolnych chwilach. Co ciekawe: kataklizm przetrwała Biblia, sądząc z licznych cytatów i rozmów mnichów, bez uszczerbku. O innych świętych księgach nic nie wiadomo.

Powieść podzielona jest na trzy części: świat kilkaset lat po zagładzie (znanej "Opadem", które to słowo mnisi z części pierwszej interpretują jako imię demona zniszczenia); epoka odrodzonej cywilizacji odpowiadająca mniej więcej czasom szeroko pojętego renesansu; czasy wysoko rozwiniętej cywilizacji technicznej - ludzie latają w kosmos, zasiedlają inne planety i, oczywiście, znów maja broń nuklearną. Dzieje zatoczyły koło.

Książka powstała w latach 50. XX wieku, w czasie zimnej wojny, lecz jest ona, niestety, przerażająco aktualna i dziś. Technologia bowiem idzie do przodu, a mentalność ludzka i napędzające ludzi ambicje, żądze i pragnienia pozostają niezmienne.

Profetyczne przesłanie powieści, ostrzeżenie dla ludzkości jest fascynujące. Zgrzyta mi natomiast brak równowagi: Kościół Katolicki przetrwał zupełnie bez szwanku (biorąc pod uwagę postapokaliptyczne realia), najważniejsze jego święte pisma nie uległy zagładzie, chociaż bezpośrednio po katastrofie, w buncie przeciwko źródłom nieszczęścia spalono wszystkie książki i zniszczono wszystko, co oparło się wojnie. Ba, powstał nawet Nowy Rzym, cała struktura hierarchiczna Kościoła jest taka sama, jaka była w latach powstawania książki. I, oczywiście, Kościół jest tą siłą, która przeciwstawia moralność pazerności i bezwzględności reszty ludzkości. Potem doczytałam, że autor był świeżo nawróconym na katolicyzm konwertytą.

Mimo to warto przeczytać.


73. Pusta kołyska (Higgins Clark Mary)
Nieco staroświecki kryminał medyczny. Staroświecki, bo aż dziwnie się dziś czyta opis całkiem współczesnego życia (lata 80. XX wieku), ale bez możliwości natychmiastowej komunikacji telefonicznej; a poza tym technologia medyczna poszła solidnie do przodu. Jednak problem etyczny jest wciąż aktualny. Wszelkie zabiegi i eksperymenty na żywych organizmach dokonywane bez zgody pacjenta są i dziś obłożone anatemą. Bohater negatywny nieco za bardzo psychopatyczny.


72. Mama odeszła (Oates Joyce Carol (pseud. Smith Rosamond))
Rok z życia trzydziestolatki której matka została nagle brutalnie zamordowana. Powieść obyczajowa z wyższej półki. Miała być wstrząsająca; okazała się zaledwie dobra. Porównania Oates z Axelsson są solidnie na wyrost.


71. Wyszłam za komunistę (Roth Philip)
Ale mnie wymęczyła ta książka! I nie pomogło, że to wciąż ten sam doskonały styl Rotha, a postacie też bardzo dobre. Jak na moją wytrzymałość za dużo tu odniesień do polityki, dobrze chociaż, że odległej o ponad pół wieku. Ira Ringold nawet gdy kocha, to sercem wciąż należy do Partii Komunistycznej.

Cała "Trylogia amerykańska" cechuje się podobnym schematem: na kanwie losów jednostki (zawsze tragicznych, choć w różny sposób) Roth pokazuje obraz stosunków społecznych w Stanach w danej epoce. W świetnej "Amerykańskiej sielance" córka "Szweda" wybiera drogę rujnującą spokojną, budowaną przez dwa pokolenia egzystencję jej rodziny; w genialnej "Ludzkiej skazie" Coleman wikła się w sieć własnych kłamstw, stając się w końcu ich nieoczekiwaną ofiarą; w środkowym tomie trylogii Ira Ringold ucieka od prozy życia w nieudane małżeństwo, a Sylphid, córka jego żony Evy, zdolnościami do destrukcji rodziny trochę przypomina mi Merry, córkę "Szweda". Ira to postać po "rothowemu" fatalna: nie znajduje spełnienia ani w pracy, ani w małżeństwie, ani w działalności politycznej.


70. Jeszcze jeden oddech (Kalanithi Paul)
Wspomnienia neurochirurga z lat studiów, pracy, a w końcu z czasu choroby nowotworowej, która go w końcu zabiła. Cały czas był, jako lekarz, świadom zagrożenia i szybkości rozwoju raka. Również refleksje nad sensem życia i śmierci, nad stosunkiem lekarza i samego chorego do choroby i umierania. Książkę kończy posłowie żony autora.

Kilka słów o książce: Z pasją do końca


69. Helisa (Elsberg Marc (właśc. Rafelsberger Marcus))
Czytadło z ambicjami. Wizja manipulacji genetycznych na bardzo szeroką skalę. Nie jest ona, niestety, nieprawdopodobna.

Podobnie jak Atwood w trylogii Madaddam Elsberg sugeruje, że rodzaj ludzki zniszczy sam siebie, przez własną głupotę, bezmyślność i pazerność. Narzędzia do tego konstruujemy sami.


68. Świat Rocannona (Le Guin Ursula K. (Le Guin Ursula Kroeber))
Pierwsza część cyklu "Hain". Wstęp broni się jako świetne, samodzielne opowiadanie. Całość toczy się bardzo niespiesznie, koncentruje wokół jednego wątku - poszukiwania miejsca pobytu "rebeliantów" - i pełna jest dokładnych opisów planety. Idea rozwoju bohatera podana jest w jednym zdaniu na końcu książki. W porównaniu z Ziemomorzem, zachwycającym i przesłaniem, i wykonaniem, "Świat Rocannona" rozczarowuje. Może kolejne części będą lepsze?


Sierpień

67. Cisza: Opowieść o tym, dlaczego straciliśmy umiejętność przebywania w ciszy i jak ją odzyskać (Kagge Erling)
Krótkie refleksje na temat potrzeby ciszy w obecnych, pełnych hałasu i zgiełku czasach. Nawiązują do znanych filozofów, myślicieli, ale te do sytuacji z codziennego życia. Wołanie o zatrzymanie się w biegu i posłuchanie samego siebie.


66. Ciemna rzeka (Indriðason Arnaldur)
Kryminał islandzki czyli mroczno, zimno, a do tego trup. Dochodzenie w sprawie morderstwa prowadzi tym razem pani komisarz Elinborg, przy okazji poznajemy więc jej problemy rodzinne. Brakuje mi jednak komisarza Erlendura, który był motorem napędowym tej serii.


65. Ludzka skaza (Roth Philip)
O wyrzeczeniu się własnej tożsamości i życiu w kłamstwie i z niemożliwym do wyjawienia sekretem przez następne kilkadziesiąt lat. Ale też o tym, co narzuca człowiekowi społeczeństwo, w którym żyje, jak kształtuje jego ambicje i postrzeganie świata. O nieuniknionym wpływie wielkiej polityki na małych ludzi. O zazdrości, zawziętości, nienawiści, niespełnieniu i o sile plotki, którą niemożliwe jest zatrzymać gdy już pójdzie w świat.

Świetna proza, nie dziwię się, że Roth jest typowany do literackiego Nobla.
Multum skaz


Przypomnij mi, kim jestem (Thomas Matthew)
Porzucam tę książkę po 177 stronach z 579. Nic mnie nie obchodzą dalsze losy opisywanej rodziny. Właśnie opisywanej, a nie portretowanej - z trudem brnę przez całe stronice narracji typu: w tym okresie robili to, po kilku latach tamto; kiedyś robił coś tam, ale potem przestał zaczął coś innego; po kilku miesiącach, po roku, po latach. Czułą to, tamto, owamto. Opisywanie emocji, zamiast ich przedstawiania w sytuacjach czy dialogach. Łopatologia. I styl też jakiś miałki, może po "Źródle" tak to odbieram.


64. Źródło (Rand Ayn (właśc. Rosenbaum Alissa))
Książka zrobiła na mnie duże wrażenie. To jedna z tych, które zostają w pamięci na długo.
O tym, jak cel nie uświęca środków
Źródło - cytaty


Lipiec

63. Królowa Śniegu (Klejzerowicz Anna)
Wyjątkowo mroźna zima. W niewielkiej miejscowości na Pomorzu seryjnie zamarzają w rowach drobni lokalni pijaczkowie. Jest ich tak wielu, że już nawet niechętna rozdmuchiwaniu sprawy policja nie uważa, że to zwykły przypadek. Okazuje się, że dwadzieścia lat wcześniej w tej samej okolicy miała miejsce podobna seria zamarznięć. A gdy pogrzebie się w jeszcze odleglejszej przeszłości, mogą obudzić się prawdziwe upiory...

Akcja stanowi dla autorki tło do ogólniejszych rozważań nad ludzką naturą.


62. Zakazana psychologia: Nauka kultu cargo i jej owoce (Witkowski Tomasz)
W tym tomie Witkowski piętnuje szalbiercze i oszukańcze pseudo-terapie, jakich pełno nie tylko w psychologii. To są konkrety, przez co książka jest lepsza niż pierwsza część, gdzie "wyżywał się" ogólnie na różnych działach psychologii. Bardziej przystająca do rzeczywistości. W dalszym ciągu jednak drażni mnie manieryczne kreowanie się autora na guru prawdy i jedynego sprawiedliwego, przynajmniej na niwie rodzimej.

Pseudonauka szerzy się w tempie zastraszającym. Na bazie lenistwa umysłowego, ignorancji i niechęci do uczenia się, a także oczekiwania na łatwe rozwiązania czy wręcz cuda, szarlatani nie tylko zbijają własne fortuny, ale krzywdzą ludzi. Potrzebne jest pokazywanie takich praktyk, potrzebna jest edukacja. Obawiam się jednak, że Witkowski jest po pierwsze niszowy, po wtóre kontrowersyjny (dla własnego środowiska), ma mały zasięg oddziaływania. Sam o tym zresztą pisze.

Jednak warto przeczytać.


61. Zaginione miasto (Klejzerowicz Anna)
Kolejne śledztwo Emila Żądło, jak zawsze nie tylko z intrygą kryminalną, ale i tajemniczą historią w tle. Tym razem wątek historyczny przenosi czytelnika w głębiny amazońskiej dżungli i podróżników poszukujących zagubionego miasta Inków. Sporo tu też krytycznego spojrzenia na współczesne społeczeństwo i jego wartości, a raczej ich brak. Na osłodę - niezawodny rudy kot Bolero. Koty łączą ludzi, to wiadoma rzecz! :)


60. Magia rzeczywistości: Skąd wiemy, co jest prawdziwe (Dawkins Richard)
Absolutnie genialna książka dla starszych dzieci, młodszej młodzieży i niedouczonych humanistów ciekawych świata. Dawkins prostymi słowami wyjaśnia wszystko: pochodzenie i budowę wszechświata, pochodzenie życia i ewolucję gatunków, budowę wszystkiego co żyje i przyrody nieożywionej, rolę słońca i szanse na istnienie zamieszkałych planet, przyczyny powstawania trzęsień Ziemi, rolę przypadku w życiu człowieka i wiarę w magię i cuda. Mówi jednak, że na kwarkach się nie zna... ;)

Polecam każdemu.


59. Pochwała powolności: Jak zwolnić tempo i cieszyć się życiem (Honoré Carl)
Mam tak zwane mieszane uczucia.

Sama idea zwolnienia tempa, doświadczania przyjemności życia poprzez wyeliminowanie niepotrzebnego pośpiechu, który tę przyjemność niszczy, jest mi bliska; nie chodzi o szybkość, ale o jakość. A jeśli szybkość przesłania wszystko i staje się jedynym kryterium zastępującym wszystkie inne, to sytuacja jest niezdrowa. Nie chcę tak żyć. Zwalniam.

Autor podaje mnóstwo przykładów spowolnienia tryby życia: należy wolniej jeść, poruszać się, uprawiać seks, czytać, słuchać muzyki, pracować, odpoczywać, wychowywać dzieci. Ale zbytnie spowalnianie, podobnie jak zbytnie przyspieszanie, prowadzi do ekstremów. Honoré płynnie przechodzi od zbyt szybkiego przyjmowania pacjenta przez współczesnych lekarzy, do medycyny alternatywnej; od szalonego wyścigu szczurów zaczynającego się już w przedszkolach, do całkowitej rezygnacji ze szkoły i uczenia dzieci w domu. Powolność przez duże "P" staje się dla autora czymś w rodzaju fetysza.

Książkę warto przeczytać, zachowując jednak dystans i zdrowy rozsądek.


58. MaddAddam (Atwood Margaret)
Trzecia część cyklu.

Być może mam przesyt Atwood, bo ciężko mi się to czytało. Pod względem formalnym wszystko jest jak trzeba: wszystkie wątki zostały praktycznie pozamykane, wydarzenia z przeszłości opowiedziane z jeszcze innych punktów widzenia niż w poprzednich dwóch tomach, a dla ludzkości pozostawiono nadzieję. Jednak wydarzeń przewidywalnych jest w tej części najwięcej. I nie ma już tej świeżości i niepewności losu ludzkiego, jakie charakteryzowały dwie pierwsze części trylogii. Kończąca powieść wolta też jest do przewidzenia, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę historię cywilizacji. Całość dobra, ale nie odkrywcza.


57. Rok potopu (Atwood Margaret)
Druga część trylogii MaddAddam.

Okazuje się, że nie wszyscy przedstawiciele gatunku ludzkiego zginęli na skutek zarazy. Wydarzenia z części pierwszej ("Oryks i Derkacz") przedstawione są tutaj z punktu widzenia członków sekty Bożych Ogrodników, dzięki czemu znakomicie uzupełniają pierwszy tom. Podobnie jak w części pierwszej, część wydarzeń mających miejsce przed katastrofą to już dziś nie fikcja literacka, a fakty. A planeta po katastrofie świetnie radzi sobie bez gatunku homo (podobno) sapiens.

Co będzie dalej?


56. Oryks i Derkacz (Atwood Margaret)
Postapokalipsa, czyli świat po katastrofie. Jedyny (pozornie) człowiek, który przetrwał zagładę, borykając się z trudnościami codzienności wspomina swoje życie. Oczywiście wiele jest podobieństw do rzeczywistości, w której żyjemy, przerażające jednak jest to, ze najgorsze cechy ludzkie prowadzące do katastrofy - chciwość, bezmyślność, brak empatii, przekonanie o własnej wyższości - występują obficie wśród ludzi decydujących o losach całych społeczności. Na co dzień możemy też obserwować, z jednej strony chęć decydowania o losach innych i próby głębokiej ingerencji w prawa natury, z drugiej bierność, lenistwo umysłowe i łatwe poddawanie się prostym opisom świata. Książka wydaje się straszliwie profetyczna.


55. Oszukana (Link Charlotte)
Trzy współczesne zbrodnie i wypadek sprzed trzynastu lat. Czy coś łączy te wydarzenia? A przy okazji, jak to u Link, wiele problemów społecznych: osamotnienie wyobcowanie ze środowiska, alkoholizm, opieka nad niepełnosprawnym członkiem rodziny, uzależnienie emocjonalne od drugiego człowieka, skuteczność resocjalizacji w systemie penitencjarnym,
marginalizacja bezrobotnych, rasizm... I niesamowita, mroczna atmosfera, działająca na czytelnika już od pierwszych stron. Trochę mnie denerwowało to, że niektóre bohaterki wciąż popełniają ten sam błąd: stają same do walki z groźnym przestępca, nie wzywając pomocy, ba, nie powiadamiając nikogo o swoich zamiarach. Ale i tak warto przeczytać. To jedna z lepszych powieści autorki.

Mam zastrzeżenia do pracy tłumaczki: po co używa skrótów Mr i Mrs, zamiast polskich słów Pan i Pani? Dlaczego dziecko mówi mum/mummy i dad/daddy, zamiast mama i tata? Pozostawiono wiele anglicyzmów, takie pierwsze skojarzenia (n, kooperacja zamiast współpraca i nie mówimy tu o zakładach pracy, a o pojedynczych ludziach. Nagminne stawianie cząstki "się" przed czasownikiem w orzeczeniach imiennych, i to w narracji odautorskiej, a nie w dialogach.


54. Gniazdo żmij: Rzecz o laborantach z Karkonoszy (Woźniak Magdalena)
Króciutka opowieść o karkonoskich zielarzach żyjących w XVIII wieku pod panowaniem pruskiej dynastii Hohenzollernów. Właściwie zarys powieści, 117 stron kieszonkowego formatu. Ale znalazło się tu miejsce na wszystko, co w dobrej powieści być powinno: miłość, zazdrość, ambicja, polityka, a take pięknie dopracowane obyczaje z epoki i ładny język. Mam nadzieję,że autora rozwinie kiedyś tę książeczkę w pełnowymiarowa powieść, bo warto.


53. ...i wieloryb wysadził Jonasza na ląd: Czy biblijne cuda z udziałem zwierząt mogły zdarzyć się naprawdę? (Dröscher Vitus B.)
Zoolog i etolog, uznany autorytet w swojej dziedzinie, wyjaśnia "cuda" z udziałem zwierząt opisane w Biblii. Wszystkie pozornie nieprawdopodobne wydarzenia, począwszy od starotestamentowych plag egipskich, po wielki połów ryb w jeziorze Genezaret opisany w Nowym Testamencie, da się wyjaśnić na gruncie współczesnej wiedzy biologicznej. Imponujące jest, że autorzy Starego Testamentu potrafili tak dokładnie zaobserwować i opisać występujące wokół nich zjawiska przyrodnicze, choć nie mając odpowiedniej wiedzy, ani narzędzi badawczych interpretowali je jako zjawiska nadnaturalne.

Dla mnie trochę denerwujące było ciągłe podkreślanie przez autora własnej wiary: samo zjawisko nie jest "cudem", da się je wyjaśnić na gruncie nauki, ale cudem jest to, że Pan tak ukształtował okoliczności, że mogło ono mieć miejsce. Mimo to książeczka (160 stron zaledwie) jest warta poznania. Dröscher zawsze staje po stronie zwierząt, nie zgadza się na krzywdzenie ich, to też jest wielką wartością każdej z jego książek.


Czerwiec

52. Co czytali sobie, kiedy byli mali? (antologia; Świerżewska Ewa, Mikołajewski Jarosław, Bralczyk Jerzy i inni)
Rozmowy z ludźmi kultury, sportu, biznesu, nauki na temat ich lektur z dzieciństwa. Urocza książka, przypominająca wiele tytułów, które niegdyś każdy czytał, choć z biegiem lat nierzadko zapomniał. Bardzo ładnie dopracowana graficznie - wspomnieniom towarzyszą okładki tych wydań poszczególnych tytułów, które mieli w rękach rozmówcy, często zamieszczane są ilustracje z tamtych, starych wydań.


51. Obcy w obcym kraju (Heinlein Robert Anson)
Z rozmachem napisana opowieść o tym, że to co obce, wcale nie jest obce, jeśli się dobrze przyjrzymy. Oraz o tym, że człowiek potępi i odrzuci obcość jedynie na podstawie wyglądu i powierzchownej oceny, odrzuci nawet to, co przysięgał kochać i akceptować, jeśli zobaczy to w obcym sztafażu.

Klasyka SF. Na Ziemię przywieziony zostaje "Człowiek z Marsa", potomek uczestników niegdysiejszej, zaginionej ziemskiej ekspedycji. Człowiek, bo jest dzieckiem mężczyzny i kobiety, ale wychowany przez przedstawicieli kultury tak odmiennej od naszej, że wszelkie próby zrozumienia przez niego zawiłości rządzących ludzkimi społecznościami spełzają na niczym. A jednak z czasem...

Książka stanowi też swoisty pamflet na przywary i słabostki ludzi, a przede wszystkim na religie i ich wpływ na ludzką obyczajowość i stosunek do innych. Również do "obcych". Ciekawie się to czyta dziś, gdy nasilają się nastroje anty-obce, gdy wszystko, co odmienne jest natychmiast odrzucane, bez próby przyjrzenia się, czy aby nie jest to druga strona tego, czym sami jesteśmy. A dzieje się to tak szybko, że na głębszą analizę nie starcza czasu. Współczesna ludzkość gotowa byłaby gołymi rękami zabić nawet Mesjasza, gdyby powrócił w przebraniu "obcego". Dominują w ludzkich ocenach stereotypy, ogólniki i płytkie intelektualnie, ale mocno emocjonalne reakcje. Pod tym względem Heinlein jest wręcz profetyczny.


Ocenę obniżam za zdanie ze strony 459: "W dziewięciu przypadkach na dziesięć, jeżeli dziewczyna zostaje zgwałcona, sama jest sobie winna".


50. Wyjątkowi (Wolitzer Meg)
Bardzo dobra obyczajówka z kawałkiem współczesnej historii Stanów Zjednoczonych w tle.

Jest pierwsza połowa lat 70. XX wieku. Na wakacyjnym obozie dla uzdolnionych twórczo nastolatków spotyka się sześć osób, które blisko się zaprzyjaźniają i zawiązują specyficzną grupę: Wyjątkowych. Mają bowiem po 15-16 lat i są zdecydowanie wyjątkowi - będą przenosić góry samymi myślami i zmieniać świat. I wszystko będzie im się zawsze układać tak, jak chcą. Po roku trafiają ponownie na kolejny turnus, umacniając się wzajemnie w przekonaniach o własnych możliwościach. A potem czas mija, życie toczy się własnym torem, przynosząc niespodzianki nie zawsze przyjemne i buńczuczna, nastoletnia wyjątkowość ustępuje miejsca dorosłemu borykaniu się z codziennością i przyziemnymi problemami.

Książka kończy się, gdy jej bohaterowie mają sporo ponad 50 lat. Dobrze skonstruowane postacie, wiarygodność psychologiczna, brak wpadek językowych. Warto przeczytać.


49. Trupia Farma: Sekrety legendarnego laboratorium sądowego, gdzie zmarli opowiadają swoje historie (Bass Bill, Jefferson Jon)
Świetna książka! Przede wszystkim o pracy antropologa sądowego, ale też o żmudnym dochodzeniu do biegłości w tej dziedzinie, o szkoleniu studentów, o współpracy z policją, z rodzinami ofiar zbrodni, z przedstawicielami nauki i zawodów prawniczych. I o krytyce, jakiej czoła wielokrotnie musieli stawiać założyciele i pracownicy "Trupiej farmy."

Każdy rozdział szczegółowo zajmuje się przynajmniej jedną sprawą wyjaśnioną dzięki pracy antropologów sądowych. Tytuł trochę prowokacyjny, jeśli bowiem ktoś szuka sensacyjnych opisów rozkładających się zwłok, niewiele tu takich znajdzie; znajdzie za to rzetelną i naukowo udokumentowaną analizę poszczególnych stadiów rozkładu, przedstawione nie celem epatowania czytelnika sensacją, ale wytłumaczenia praw biologii i metod działania badaczy.

Przy okazji Bass wspomina od czasu do czasu o swoim życiu prywatnym, nie stroni od dowcipu, autoironii. To bardzo sympatyczny narrator.


48. Kot Bob i jego podarunek (Bowen James)
Trzecia już książka z serii opowieści o kocie Bobie i tym, jak uratował Jamesa przed stoczeniem się. Siłą rzeczy, niektóre wątki muszą się powtarzać. Jednak kot Bob ratuje tę książkę. Jak zwykle.


47. Terror (Simmons Dan)
Zbeletryzowana opowieść o ostatniej wyprawie Johna Franklina z 1948 roku, mającej na celu odkrycie tzw. Przejścia Północno-Zachodniego, czyli drogi morskiej z Europy do Azji przez Morze Arktyczne.

Niesamowicie dopracowana książka. Simmons sprawdził wszystkie możliwe do sprawdzenia fakty (powieść z bibliografią na końcu!), dołączył mity i wierzenia Innuitów, osadził wymyślone dialogi w realiach epoki (bohaterowie czytają Dickensa i Lyella, znają osobiście Darwina, ktoś tam nawet pływał na Beagle, przyjaźnią się z Charlesem Babbagem). Przestudiował dogłębnie zasady szeroko pojętego takielunku, rodzaje lodu i jego zachowania na morzu, fizykę wiania wiatrów. O psychologii relacji wśród ludzi odciętych przez lata od cywilizacji nawet nie wspomnę. A czyta się to jednym tchem i po 650 stronach człowiek jest zasmucony, że to już koniec.

Zwraca uwagę przemiana głównego bohatera, jego postawy wobec najważniejszych wartości w życiu. Piękne, niosące optymizm zakończenie.

Majstersztyk.


46. Cień pisarza (Roth Philip)
Młody, egzaltowany, początkujący pisarz odwiedza swojego idola, starzejącego się, egzaltowanego, wziętego pisarza i wykładowcę akademickiego. Wraz z tym drugim mieszka jego również starzejąca się, egzaltowana żona, a z wizytą przebywa młoda dziewczyna, jego była studentka, zapatrzona w mistrza i - o dziwo! - potwornie egzaltowana mitomanka. Wszystko obficie podlane żydowskim sosem i bolesnymi retrospekcjami.

Cieniutka książeczka, a umęczyłam się jak przy kopaniu rowów zimną. I świetny styl Rotha nie pomógł; nie kupuję konwencji, nie przemawiają do mnie postacie.


Maj

45. Sześć lat: Pożegnanie z siostrą (Link Charlotte)
Zapis umierania ukochanej siostry, a zarazem najbliższej przyjaciółki autorki .

Siostra Charlotte Link, młodsza od niej samej o rok, zachorowała w wieku lat 23 na ziarnicę złośliwą. Została wyleczona, założyła rodzinę, realizowała się zawodowo. Zwykłe, szczęśliwe życie. Po 18 latach nowotwór znów zaatakował, tym razem w postaci raka jelita. Lekarze po postawieniu diagnozy dawali pacjentce rok, góra dwa lata życia. Przeżyła jeszcze sześć lat.

Charlotte Link nie jest lekarzem, nie ma nawet przygotowania medycznego. Opisuje sytuację siostry z punktu widzenia medycznego laika, najbliższej osoby, członka rodziny chorego. Pokazuje jak choroba wpływa na całą rodzinę, jak niszczy psychicznie wszystkich wokół osoby chorej, jak zmienia perspektywę i skalę wartości. Przerażający jest obraz służby zdrowia w Niemczech XXI wieku: powszechny brak empatii, obojętność, nierzadko pogarda dla pacjenta. Jedno życzliwe słowo buduje i pomaga przetrwać, jedno okrutne czy bezmyślnie rzucone - odbiera nadzieję na długie miesiące, dołuje, wpędza w depresję. Błędnie postawiona diagnoza potrafi odebrać chęć walki.

To książka bardzo szczera i osobista. Zero krygowania się, sztuczności, koloryzowania. Zero znieczulenia czy taryfy ulgowej dla czytelnika. Polecam zainteresowanym tematyką.


44. Cyfrowi rodzice: Dzieci w sieci – jak być czujnym, a nie przeczulonym (Uhls Yalda T.)
Po części poradnik dla rodziców dzieci, które szybciej nauczyły się obsługiwać tablet, niż wiązać buty; po części zapis doświadczeń autorki z własnymi dziećmi, a później nastolatkami. Dużo przykładów praktycznych, wziętych z codziennego życia. Jest i o mediach społecznościowych, i o wpływie internetu na rozwój zdolności poznawczych. Bez demonizowania roli cyfrowego świata w życiu młodych ludzi, ale i bez jej lekceważenia. Wartościowa pozycja, choć przy obecnym tempie rozwoju nowych technologii może się szybko zestarzeć.


43. Dom naszej pani (Klejzerowicz Anna)
Jeszcze raz Emil Żądło, tym razem na tropie seryjnego mordercy związanego z kultem bogów z zaginionej Atlantydy. Dużo wiadomości na ten temat przemycanych jest w rozmowach bohaterów. Szybka akcja, wyraziści bohaterowie i mądry kot, jako wisienka na torcie.


42. Cień gejszy (Klejzerowicz Anna)
Druga część przygód i perypetii Emila Żądło. Tym razem historia toczy się wokół starych japońskich drzeworytów z początku XX wieku, z czasów wojny rosyjsko-japońskiej. I odrobina współczesnej, polskiej, brudnej polityki w tle.

Waleczny i mądry kocur Bolero w pierwszym tomie przepłoszył włamywacza, w tym - uratował dom przed pożarem, budząc ludzi. Przypomniało mi to moją nieżyjącą już kotkę, Pumę, która zrobiła coś podobnego, gdy pusty czajnik przysmażał się na gazie, po wygotowaniu całej wody. Aż szkoda, że tak mało tego kota w książce!


41. Sąd Ostateczny (Klejzerowicz Anna)
Kryminał z Gdańskiem w tle. Seryjny morderca, były policjant, a obecnie dziennikarz prowadzący prywatne śledztwo, i nienachalny wątek romansowy w tle. Przy okazji autorka promuje wiedzę o tryptyku Memlinga "Sąd Ostateczny", ale też nienachalnie. Duży plus za postać rudego kocura o dźwięcznym imieniu Bolero, który, wbrew obecnie panującym w kryminałach trendom, nie ginie pod koniec książki.


40. Kompleks Portnoya (Roth Philip)
Buntownicza, wielowarstwowa, prześmiewcza, a jednak bardzo smutna książka o życiu stanowiącym ciągłe nieudane próby ucieczki od własnych korzeni, będącym buntem przeciwko tradycjom i kulturze własnej społeczności, ale i przeciwko jej hipokryzji, fałszom i zakłamaniu, a wszystko to podszyte przerażającym, wyniesionym z dzieciństwa przekonaniem, o braku miłości ze strony rodziców. Tytułowy "kompleks", jaki ukształtował się u bohatera jest nie do przezwyciężenia i ciąży nad wszystkimi jego poczynaniami.

Napisana w formie niekończącej się "spowiedzi" u psychoanalityka (który nazywa się doktor Spielvogel - mniam!), zawiera mnóstwo odniesień do myśli i dzieł Freuda, ale też pokazuje wycinek Ameryki z lat 70., obowiązujące wówczas kody`kulturowe, a szczególnie diasporę żydowską. Książka niegdyś skandalizująca, dziś już z pewnością nie oburza treścią obyczajową, natomiast bunt Żyda przeciwko własnym korzeniom, kulturze i religii wydaje się wciąż mocny i świeży.

Bardzo dobra pozycja, nie wiem dlaczego tak długo się przed nią broniłam.


">>Dzień dobry<< mówi, i dopiero teraz dociera do mnie, że słowo >>dzień<< w jego ustach odnosi się zwłaszcza do godzin między rankiem a wieczorem. Nigdy tak o tym nie myślałem. Chce, żeby godziny między rankiem a wieczorem były DOBRE, czyli radosne, przyjemne i owocne! Wszyscy życzymy sobie kolejnych godzin radości i powodzenia. Niesamowite! Cudowne! Dzień dobry! To samo dotyczy >>Dobry wieczór<<! I >>Dobranoc<<! Mój Boże! Język angielski jest FORMĄ PRZEKAZU! Rozmowa nie sprowadza się wyłącznie do ognia krzyżowego, w któym człowiek strzela i staje się celem strzału! Gdzie trzeba robić uniki dla ratowania życia i dobrze mierzyć, żeby zabić! Słowa nie są wyłącznie bombami i pociskami - nie, są raczej prezencikami zawierającymi ZNACZENIA!
(206)


39. Amerykańska sielanka (Roth Philip)
Historia rodziny Levovów, amerykańskich Żydów, a głównie Seymoura Levova, dziecka sukcesu, Amerykanina w trzecim pokoleniu, nie jest, wbrew tytułowi, sielanką, a przydarzyć się mogła i w innym niż Stany Zjednoczone kraju, bo zapalnikiem buntu młodych może być cokolwiek, niekoniecznie wojna w Wietnamie. Skupia się na wewnętrznych problemach rodziny, na znanej prawdzie, że nie można zaplanować szczęśliwego życia dla siebie, ani dla swoich bliskich, bo los zawsze może zagrać niespodziewanie fałszywą kartą. A udawanie, budowanie na pokaz obrazu fasadowej szczęśliwości, dla zaimponowania znajomym, dla dostosowania się do obowiązującego modelu życia, nie może skończyć się dobrze.

Roth buduje wspaniałą galerię postaci, przemieszcza się z epoki w epokę, a wszystko to w świetnym stylu, operując przepięknym językiem. To bardzo dojrzała proza, warta rozsmakowania się, poświęcenia jej czasu.


38. Dziedzictwo (Roth Philip)
Herman Roth, ojciec pisarza Philipa Rotha, ma 86 lat i wielki apetyt na życie. Jest wdowcem, trochę niedowidzi na prawe oko, poza tym czuje się świetnie. Pewnego dnia dowiaduje się, że ma guz mózgu, który prawdopodobnie rósł w jego głowie od co najmniej dziesięciu lat. Przed nim jeszcze rok życia, o czym w chwili postawienia diagnozy nie wie ani on, ani nikt z jego bliskich. "Dziedzictwo" jest zapisem tego roku, ale też osobistych relacji ojca z synem oraz wszystkich minionych ważnych chwil w historii rodziny Rothów.

To książka o tym, co najważniejsze: o nieuniknioności śmierci i o tym, co po nas zostaje. Bardzo odważna, bardzo osobista. Śmierci nie można umknąć; pytanie "Dlaczego muszę umierać" jest źle postawione z punktu widzenia praw biologii, a jednak tysiące ludzi stawiają je sobie codziennie. Bo zawsze jest za wcześnie na rezygnację z życia.

"Dziedzictwo" to nie tylko świetna proza i szerokie spojrzenie na kondycję ludzką. To także nieretuszowany obraz fizycznego słabnięcia i odchodzenia, z jego przykrą fizjologią, o której nie chcemy pamiętać, od której odwracamy się ze wstrętem, którą metaforycznie perfumujemy powtarzając slogany o godności i szlachetności. Umieranie to ciężka praca, to nieodwracalne zmiany w zachowaniu, w postrzeganiu otoczenia, w wyglądzie zewnętrznym. To strach bez możliwości ucieczki. To proces angażujący wszystkich, którzy mają odwagę w nim uczestniczyć. To najtrudniejszy z tematów w literaturze.

"Nie można mieć ojca na zawsze." Nikogo nie można.


37. Obecność: Rozmowy (antologia; Grzela Remigiusz, Janda Krystyna, Sawicka Paula i inni)
Bardzo potrzebna książka. Rozmowy o tym, co najważniejsze, bo pod pozorem wspominania tych, którzy odeszli, mówi się o ich stałej obecności w życiu pozostałych, o miłości, lojalności, oddaniu. O życiu, które trwa dalej, mimo braku najbliższej osoby, mimo bólu. O tym, jak sobie z tym radzić. Wspomnienia i refleksje potrzebne każdemu, bo każdy stanie kiedyś w obliczu utraty. Wszyscy przemijamy.


Kwiecień

36. Rebeka (Maurier Daphne du)
Nieco staroświecka opowieść o miłości, nienawiści i zdradzie w realiach przedwojennej angielskiej prowincji. Z elementami powieści gotyckiej - jest duży stary zamek z ciemnymi korytarzami i ogromny park, ale nie ma w nim duchów. Dużo opisów przyrody. Akcja, niestety, przewidywalna. Książkę polecano mi jako wywołującą wielkie emocje. Nie wywołała żadnych. Widocznie jestem odporna.


35. Beksińscy: Portret podwójny (Grzebałkowska Magdalena)
Bardzo dobra i bardzo smutna, przygnębiająca książka.

Rzetelnie zebrane wszelkie chyba dostępne materiały na temat rodziny Beksińskich, wszystko udokumentowane przypisami, dobry, reportażowy styl, mnóstwo detali. A jednak czytałam to długo, odkładając i wracając, ciężko mi było przebijać się przez miniony dla nich wszystkich czas.


34. Najdalszy brzeg (Le Guin Ursula K. (Le Guin Ursula Kroeber))
Powtórka po latach. Trzecia część sagi o Ziemiomorzu.

Źle dzieje się na Archipelagu. Wieść niesie, że na najdalszych rubieżach zanika magia. Zaklęcia nie działają, pieśniarze nie pamiętają słów pieśni, rzemieślnicy nie potrafią wykonywać swych zawodów. Tkanka rzeczywistości rozpada się. Ged, obecnie Arcymag Ziemiomorza, opuszcza bezpieczną wyspę Roke i w towarzystwie chłopca, syna króla z Havnoru, wyrusza na kraniec znanego świata, by ratować to, co jeszcze da się uratować.

Piękna opowieść o dojrzewaniu, o konieczności zaakceptowania śmierci jako części życia, o lojalności i pokonywaniu własnych słabości. Le Guin jest mistrzynią pisania o sprawach ostatecznych bez moralizowania i przygnębiania czytelnika. Podwyższam ocenę. Jednak najlepszą częścią tej sagi pozostaje dla mnie Czarnoksiężnik z Archipelagu (Le Guin Ursula K. (Le Guin Ursula Kroeber)) .


33. Przywitaj się z królową: Gafy, wpadki, faux pas i inne historie (Walewski Łukasz)
Obszerny zestaw reguł, porad i anegdot z dziedziny poprawnego zachowania się przede wszystkim w światowej dyplomacji, ale nie tylko. Jeśli nawet niewielu z czytelników ma szanse zostać w przyszłości prezydentem lub chociażby ministrem czy szefem protokołu dyplomatycznego, to każdemu przyda się wiedza o poprawnym nakrywaniu stołu czy zachowaniu się na ciut bardziej oficjalnym przyjęciu. Autor, dziennikarz i znawca stosunków międzynarodowych, opatrzył też książkę mnóstwem przykładów ze światowej historii obyczajów, bliższej i tej bardzo odległej, a po każdym rozdziale znajdują się przypisy bibliograficzne, pozwalające zainteresowanym pogłębić dany temat. A anegdoty - przy niektórych nie sposób nie śmiać się na głos! Książka sympatyczna, ciekawa i przydatna.


32. Co nas nie zabije (Lagercrantz David)
Kontynuacja słynnego Millennium Larssona. Ma wszystkie cechy niezbędne dla powieści sensacyjnej, choć wybitna nie jest. Akcja wykracza daleko poza szwedzkie podwórko, co jest jednak dobrze umotywowane korzeniami Lisbeth. Co mi przeszkadzało, to spore fragmenty opisowe: o części akcji i intrygi dowiadujemy się retrospektywnie z dłuuugich rozmów bohaterów, a właściwie monologów jednego, przerywanych zdawkowymi uwagami lub pytaniami drugiego. Raz taki myk można zastosować, ale kilka razy? No i nie wiem, czy ostatnia scena nie jest zbyt cukierkowa - solidnie pod publiczkę. Czy Larsson tak poprowadziłby akcję? Nawet jeśłi, to nie byłaby to scena kończąca. Chyba.

Lektura miała być rozrywkowa i okołoświąteczna i swoje zadanie spełniła. Czyta się błyskawicznie. Kolejny tom też przeczytam.


31. Tłumacząc Hannah (Wrobel Ronaldo)

Brazylia przed II wojną światową. Żydzi, komuniści, szpiedzy, policja. Życie codzienne trochę cierpi na przesyceniu wszystkiego polityką. Marzenia o wielkiej miłości też cierpią.

Postanawiam nie czytać już żadnych nowości skuszona świetnymi recenzjami. Kolejna dobrze napisana książka, która w ogóle mnie nie porusza. Jest kwiecień, a jedyną pozycją beletrystyczną, jaka zrobiła na mnie w tym roku wrażenie jest Wróżenie z wnętrzności (Szostak Wit (właśc. Kot Dobrosław)) .
Jak ja tęsknie, za książką, która mnie porwie i zachwyci, jak kiedyś Hen, Amos Oz, Marquez czy Hosseini! Ech...


30. Pięć dni w październiku (Sierra i Fabra Jordi)
Październik 1948. Miquel Mascarell - już nie inspektor, a były więzień - staje przed zadaniem zdawałoby się nie do wykonania: ma znaleźć miejsce pochówku ofiary zmordowanej przed dwunastu laty, w dniu wybuchu wojny domowej. W dodatku 'zlecenie" otrzymuje od funkcjonariusza znienawidzonego reżimu generała Franco, co sprawia, że jest ono nie do odrzucenia w praktyce, choć nie do przyjęcia moralnie. Macarell jednak przyjąć je musi, bo boi się nie tylko o siebie. Nie jest już sam.

Wszystkie książki z tej serii podobały mi się. Mają klimat. A główny bohater z jego inteligencją, wrażliwością i dylematami troszkę mi przypomina komisarza Barbarottiego z powieści Håkana Nessera.


29. Metoda czarnej skrzynki: Zaskakująca prawda o błędach i naturze sukcesu (Syed Matthew)
Świetna książka popularyzująca niezbędność pomyłek i popełniania błędów w procesie uczenia się i postępu. Autor pokazuje na mnóstwie przykładów, jak życie w kulturze afirmującej sukces i penalizującej porażkę prowadzi do zamknięcia się na myślenie, do strachu przed ostracyzmem środowiskowym, a nawet społecznym, do okopywania się na pozycji "wiem i nie muszę sprawdzać". Działanie naszej psychiki sprzyja takiemu podejściu, mózg ludzki bowiem stara się zminimalizować nieprzyjemność dysonansu poznawczego. Jest to również pochwała pracowitości, wytrwałości, konsekwencji w dążeniu do poznawania nowego, do eksperymentów, do szukania własnej drogi.

Książka dla każdego. Napisana żywo, ciekawie, ze swadą. Nie ma nic wspólnego z poradnikami typu: Jak żyć długo, leniwie i szczęśliwie ;)

Kilka cytatów tutaj: Mechanizm psychologiczny obecny w umyśle każdego z nas czyli o dysonansie poznawczym


Marzec

28. Siedem dni w lipcu (Sierra i Fabra Jordi)
Jest rok 1947. Miquel Mascarell nie jest już inspektorem policji. Jest byłym więźniem frankistowskiego reżimu, który wraca po ośmiu latach spędzonych w obozie pracy do zrujnowanej po wojnie Barcelony nie mając nic, poza wspomnieniami. Może jeszcze nadzieję na ułożenie sobie reszty życia, ma bowiem już 63 lata. Jednak drugiego dnia po powrocie otrzymuje dziwną przesyłkę, która budzi w nim uśpiony, zdawałoby się, instynkt policjanta. Dziwny, poza zawartością, jest sam fakt otrzymania przesyłki - były inspektor nie ma już w mieście nikogo bliskiego, nikt nie wie o jego powrocie, a pensjonat, w którym się zatrzymuje wybrał przypadkiem.

Nostalgiczna, powolna narracja, plastyczny obraz miasta wracającego do życia po wojennych zniszczeniach, wciąż tłamszonego dyktaturą. Podobnie jak w pierwszej części (Cztery dni w styczniu (Sierra i Fabra Jordi)) więcej jest tu skupienia na postaci Mascarella, jego przeżyciach i sposobie widzenia świata, niż na samym wątku kryminalnym, choć ten jest znacznie bardziej dynamiczny, niż w części pierwszej. Postać byłego policjanta budzi sympatię i współczucie - te jego rozmowy ze zmarłą żoną! Bardzo specyficzny klimat. Pozycja raczej dla amatorów analizy psychologicznej, niż miłośników typowych kryminałów z krwawymi scenami.


27. Boks na ptaku czyli Każdy szczyt ma swój Czubaszek i Karolak (Andrus Artur, Czubaszek Maria, Karolak Wojciech (ur 1939))
Druga część rozmów Andrusa i Czubaszek, tym razem wzbogacona towarzystwem Wojciecha Karolaka, jest jeszcze lepsza, niż pierwsza! Przy tamtej nie zdarzało mi się głośno śmiać. Dominują tu wspomnienia Karolaka, przede wszystkim zawodowe, można więc przypomnieć sobie wielkie nazwiska z historii jazzu. Cała trójka rozmówców ma podobne poczucie humoru, czasem więc ma się wrażenie, że czyta się dialog Marii Czubaszek z czasów ITR-u. Rysunki Karolaka też, oczywiście, są. Świetna lektura na poprawę humoru!


26. Sonata Gustava (Tremain Rose)
Lektura na jeden dzień. I to jest zarzut. Sprawnie napisana, ale zupełnie nie poruszająca opowieść o Gustawie - najpierw kilkuletnim chłopcu wychowywanym przez
samotną matkę w przedwojennej Szwajcarii; potem o pięćdziesięcioletnim mężczyźnie, jaki z owego chłopca wyrósł. W międzyczasie możemy jeszcze zaobserwować relację między matką Gustawa a jego ojcem. Trochę o przyjaźni, trochę o poszukiwaniu miłości i celu w życiu, trochę o niezrozumieniu. Ważkie tematy, ale całość za łatwa, za szybka, zbyt powierzchowna.


25. Ucieczka na szczyt: Rutkiewicz, Wielicki, Kurtyka, Kukuczka (McDonald Bernadette)
Kanadyjska dziennikarka dokumentuje tzw. Złoty wiek polskiego himalaizmu, czyli lata 70. i 80. ubiegłego wieku. Przewijają się sztandarowe nazwiska, które w większości znalazły się już na klepsydrach. Historia polskich wspinaczy podparta jest odrobina wiedzy historycznej, widać że to pozycja przeznaczona raczej dla czytelnika nie znającego polskiej historii, ani tym bardziej realiów minionej epoki. To przekrój wydarzeń, bez szczegółowego skupiania się na życiu konkretnych bohaterów. Siłą rzeczy, nie sposób uniknąć prześlizgiwania się po wielu tematach.

Książką jest ciekawa jako wstęp do czytania o wspinaczce wysokogórskiej, mało poruszająca jednak dla kogoś, kto ma już za sobą pewną liczbę lektur na ten temat.


24. Higieniści: Z dziejów eugeniki (Zaremba Bielawski Maciej (Zaremba Maciej))
Eseje o historii eugeniki na świecie, ze szczególnym uwzględnieniem Szwecji. Portrety jej zwolenników i przeciwników, analiza wpływu historii, religii, ekonomii ("Najsilniejszym bodźcem w historii sterylizacji są wydatki na opiekę społeczną"), systemu politycznego poszczególnych państw na poziom akceptacji idei uszlachetniania rasy ludzkiej metodą sterylizacji osobników "niezdatnych". Zwolennicy eugeniki byli też w Polsce międzywojennej, istniało prężnie działające stowarzyszenie.

Równie zdumiewające, jak przerażające jest to, że w niektórych krajach ustawy dotyczące "czystości rasy" funkcjonowały jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku. I były stosowane. A ślady myślenia eugenicznego znajdujemy do dziś. Ludzie chyba niewiele uczą się z własnej historii.

Książkę czyta się z niedowierzaniem i ze strachem.


23. Sto milionów dolarów (Child Lee (właśc. Grant Jim))
Jack Reacher ma 36 lat i wciąż służy w żandarmerii wojskowej. Jest rok 1996, niespodziewanie odzywają się dawno zapomniane echa zimnej wojny. Reacher wraz z towarzyszącymi mu przedstawicielami CIA i FBI oraz pełnomocnikami Rady Bezpieczeństwa Narodowego nie tylko rozwiązuje skomplikowaną zagadkę, ale dosłownie ratuje świat. Książka ma wszystkie zalety lubiane przez zwolenników bohatera i wszystkie wady wytykane przez jego antagonistów.

Dla miłośników Jacka Reachera i literatury sensacyjnej.


22. To! (King Stephen (pseud. Bachman Richard, Evans Beryl))
Wreszcie przeczytałam jednego z "kanonicznych" Kingów. Długo to trwało i momentami brnęłam przez książkę jak przez zarośla kolczaste.

Świetne jest w tej książce to, co zawsze u Kinga: psychologia postaci, emocje, interakcje między ludźmi. Rewelacyjnie pokazuje, jak lęki i traumy dzieciństwa przenoszą się na dorosłe życie, jak nie jesteśmy w stanie od nich uciec, choć staramy się dorosnąć i zapomnieć. Jak utrwalone w dzieciństwie zachowania, z których, zadawałoby się, dawno wyrośliśmy, w sprzyjających okolicznościach uaktywniają się samoczynnie, mechanicznie, w identycznych konfiguracjach, jak przed laty. Poza tym, King-moralista opowiada o sile przyjaźni, o lojalności, odpowiedzialności i determinizmie, o tym, czego można się nauczyć, co wypracować w sobie, a od czego uciec się nie da. Język bardzo dobry, plastyczny, pięknie dopracowana powieść.

Nieco mnie natomiast rozczarowała warstwa metafizyczna. Wiara dziecka w magię - świetnie. Wiara, która przenosi przysłowiowe góry i pozwala dokonać rzeczy niemożliwych - też. Tak właśnie jest i błędem byłoby nie doceniać siły psychiki w naszym życiu. To, że każdy ma własne lęki i w momencie zagrożenia widzi to, czego się rzeczywiście boi - to fakt: przykład z niejasnym symbolem na drzwiach, który każdy z bohaterów odczytuje po swojemu. Dlatego próba ujednolicenia lęków, zła, znalezienia fizycznej postaci, której wszyscy boją się jednakowo, musiała zawieść. Dopóki tą postacią był klown, miało to sens, jako że największym zagrożeniem dla człowieka jest drugi człowiek. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Sądzę, że książka zyskałaby na atmosferze grozy, gdyby zło pozostało amorficzne. Tylko jak je wtedy pokonać? Jak zabić?


Luty

21. Cztery dni w styczniu (Sierra i Fabra Jordi)
Styczeń 1939, Barcelona w ostatnich dniach wojny domowej, cztery dni przed wkroczeniem oddziałów frankistowskich. Nic już nie funkcjonuje, nawet policja, nie ma prądu, panuje głód i anarchia. Kto może - wyjeżdża, wszyscy się boją, w ludziach uwalniają się najgorsze instynkty. Przygnębiający obraz rozkładu społeczeństwa.

Prawie szęśćdziesięcioletni inspektor Miquel Mascarell zostaje, bo jego chora na raka żona nie przeżyłaby trudów ucieczki. Ale na miejscu zatrzymuje go też poczucie obowiązku i wiara w triumf sprawiedliwości. Komisariat już nie istnieje, jednak inspektor obiecuje pomóc zrozpaczonej matce wyjaśnić sprawę zniknięcia jej szesnastoletniej córki. We wszechogarniającym chaosie, samotnie, mając do dyspozycji tylko własną inteligencję, prowadzi najsmutniejsze śledztwo swojego życia.

W powieści wykorzystano fragmenty artykułów z prasy barcelońskiej z września 1939 roku. Dodaje jej to wiarygodności, jako że szczegóły hiszpańskiej wojny domowej nie są powszechnie znane w Polsce.


20. Gdy mrok zapada (Horst Jørn Lier)
Wydana z zaburzeniem chronologii cyklu pierwsza część opowieści o Williamie Wistingu, który nie jest jeszcze nawet śledczym, tylko najmłodszym w komendzie policjantem patrolującym nocami ulice, a jego dzieci mają pół roku. Ma jednak w sobie zapał i młodzieńczą wiarę, że zmieni świat i wyeliminuje zło. Po trzydziestu trzech latach pracy w policji przypomina sobie tamtą wiarę patrząc na grupę kadetów u progu kariery.

W akcji splatają się dwa śledztwa: nigdy nie wyjaśnione zniknięcie konwoju z pieniędzmi z roku 1925 i sprawa z roku 1985, która okazuje się być z tamtą powiązana. Wszystko znajduje ostateczne rozwiązanie dopiero w roku 2016. I, oczywiście, całość ma charakterystyczny dla skandynawskich kryminałów klimat - szerokie tło społeczno-obyczajowe i sporo prywatnego życia komisarza Wistinga.


19. Wybrane zagadnienia z fizyki katastrof (Pessl Marisha)
Ale mnie umęczyła ta książka!

Narratorka to szesnastoletnia, wybitnie inteligentna, ambitna i oczytana uczennica ostatniej klasy szkoły średniej. Wychowuje ją samotnie ojciec, wykładowca uniwersytecki, dla którego priorytetem jest rozwój intelektualny córki. Prowadzą życie nomadów - przeprowadzają się 3-5 razy w roku, dziewczyna wciąż zmienia szkoły, ojciec - uczelnie. W końcu, z uwagi na ostatni rok nauki córki i konieczność jej solidnego przygotowania do matury, ojciec decyduje się spędzić cały rok w jednym miejscu. Książka jest opowieścią o tym właśnie roku, choć z licznymi dygresjami.

Ponieważ narratorka jest świetnie zorientowana w literaturze, filmie, filozofii i ogólnie w naukach humanistycznych, wszystko jej się kojarzy: nie potrafi powiedzieć niczego bez przytaczania źródła skojarzeń - cytuje tytuły książek (z datą pierwszego wydania), filmów (z datą premiery), myśli wielkich i znanych (z datami ramowymi). Nawet tytuły rozdziałów są tytułami książek. Z pewnością przyczynia się to do powiększenia objętości powieści. No i wspomniane dygresje - czasem dotyczą wydarzeń z jej własnego życia, czasem to sceny z filmów, czasem wymyślone scenariusze.

Przeintelektualizowana nastolatka używa bogatego języka, buduje kwieciste, wielopiętrowe metafory. Dla mnie za dużo egzaltacji, choć jest ona proporcjonalna do wieku narratorki. Intelektualnie bardzo dojrzała, emocjonalnie Blue jest wciąż na etapie małej córeczki tatusia, bo przy jego trybie życia nie miała dotychczas możliwości nawiązania przyjaźni z rówieśnikami, nabycia zwykłych uczniowskich doświadczeń. To ostatnie szybko nadrabia.

Książka porównywana jest do Madame (Libera Antoni). Porównanie o tyle zasadne, że nie tylko bohaterowie są w podobnym wieku, ale obydwie powieści zawierają multum aluzji i odniesień przede wszystkim literackich, stanowią swoistą grę z czytelnikiem. U Marishy Pessl poza tym można się zastanawiać, które cytowane dzieła ukazały się naprawdę, a które są wymyślone. A na końcu jest jeszcze zagadka do rozwikłania. Ale to, co u Libery na dwustu stronach trzyma w napięciu i zachwyca, u Pessl na sześciuset staje się rozwlekłe i nuży. A przyspieszenie akcji na ostatnich 150 stronach niczego nie zmienia. To, co u Libery kunsztownie, delikatnie skonstruowane, czego trzeba poszukiwać między wierszami, tu zdaje się być grubo ciosane i posklejane, z doczepionymi strzałkami z napisem "tu patrzeć". Puenty nie ma. Zakończenia też nie. Książką jest o niczym. Pięknie, długo, intelektualnie i rozwlekle o niczym.

Zdecydowanie nie jestem adresatem tej prozy.


18. Zakazana psychologia: Pomiędzy nauką a szarlatanerią (Witkowski Tomasz)
Książka pokazująca nadużycia, przekłamania, oszustwa w nauce, dokonywane przez samych naukowców. Czasami ma miejsce świadome fałszowanie wyników, czasem niedbalstwo czy nonszalancja. Witkowski skupia się na psychologii, bo sam jest jej przedstawicielem. Niestety, podobne zdarzenia mają miejsce we wszystkich dziedzinach nauki.

Pozycja ważna i potrzebna, szczególnie dziś, gdy każdy może zamieścić w internecie dowolną teorię, a przeciętnemu odbiorcy trudno jest sprawdzić (gdyby sprawdzać chciał), czy autor to szarlatan, czy rzetelny badacz; nawet jeśli pozbawia (często miłych) złudzeń, to przecież otwiera oczy. Autor wylewa jednak dziecko z kąpielą; wytyka grzechy psychologii od początków jej powstawania, przypomina długoletnie wspieranie metod eugeniki przez autorytety naukowe, tworzenie naukowych podstaw rasizmu, jak i współczesne, mnożące się teorie. Mam nieprzyjemne wrażenie, że pokazując same negatywne przykłady, usiłuje zdyskredytować psychologię jako naukę. A już na pewno obrzydzić czytelnikom szukanie jakiejkolwiek pomocy psychologicznej.

Książka warta przeczytania, ale z zachowaniem krytycznego dystansu i zdrowego rozsądku.

Szczegółowe uwagi tu: Zakazana psychologia - Witkowski


17. Wewnętrzny krąg (Lawson Michael)
Amerykańska powieść sensacyjna. Nieudany zamach na urzędującego prezydenta okazuje się mieć swoje korzenie w dalekiej przeszłości. Samotny prawnik na służbie Kongresu występuje w roli prywatnego detektywa. Dla miłośników gatunku pozycja godna polecenia.


16. Sprawa uciekających zwłok (Gardner Erle Stanley)
Przeczytałam wreszcie pierwszego w moim życiu Gardnera, polecanego mi od lat przez różnych miłośników gatunku. Być może kiedyś, we wczesnej młodości, coś tam czytałam, bo nazwisko Perry Mason nie jest mi obce, ale jeśli tak było - nic nie pamiętam.

Kryminał staroświecki: żadnych ubocznych wątków poza tymi, które niezbędne są do rozwikłania zagadki. Duża część akcji toczy się w sądzie, czyli mamy całe strony dialogów: pytania, odpowiedzi, jeszcze raz te same pytania, i jeszcze raz znów te same... Dobre na scenariusz filmowy. Książeczka krótka, akcja skondensowana, powieść pochodzi bowiem z czasów, gdy nie było mody na grubaśne tomiszcza.

Osobiście zdecydowanie wolę kryminały współczesne, szczególnie skandynawskie, z rozbudowaną charakterystyką psychologiczną postaci. Bardzo mi tego u Gardnera brakowało. To, co Misiak widzi jako zaletę: "Gardner może zachwycić wielbicieli dobrego, tradycyjnego kryminału (...) Takiego, w którym prywatne życie detektywa nie konkuruje ze śledztwem", dla mnie jest wadą, a co najmniej brakiem. Mnie tego prywatnego życia detektywa brakuje straszliwie; za suche dla mnie jest skupienie się tylko i wyłącznie na śledztwie. Czytam kryminały dla wspomnianej otoczki, tego prywatnego życia detektywa właśnie, uwarunkowań społecznych w prezentowanym środowisku, zaszłości historycznych i ich wpływu na bieżącą sytuację. A Gardnerowskie dialogi na sali sądowej zwyczajnie mnie nudziły.


15. Punkt Borkmanna (Nesser Håkan)
Lepszy niż pierwszy tom serii o komisarzu Van Veeterenie, ale nie porywający. W małej miejscowości nadmorskiej grasuje seryjny morderca ucinający swoim ofiarom głowy siekierą. No, prawie ucinający. Miejscowa policja nie radzi sobie ze śledztwem, dlatego do pomocy zostaje oddelegowany Van Veeteren, a potem jeszcze jeden z jego współpracowników. Prócz śledztwa, sporo problemów z prywatnego życia policjantów, jak to w skandynawskich kryminałach.


14. Wyznania prowincjusza (Twardoch Szczepan)
Zbiór esejów pisanych w latach 2005-2010. Tematyka różnorodna: historia, literatura, sztuka, filozofia, refleksje z podróży, wydarzenia bieżące. Uderza erudycja autora, ale też jego młodość widoczna często w radykalnych osądach.


13. Samotna wiosną (Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary))
Smutna książka o smutnej, samotnej kobiecie, która nie ma pojęcia o tym, że jest samotna i że najważniejsze rzeczy w życiu - miłość, szczęście, satysfakcja - omijają ją szerokim łukiem. Bo uwięziona w konwenansach nie chce mieć o tym pojęcia.

Zaskoczyła mnie Agatha tą książką. Kryminały - wiadomo, klasyka. Romanse - też wiadomo, wydawane pod pseudonimem. Ale powieść psychologiczna i to świetna - tego się po niej nie spodziewałam. A druga sprawa: lakoniczność przekazu; moje wydanie książki ma niecałe 240 stron małego formatu. Większość akcji to retrospekcje głównej bohaterki, gdy ta tkwi unieruchomiona z powodu pogody w małym zajeździe na pustyni. Przy tak oszczędnych środkach wyrazu Christie potrafi pokazać ogromną złożoność procesów psychicznych, powolne dochodzenie do samoświadomości, wypieranie niewygodnych faktów, niemożność ucieczki od własnego "ja". Współczesnym autorom zajęłoby to kilkaset stron więcej. Ta książka to perełka.


Styczeń

12. Katarzyna Wielka: Gra o władzę (Stachniak Ewa (Stachniak Eva))
Opowieść Barbary (postać fikcyjna), polskiej emigrantki, przyjaciółki młodziutkiej księżniczki Zofii, która po zmianie religii przyjmie imię Katarzyny, o ich splątanych losach na dworze carycy Elżbiety Romanowej. Obejmuje okres dwudziestu lat przed objęciem władzy przez Katarzynę. Książka nie tyle o Katarzynie Wielkiej, bo jeszcze nią wtedy nie była, ile o "grze o władzę" właśnie - intrygach, wiecznym szpiegowaniu wszystkich przez wszystkich, fałszywej atmosferze carskiego dworu, bezsensownym blichtrze i ambicjach ważniejszych niż ludzkie życie. Dużo szczegółów historycznych, dobra, jędrna proza.


11. Królestwo (Carrère Emmanuel)
Próba przelania na papier i zrozumienia własnej potrzeby wiary/niewiary. Wytłumaczenia samemu sobie, czym jest fenomen wierzeń chrześcijańskich i dlaczego przetrwał przez wieki.

Jakkolwiek nie nazwać tej pozycji z pewnością nie jest to powieść. To połączenie wspomnień autora z czymś w rodzaju eseju historycznego na temat początków chrześcijaństwa. Bardzo dokładna analiza, oparta na wszelkich możliwych źródłach, z przypisami.

Carrère całe życie był agnostykiem; w wieku trzydziestu kilku lat przeżył trzyletni epizod nawrócenia na wiarę katolicką. W tym czasie robił drobiazgowe notatki z analizowanego przez siebie Nowego Testamentu. Wrócił do nich po dwudziestu latach z pewnego rodzaju zdziwieniem. Książka jest po części próbą obiektywnej analizy jego stanu ducha i umysłu z tamtych lat, po części zaś egzegezą tekstów biblijnych i apokryficznych, wspartą wszelkimi dostępnymi pisarzowi materiałami. Mrówcza, rzetelna praca. O dziwo, czyta się to bardzo dobrze.

Bez wątpienia autor, mimo deklarowanej niewiary, potężnie zafascynowany jest chrześcijaństwem jako ruchem umysłowym, postaciami z wczesnych lat jego rozwoju, przede wszystkim Łukaszem, ale także Pawłem, Piotrem, Markiem, Jakubem i Janem, a także tekstami przez nich stworzonymi bądź im przypisywanymi: Ewangeliami, listami, Dziejami Apostolskimi tajemniczą Apokalipsą.

Ładna, wysmakowana proza, mnóstwo dygresji, kopalnia wiadomości historycznych oparta na różnych źródłach, humor. Warto.


10. Czarny Piątek (Kava Alex)
W piątek po Święcie Dziękczynienia w największym centrum handlowym w Stanach Zjednoczonych wybuchają trzy bomby, powodując śmierć i zniszczenia. Maggie O'Dell walczy z czasem, układami na szczytach władzy i własną słabością, próbując rozszyfrować tropy prowadzące do sprawcy.

To chyba najlepsza Kava, jaką czytałam. Książka oparta jest po części na nie do końca wyjaśnionym zamachu w Oklahoma City z 1995 roku, po którym szybko aresztowano dwóch potencjalnych sprawców, z których jednego stracono. Istniały podejrzenia, że istniał trzeci zamachowiec, mózg całego przedsięwzięcia, nigdy go jednak nie odnaleziono. Ten własnie wątek wykorzystuje Kava przy konstrukcji "Czarnego piątku".


9. Żywi i umarli w Winsford (Nesser Håkan)
Niesłusznie zaklasyfikowana do Czarnej Serii powieść psychologiczna z wątkiem kryminalnym. Pięćdziesięciopięcioletnia Szwedka wraz z towarzyszącym jej psem wynajmuje na pół roku dom stojący samotnie na skraju rozległego angielskiego wrzosowiska. Podaje się za pisarkę poszukującą twórczej samotności, tak naprawdę usiłuje rozliczyć się z własną przeszłością.

Powieść ma świetny, niepokojący klimat, bardzo dobre opisy smętnych wrzosowisk południowo-zachodniej Anglii, a także kilka psychologicznie wiarygodnych postaci. I jak to u Nessera niespieszną, szczegółową narrację. Wzbudza to nadzieje na satysfakcjonującą lekturę. Niestety, naliczyłam pięć wątków rozpoczętych, a niezakończonych, co bardzo popsuło mi dobre wrażenia.

Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Ponadto, bardzo ważna dla akcji jest kolejność wydarzeń. Pierwszoosobowa narracja oparta jest o zapiski głównej bohaterki, zaczynające się najczęściej od podania daty. Tymczasem po 19 listopada mamy 10, następnie 17 (z adnotacją „Minęło kilka dni”), a potem już grudzień. I jest to ewidentny błąd, bo akcja rozwija się z chronologiczną kolejnością. Nie wiem czy to nie wina tłumacza.



8. Samolubny mózg: Dlaczego diety nie działają (Peters Achim)
Podtytuł wprowadza w błąd, sugerując, że to jakiś poradnik odchudzania się. Tymczasem jest to solidnie udokumentowana pozycja literatury popularnonaukowej, przedstawiająca najnowsze (z bieżącej dekady) badania nad koncepcją tzw. "samolubnego mózgu", podparte historią rozwoju samej koncepcji. Chodzi o to, że mózg ma w organizmie absolutny priorytet w pozyskiwaniu energii, jeśli jej nie dostaje, "zabiera" innym organom. A otrzymuje ją z glukozy dostarczanej w pożywieniu. W przeliczeniu na czysty cukier, dobowe zapotrzebowanie mózgu dorosłego człowieka to ok. 140 gramów - pełna filiżanka. Gdy jest wystarczająco dużo pokarmu i trzustka działa jak należy, nie ma problemu. W przypadku głodu, wszystkie organy mogą być poszkodowane, ale nie mózg, który w razie skrajnych niedoborów "wyłącza" poszczególne funkcje i organy, chroniąc sam siebie. W przypadku zaburzeń w produkcji insuliny lub jej wadliwego wchłaniania, zaczynają się coraz bardziej strome schody.

Autor twierdzi, ze otyłość to efekt zaburzeń w działaniu mózgu; w zdrowym organizmie nie ma możliwości tak drastycznego magazynowania nadwyżek energii w tkance tłuszczowej.

Dużo fizjologii, dokładny mechanizm powstawania cukrzycy typu 1 i 2, mnóstwo porównań działania organizmu do znanych nam maszyn i urządzeń, dużo przykładów z życia. Ciekawie napisana. Wartościowa pozycja.


7.Rój (Paull Laline)
Kilka miesięcy z życia pszczoły miodnej. Dużo wiadomości na temat sposobu organizacji życia w ulu, struktury roju; ogromna antropomorfizacja pszczół i reszty ożywionego świata: owadów, pajęczaków, roślin. Komentarze reklamowe solidnie przesadzone - obok Orwella ta książka nawet nie leżała. Ja porównałabym ją raczej do "Wodnikowego wzgórza" - tam społeczność królików, tutaj pszczół. Sądzę, że "uczłowieczenie" świata owadów jest znacznie trudniejsze, a jednak postacie żyją i mają swoje osobowości, a "umysł roju" też zostaje zachowany. Czytadło, ale całkiem dobre i oryginalne.


6. Zło konieczne (Kava Alex)
Amerykański thriller kryminalny. Oznacza to szybką akcję, dużo trupów i - ponieważ mamy do czynienia z kolejnym tomem cyklu - niejaką przewidywalność. Ale oznacza też niezłą rozrywkę dla miłośników gatunku. A tematyka bardzo na czasie: molestowanie dzieci przez księży i co z tego może wyniknąć.


5. Wizyta starszej pani (Dürrenmatt Friedrich)
Dramat. O tym, jak silna potrafi być pokusa, szczególnie z wieloma zerami na końcu. I o tym, co można kupić za pieniądze, a nawet za obietnicę ich przekazania.


4. Wróżenie z wnętrzności (Szostak Wit (właśc. Kot Dobrosław))
Dosyć smutna alegoria o niemożności ucieczki od samego siebie. O nieumiejętności zaakceptowania świata. O tym, do czego może doprowadzić zbytnia wrażliwość; co ciekawe, wrażliwcami w tej książce są mężczyźni, ale rachunki za to płacą kobiety.

Styl autora - specyficzny, dopracowany, wciągający od pierwszego zdania.

Więcej o książce: Próby ucieczki od siebie


3. To, co ukryte (Lippman Laura)
Kryminał psychologiczny (jest taka kategoria?). Dwie osiemnastoletnie dziewczyny wracają z zakładu poprawczego po osiągnięciu pełnoletności. Przed siedmiu laty oskarżono je o zabójstwo niemowlęcia. Prawie nikt jednak nie wie, co zdarzyło się wtedy naprawdę.

Dobra galeria postaci, przegląd kompleksów, ambicji, manipulacji i zrzucania odpowiedzialności za własne czyny na innych. Książka nietypowa, jak na amerykański kryminał. Warto przeczytać.


2. Uciekinier (Czeszumski Łukasz)
Powieść historyczna. Pierwsza część cyklu o polskim konkwistadorze. Obszerne tło historyczne, ciekawie napisana. Chetnie sięgne po dalsze części.

Kilka uwag: „Ma być trudno, bo wtedy zdobędziesz większe umiejętności”[1]


1. Tajemna historia (Tartt Donna)
Stany Zjednoczone, lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku. Dwudziestolatek z prowincji, z dość ubogiej rodziny, przyjeżdża na studia na renomowaną uczelnię. Zostaje przyjęty do elitarnej, hermetycznej grupy pięciu osób studiujących filologię klasyczną. Czuje się wyróżniony, robi wszystko, że by stać się członkiem tej podziwianej przez siebie grupy "wybrańców".

Jak to w życiu, nie wszystko jest tak piękne, jak się z daleka wydaje. Uduchowieni i obcujący jedynie z pięknem starożytnej myśli studenci, to zwyczajni młodzi ludzie końca XX wieku, podatni na wszelkie pokusy, proporcjonalnie do wieku niedojrzali i nieodpowiedzialni, za to często zbyt pewni siebie. A to może doprowadzić do tragedii.

Skojarzyła mi się z tematem książka Charlotte Link Przerwane milczenie (Link Charlotte). Tu i tam młodzi ludzie, koledzy ze szkoły, niechcący popełniają przestępstwo; książka pani Link klasyfikowana jest jako kryminał, choć to właściwie powieść psychologiczna z wątkiem kryminalnym, a postacie nakreślone są tam świetnie. Książka pani Tartt to "literatura piękna", z ambicjami, bo zawierająca wiele odnośników do literatury i filozofii starożytnej, jednak o zabójstwie dowiadujemy się już z pierwszego zdania i pytanie, czy wyjdzie na jaw kto zabił, podtrzymuje napięcie akcji. Sądzę, że biorąc pod uwagę znaczenie poruszanych problemów, można było znacznie lepiej wykorzystać temat. Powieść dobrze napisana, jednak niezbyt poruszająca.





(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 12515
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 114
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 17.02.2017 10:39 napisał(a):
Odpowiedź na: 2017 Grudzień 107. ... | Marylek
Cieszę się Marylku, że udało Ci się zabrać za Witkowskiego, ale po Twoim tonie wypowiedzi wydaje mi się, że 2. tom może wypaść z Twojego spectrum zainteresowania :/ Wydaje mi się, że skupiłaś się - tak jak autor na negatywach psychoterapii - tak Ty na negatywach książki. Co oczywiście nie oznacza, że nie masz racji w tej krytyce! Nie pamiętam już tak dobrze swojej lektury, by podawać kontrprzykłady, iż nie jest tak gremialnie niedobrze. Ale o ile pamiętam, to w tomie drugim Witkowski skupia się bardziej na poppsychologii, więc może będzie lepiej?
Użytkownik: Marylek 17.02.2017 10:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Cieszę się Marylku, że ud... | LouriOpiekun BiblioNETki
"Wydaje mi się, że skupiłaś się - tak jak autor na negatywach psychoterapii - tak Ty na negatywach książki."

Też mi się tak wydaje. Ubolewam nad tym. Książka jest warta przeczytania, ale negatywny a nawet wrogi stosunek autora do psychoterapii (a może psychologii w ogóle?) aż bije po oczach. I męczy. Wszystko źle. Psychologia jest nauką, jednak jest, choć na jej obrzeżach pełno jest szarlatanerii, to prawda. Książka mogłaby być ostrzeżeniem przed ohydną pseudonauką, wykorzystywaniem i oszustwami, gdyby nie była tak jednostronna.

Zrobiłam sobie przerwę - niewiele mi zostało do końca, ale czułam straszne zmęczenie negatywnym stosunkiem Witkowskiego DO CAŁOKSZTAŁTU. Gdyby do Freuda, gdyby do NLP, gdyby do jakichś szczególnych odłamów - tak. Szczególnie, że wszystko ma umotywowane. Ale to jest negowanie wszystkiego. Autor zadaje pytanie: Czym zastąpić terapie? I odpowiada: Niczym! Bo to samo zło. I w tym momencie mam wrażenie, że przestaje być obiektywny, że coś jest w tle, że może ktoś go skrzywdził. Nie ma odcieni szarości, jest czerń i biel. A świat nie jest czarno-biały.

Ale z pozytRonami dał plamę, przyznasz? I z Królową brytyjską. Innym wypomina niedbalstwo, a sam robi takie szkolne błędy!
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 17.02.2017 11:10 napisał(a):
Odpowiedź na: "Wydaje mi się, że skupił... | Marylek
Witkowski to założyciel Klubu Sceptyków Polskich, a prócz tego ma mnóstwo wspólnego z PSR, a tam holistyczne negowanie i krytykowanie wszystkiego, co "nieracjonalne" i niepoparte ścisłymi badaniami, jest swoistym dogmatem ;) Nie jestem pewien, na ile można określać psychologię mianem nauki - studiując socjologię na kilku wykładach zapoznałem się z niejasną sytuacją traktowania socjologii jako nauki, nawet ekonomia nie jest do końca traktowana w ten sposób, więc czemu psychologia by miała? Nic to jej nie ujmuje oczywiście, jest jednak w dużej mierze spekulatywna, oparta na pewnych heurystykach... no ale my tu nie o tym. Z kolei jako dobre uzupełnienie takiej wysokopoziomowej krytyki psychologizowania, a przede wszystkim psychoterapeutycznego redukcjonizmu, jest świetna książka profesora na Katedrze Psychologii Biologicznej Wydziału Psychologii UW: Magia i mitologia psychologii (Zawadzki Roman)

W drugim tomie więcej tej walki z pseudonauką, zaczyna się od hoaxu (podpuchy) wobec "Charakterów", a potem idzie od metody Holding poprzez NLP i inne bzdety. Wydaje mi się, że może Ci bardziej przypaść do gustu.

Te błędy - także mnie rażą, choć jakimś trafem jestem skłonny szybko je wybaczać - tak jak chociażby głupawe ortografy - w "Niewidzialnym człowieku" trafiłem na kilka, a zapamiętałem jedynie latające "jeżyki" zamiast jerzyków ;D

Użytkownik: Marylek 17.02.2017 14:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Witkowski to założyciel K... | LouriOpiekun BiblioNETki
Też się spotkałam z ogólnym traktowaniem nauk humanistycznych jako nie-nauk. Spekulatywne, można to i tak określić, ale jednocześnie, jeśli można określić reguły działania czegoś i są one sprawdzalne, to czy zestaw takich reguł nie określa dziedziny nauki? Powiedzmy zasady odmiany rzeczowników rodzaju męskiego w języku polskim. Czy nauka o języku nie jest nauką? W psychologii też to i owo działa, nawet Witkowski tego nie podważa. Przytacza chociażby dosyć bulwersujący mnie przykład wychowania "twardziela" versus mięczaka podatnego na PTSD (nie mogę sprawdzić nazwy, bo kot na mnie leży, nie dosięgnę książki), określając jakie warunki należy spełnić, żeby mięczakowatości uniknąć.
To istotnie temat na obszerniejszą dyskusję.

Błędy mnie drażnią, choć zwykle staram się jednak skupiać na treści. We własnych książkach ortografy i literówki po prostu poprawiam. W tym wypadku czepiam się, bo skoro Witkowski tyle energii poświęca na wytykanie cudzych błędów, powinien lepiej pilnować sam siebie.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 01.03.2017 10:21 napisał(a):
Odpowiedź na: 2017 Grudzień 107. ... | Marylek
O, to bardzo ciekawe - oceniłaś nisko Pessl, a wysoko Liberę, podczas gdy u mnie otrzymały ww. książki oceny 6.0 oraz 3.0 odpowiednio :) I wrażenia są podobne, tylko że odwrotnie odniesione. Na pewno nie miała wpływu kolejność czytania, bo także "Madame" czytałem lata przed "Fizyką katastrof".

A widzę, że wrzuciłaś na tapet jedną z pierwszych książek Kinga, którą czytałem - to powtórka czy pierwsza lektura? Myślę, że jeśli pierwsza, to uznasz ją za jedną z lepszych jego powieści - jest naprawdę z pomysłem!
Użytkownik: Marylek 01.03.2017 19:21 napisał(a):
Odpowiedź na: O, to bardzo ciekawe - oc... | LouriOpiekun BiblioNETki
No widzisz, dokładnie na odwrót! Liberą byłam zachwycona, autentycznie nie mogłam się oderwać i czytałam do 5 rano - noc zarwałam dla niego! "Madame" dałam 6, a Pessl tylko dlatego 3,5 a nie 3, bo jednak przeciętna pozycja to nie jest - to multum cytatów i odniesie! Ale jednak dla mnie muląca i bez inspiracji.

Tak mi się skojarzyło: gdy czytałam "Grę w klasy" Cortazara, miałam chęć sprawdzać każdego jazzmana, każdy utwór. To właśnie nazywam inspiracją.

Mam nieprzeczytane klasyczne horrory Kinga, bo się ich boję. Między innymi "To" - tak że jest to pierwsze podejście. Akcja biblionetkowa mnie zmobilizowała :) Mam za sobą niecałe 200 stron. Wierzę, że King nie podpisałby się pod fuszerką. Zobaczymy.

Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 13.03.2017 10:53 napisał(a):
Odpowiedź na: No widzisz, dokładnie na ... | Marylek
Przeczytałem Twoją opinię o "Tym!" i troszkę się nie zgadzam, przynajmniej z krytyką ;)

"Pomysł personifikacji zagrożenia w postaci powiększonego do monstrualnych rozmiarów owada czy pajęczaka ubliża inteligencji czytelnika; to pomysł z bardzo taniego horroru. Nie ma się czego bać. Nie mówiąc już o tym, że niektórzy lubią pająki (ja lubię i podziwiam, są wspaniałe i pożyteczne)."

Zgadzam się, głupio to trochę wygląda, jak chwyt pod ekranizację, aczkolwiek zaręczam Ci, że są tacy, na których podziała to nawet w druku. Żona mojego kuzyna tak panicznie boi się węży i nie znosi ich, że nawet sam ich widok z odległości stu metrów sprawia, że czuje się słabo (byłem świadkiem!).

"No i zła nie trzeba sprowadzać z kosmosu, my, ludzie, wytwarzamy go wystarczająco wiele."

Ej, ale dlaczego narzucasz pisarzowi swoją wizję? Oczywiście, może akurat Tobie nie odpowiadać ten rodzaj zagrożenia, albo woleć czytać o złu mającym swe źródło w ludziach, ale to jest po prostu Twój gust lub preferencja :) Trochę przypomina mi to dyskusję Homoseksualista nazista
A z drugiej strony wysoko oceniłaś Pod kopułą (King Stephen (pseud. Bachman Richard, Evans Beryl)) , Sklepik z marzeniami (King Stephen (pseud. Bachman Richard, Evans Beryl)) , Oczy smoka (King Stephen (pseud. Bachman Richard, Evans Beryl)) - no tam też zagrożenie jest spoza naszego świata, a w tej pierwszej jest szczególnie naiwne i - jak to mówią - z pupy ;)

"Sądzę, że książka zyskałaby na atmosferze grozy, gdyby zło pozostało amorficzne. Tylko jak je wtedy pokonać? Jak zabić?"

O! I tu też się zgadzamy. To jest bardzo interesujące zagadnienie. Świetnie jest to ujęte w "Twin Peaks: Fire Walk with Me" (trochę klimat oddaje książka Sekretny dziennik Laury Palmer: [Miasteczko Twin Peaks] (Lynch Jennifer) ) oraz (ale już nie jako horror) w Piknik pod Wiszącą Skałą (Lindsay Joan) . Tę atmosferę także trzyma Tracę ciepło (Orbitowski Łukasz) oraz Kilka nocy poza domem (Piątek Tomasz) .
Użytkownik: Marylek 13.03.2017 12:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałem Twoją opinię... | LouriOpiekun BiblioNETki
Nie narzucam pisarzowi niczego, tylko ukazana w "Tym" wizja przybycia TEGO z kosmosu nie zrobiła na mnie wrażenia zupełnie. W Wymienionych przez Ciebie pozycjach, szczególnie w Sklepik z marzeniami (King Stephen (pseud. Bachman Richard, Evans Beryl)) , ale też w nieci słabszym Pod kopułą (King Stephen (pseud. Bachman Richard, Evans Beryl)) , głównym zagrożeniem jest człowiek. To się zgadza z moją wizją świata - zauważ eskalację żądań "zła" w "Sklepiku" - od głupawych dowcipów do... A wszystko to jesteśmy w stanie zrobić sami sobie i swoim bliźnim, dla spełnienia własnych marzeń lub nawet tylko fanaberii. To jeden z moich ulubionych moralitetów Kinga. W "Pod kopułą" też widać, jak zmienia się znająca się przecież dobrze społeczność, kiedy nieoczekiwanie zostaje odcięta od wpływów z zewnątrz; jak uaktywniają się w ludziach dominujące cechy - najgorsze lub najlepsze; jak ciężko opanować instynkty; jak cienka jest na nas warstewka cywilizacji. Może kopuła z kosmosu, to pomysł naiwny, ale obserwacje psycho- i socjologiczne - bezbłędne. W "Tym" natomiast, główne zagrożenie płynie z zewnątrz, nie z nas samych. Może King za młodu miał więcej wiary w ludzi niż później? To miałam na myśli mówiąc, że nie potrzebujemy zła z kosmosu.

Oczy smoka (King Stephen (pseud. Bachman Richard, Evans Beryl)) to jeszcze coś innego. To inna konwencja - fantasy dla dzieci. I dlatego wolno więcej. Poza tym pamiętam, jak mój syn mając mniej więcej tyle lat, ile synowie króla, 12 czy 14, pamiętam, jak to czytał i ile rozmawialiśmy przy okazji. Świetnie się ta książka sprawdziła jako przyczynek do poważnych dyskusji.

A na głupotę straszenia monstrualnymi owadami jestem wyjątkowo uczulona, odkąd przeczytałam Niewczesny pogrzeb Darwina: Wybór esejów (Gould Stephen Jay) , gdzie autor tłumaczył bezsens biologiczny takich strachów. Nie wiem, czy potrafię to wytłumaczyć: jeśli powiększysz coś dwuwymiarowego, powiedzmy kwadrat, otrzymasz kształt identyczny, tylko większy. A gdybyś chciał powiększyć rzecz trójwymiarową, np. muchę, to musiałbyś wszystko powiększać do sześcianu. Scenarzysta konstruujący wielką muchę z proporcjonalnie większymi (do kwadratu) skrzydłami pokazuje coś, co zgodnie z prawami fizyki nie mogłoby wznieść się w powietrze. A mamy wszak bać się tego tutaj, w naszych warunkach. Dlatego Szeloba w Śródziemiu - tak, ale pajęczyca w Derry w stanie Maine - nie.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 14.03.2017 12:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie narzucam pisarzowi ni... | Marylek
Ano właśnie, oczekiwałaś, by książka spełniała warunek "zgadza z moją wizją świata"! Czyli jednak po prostu uznajesz, że książka nie spełniła TWOICH oczekiwań :) Natomiast są zapewne osoby, które najbardziej jara, gdy zagrożenie przychodzi z zewnątrz. Z drugiej strony - cokolwiek by się nie lubiło czytać, to zagrożenie przecież może przychodzić tak z wewnątrz ludzkości, jak i z zewnątrz, nieprawdaż?

Niestety "Pod kopułą" prócz dziwacznych rozwiązań (ze szczególnym uwzględnieniem zakończenia) dla mnie ma bardzo słabą ową stronę "społeczną" - jest karykaturalna, bardzo upolityczniona w "jedynym, słusznym kierunku" (źli, krwiożerczy republikanie, wciąż myślący tylko o sobie i dążący do zagłady przeciwników nawet w obliczu obiektywnego, dojmującego zagrożenia - w kontraście do szlachetnych demokratów itd.). Te postaci są tak spolaryzowane, że zamienia to historię w polityczną agitkę, bardzo nieprzekonującą.

Podobnie zresztą jak Ciebie nie przekonuje psychologia postaci czy reakcji na wydarzenia, czy też generalizowanie oddziaływań zjawisk (wszyscy boją się pająka), tak mnie chociażby nie przekonuje historia opowiedziana w "Małym życiu" - wiem, że ciągle do tego nawiązuję tu i ówdzie na BNetce, ale próbuję znaleźć konkretne analogie dla mojego odbioru Yanagihary, gdyż nie potrafiłem mimo długich i burzliwych dysput wyjaśnić mojego stanowiska, mojej niskiej oceny dlań.

Co do biologizmu - oczywiście, że wiedza uodparnia nas na magię - niestety nie tylko na magię wróżek i homeopatów, ale i na magię słowa pisanego. Wiem, o czym piszesz, bo w dzieciństwie zachwycałem się przygodami dra Dolittle, a w dorosłości paraliżuje mnie naiwność tych historyjek! No, całe szczęście, że dopuszczasz magię w świecie nierzeczywistym ;) A jak w takim razie Harry Potter?
Użytkownik: Marylek 14.03.2017 23:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Ano właśnie, oczekiwałaś,... | LouriOpiekun BiblioNETki
Wszystko prawdaż, ale to moja ocena przecież! Czyli wypadkowa moich oczekiwań wobec autora i książki. Każdy ocenia po swojemu, na tym to polega, czyż nie?

Z "Pod kopułą" zupełnie nie pamiętam podziałów politycznych! Widać na coś innego zwracamy uwagę. Paskudny karierowicz bez kręgosłupa moralnego może się znaleźć pod każdym sztandarem.

Z tym pająkiem jest jeszcze coś gorszego: umacnia się stereotyp - pająk = zło i typowa reakcja na jego widok: zabić, zabić! To i smutne, i głupie. Jestem przeciwna umacnianiu stereotypów i kalek myślowych. Zabijają myślenie, a to jest groźne.

Co do analogii z "Małym życiem" - też mi się ono przypomniało w trakcie czytania Kinga. "To" mianowicie pokazuje, jak błyskawicznie dorosły człowiek "wchodzi w swoje dziecięce buty", jak po dwudziestu siedmiu latach życia, dorośli, odpowiedzialni ludzie, na stanowiskach i z sukcesami życiowymi, w sytuacji powtórnych identycznych doświadczeń, jakie przeżyli w dzieciństwie, zaczynają identycznie reagować. Otóż przypomniało mi to wątek Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu I to akurat jest prawdziwe.

Harrego Pottera przeczytałam, a raczej z trudem przemęczyłam, tylko pierwszy tom. Szkoda mi czasu na niego. Gdy porównam szkołę w Hogwarcie ze Szkołą Czarnoksiężników na Roke (Czarnoksiężnik z Archipelagu (Le Guin Ursula K. (Le Guin Ursula Kroeber))), gdzie wszystko jest dopracowane, gdzie użycie magii zaburza rzeczywistość i trzeba się liczyć z tym, że przyjdzie za to zapłacić, gdzie obowiązuje rodzaj zasady zachowania energii i każdy czyn magiczny owocuje brakiem czegoś w świecie rzeczywistym - machanie różdżką bez żadnych konsekwencji przez Harrego, jego nauczycieli i kolegów zdaje się być zupełnie z innej półki. I ten Quiddich! Magia jest zbyt poważną sprawą, żeby ją wykorzystywać tylko dla zabawy!

No dobra, przyznaję się: "Czarnoksiężnik z Archipelagu" jest jedną z książek mojego życia, czytaną wielokrotnie, i Harry przy Gedzie strasznie mi się miałki wydaje. Nawet Kajtuś Czarodziej (Korczak Janusz (właśc. Goldszmit Henryk)) był lepszy! Lubię fantastykę, ale Harry mnie odrzuca. (Pewnie jestem mugolem). :-/
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 15.03.2017 07:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Wszystko prawdaż, ale to ... | Marylek
Ależ naturalnie, że to dowolne "za" i "przeciw" książce stoją (powinny stać) za wystawieniem dowolnej oceny! To właśnie jest bardzo cenne - nie mówiąc już o wielkiej wartości szczegółowego uzasadnienia swojej oceny. Chodziło mi bardziej o sposób formułowania opinii - jestem przekonany, że tylko tak wyszło niezamierzenie z Twojej strony, ale po prostu jak napisałaś "No i zła nie trzeba sprowadzać z kosmosu", to brzmienie takiego dictum wygląda na oczekiwanie wobec autora ("nie należy pisać o zagrożeniu z kosmosu"), a nie opinię o wrażeniach czy rozminięciu z gustem czy oczekiwaniem Twoim :) Dlatego zalinkowałem dyskusję Homoseksualista nazista , w której praktycznie kawa na ławę wyłożono zdanie "autor nie powinien pisać w ten sposób/o tym, niezależnie od gustów innych czytelników".

Umacnianie stereotypów... przeciwdziałanie temu jest działaniem silnie racjonalnym/racjonalizującym (metodologia owego przeciwdziałania taka być nie musi), zaś lęki - szczególnie atawistyczne - są irracjonalne. Raczej broniłbym Kinga jako kogoś wykorzystującego coś istniejącego obiektywnie, w sensie (arachno)fobii. Poza tym - gdybyś napotkała (abstrahując od fizykaliów) pająka wielkości samochodu, to raczej byś wzięła nogi zapas, a dopiero z bezpiecznej odległości zastanawiała się, czy należy go zabić, czy może chronić przed zabójcami ;)

Co do Yanagihary - akurat z C. nie miałem pretensji do autora, tylko dyskutowałem zależności opisanego zachowania; zresztą w toku dyskusji przyjąłem do wiadomości, że tak BYWA, nawet, jeśli dla mnie to nie do pojęcia. Za to bardziej od strony literackiej raziła mnie sztuczna de facto "przyjaźń". No, ale to offtopowanie.

Hehe, Twoje zdanie o HP znów pokazuje, że masz pewne konkretne wyobrażenia i oczekiwania wobec świata przedstawionego; nie łykasz wizji autora, tylko porównujesz ją (i chyba uzależniasz ocenę) ze swoimi standardami. Wydaje mi się, że każdy tak czasem robi, ale ciekaw jestem, na ile Ty akurat stosujesz to do wszystkich powieści? A co z Narnią?

[co do Ziemiomorza, to mnie urzekła nostalgiczność tych opowieści, a najbardziej Najdalszy brzeg (Le Guin Ursula K. (Le Guin Ursula Kroeber)) , w którym pada jedno z najpiękniejszych dla mnie zdań:
"He shall inherit my throne who has crossed the dark land living and come to the far shores of the day."
podobną piękną, nostalgiczną opowieścią fantasy jest Wichry Smoczogór (Szostak Wit (właśc. Kot Dobrosław)) ]
Użytkownik: Marylek 15.03.2017 08:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Ależ naturalnie, że to do... | LouriOpiekun BiblioNETki
Jejku, patrz jak się nie rozumiemy, choć posługujemy się tym samym językiem!

Napisałam: "zła nie trzeba sprowadzać z kosmosu, my, ludzie, wytwarzamy go wystarczająco wiele" - i znaczy to dokładnie to, co napisałam i ani joty więcej: my, ludzie, jesteśmy straszni, dokonujemy złych czynów wobec samych siebie i otoczenia, zatruwamy siebie i innych złymi myślami i ideami. MNIE ludzie przerażają znacznie bardziej, niż hipotetyczne zło z kosmosu. MNIE. Nie ma tu słowa o tym, "co autor powinien", piszę jedynie o MOICH WŁASNYCH odczuciach wobec podjętego przez niego tematu. A i to fragmentarycznie. To nie znaczy, że cokolwiek narzucam autorowi, wiem jak pisze King, lubię go, moja ocena jest wysoka i dalej będę go czytać. Absolutnie odcinam się od opinii autora podlinkowanej przez Ciebie czytatki! Jest dla mnie kuriozalna. Proszę mi podobnych poglądów nie imputować. Nie ma książek "niepotrzebnych", każda znajduje swojego odbiorcę, z każdej możemy wyciągnąć jakąś pożywkę dla myśli. Jeśli uważam, że coś jest nie dla mnie - nie czytam tego.

Jak inaczej mam odbierać literaturę, niż poprzez swoje oczekiwania i doświadczenia? Wybór danego tytułu jest wypadkową moich zainteresowań, oczekiwań, opinii i przeczytanych recenzji. Każdy chyba tak robi, Ty nie? Sięgasz po książki na ślepo? I w związku z rzeczonymi oczekiwaniami kształtują się moje opinie po lekturze. "TO" oceniłabym wyżej, gdyby mnie bardziej poruszyło, gdyby zagrało na moich emocjach jak choćby Yanagihara. I tak, tego właśnie oczekiwałam. Beletrystykę czytam dla emocji.

Reszta wieczorem.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 16.03.2017 09:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Jejku, patrz jak się nie ... | Marylek
Też jeszcze skomentuję, ale w międzyczasie komentarz do pięknej muzyki i poruszającego filmiku do niej:

https://www.youtube.com/watch?v=TCDGlGK2aaQ

"To be honest, I don't understand the overwhelming positive feedback. Yes, the music is amazing, the technical aspect of the video is great, the actors are awesome. But it's a freaking stupid "zombie" story that is told, and I don't understand the zombie hype at all.

There are so many heartbreaking REAL stories happening all the day in this world, people that need our help, and conflicts that need our attention. I don't get this zombie thing. What is the meaning, slaugthering everyone with a good excuse? "

Ja również nie rozumiem, o co chodzi z tymi zombiakami ;) Ale na pewno nie powiedziałbym "ale po co tworzyć o tym historie?" Oczywiście Twoje stanowisko już rozumiem i wiem, że nie jest tego rodzaju; szczęśliwie dyskutujemy i wyjaśniamy sobie wzajemnie niedorozumienia albo błędne odczytania!
Użytkownik: Marylek 17.03.2017 09:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Też jeszcze skomentuję, a... | LouriOpiekun BiblioNETki
Ależ, ja doskonale rozumiem, po co tworzyć i tego typu historie i wszelkie inne! Ta akurat jest ostrzeżeniem. Znów wracamy do Kinga - jak wiele jego opowieści jest ostrzeżeniem? Przed nami samymi, przed eskalacją zła, przed brakiem hamulców? Wszystkie. Za to także go cenię.

"There are so many heartbreaking REAL stories happening all the day in this world, people that need our help, and conflicts that need our attention."

Ale tę uwagę można w różny sposób skanalizować, zmetaforyzować. I własnie przez metaforę łatwiej czasem dotrzeć do szerszego odbiorcy. Autor powyższego komentarza bierze chyba wszystko zbyt dosłownie. "What is real?" - pyta Morpheus w Matrixie. W życiu nie powiedziałabym: po co tworzyć o tym historie! Wręcz przeciwnie, różniste historie trzeba tworzyć, bo do każdego coś innego przemawia. Do mnie akurat nie przemówił HP, pogódź się z tym, proszę! ;) Ale doceniam to, że ponoć do wielu przemówił. :-)))

Muzyka piękna, a filmik perfekcyjny, to fakt.
Użytkownik: Marylek 17.03.2017 08:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Ależ naturalnie, że to do... | LouriOpiekun BiblioNETki
"gdybyś napotkała (abstrahując od fizykaliów) pająka wielkości samochodu, to raczej byś wzięła nogi zapas, a dopiero z bezpiecznej odległości zastanawiała się, czy należy go zabić, czy może chronić przed zabójcami"

Hehe, pewnie że tak! Choć zastanawiałbym się raczej, czy to możliwe, żeby on istniał w ogóle, czy to mechanizm, czy może mam omamy. Ja jestem mocno racjonalna.

"Co do Yanagihary - akurat z C. nie miałem pretensji do autora, tylko dyskutowałem zależności opisanego zachowania"

Tak? A to przepraszam, widocznie źle zrozumiałam ten fragment Twojej wypowiedzi:
"Sceny z Calebem nie doprowadziły mnie do niczego innego jak frustracji i chęci potrząśnięcia Judem, który nagle z inteligentnego stał się wybitnie przygłupim - przecież już nie ma 9 lat przy bracie Luku, wie co jest nie tak, bo do cholery przeżył już takie traktowanie i jest prawnikiem!"

HP był nudny. Nie łykam wizji autora, jeśli jest dla mnie nudna. Jest wiele książek. oczywiście, że porównuję! Ale to nie znaczy, że "nie łykam wizji autora" - łyknęłam bez problemu Śródziemie, Ziemiomorze i Hain, planetę Solaris i inne Edeny, Ankh-Morpork z przyległościami, Amber, Avalon, Lodowy Ogród z jego Panem, Wiedźmińskie potwory, koci świat Tada Williamsa, Selerberg, zbója Twardokęska, Babunię Jagódkę i mnóstwo. mnóstwo innych, nie pomnę już jakich. Nie łyknęłam natomiast HP. Niestrawny dla mnie. Wędrowycza też nie łyknęłam, choć wielu go chwali, ani Eragona, - z tych samych powodów co HP - nudny i wtórny. Więc tak, mam konkretne oczekiwania, ale nie tyle wobec świata przedstawionego, co wobec autora - ma trzymać poziom (w moim tego słowa rozumieniu), ma nie przynudzać. Poza tym o HP mówię tylko na podstawie pierwszego tomu, ponoć kolejne są lepsze. Jesteś może fanem serii i Cię dotknęłam? ;)

Z Narnią mam problem - nie pamiętam własnych odczuć. To chyba oznacza, że nie zrobiła na mnie wrażenia. Puchatka pamiętam, Alicję, a z Narni tylko tytuły, i to nie wszystkie. Może kiedyś wrócę do tego cyklu i sprawdzę, czy się broni.

Mam w najbliższych planach powtórkę Najdalszy brzeg (Le Guin Ursula K. (Le Guin Ursula Kroeber)) - nawet już zdjęłam książkę z półki! :) Problem w tym, że to moja i wyrzuty sumienia mnie zeżrą, stos pożyczonych wszak czeka...
Użytkownik: misiak297 17.04.2017 11:06 napisał(a):
Odpowiedź na: 2017 Grudzień 107. ... | Marylek
"Postanawiam nie czytać już żadnych nowości skuszona świetnymi recenzjami. Kolejna dobrze napisana książka, która w ogóle mnie nie porusza"

Myślę, że to jest loteria. Jestem pewien, że było wiele nowych książek, które poznałaś za sprawą recenzji i Cię poruszyły:)

Ale doskonale rozumiem, o czym piszesz. Coraz częściej zdarza mi się czytać książki, które są dobre, a jednocześnie pozostawiają mnie obojętnym. Po lekturze mam wrażenie, że gdybym ich nie przeczytał, naprawdę nic by się nie stało.
Użytkownik: Marylek 17.04.2017 20:15 napisał(a):
Odpowiedź na: "Postanawiam nie czytać j... | misiak297
Pewnie masz rację. Ale człowiek się jakoś nastawia, prawda? Siłą rzeczy, gdy czytasz, że coś jest wspaniałe, zachwycające i chciałoby się całość zacytować, żeby tę wspaniałość pokazać, to oczekujesz, że Ciebie też zachwyci. A stąd już tylko krok do rozczarowania. Przy mniej entuzjastycznych opiniach coś takiego Ci nie grozi.

"Po lekturze mam wrażenie, że gdybym ich nie przeczytał, naprawdę nic by się nie stało."
Otóż to. Chyba czas na jakąś sprawdzoną klasykę.

Użytkownik: misiak297 17.04.2017 20:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Pewnie masz rację. Ale cz... | Marylek
Myślę o tym, co napisałaś i myślę... Wydaje mi się, że ja przestałem zwracać uwagę na te okładkowe zachwyty. One zawsze dla mnie pachną marketingiem, bo tym w istocie są. Patrzę na to, czy książka mogłaby mnie zainteresować.

Wychodzi na to, że efekt - obojętność - jest taki sam.
Użytkownik: Marylek 17.04.2017 23:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę o tym, co napisałaś... | misiak297
Okładkowych zachwytów nie czytuję, chyba że po lekturze. Biblionetkowe - tak.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 18.04.2017 09:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Okładkowych zachwytów nie... | Marylek
A tak patrząc po tematyce "Tłumacząc Hannah" - może Cię zainteresuje niebeletrystyczne, ale o losach Żydów, którzy wyemigrowali z Polski do Ameryki Środkowej: Polacos: Chajka płynie do Kostaryki (Pamuła Anna)
Użytkownik: Marylek 18.04.2017 11:53 napisał(a):
Odpowiedź na: A tak patrząc po tematyce... | LouriOpiekun BiblioNETki
Może kiedyś ;)

Nie sięgnęłam po tę książkę dlatego, że jestem zainteresowana losami Żydów, tylko dlatego, że chciałam, żeby mnie coś w beletrystyce poruszyło. Może nawet zachwyciło? Chodziło mi o literaturę wywołującą emocje. Jakoś w tym roku wszystkie (prawie) powieści, jakie czytam, spływają po mnie emocjonalnie jak woda po przysłowiowej kaczce.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 18.04.2017 12:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Może kiedyś ;) Nie się... | Marylek
Może to jakiś rodzaj kaca czytelniczego?

Ja bym polecił Huxleya, najlepiej Diabły z Loudun (Huxley Aldous) albo Jak suche liście (Huxley Aldous) . Standardowo przypominam Ja, Dago (Nienacki Zbigniew (właśc. Nowicki Zbigniew Tomasz)) . No i jestem przekonany, że poruszyłoby Cię Kwiaty dla Algernona (Keyes Daniel) . Nie mówiąc już o Kompleks Portnoya (Roth Philip) - cóż za kopalnia kpin z pop-psychologii i freudyzmów ;) Dziwi mnie też, że do tej pory nie trafiłaś na Niebezpieczne związki (Choderlos de Laclos Pierre) ! Myślę też, że Rebeka (Maurier Daphne du) byłaby bez pudła.
Użytkownik: Marylek 18.04.2017 12:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Może to jakiś rodzaj kaca... | LouriOpiekun BiblioNETki
A, ten "Kompleks Portnoya"! Wciąż czeka. Trochę się go boję. Do zlotu przeczytam.

Dago też czeka! :) Ale czy Dago mnie poruszy?

Na "Niebezpieczne związki" trafiłam, owszem, jednak jest to powieść epistolarna, nie trawię takich. Oddałam nieprzeczytawszy. :( Dziwię się sama sobie, że przeczytałam "Musimy porozmawiać o Kevinie", wytłumaczenie jest takie, że zapominałam w trakcie czytania, że to jest w formie listów.

"Rebeka"? A nie jest to aby romans?

Huxleya czytałam tylko "Nowy wspaniały świat", podobał mi się, ale nie aż tak, żebym była wstrząśnięta.

Kwiaty dla Algernona (Keyes Daniel) - mam w schowku, nie wiem, czy nie przez Ciebie. Kiedyś sięgnę.

Tak, chyba cierpię na rodzaj wypalenia czytelniczego: patrzę na stosy wokół siebie, kombinuję: co by tu teraz... Zaczynam pięć książek, każdą odkładam po trzech stronach z myślą, że to jednak nie ten czas.
Użytkownik: misiak297 18.04.2017 12:44 napisał(a):
Odpowiedź na: A, ten "Kompleks Portnoya... | Marylek
Ja też nie przepadam za powieściami epistolarnymi - a "Niebezpieczne związki" naprawdę mnie porwały. Jest to chyba jedna z najlepszych książek, jakie czytałem w życiu:) Wywołuje ogromne emocje - tym bardziej zdumiewające, że to powieść ujęta w formę eleganckich listów.

"Rebeka" absolutnie nie jest romansem, choć oczywiście rozpoczyna się historią miłosną (ale nie opisaną na sposób romansowy). To thriller psychologiczny. I to bardzo dobry.
Użytkownik: hburdon 18.04.2017 21:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też nie przepadam za p... | misiak297
"Rebeka" jest świetna, Moja kuzynka Rachela (Maurier Daphne du) nie wiem, czy nie jeszcze lepsza.
Użytkownik: ktrya 18.04.2017 22:58 napisał(a):
Odpowiedź na: "Rebeka" jest świetna, Mo... | hburdon
Potwierdzam, "Rebeka" jest świetna, naprawdę zaskakuje klimatem. Jedno z moich największych odkryć literackich.
Użytkownik: Marylek 19.04.2017 18:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Potwierdzam, "Rebeka" jes... | ktrya
Tak wszyscy zachwalacie, że dodałam do schowka. Może gdzieś namierzę :)
Użytkownik: misiak297 19.04.2017 18:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak wszyscy zachwalacie, ... | Marylek
Przejrzę półki. Jeśli znajdę - chętnie dla Ciebie odłożę:)
Użytkownik: Marylek 19.04.2017 18:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Przejrzę półki. Jeśli zna... | misiak297
:)
Użytkownik: ktrya 19.04.2017 22:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak wszyscy zachwalacie, ... | Marylek
Mój egzemplarz od paru lat wędruje po BiblioNETkowiczach, jak na jakimś spotkaniu na niego trafisz, to możesz pożyczyć. :)
Użytkownik: Marylek 19.04.2017 22:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Mój egzemplarz od paru la... | ktrya
Jeśli trafię, to przechwycę. Chyba że Misiak znajdzie swój egzemplarz wcześniej. Narobiliście mi smaka! ;)
Użytkownik: misiak297 19.04.2017 23:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli trafię, to przechwy... | Marylek
Nasz jest pożyczony pozabiblionetkowo - ale może niedługo wróci, będę pamiętał, żeby dla Ciebie odłożyć:)
Użytkownik: minutka 20.04.2017 12:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli trafię, to przechwy... | Marylek
"Rebeka" Ktryi jest u mnie, przeczytana, do wzięcia.
Użytkownik: Marylek 20.04.2017 18:05 napisał(a):
Odpowiedź na: "Rebeka" Ktryi jest u mni... | minutka
O, dzięki! Wezmę w przyszłym tygodniu, jak się wszystko poukłada zgodnie z planem, ok? :)
Użytkownik: minutka 20.04.2017 23:36 napisał(a):
Odpowiedź na: O, dzięki! Wezmę w przysz... | Marylek
Masz to jak w banku :)
Użytkownik: Marylek 26.04.2017 22:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Mój egzemplarz od paru la... | ktrya
Kasiu, melduję że przechwyciłam dziś Twoją "Rebekę" :)
Użytkownik: misiak297 26.04.2017 22:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Kasiu, melduję że przechw... | Marylek
No to czekam na Twoje wrażenia z tego "romansu":)
Użytkownik: Marylek 29.04.2017 09:13 napisał(a):
Odpowiedź na: No to czekam na Twoje wra... | misiak297
No, niestety, Misiaku. Przedwojenna nuda. Obok współczesnej powieści psychologicznej to nawet nie leżało. Mogłam się tego spodziewać, przecież Ty jesteś wielbicielem Austin!
Użytkownik: ktrya 29.04.2017 12:33 napisał(a):
Odpowiedź na: No, niestety, Misiaku. Pr... | Marylek
Oj, jak "Rebeka" Cię nie ujęła klimatem, to chyba masz poważny kryzys czytelniczy. ;) Szkoda, że nie zadziałało.
Użytkownik: Marylek 29.04.2017 17:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, jak "Rebeka" Cię nie ... | ktrya
Ja też żałuję. :(
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 29.04.2017 22:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też żałuję. :( | Marylek
Na Teutatesa, ja dziwię się również bardzo mocno! W takim razie proponuję, abyś nie brała się za żadną z moich polecanek powyższych, bo pewnie równie słabo w obecnej chwili dla Ciebie wypadną! :o
Użytkownik: misiak297 30.04.2017 02:04 napisał(a):
Odpowiedź na: No, niestety, Misiaku. Pr... | Marylek
Nie wiązałbym raczej du Maurier z Austen:)
Ale tylko 3? Nie wiem, czemu wydawało mi się, że oceniłaś na 4.
Mnie "Rebeka" porwała bardziej niż większość współczesnych thrillerków. Teraz czytam na przykład thriller psychologiczny Joy Fielding - całkiem niezły, ale wiem, że mi w głowie nie zostanie.

Wyjątkowo duszny klimat "Rebeki" pamiętam do dziś. A czytałem tę książkę jakieś 15 lat temu.
Użytkownik: Marylek 30.04.2017 09:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiązałbym raczej du M... | misiak297
Tak, pierwotnie oceniłam na 4, ale im dłużej myślałam o tej książce, tym większą czułam złość. I zmieniłam ocenę.

Przewidywalność akcji: gdy na początku narratorka pożycza od przypadkowo poznanego w restauracji hotelowej mężczyzny tomik wierszy z dedykacją od Rebeki, wymyśliłam sobie, co będzie dalej. I sprawdziło się! Może nie w szczegółach, ale główne założenia akcji tak. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Papierowe postacie: Tytułowa femme fatale - jaka tam ona fatale! Max nie jest nią opętany, Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Sam Max - zupełnie niewiarygodna postać. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Nie kupuję tej postaci.

A sama narratorka? Słynne "studium nieśmiałości". Ta postać w ogóle się nie rozwija Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Sama intryga kryminalna jest niezgodna z kanonem: po pierwsze Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Może przeczytaj tę książkę ponownie dziś? Duszny klimat? Owszem, są opisy parku, wybrzeża i zamku, ale dla mnie dusznego klimatu tam nie ma. Nie bałam się ani przez chwilę.

Porównanie z Austen przyszło mi do głowy z uwagi na dominującą obecność angielskiej prowincji i szczegóły codziennego życia tamże. Austen jest oczywiście znacznie lepsza, jej bohaterowie są żywi, a nie papierowi, ba, bywają nawet zabawni!
Użytkownik: misiak297 03.05.2017 14:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, pierwotnie oceniłam ... | Marylek
Na razie nie planowałem powtórki z "Rebeki", ale przez Ciebie zacząłem czytać "Moją kuzynkę Rachelę":) Jestem ciekaw, jak dziś odbiorę du Maurier.
Użytkownik: misiak297 07.05.2017 19:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, pierwotnie oceniłam ... | Marylek
No i przeczytałem "Moją kuzynkę Rachelę". Trąci myszką i troszkę w niej angielskiej rezerwy, ale nadal trzyma w napięciu. Mimo wszystko wolę takie książki od tych współczesnych, często niepotrzebnie brutalnych thrillerideł:)
Użytkownik: Marylek 07.05.2017 20:10 napisał(a):
Odpowiedź na: No i przeczytałem "Moją k... | misiak297
A, to na pewno. Nie cierpię brutalności. Pamiętaj jednak, że ja nie szukałam thrillera, tylko książki, która mnie poruszy, zapadnie w pamięć. "Rebeka" taką książką nie jest.
Użytkownik: misiak297 07.05.2017 20:28 napisał(a):
Odpowiedź na: A, to na pewno. Nie cierp... | Marylek
Jasne, z tym nie dyskutuję:)
Użytkownik: misiak297 07.05.2017 20:38 napisał(a):
Odpowiedź na: A, to na pewno. Nie cierp... | Marylek
Tak sobie jeszcze myślę - może ta książka nie zostanie mi długo w pamięci. Ale te dzisiejsze thrillery są tak do siebie podobne, nawet jeśli są dobrze napisane. No i często bywają - tak jak wspomniałem wyżej - niepotrzebnie brutalne. A tutaj wszystko rozgrywa się na płaszczyźnie psychicznej, wśród domysłów. Napięcie tworzy się z niepewności. A to wszystko podane naprawdę ładnym językiem.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 07.05.2017 21:47 napisał(a):
Odpowiedź na: A, to na pewno. Nie cierp... | Marylek
To ja jeszcze dorzucę tekst, który mnie zachęcił do "Rebeki" - co Ty na jego treść?

http://miastoksiazek.blox.pl/2012/02/W-dworze-i-w-oberzy.html
"Wyciągałam coraz to nowe książki, kartkowałam, stawiałam gdzieś "pod ręką", ale nie kusiło mnie kompletnie nic. Zrozumiałam więc, że nie pora teraz na nowe lektury - najwyraźniej nadszedł czas odświeżania starych znajomości. Trzeba sięgnąć na wyższe półki, zdmuchnąć kurz z grzbietów i z poczuciem bezpieczeństwa zagłębić się w fotelu z dobrze znajomą książką w ręku. Na chybił trafił sięgnęłam więc na wysoką, rzadko odwiedzaną półkę i wyciągnęłam "Rebekę" Daphne du Maurier. Zaparzyłam herbatę, otuliłam się kocem i nie wstałam, dopóki nie przewróciłam ostatniej strony.

"Rebeka" to tajemnicza, nieco już staroświecka powieść grozy. Jej bohaterka, która, co znamienne, pozostaje bezimienna, to młodziutka, naiwna i nieśmiała dziewczyna, która niczym Kopciuszek zostaje dostrzeżona przez księcia, w tym wypadku bogatego, niedawno owdowiałego, dużo starszego od niej Maxima de Winter. Niespodziewanie następują oświadczyny i po krótkim i uroczym miesiącu miodowym nasza bohaterka trafia do Manderley, ogromnego i wspaniałego domostwa, którego teraz będzie panią. Wszyscy mieszkańcy jednakże, poczynając od oddźwiernego i ogrodników, na majestatycznej gospodyni kończąc, ze wzruszeniem wspominają poprzednią panią de Winter, tytułową Rebekę, której tragiczna śmierć wstrząsnęła całą okolicą. Rebeka była całkowitym przeciwieństwem swojej następczyni - elegancka, pewna siebie manipulatorka, umiała zdobywać sympatię każdego, kogo spotkała. Młodziutka pani de Winter, zakompleksiona i niepewna siebie, nie potrafi poradzić sobie z duchem Rebeki, unoszącym się nad domostwem. Przekonana, że wszyscy nieustannie je porównują i boleśnie świadoma, że takie porównanie nie może wyjść na jej korzyść, zaczyna popadać w obsesję na punkcie Rebeki. Co gorsza, wkrótce okaże się, iż przeszłość nie jest bynajmniej zamkniętym rozdziałem.

Naiwna i bojaźliwa bohaterka potrafi zirytować, ale i wzruszyć, co więcej, ponieważ jest zarazem narratorką, filtruje wszystkie wydarzenia przez własne lęki i kompleksy. Nie wiemy więc, czy jej odbiór rzeczywistości nie jest nieco przesadzony - wiemy, że nie jest wiarygodna, co nie przeszkadza nam irytować się na nią, ale także jej współczuć, a przede wszystkim trzymać z całych sił kciuki, czekając, aż wreszcie któregoś dnia uda jej się odpysknąć wyniosłej ochmistrzyni. Gdy zaś akcja nabiera rumieńców, z prawdziwą radością obserwujemy, jak nasza narratorka dojrzewa i przejmuje inicjatywę. Nie jest nam dane jednak długo cieszyć się tym zwrotem wydarzeń, bo właśnie wtedy wszystko zaczyna przyspieszać i trudno już kontemplować zmiany zachodzące w psychice bohaterów, gdyż trzeba coraz szybciej przewracać kartki.

Największym atutem tej książki jest znakomicie budowany nastrój grozy i niepewności. Onieśmielający przepych Manderley skrywa zamknięte, ale starannie odkurzane pokoje, za rogiem zawsze czyha złowroga pani Danvers, po nadbrzeżnych skałach snuje się na wpół obłąkany chłopiec, który coś wie. Są tu wszystkie składniki rasowej powieści gotyckiej, zgrabnie odmierzone. No i oczywiście pierwsze zdanie: "Dziś w nocy znów śniłam o Manderley" ("Last night I dreamt I went to Manderley again") należy do najsłynniejszych początków w historii literatury angielskiej.

Lektura "Rebeki" sprawiła mi tyle przyjemności i tak znakomicie wpasowała się w klimat ostatnich wieczorów, że zaczęłam przeglądać tylne rzędy półek w poszukiwaniu innych powieści Daphne du Maurier."
Użytkownik: sowa 19.04.2017 18:35 napisał(a):
Odpowiedź na: "Rebeka" jest świetna, Mo... | hburdon
Aż sprawdziłam, czy w której bibliotece mają tę Rachelę. Ale jeśli jest równie dobra jak Rebeka albo i lepsza, to, jak mniemam, oznacza, że mocno nerwy szarpie? A ja tak bym poczytała coś pogodnego, miłego, poprawiającego nastrój... :-)
Użytkownik: hburdon 20.04.2017 18:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Aż sprawdziłam, czy w któ... | sowa
No nie jest pogodna i miła, raczej napełnia niepokojem. Ale jak świetnie się ją czyta! :)
Użytkownik: Valaya 18.04.2017 16:09 napisał(a):
Odpowiedź na: A, ten "Kompleks Portnoya... | Marylek
Właśnie czytam "Ja, Dago". Tzn. przeczytałam tę część i natychmiast sięgam po następną, co oznacza, ze wciągnęła mnie ta historia. Książka mocna i napisana trochę jak sagi skandynawskie z XIII wieku - dla mnie bomba.

Mam podobny problem z powieściami, które by mną jakoś wstrząsnęły i o których myślalabym dłużej niż jeden dzień po przeczytaniu. W tym roku taką powieścią okazało się "Źródło" Ayn Rand i "Peanatema" Stephensona, z tym że ta ostatnia nie okazała się aż tak wstrząsogenna jak jego "Cykl Barokowy". No i kolejna powieść Stephensona, która swoje przeleżała "Reamde", i którą też przeczytałam w tym roku (moja jedyna książka w marcu): dobra powieść, ale trochę 'meh'. Mógłby ją napisać każdy inny dobry pisarz, ale od Stephensona wymagam wstrząsów, a ta powieść dostarczyła mi tylko rozrywki.
Użytkownik: Marylek 18.04.2017 20:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie czytam "Ja, Dago"... | Valaya
Dago mam w planach na 100%. :)

Mam "Atlasa zbuntowanego". Mogę to czytać nie znając "Źródła"?
Użytkownik: Anna125 19.04.2017 01:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Dago mam w planach na 100... | Marylek
Rekomenduję rozpoczęcie od "Źródła".
Użytkownik: Anna125 19.04.2017 01:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Rekomenduję rozpoczęcie o... | Anna125
Mogę puścić "Żródło" jako wędrowniczkę. Napisz tak i pobieży do Ciebie :). Dla mnie książka jest dziwna, konglomerat prawdy i kłamstwa, ideologiczna. Czyta się nieźle i szybko, chociaż jest obszerna. Bardzo jestem ciekawa jej współczesnego odbioru.
Miałam nadzieję na łyk dobrej fantastyki, niestety nią nią była, niemniej postawiła przede mną pytania, na które odpowiedzieć nie potrafię.
Użytkownik: Marylek 19.04.2017 18:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Mogę puścić "Żródło" jako... | Anna125
Tak. :)

Ale w czerwcu, dobrze? Teraz nie mam mocy przerobowych.
Użytkownik: Anna125 19.04.2017 19:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak. :) Ale w czerwcu,... | Marylek
Pewnie. Rozumiem :D.
Użytkownik: Valaya 19.04.2017 14:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Dago mam w planach na 100... | Marylek
Ja przeczytałam najpierw "Atlas zbuntowany". Obie powieści wniosły dużo do mojego życia.
Użytkownik: Neska 17.04.2017 23:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Pewnie masz rację. Ale cz... | Marylek
A Marylku sięgnij proszę na półeczkę, bo tam czeka na Ciebie zapomniana lektura - Beksińscy: Portret podwójny (Grzebałkowska Magdalena).
To w ramach akcji " weź Ty mnie zmobilizuj" :).
Użytkownik: Marylek 17.04.2017 23:22 napisał(a):
Odpowiedź na: A Marylku sięgnij proszę ... | Neska
A widzisz! Znów o niej zapomniałam! Masz rację, sięgnę, może się wreszcie poczuję usatysfakcjonowana.

Dzięki za przypomnienie :)
Użytkownik: Neska 17.04.2017 23:51 napisał(a):
Odpowiedź na: A widzisz! Znów o niej za... | Marylek
Nie ma za co:)
Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz.









Użytkownik: Monika.W 02.05.2017 08:55 napisał(a):
Odpowiedź na: "Postanawiam nie czytać j... | misiak297
Deklaracja końca kwietnia: "Postanawiam nie czytać już żadnych nowości skuszona świetnymi recenzjami."
Podtrzymywana.
W pełni rozumiem.

Masz rację Misiaku, że jest wiele dobrych nowych książek. Problem w tym, że giną one w tłoku różnych best... i innych mainstreamowych. Zrażona kilka razy do okrzykniętych cudami i rewelacjami nowościami jakiś czas temu podjęłam decyzję, jak Marylek. Bo szkoda czasu. Natomiast mam zamiar obserwować takie nowości, jeśli za parę lat ktoś będzie pamiętał o książce czy autorze, wyda pozytywną opinię, itp. - to znak, że warto czytać.
Nie obejmuje to nowości autorów, których już polubiłam i doceniłam, ich nowe książki kupuję w ciemno, nawet, jak potem trochę marudzę.

Na prawdę - nie przypominam sobie, żeby zachwyciła mnie jakaś powieść z list bestsellerów. Na ogół łatwo się czyta, a potem nie zostaje nic. Poza miałkością jakąś taką, łatwizną. Albo przegadaniem i wymyślaniem sztucznych problemów.
Użytkownik: Marylek 02.05.2017 16:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Deklaracja końca kwietnia... | Monika.W
Otóż to. Kryterium czasu jest dobrym probierzem - jeśli coś naprawdę zachwyca, zachwyci też za kilka lat.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 08.05.2017 08:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Deklaracja końca kwietnia... | Monika.W
Jest jeszcze jeden problem z "recenzjami okładkowymi", czyli blurbami - można przeczytać g***niany w tonie blurb i się zniechęcić do książki. Ja się bardzo cieszę, że zostałem inaczej skłoniony do "Shoguna" Clavella, bo po przeczytaniu takiego chłamowatego tekstu nigdy bym po tę książkę nie sięgnął: z okładki Po lekturze napiszę jeszcze parę ciepłych słów o tych wypocinach pod ową notą!
Użytkownik: Monika.W 08.05.2017 08:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest jeszcze jeden proble... | LouriOpiekun BiblioNETki
Według okładkowych recenzji powstają tylko rewelacyjne i genialne książki. Właściwie nie patrzę na te noty. W ogóle okładki odstraszają tylko czytelnika, mnie większość zniechęca. Ale to dobrze:)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 08.05.2017 09:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Według okładkowych recenz... | Monika.W
Ja staram się wyżymać blurby z opinii, poszukując w nich jedynie zarysu tematyki/fabuły. Potem - jeżeli uznam, że książkę warto przeczytać - nie wracam już do noty, a z czytaniem książki czekam, aby zapomnieć, co też mnie do niej zachęciło. Chcę czytać całkowicie "bez uprzedzeń", aby móc sobie wyrobić maksymalnie subiektywne zdanie i nie zasugerować się czyimiś wrażeniami czy perswazjami nt. "właściwej" interpretacji.
Użytkownik: Monika.W 08.05.2017 10:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja staram się wyżymać blu... | LouriOpiekun BiblioNETki
To u mnie dokładnie na odwrót. Staram się czytać świadomie, pamiętając, dlaczego wybrałam daną książkę. I w ogóle nie czytać w ciemno, bo szkoda mi czasu na przypadki, na ogół są marne. Lubię też porównywać mój odbiór z cudzym. Inna sprawa, że kieruję się bardzo wybranymi opiniami. A już na pewno nigdy notami z okładek.
Użytkownik: jolekp 08.05.2017 09:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest jeszcze jeden proble... | LouriOpiekun BiblioNETki
A mi się "Shogun" tak zupełnie nie podobał, że coś okropnego. Czytałam to chyba ze cztery miesiące, nie nadążałam za intrygami, postaci mi się myliły, a najbardziej byłam ciekawa wątków, które w ogóle nie zostały poruszone. Masakra totalna, Clavella skreślam ostatecznie.
Aż się zastanawiam, czy czasem nie mam jakiegoś braku w inteligencji, kiedy coś tak całkowicie do mnie nie trafia, a wszyscy się zachwycają. No bo skoro wszystkim się podoba, a tylko mnie nie, to chyba coś musi być ze mną nie tak. Też tak macie?
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 08.05.2017 10:18 napisał(a):
Odpowiedź na: A mi się "Shogun" tak zup... | jolekp
Ja bym się nie przejmował. Do mnie zupełnie nie trafiają lektury sensacyjne, klasyczne thrillery, kryminały inne niż od Christie - i jakoś z tym żyję, choć atakują mnie z każdego kąta księgarń i BNetki ;)
"Shogun" jest trochę sensacją w nielubianym przeze mnie sensie, ale jest wciągający - szczególnie jako rozgrywki o władzę. Ciężko trochę się przyzwyczaić do japońskich imion, może się trochę w głowie od tego pomieszać, przyznaję. No i także brak mi czegoś więcej poza nieustanną przygodą, zwolnienia akcji i skupienia się np. na poznawaniu przez bohatera kultury Japonii - ale ogólnie jestem zadowolony z lektury.
Użytkownik: jolekp 08.05.2017 10:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja bym się nie przejmował... | LouriOpiekun BiblioNETki
Mam trochę "doświadczenia" zdobywanego na mangach i anime, więc z japońskimi imionami nie miałam problemu jako takiego. Bardziej przeszkadzało mi to, że postaci (w mojej ocenie przynajmniej) byli zbyt mało charakterystyczni, a przy tym było ich zbyt wielu. Poza tym mam wrażenie, że częściej byli charakteryzowani przez wydarzenia, w jakich uczestniczyli niż przez cechy osobowości i w związku z tym jakoś tak zlewali mi się wszyscy w jedną masę.
Wkurzało mnie też trochę to, że Blackthorne tak łatwo dał się "zjapońszczyć" i łapałam się na tym, że bardziej by mnie interesowało czytanie o losach jego towarzyszy ze statku. No i właśnie dla mnie, tam jest zdecydowanie za mało przygody, a za dużo knucia i politycznych intryg, co mnie zazwyczaj bardzo nudzi, a szczególnie ciężko się śledzi takie rzeczy, kiedy się nie odróżnia bohaterów od siebie :P
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 08.05.2017 08:37 napisał(a):
Odpowiedź na: 2017 Grudzień 107. ... | Marylek
No no, Marylku - ostro się wzięłaś za Rotha :) Planujesz łyknąć naraz całą Trylogię Amerykańską, a może i "Kompleks Portnoya" za jednym zamachem?
Użytkownik: Monika.W 08.05.2017 08:54 napisał(a):
Odpowiedź na: No no, Marylku - ostro si... | LouriOpiekun BiblioNETki
Ja też się wzięłam za Rotha - właśnie czytam Krypta kapucynów (Roth Joseph).
Bardziej mi się podoba, niż ten drugi. Zauważyłam nawet, że nie mam ocenionego Kompleks Portnoya (Roth Philip) - pamiętam, jak bardzo mi się w liceum nie podobał...
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 08.05.2017 09:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też się wzięłam za Rot... | Monika.W
NIE podobał?? Hoho, ciekaw jestem bardzo, dlaczego - na mnie w liceum właśnie zrobił kolosalne wrażenie. Może to kwestia innego typu niepokojów okresu dojrzewania (innego m.in. ze względu na płeć), a także być może innego odebranego/doznawanego wychowania w domu? Oczywiście strzelam na oślep :)
Użytkownik: Monika.W 08.05.2017 10:46 napisał(a):
Odpowiedź na: NIE podobał?? Hoho, cieka... | LouriOpiekun BiblioNETki
Moje czytanie w liceum było wynikiem 2 zachłyśnięć - po pierwsze wieku dojrzewania, a po drugie - wolnością słowa. Nagle zaczęły pojawiać się wszystkie głośne, zakazane w PRLu powieści. Może było za dużo dobrego, żeby zachwycić się Kompleksem? Choć ja w ogóle mam problem z "wielką" literaturą amerykańską, na ogół nie zachwyca. Chyba inne podłoża kultury, ot co.
Mało z tego Kompleksu pamiętam, oprócz wulgarności. A ja w ogóle nie lubię wulgarności, nawet, jeśli można ją uznać za uzasadnioną. Nie moja estetyka.
Użytkownik: Marylek 08.05.2017 12:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też się wzięłam za Rot... | Monika.W
Ciekawam jak Ci się ta "Krypta" spodoba. Zainteresowałam się Rothem. Język w każdym razie ma świetny.
Użytkownik: Monika.W 08.05.2017 12:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Ciekawam jak Ci się ta "K... | Marylek
To mój 3 Roth Józef. Z Brodów, mówiący biegle po polsku. :) Obywatel CK Austro-Wegier nawet po ich zniknięciu, a może pomimo ich zniknięcia.
Język ma piękny. Na pewno pomaga tłumaczenie Wittlina, z którym się przyjaźnił. To jest taka literatura, którą lubię. Głównie nastroje i zapachy. Dekadencja i nostalgia.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 08.05.2017 14:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Ciekawam jak Ci się ta "K... | Marylek
A jak sama tematyka żydów amerykańskich (oraz Żydów w Ameryce)? Ja sobie zaschowkowałem (także z powodu języka) niedawno wydane Oto jestem (Foer Jonathan Safran) , które podobnie jak Ph. Roth zdaje się tworzyć coś w rodzaju literatury rozliczeniowej z ortodoksją i tradycją diaspory.
Użytkownik: Marylek 09.05.2017 08:29 napisał(a):
Odpowiedź na: A jak sama tematyka żydów... | LouriOpiekun BiblioNETki
Tematyka może być ciekawa, choć mnie interesuje ogólnie kondycja ludzka, niezależnie od narodowości i religii. Faktem jest, że te zależności mają często znaczenie podstawowe i wszystko się wokół nich kręci.
Użytkownik: Marylek 11.05.2017 07:06 napisał(a):
Odpowiedź na: A jak sama tematyka żydów... | LouriOpiekun BiblioNETki
Nogaś poleca Foera ;)
Użytkownik: Marylek 08.05.2017 12:32 napisał(a):
Odpowiedź na: No no, Marylku - ostro si... | LouriOpiekun BiblioNETki
Bardzo mnie "Dziedzictwo" do Rotha zachęciło, bardzo. Zobaczę, co z tą sielanką, a potem wreszcie wezmę się za tego Portnoya, którego wciąż się boję, bo tak różne słyszę o nim opinie.

Czytałam kiedyś "Pierś", ale niewiele pamiętam, właściwie pamiętam tylko początek, dlatego nawet nie oceniałam. Mam wrażenie, że mi się podobała. :)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 16.05.2017 14:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo mnie "Dziedzictwo"... | Marylek
O, myślałem, że pójdziesz za ciosem z "Trylogią amerykańską" (u mnie drugi tom niestety parę lat już leżakuje, teraz sobie i "Sielankę" będę musiał powtórzyć) - a tu niespodzianka. Boję się, że będziesz bardzo surowa w ocenie, bo tak bywa, gdy czytamy coś zewsząd wychwalanego, oczekiwania pikują w górę...
Użytkownik: Marylek 16.05.2017 14:26 napisał(a):
Odpowiedź na: O, myślałem, że pójdziesz... | LouriOpiekun BiblioNETki
Poszłabym za ciosem, ale nie mam drugiego, ani trzeciego tomu.

A z Portnoyem - zobaczymy. Niektórzy wychwalają, inni wręcz przeciwnie. Spotkałam się nawet z opinią, że to literatura dla niewyżytych seksualnie nastolatków. I że traktuje głównie o onanizmie. Po 80 stronach znajduję tę opinię nieco krzywdzącą... ;)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 16.05.2017 14:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Poszłabym za ciosem, ale ... | Marylek
Heh, to opinia równie celna, co utrzymywanie, że "Lolita" Nabokova jest pedofilską pornografią... Przy czym uważam, że Nabokov stworzył dzieło o niesamowitej liczbie poziomów odczytania literackiego, zaś Roth - o niesamowitej liczbie poziomów odczytania psychologicznego.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 22.05.2017 10:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Poszłabym za ciosem, ale ... | Marylek
Widzę, że doceniłaś Portnoya (choć oczywiście dla mnie niżej niż 6.0 dla niej to rozczarowanie ;) ), bardzo się cieszę. No i chyba Roth pomógł Ci w przełamaniu kryzysu czytelniczego? To cieszy. Gorzej, jeżeli teraz będziesz mieć czytelniczego kaca - będziesz oczekiwać lektur tylko równie dobrych lub lepszych!
Użytkownik: Marylek 22.05.2017 13:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzę, że doceniłaś Portn... | LouriOpiekun BiblioNETki
Fakt, kryzys w tej chwili chyba został zażegnany. Dzięki Rothowi, nie ukrywam. Ale ponieważ nie odżywiam się samym tylko kawiorem (trzy Rothy z rzędu!), to muszę skonsumować pajdę razowca - jakiś lekki kryminał dla dobrego trawienia. Choć kolejny Roth już czeka. ;)
Użytkownik: Vemona 08.05.2017 09:40 napisał(a):
Odpowiedź na: 2017 Grudzień 107. ... | Marylek
Warto do Ciebie zaglądać, zaschowkowałam sobie Obecność: Rozmowy (antologia; Grzela Remigiusz, Janda Krystyna, Sawicka Paula i inni). Czy to może Twoje? Uśmiechnęłabym się...
Użytkownik: Marylek 08.05.2017 12:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Warto do Ciebie zaglądać,... | Vemona
Miło mi :)

Książka jest moja. Wysłać Ci, czy przywieźć latem?
Użytkownik: Vemona 08.05.2017 12:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Miło mi :) Książka je... | Marylek
Przywieź, mam nadzieję, że zdążymy się zobaczyć :) Kiedy przyjeżdżasz?
Użytkownik: Marylek 08.05.2017 18:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Przywieź, mam nadzieję, ż... | Vemona
Jeszcze nie wiem. Dam znać. Urlop mam od 17 lipca dopiero.
Użytkownik: Vemona 08.05.2017 19:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeszcze nie wiem. Dam zna... | Marylek
Ja wyjeżdżam na początku sierpnia, ale mam nadzieję, że zdążę wrócić kiedy jeszcze będziesz.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 08.06.2017 09:07 napisał(a):
Odpowiedź na: 2017 Grudzień 107. ... | Marylek
Majstersztyk o północno-zachodnim przejściu? Od razu nasuwa mi się prześwietna szanta:
https://www.youtube.com/watch?v=XboMbs9QChc
Użytkownik: Marylek 08.06.2017 14:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Majstersztyk o północno-z... | LouriOpiekun BiblioNETki
Tak. Ale nie o samym Przejściu, tylko o ludziach, którzy tam popłynęli, z różnych powodów, z różnym bagażem doświadczeń, albo i całkiem bez. I o interakcjach między nimi. Sami mężczyźni, dwa okręty, hierarchia Marynarki Królewskiej, tamta obyczajowość zdumiewająca w warunkach ekstremalnych, jak oni mogli w tych okowach konwenansu cokolwiek zdziałać?!

Majstersztyk jest zwykle o ludziach.

Jedno, co mnie drażniło w tej książce, to konieczność ciągłego przeliczania mil, jardów, stóp na system metryczny i stopni Fahrenheita na Celsiusza. A bez tego - nie da się wejść w klimat (dosłownie!). Nie mógł tłumacz tego zrobić?

Szanta świetna. Lubię szanty. :)
A Franklin w książce nie jest przedstawiony w bardzo jasnych kolorach.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 16.06.2017 14:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak. Ale nie o samym Prze... | Marylek
A może Cię zainteresuje w temacie Na Wodach Północy (McGuire Ian) ? Recenzja http://katedra.nast.pl/artykul/7553/McGuire-Ian-na-wodach-Polnocy/ zaczyna się słowami:

"„Na Wodach Północy” Iana McGuire’a na pierwszy rzut oka przypomina nieco „Terror” Dana Simmonsa, choć podobieństwa między obiema powieściami finalnie okazują się dotyczyć przede wszystkim scenografii."
Użytkownik: Marylek 21.06.2017 12:36 napisał(a):
Odpowiedź na: A może Cię zainteresuje w... | LouriOpiekun BiblioNETki
Louri, Ty byłbyś w stanie samodzielnie zapewnić mi listę lektur do emerytury, a nawet dłużej. ;)

Tym razem jednak podziękuję. Opis dla mnie mało zachęcający. A sama scenografia to zupełnie nie moja bajka.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 21.06.2017 13:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Louri, Ty byłbyś w stanie... | Marylek
Dobra dobra, po prostu zgłaszam propozycje do castingu ;)
A propos - myślę, że podpasowałaby Ci książka, z której ostatnio taką kupę cytatów wypisałem: Moralność od niemowlęcia
Użytkownik: margines 21.06.2017 15:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobra dobra, po prostu zg... | LouriOpiekun BiblioNETki
"Dobra, dobra"...
Lepiej przyznaj się od razu, że "po prostu" nie umiesz nie zapychać komuś schowka:P
Użytkownik: margines 21.06.2017 15:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Louri, Ty byłbyś w stanie... | Marylek
Jesteś wyrazicielką opinii tłumu!
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 23.06.2017 08:57 napisał(a):
Odpowiedź na: 2017 Grudzień 107. ... | Marylek
Sorki za stalking, Marylku, ale a propos Heinleina - jakie wydanie czytasz? Żebyś się nie nacięła, tak jak ja - musiałem od nowa 150 stron czytać, bo w pierwszym polskim wydaniu brakuje niektórych fragmentów - zresztą na stronie książki jest to w uwagach :)

Czekam niecierpliwie na Twoje wrażenia - ja wystawiłem onegdaj 5.5, poniżej moje z Lektury 2015r. :

Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: Marylek 23.06.2017 18:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Sorki za stalking, Marylk... | LouriOpiekun BiblioNETki
Czytam wydane Solaris z 2006 roku, 650 stron, z posłowiem żony autora, w którym ta mówi, że jest to wydanie oryginalne, bez cięć, jakie były udziałem pierwszego wydania z 1961 roku. :)
Nie jestem jeszcze w połowie, ale dobrze się czyta, ciekawa koncepcja i ciekawam, w jaką stronę to pójdzie.

Do Heninleina mam duży sentyment z powodu Drzwi do lata (Heinlein Robert Anson) , gdzie występuje świetny kot! Sam tytuł jest nawiązaniem do jego aktywności, bo kot ten uwielbia lato i zawsze szuka możliwości wyjścia w letni krajobraz. Nawet zimą. ;) Jeśli nie czytałeś - polecam! :)
Użytkownik: misiak297 01.10.2017 20:27 napisał(a):
Odpowiedź na: 2017 Grudzień 107. ... | Marylek
Nie, nie polubię się z Rothem. "Cień pisarza" miał być ucztą (te pisarskie klimaty), a okazał się - ot, nieszczególnym posiłkiem. Nic niesmacznego i nic specjalnego. Przez większość lektury miałem taką myśl: nieciekawy narrator nieciekawie opowiada w gruncie rzeczy nieciekawą historię.

Są tu świetne partie - całe powiązanie Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu - to czytało się świetnie. Natomiast te wątki - pisarza, jego konfliktów małżeńskich, Nathana, Babette - wydają się po prostu pozlepiane na siłę. Tak jakby Roth chciał w jednej książce upchnąć pomysły na trzy opowiadania.
Użytkownik: Marylek 01.10.2017 20:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie, nie polubię się z Ro... | misiak297
Ależ, zgadzam się z Tobą całkowicie! "Cień pisarza" też mi się nie podobał! Dałam 3,5, zawyżając ocenę ze względu na styl.

Spróbuj, proszę Dziedzictwo (Roth Philip)
Daj mu jeszcze tę jedną szansę!
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 21.11.2017 08:22 napisał(a):
Odpowiedź na: 2017 Grudzień 107. ... | Marylek
Współczuję Ci lektury Jej wszystkie życia (Atkinson Kate), a równocześnie polecam coś naprawdę wartościowego w tym temacie: 7 razy dziś (Oliver Lauren) - mnie zachęcił wpis http://miastoksiazek.blox.pl/2011/03/Siedem-dni-nastolatki.html , sam też próbuję zachęcać: Memento mori, septendecim-annus :)
Użytkownik: Marylek 21.11.2017 09:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Współczuję Ci lektury Jej... | LouriOpiekun BiblioNETki
Przypomniał mi się film "Dzień świstaka". Jednak tam bohater był świadomych powtarzalności każdego kolejnego dnia i dzięki temu mógł się zmieniać, uczyć na własnych błędach. U Atkinson przyjęcie koncepcji niepamiętania poprzednich wydarzeń sprawia, że bohaterka pozwala się albo nieść losowi, albo nagle się miota, bo coś jej się tam wydaje w podświadomości, że tak trzeba zrobić, ale nie wie dlaczego. To jaki to ma sens? Pokazanie, że jest nieskończenie wiele dróg przejścia przez życie? Uch, jakże to odkrywcze! :-/

Dziwią mnie wysokie oceny tej książki.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 21.11.2017 10:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Przypomniał mi się film "... | Marylek
Może to nawiązanie do proustowskiej "metempsychozy myśli z poprzedniego istnienia" ;)
U Oliver na szczęście bohaterka jest świadoma - i istotne jest właśnie pokazanie tego, czego nam tak bardzo brakuje - co bym zrobił, gdybym miał szansę innego zareagowania czy zachowania się w danej sytuacji życiowej. "7 razy dziś" to naprawdę wartościowa i nieszablonowa Bildungsroman (jakkolwiek warto pamiętać, że jest powieścią młodzieżową, więc nie jest dociążona filozoficznymi dywagacjami - ale to nie wada).
Użytkownik: misiak297 23.12.2017 02:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Przypomniał mi się film "... | Marylek
Jakże inne są moje wrażenia po "Jej wszystkie życia"! Z pełnym przekonaniem wystawiłem tej książce 4+. A podchodziłem do niej z odrobiną rezerwy, świadom Twojego rozczarowania.

To jest czytadło, ale tak dobrze zrobione! Cudowny, wyrazisty styl, pełna elegancja narracji (ach, jakże mi to przywodziło na myśl błyskotliwość Jane Austen - to taki sam angielski humor!), całość najeżona aluzjami literackimi. Świetny pomysł na książkę, brak banalnych rozwiązań. Trudno było mi się od tego oderwać. Kolejne fragmenty wzbudzały we mnie żywe emocje. Porusza dbałość o historyczne detale. Mam wrażenie, że po raz pierwszy zrozumiałem, jakim koszmarem były bombardowania. Byłem ciekaw, co autorka wymyśli - i w sumie kwestia świadomości Ursuli co do równoległych wcieleń przestała mieć dla mnie znaczenie.

Jedynie w ostatnim długim rozdziale poziom się nieco obniżył. Jakby autorka była już sama zmęczona pisaniem. Niemniej pozostawiła dobre wrażenie. Dawno żadnej nowej książki nie czytałem z taką przyjemnością.

Nie wiem, czy sięgnąłem po tak dobre "czytadło" w tym roku (przejrzałem tegoroczne oceny - to ewentualnie mogłoby konkurować: Żony jednego męża (Fryczkowska Anna)). Tak dobrze zrobione, odznaczające się takim szacunkiem i do poruszanej tematyki, i do czytelnika.
Użytkownik: Marylek 23.12.2017 08:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakże inne są moje wrażen... | misiak297
Bardzo się cieszę, że Ci się podobało! :-)

Ja za Jane Austin nie przepadam, a sama "elegancka narracja" to jednak za mało. Już gdzieś w jednej trzeciej tak mnie nudziły bezsensowne "powroty" Ursuli, że miałam chęć przestać czytać. Męczyło mnie to strasznie. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Dla mnie sukcesem jest sam fakt, że przebrnęłam przez tę książkę ;) Jako czytadła wolę kryminały. Obyczajówka powinna jednak być "o czymś", poruszyć mnie.

Jeśli chodzi o koszmar bombardowań, polecam Ziemia i ogień (Bienek Horst) - naprawdę mona rzecz, a nawet Rzeźnia numer pięć (Vonnegut Kurt (Vonnegut Kurt Jr)) .
Użytkownik: misiak297 21.11.2017 20:44 napisał(a):
Odpowiedź na: 2017 Grudzień 107. ... | Marylek
Postanowiłem wrócić do Mary Higgins-Clark (po którą chętnie sięgałem lata temu). Wybrałem "Pustą kołyskę". Bardzo miłe zaskoczenie. Ta książka podobała mi się bardziej niż większość współczesnych thrillerów (te mnie bardziej nużą i irytują). Nie jest to żadna wielka literatura, ot - niezła rozrywka na wolny wieczór, powieść jednorazowego użytku. Książka nieprzegadana, trzymająca w napięciu od pierwszej do ostatniej strony, z ciekawą fabułą. Jest trochę brutalnie, ale bez przesady. Tutaj sprawcę zna się od pierwszych stron, ale to nie przeszkadza.

No i ta "staroświeckość", o której wspominasz - to ma swój urok.

Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 14.12.2017 10:02 napisał(a):
Odpowiedź na: 2017 Grudzień 107. ... | Marylek
Piszesz o Mięso nas zabija: Jak zerwać z uzależnieniem od białka zwierzęcego (Davis Garth, Jacobson Howard) (BTW: nie wystawiłaś oceny):
"Rozprawia się bardzo szczegółowo z dietą Atkinsa, z paleo i wieloma innymi modnymi nowinkami."
to znaczy pokazuje ich błędność, czy po prostu omawia szczegółowo, nie odrzucając, a co najwyżej wskazując błędy lub słabe punkty, ale także plusy?
Użytkownik: Marylek 14.12.2017 18:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Piszesz o Mięso nas zabij... | LouriOpiekun BiblioNETki
Wykazuje ich błędność. Szczegółowo bardzo, podpierając swoją opinię wynikami badań i obszerną literaturą teoretyczną.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 15.12.2017 08:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Wykazuje ich błędność. Sz... | Marylek
O, a możesz wypisać, które konkretnie diety są wymienione i potępione?
Użytkownik: Marylek 15.12.2017 12:55 napisał(a):
Odpowiedź na: O, a możesz wypisać, któr... | LouriOpiekun BiblioNETki
Atkins nie był pierwszym, który awansował białko do pozycji "Kwintesencji życia". Chronologicznie:

- połowa XIX wieku - William Banting, grabarz, po zmianie diety i schudnięciu wydał "Letter of Corpulence".
- lata 40. XX w., dr Alfred Pennington - odchudzał ludzi dietą o niskiej zawartości węglowodanów.
- 1961 - książka dr Hermanna Tallera "Calories Don't Count", promująca podobną dietę, rozeszła się w 2 mln egzemplarzy, pomimo udowodnionych Tallerowi przekrętów.
- 1967 - dr Irwin Stillman - promuje dietę wysokobiałkową i wysokotłuszczową ("The Doctors' Qiuck Weight Loss") - podejście radykalne, zakazujące spożywania owoców i warzyw. Autor zmarł na atak serca.
- 1972 - dr Robert Atkins ("Dr Atkins' Diet Revolution") - dieta wysokobiałkowa o niskiej zawartości węglowodanów. Zrobił furorę, bo to już była epoka talk showów telewizyjnych, a autor był bardzo medialny - sympatyczny i komunikatywny.
- 1992 - "Dr Atkins' New Diet Revolution" - po lekkim makijażu Atkins powrócił na salony z głosząc przewagę bekonu nad brokułem. Tym razem zaproponował nawet suplementy zwalczające niekorzystne skutki stosowania jego własnej diety! Sam zmarł na serce (zamknięcie tętnicy wieńcowej),
- Stephen Byrnes, naturopata - krytyk diety roślinnej, członek rady nadzorczej Fundacji WAPF https://en.wikipedia.org/wiki/Weston_A._Price_Foun​dation - dieta wysokotłuszczowa: jedzmy więcej masła i smalcu, tylko produkty odzwierzęce, żadnych owoców ni warzyw, szczególnie zabronionych dzieciom. Byrnes zmarł w wyniku udaru.
- 2001 - dr Loren Cordain "Dieta paleo". Jest wiele odłamów ruchu paleo, wszystkie kładą nacisk na mięso i białko, w każdym jednak odłamie obowiązuje inny zestaw roślin zakazanych.

Tu jest strona książki: http://proteinaholic.com/
Użytkownik: misiak297 26.12.2017 14:32 napisał(a):
Odpowiedź na: 2017 Grudzień 107. ... | Marylek
Mam wrażenie, że nie umiem nikogo zarazić swoim entuzjazmem dla "Róży i cisu":)

Dla mnie to książka porównywalna z porażającą "Samotną wiosną", ale jej majstersztyk - moim zdaniem - tkwi właśnie w narracji. Hugh to kiepski narrator - on patrzy, ale nie widzi, nie dostrzega tego, co się dzieje. I w tym sensie my - jako czytelnicy - jesteśmy zmuszeni do śledzenia drugiego dna zdarzeń między wierszami. Ciekawym wątkiem jest też maskowana niechęcią fascynacja Hugh Gabrielem. Pisałem o tym więcej tutaj: Czas róży, czas cisu.

Dla mnie "Samotna..." i "Różą i cis" to najlepsze powieści Mary Westmacott. Mogę Ci następnym razem przynieść Córka jest córką (Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary)), jeśli chcesz. Ona nadal się broni.
Użytkownik: Marylek 26.12.2017 15:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam wrażenie, że nie umie... | misiak297
"Samotna" może broni się tym, że główna bohaterka jest wciąż spotykana w dzisiejszych czasach. Mnóstwo jest ludzi, którzy nie widzą, bo nie chcą widzieć, którzy projektują życie dla swoich najbliższych. Określa się ich dziś mądrymi nazwami, ale syndrom jest ten sam i jego objawy też.

A w "Róży i cisie" Gabriel, mimo wszystkich swoich wad (które zresztą czynią go tak pełnokrwistą postacią) jest moim zdaniem przesadnie wyidealizowany. Może siedemdziesiąt lat temu taka reakcja jak jego, taka transformacja w wyniku przedstawionych zdarzeń, była bardziej prawdopodobna? Nie wiem. Jednak wydaje mi się, że społeczeństwo zmieniło się, opatrzyło się, dla przykładu, okrucieństwo; zobacz dowolny program informacyjny, ile tam przemocy i krwi; zobacz, jakie zdjęcia wygrywają World Press Photo; porównaj współczesny tzw. film akcji z jego odpowiednikiem z lat pięćdziesiątych. Gabrieli już nie ma. Ta postać jest nierealistyczna, zestarzała się.

A narracja, owszem, bardzo dobra, bo pióro Christie świetne. Tylko że to nie wystarczy, żeby porwać czytelnika.

Ciekawam tej relacji matki z córką. Z autobiografii Christie pamiętam, że jej własną córką zajmowały się różne nianie, pamiętam jak uderzyło mnie to, że tak wiele zmieniło się przez tych kilkadziesiąt lat w podejściu do wychowywania dzieci.
Użytkownik: misiak297 26.12.2017 15:58 napisał(a):
Odpowiedź na: "Samotna" może broni się ... | Marylek
A ja się zastanawiam, kim był Gabriel. Ile w tej jego przemianie jest kalkulacji i zwykłego "showmaństwa". Moim zdaniem to nie jest jednoznacznie określone (również z powodu narracji). W "poprzednim życiu" umiał tak postępować, żeby osiągnąć cel.

Tak, świat się zmienił przez te kilkadziesiąt lat - a jednak w powieściach Christie nadal można odnaleźć tyle samo uniwersalności co - już dziś - ciekawostek historycznych. Zrobiła się z tego ciekawa dyskusje tutaj: Los czasem wygląda jak poczciwa staruszka z robótką.

"Córeczkę" odkładam dla Ciebie.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: