(Nie)Ogarnianie świata
"Smutek mnie uczy, że służę do życia.
– Kiedy jesz – mówi – masz pamiętać, żeby gryźć i połykać, tylko tyle. Bo widzisz, chodzi o to, że włosy rosną bez twojej pomocy, samo się oddycha i samo śpi, oczy wiedzą, co zrobić, żeby się zamknąć. W zasadzie jesteś sobie potrzebna prawie do niczego.
Więc idąc, tylko przebieram nogami, a siedząc, uciskam stołek, który skrzypi. Kiedy tak siedzę, widok całymi godzinami używa mnie do patrzenia"[1].
Tak rozpoczyna się "Nakarmić kamień" – zbiór próz poetyckich Bronki Nowickiej. Rozpisana na szereg miniatur historia odkrywania rzeczywistości przez małe dziecko. To dziecko poznaje otoczenie, dotyka, wącha, smakuje, uczy się funkcjonować w rodzinie (obok brutalnego ojca, nieprzystępnej matki, prababki żyjącej w świecie własnych rojeń), konfrontuje się z życiem i śmiercią. Próbując poznać świat, szuka swego miejsca w przestrzeni. A jednak okazuje się, że ogarnięcie świata jest skazane na niepowodzenie. To swoiste poznawanie przez niepoznawanie:
"Dziecko wie, skądś wie: żadna rzecz nie należy do siebie. Ani pasek na odwłoku pszczoły, ani włos konopnego sznurka, ani liść, który spada. Są częścią wszystkiego. Jak zobaczyć wszystko, jeśli wokół widać tylko rzeczy i każda chce być poznana?"[2].
Jego dzieciństwo nie ma w sobie nic arkadyjskiego. Nasycone jest niepokojem, mrokiem, brzydotą i – przede wszystkim – smutkiem. Kojarzy się z obrazami Wojtkiewicza, "Sklepami cynamonowymi" Schulza, niekiedy z mocnymi obrazami i językowymi machinacjami z twórczości Jelinek. Zza metafor, pomysłowych ujęć wyłania się oskarżenie wobec naszej obecnej rzeczywistości - jakże wyraziste. Tak jak w "Puchu", gdzie dziewczynka uczy się ról społecznych. Na swój sposób to żałosne i przerażające:
"Lalek chcą. Tych, co zamykają oczy. Co mówią: ma-ma.
Chcą zabawy w dom, z meblami, firanką, zastawą: na plastiku i drewnie ćwiczą wielką fikcję. Już się w niej wprawiają, idą w jej kieracie – kucyki w falbanach, kokardach, pomponach. Grzywki im falują, grzecznie równe, jasne.
– Jak się pani dziś miewa, pani lalo? Tortu?
Tort jest z plasteliny. Tort kłamie. A mimo to idzie na stół. Później pod mały nóż i do ust wyciśniętych w gumie, umalowanych czerwonym lakierem.
– Smakowało? Ach. Może jeszcze?
Później, czeszą im włosy, rozbierają. Co też ona ma pod majtkami, ta lala, co ma? Bliznę po maszynie, która zgrzała plastik. Kłamstwo. Jedno z wielu kłamstw powszedniego dzieciństwa"[3].
Tak samo jak tutaj, gdy bohaterka jest zmuszona skonfrontować się nie tylko ze śmiercią bliskiej osoby, ale także z tym, jak na tę śmierć reaguje otoczenie. Podchodzi do martwego dziadka:
"Podchodzę i całuję. Skóra taka, jakby jej nie było: nieciepła, niemiękka. Nikt pod nią nie mieszka. Opakowanie po czekoladkach mogłam zatrzymać. Wyjmowałam pudełko i wąchałam, wtedy cukierki wracały w głowie jeden po drugim, jak prawdziwe. Opakowanie po dziadku trzeba zakopać. Ale można sobie coś po nim zachować.
– Weź, co chcesz.
Chcę sweter.
– Jest przepocony, na pewno go chcesz, ten łach?
Sweter wyprany z dziadka wisi na sznurze. Jeszcze mokry sweter prasuje się z dziadka. Nie chcę tego swetra, już nie"[4].
Przez cały czas dziecięca postać – przestraszona, nieufna, a z drugiej strony ciekawa otoczenia – dziecięcą pozostaje. Nowicka świetnie oddaje jej wrażliwość, pokrętną logikę myślenia, spojrzenie na nowy dla niej świat. Tak jak w scenie, w której dziewczynka obserwuje pracującego w ciemni ojca:
"Kilka razy pozwolił mi wejść do ciemni, pod warunkiem, że będę cicho i niczego nie dotknę. Tylko z przygryzionym językiem i rękami schowanymi pod sweter wolno mi było patrzeć, jak papier wrzucany w chemikalia naciąga osobami i przedmiotami, które znałam z życia. Bałam się, aż do ćmienia w brzuchu, że na zdjęciu ukażą się inne, niż są. Bo tam, skąd przychodziły, coś mogło im się stać. Tam – w czasie złapanym do ciasnego pudełka. Martwiłam się, że czas będzie nas straszył w zemście za przetrzymanie w areszcie: kogoś, kto pozował twarzą do obiektywu, odwróci plecami, komuś rozpuści włosy albo je przeczesze z jednego warkocza w dwa. Sprawdzałam, czy w tym chwilowo podwodnym świecie ludzie mają po pięć palców. Czy nie zamurowało się któreś z okien albo nie przesadziło drzewo"[5].
Autorka panuje nad wykreowanym światem nie tylko psychologicznie, ale także językowo. Jej kreatywność zdumiewa, chce się ruszyć tymi ścieżkami, którymi podąża jej pióro. Wiele tu zdumiewających ujęć: "Pije kawę i wypowiada z siebie stare czasy, które zalegają w niej jak fusy na dnie szklanki. Zalewa je setny raz. Wspomnienia są coraz cieńsze, ale ciągle dają się zaparzyć"[6]; "jedyną rzeczą, która oddziela człowieka od świata, jest skóra. Dzięki niej nie wsiąka się w bezmiar rzeczy"[7]; "Pociąga za fartuch, raz, drugi, tak puka do uwagi matki. Otwarte – na moment wykrojony z siekanego mięsa"[8]; "Zwierzęta śpią płytko pod powierzchnią siebie. Człowiek idzie spać dalej niż za skórę i krew"[9]; "ziemia jest mięsożerna, czuć jej z ust człowiekiem"[10]; "Matka kroi pomidory, a one się wykrwawiają"[11].
"Nakarmić kamień" Bronki Nowickiej to literatura, która zostaje w pamięci. Świat widziany oczami dziewczynki z tej prozy poetyckiej jest złożony, niepokojący, mroczny, ale zarazem fascynujący. Daje się poznać, ale tylko do pewnego stopnia – wiele otacza tajemnica, którą chciałoby się przeniknąć.
---
[1] Bronka Nowicka, "Nakarmić kamień", wyd. Biuro Literackie, 2016, s. 7.
[2] Tamże, s. 12.
[3] Tamże, s. 16.
[4] Tamże, s. 10.
[5] Tamże, s. 39.
[6] Tamże, s. 17.
[7] Tamże, s. 9.
[8] Tamże, s. 20.
[9] Tamże, s. 27.
[10] Tamże, s. 31.
[11] Tamże, s. 11.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.