Dodany: 01.12.2016 20:20|Autor: asia_

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

1 osoba poleca ten tekst.

GENEALOGIA w LITERATURZE - KONKURS nr 203


Przedstawiam KONKURS nr 203, który przygotowała Syrenka.



Kochani Konkursowicze!

Mój poprzedni konkurs, "MOMENTY" w LITERATURZE, zaowocował nieoczekiwanie olbrzymią ilością potomstwa - które to potomstwo postanowiło dociec swoich genealogicznych korzeni (o ile je w ogóle ma, bo jak się okazuje, różnie z tym bywa...). Zapraszam Was więc w podróż do przeszłości, do zagłębiania się w rodzinne historie, do rysowania swoich i literackich drzew genealogicznych.

Do odgadnięcia jest 20 fragmentów, po jednym punkcie za autora i jednym za tytuł - czyli w sumie 40 punktów. Odpowiedzi proszę przesyłać na adres [...], w tytuł maila wpisując swój nick/login. Termin nadsyłania odpowiedzi: poniedziałek 12 grudnia, godz. 23:59.

A więc - do dzieła!




1.


Mijały dwa lata od chwili, kiedy wbrew radom wszystkich założył firmę Złoty Korzeń. Na który to pomysł wpadł, gdy w czasie zbierania materiałów do doktoratu w Archiwum Głównym Akt Dawnych zaczął spotykać ludzi z szaleństwem w oczach, nieporadnie szukających informacji o przodkach i próbujących wyrysować swoje drzewo genealogiczne. Jednemu chłopakowi pomógł z litości, jednej dziewczynie ze względu na obezwładniająco piękny biust i w końcu Magdzie, bo była rozkoszna ze swoją wielką planszą genealogiczną, przypominającą Drzewo Jessego. Skończyło się tak, że Magda i jej plansza mieszkały u niego przez pół roku. O pięć miesięcy za długo, wyprowadzała się ze łzami w oczach i wiedzą, że prababka Cecylia była bękartem, bo w 1813 roku do chrztu podawała ją akuszerka.
Wtedy postanowił, że można wykorzystać ten genealogiczny szał i sprzedawać swoją umiejętność korzystania z archiwów. Rejestrując działalność, był bardzo podniecony wizją zostania detektywem historii i nie przyszło mu do głowy, że nazwa Złoty Korzeń sprawi, że każdy, dosłownie każdy klient najpierw zapyta, czy ma coś wspólnego ze słynnym pływakiem, a potem wysili się na niewybredny żart.



2.


Teraz przed zgromadzony tłum wystąpił Omoro. Podszedł do żony, wziął syna na ręce i na oczach wszystkich trzy razy wyszeptał mu w ucho imię, które dla niego wybrał. Zostało ono, jako imię jego syna, wypowiedziane w tej chwili po raz pierwszy, gdyż współplemieńcy Omoro uważali, że każdy człowiek powinien pierwszy się dowiedzieć, jak się nazywa.
- Pierworodny syn Omoro i Binty K. otrzymał imię K.! – krzyknął Brima Cesay.
Jak wszyscy wiedzieli, było to drugie imię nieżyjącego już dziadka chłopca, Kairaby K. K., który przywędrował do Gambii z rodzinnej Mauretanii, w okresie suszy uratował mieszkańców J-e. od śmierci, a później ożenił się z babką Yaisą i jako święty wiernie służył wiosce do końca swych dni.
Jednego po drugim wymieniał arafang mauretańskich przodków chłopca, o których jego dziadek Kairaba K. często wspominał. Imiona te, słynne i liczne, sięgały wstecz aż do ponad dwustu pór deszczowych. Dżaliba znów uderzył w bębny, a wszyscy głośno dali wyraz podziwu i szacunku dla tak znamienitego rodowodu.



3.


Urodzona w kraju nad Wisłą,
Jak miliony innych w tym kraju.
Mam przed sobą jakąś tam przyszłość,
Ileś grudniów i ileś majów.

Dokąd pójdę, dokąd pojadę,
Jaką drogę dla mnie wybrali.
Otrzymałam od losu spadek,
Który trudno mierzyć zerami.

Dwie ojczyzny, dwa sztandary,
Dwie religie; skąd wziąć w sobie tyle wiary?
I przodkowie na portretach
Podpisanych w dwóch odmiennych alfabetach.

Mam dwa serca i dwie dusze,
Jakoś sobie z tym nadmiarem radzić muszę.
Dwie historie, dwa języki;
Tu kochany Kraków, a tam Saloniki.



4.


Przodkowie M-ich naturalnej wielkości stali tu oprawni w mahoniowe ramy, okute brązem. Patrzały na S. poważne twarze dawnych wojewodów, hetmanów i senatorów. Przybrani byli w złote ryngrafy, w aksamitne delie, złotogłów, w sobole i gronostaje lub zakuci całkowicie w srebrne blachy. Innych zdobiły fraki, peruki z koronkowymi żabotami lub świetne mundury wojskowe. Wszyscy mieli typowe, trochę wydatne usta, wyraziste rysy i oczy szare, przenikliwe, z wyrazem zuchwalstwa, energii i odrobiną szyderstwa. Mrok panujący w sali nadawał martwym postaciom pozory życia. Skąpe światło dochodzące z zewnątrz pełzało po karmazynach i bogatych futrach szat, po woskowych rękach i twarzach. S. miała wrażenie, że postacie te poruszają się, że martwe szare oczy spoglądają na nią zdziwione, a usta mówią:
- Czego chcesz? Skąd się wzięłaś?...
Wstrząsnęła się.
Już drugi raz doznała podobnego wrażenia, drugi raz portrety M-ich przerażały ją wymową martwych oczu. Zabłąkała się w tej sali i jest sama pod pręgierzem tylu spojrzeń. Chciała wyjść, odwróciła głowę w stronę drzwi i nagle wzrok jej padł na wielki portret w pełnym oświetleniu, przedstawiający wyniosłą postać kobiecą. W ciężkiej aksamitnej sukni, ozdobionej brabanckimi koronkami, w perłach, stała młoda jeszcze kobieta, z głową spuszczoną na piersi i smutkiem w czarnych oczach. Bujne czarne włosy ocieniały ładny owal twarzy, wąskie usta wyrażały ból, nie dający się ukryć nawet na portrecie. Strój i uczesanie znamionowało niedawną epokę. S. zaciekawiła ta postać. Podeszła bliżej, chciała koniecznie wiedzieć, kogo portret przedstawia.
Na ciemnym tle obrazu, z boku, widniał wyraźnie malowany herb z mitrą książęcą, pod nim napis: Gabriela z książąt de Bourbon Maciejowa M., ordynatowa głębowicka. Potem następowała data urodzenia i śmierci.
Więc to jest babka W., żona pana Macieja? Księżniczka Bourbon? Ale dlaczego tak bezmiernie smutna? Nawet na portrecie widać, że to nieszczęśliwa kobieta. S. podeszła bliżej, wpatrzona w postać babki W. I dwie te kobiety - jedna malowana, w aksamitach, druga żywa, w białym muślinie, patrzyły sobie w oczy, jakby się rozumiejąc.
Głębokie czarne źrenice M-iej ogarniały dziewczynę żałosnym spojrzeniem, jakieś westchnienia szły od niej i beznadziejność, i pełna goryczy melancholia. Oczy te zdawały się mówić: "Zmęczyło mię życie, nie zaznałam szczęścia ani odrobiny, tylko wiele bólu i zgryzoty... Nic nie pomogły bogactwa, nic tytuły, nic dostojeństwa... byłam kobietą nieszczęśliwą".



5.


Latem 1995 roku archeolodzy z Uniwersytetu Warszawskiego odkopują pod rynkiem w G., nieopodal cukierni P.A., zasypane podczas drugiej wojny światowej korytarze. Znajdują tam zmumifikowane szczątki młodej kobiety, która ma na palcu bardzo stary, być może nawet średniowieczny, złoty pierścień. Właściciel cukierni, Waldemar H., jest tym faktem mocno poruszony, ponieważ klejnot, jedyny dowód na szlacheckie pochodzenie jego dziadka, Pawła C., zaginął dawno temu w niewyjaśnionych okolicznościach.
Pradziadkiem H. był dziedzic dużego majątku ziemskiego, hrabia Tomasz Z. Uwiódł on pod koniec XIX wieku niejaką Mariannę Blatko, wnuczkę organisty z Z. i córkę miejscowej szeptuchy Zuzanny, mającej dar proroczy. Aby przekonać dziewczynę o swych czystych intencjach, hrabia podarował jej tenże pierścień, ofiarowany po bitwie pod Grunwaldem jednemu z jego przodków przez wielkiego księcia Witolda Kiejstutowicza, krewnego króla Władysława Jagiełły.
H. uważają pierścień za rodzinny skarb. Cecylia, matka Waldemara, poszukiwała go całe życie, ponieważ to właśnie jej i jej starszemu bratu Zygmuntowi ojciec powierzył przed śmiercią cenną pamiątkę.



6.


Następne pokolenie F. uważało, że przodek ten nie przynosi im wielkiego zaszczytu. Jedynym arystokratycznym rysem charakteru, jaki mogli w nim znaleźć, było przyzwyczajenie do picia madery.
Ciotka E., autorytet w sprawach historii rodu, opisywała go w sposób następujący:
- Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek coś robił, przynajmniej nie za moich czasów. Był… hm… był, widzisz, właścicielem domów… Włosy miał tego samego mniej więcej koloru co stryj S.; dość szeroki w barach. Czy był wysoki? N… nie… nie bardzo wysoki. (Miał pięć stóp i pięć cali, a twarz piegowatą.) Cerę miał świeżą. Pamiętam, że zwykł pić maderę. Ale najlepiej zapytaj o niego ciotkę A. Kim był jego ojciec? Miał… hm… coś do czynienia z rolą w Dorsetshire, nad morzem.
J. wybrał się tam kiedyś osobiście, żeby stwierdzić na miejscu, skąd właściwie pochodzi ich ród. Znalazł dwie stare farmy i drogę, z odciśniętymi w różowawym gruncie koleinami, prowadzącą do młyna nad zatoką, nadto mały, szary kościółek o zewnętrznych przyporach i jeszcze mniejszą, jeszcze bardziej szarą kapliczkę. Rzeczułka, obracająca koło młyńskie, wpadała do zatoki tuzinem spienionych strumyków, a po tym ujściu uganiały się prosiaki. Mgła spowijała cały pejzaż. W tej właśnie dolince, tonąc stopami w błotnistym gruncie i zwracając twarze ku morzu, przodkowie F., zadowoleni ze swego losu, tydzień po tygodniu, w ciągu setek lat, wydeptywali tutejsze drogi.
Czy J. żywił nadzieję w znalezieniu tu dziedzictwa, czy raczej jakich szacownych pamiątek – trudno orzec. Faktem jest, że powrócił do miasta w niezbyt różowym humorze i w zaiste wzruszający sposób usiłował robić dobrą minę do złej gry.



7.


Eliza zawsze była przekonana, że pierwsza żona Tao Chi’ena czuwała nad nią podczas ciąży, dodała jej sił przy porodzie, a potem, niczym dobra wróżka, nachyliła się nad kołyską, bo podarować maleńkiej dar urody. „Będzie się nazywała Lin”, powiedziała wyczerpana matka, gdy wreszcie wzięła córkę w ramiona, ale Tao Chi’en przestraszył się: nie powinniśmy dawać jej imienia kobiety, która zmarła w tak młodym wieku. W końcu oboje przystali na to, że zmienią pisownię imienia, by nie kusić złego. „Wymawiać będzie się tak samo, a tylko to jest ważne” – orzekła Eliza.
Po matce Lynn S. miała w swoich żyłach krew angielską i chilijską, po ojcu odziedziczyła geny szlachetnej chińskiej rasy z północy. Dziadek Tao Chi’ena, ubogi znachor, przekazał swym męskim potomkom wiedzę na temat roślin magicznych zaklęć leczących choroby ciała i umysłu. Tao Chi’en, ostatni z rodu, wzbogacił wiedzę odziedziczoną po ojcu, kształcąc się na zhong yi u pewnego uczonego męża w Kantonie oraz pilnie studiując nie tylko tradycyjną medycynę chińską, ale także wszystko, co wpadło mu w ręce na temat medycyny zachodniej. Zdobył sobie duży prestiż w San Francisco, konsultowali się z nim lekarze amerykańscy, szukali u niego porady pacjenci różnych ras, ale nie pozwalano mu pracować w szpitalach i jego praktyka lekarska ograniczała się do chińskiej dzielnicy.



8.


Dziadek, Antoni Usarowski, był zacnym, szanowanym w miasteczku obywatelem, jednym z paru zaledwie dostępujących zaszczytu trzymania podczas procesji baldachimu nad Przenajświętszym Sakramentem. Miał wspaniałą żonę, moją babcię, równie pobożną jak on – jej głos wyśpiewujący godzinki budził mnie o świcie ze snu. Mieli syna, który w 1914 roku, walcząc w Dolomitach, nabawił się gruźlicy i zmarł wkrótce po wojnie (tej pierwszej, oczywiście), i mieli córkę Aleksandrę, moją matkę.
Matka ukończyła zaledwie dwadzieścia jeden lat, gdy poznała dyrektora tarnobrzeskiego gimnazjum, Juliusza K. Pokochali się, jak sądzę, i pobrali w roku 1917. On, starszy od niej o czternaście lat, był mężczyzną z przeszłością: z dwiema córkami. Czy wdowiec, czy po rozwodzie – tego nie wiem, a w ogóle widzę teraz, że o moim ojcu wiem bardzo niewiele. Właściwie nic. Może dlatego, że umarł, kiedy byłem dzieckiem, i nie zdążyłem zadać mu pytań, jakie zwykle syn zadaje ojcu. Jego rodziny nie znałem, nie utrzymywaliśmy z nią żadnych kontaktów – dla mnie więc ród K. wywodzi się dopiero od ojca, czyli mam raczej niewielkie drzewo genealogiczne. Domyślam się natomiast, że jego pierwsza żona była cudzoziemką, prawdopodobnie wiedenką poznaną na studiach, córki miały bowiem obce imiona: Ingeborga i Melitta. Gdy ojciec ożenił się z moją matką, obie jakoś zniknęły z jego życia, chociaż z jedną z nich, Ingą, utrzymywaliśmy potem bardzo serdeczne kontakty aż do jej śmierci. Zamieszkała w Wiedniu i wyszła za mąż za pastora.



9.


– Muszę ci powiedzieć – wyjaśnił Jacek, gdy usiedli w samochodzie – że obcykałem już kilka źródeł jeszcze zanim się z tobą umówiłem. Wiesz, że nie potrafię znieść bezczynności, a to są rzeczy, które mogłem sam sprawdzić w necie. Zajrzałem więc do biblioteki cyfrowej i pobuszowałem w starych gazetach. Przewertowałem chyba wszystko, co ukazywało się w przedwojennym Gdańsku po niemiecku i po polsku, w poszukiwaniu jakichkolwiek wzmianek o twoim przodku, albo raczej przodkach. Wiele nie znalazłem, ale moja cierpliwość wreszcie została nagrodzona! Mam dwie rzeczy: pierwsza to nawet dość obszerna wzmianka prasowa w „Theaterzeitung des Stadttheaters Danzig”, jeszcze z czasów Wolnego Miasta, dokładniej z końca lat trzydziestych, o balu dobroczynnym na rzecz Stadttheater, gdańskiego teatru, na którym twój prawdopodobnie dziad, popraw mnie, jeśli się mylę…
Ewa przerwała mu poruszona:
– Może być dziad! Sama przecież nie wiem. Serio, znalazłeś go...? Naprawdę istniał?!
– Istniał i w dodatku naprawdę był hrabią. Coś im tam scedował i był na tym balu fetowany wraz ze swą świeżo poślubioną małżonką. Jest nawet zdjęcie, niezbyt wyraźne, ale widać na nim, że oboje byli młodzi, postawni, elegancko odziani, zgodnie ze wszelkimi standardami mody lat trzydziestych, no i raczej przystojni…
– Chcę zobaczyć!
– Oczywiście, nawet zrobiłem ci wydruki, potem ci je dam, mam w plecaku. Ale to nie wszystko! Jeszcze coś ciekawego udało mi się wyszukać, ale już z czasów wojny, z czterdziestego trzeciego roku. W „Danziger Vorposten”, to była taka gadzinówka z oficjalną propagandą hitlerowską. Jest tam co prawda tylko bardzo lapidarna notka o powołaniu hrabiego von Neuheit do chlubnej i zaszczytnej służby wojskowej w obronie Rzeszy. Został przydzielony, oczywiście w stopniu oficerskim, do Luftwaffe i wylądował w ośrodku badawczym torped lotniczych w Gdyni – niemiecka nazwa Torpedowaffenplatz Hexengrund – w ówczesnym Babim Dole, czyli w dzisiejszych Babich Dołach, gdzie do teraz jest czynne lotnisko wojskowe. Może kojarzysz tę starą gdyńską torpedownię? Zachowała się do dziś…



10.


Rodowód mój nie sięga bursztynowych szlaków,
Mój praszczur się nie najadł na ciele Popiela,
I kiedy nie od razu budowano Kraków
Zabrakło także mojej krwi przedstawiciela.

Czy byli pod Grunwaldem - milczą kronikarze,
Jeżeli wzięli Moskwę - to ich tam zjedzono.
Brakuje mi pradziadów w głównym nurcie zdarzeń
Bym mógł ich dać za przykład pro publico bono.

Za to jacyś przodkowie (widzę po swych ustach,
Których krój Epikura psuje wstyd nieszczery)
Musieli czuć się dobrze przy Saskich Augustach
I z Ciołkiem zwiedzać chętnie ogrody Wenery.

A ponoć moim krewnym był żołnierz-poeta
Co za Kościuszki szyj chciał biskupów, magnatów;
Ach czyżbym po nich przejął jakobiński nietakt
I czci brak dla błękitnej krwi i purpuratów?

Nie słychać o mym rodzie w Noc Listopadową
I nie zasilał chyba styczniowych patroli,
Z Syberii żaden z moich z posiwiałą głową
Nie wracał, by napisać księgę swych niedoli.

Za to jakiś zmarznięty francuski gwardzista
Miło ogrzał się w jednym z litewskich powiatów,
A znów Tatar Potockich czarnym okiem błyskał
Do stołecznej działaczki "Proletariatu".

Najświeższe drzewa rodu mojego gałązki
Spłonęły za murami w Getcie i w Powstaniu,
Lub w powojennym gruncie przyjęły się grząskim
I wypuściły pączek - o nim w jednym zdaniu:

Chodziłem do kościoła - oglądać witraże,
W komunistycznej szkole miałem same piątki,
Od dziecka byłem głodny podróży i wrażeń
Nieświadom, że to złego miłe są początki.

Nie mam blizn po kajdankach, napletek posiadam,
Na świat przyszedłem w czepku, nie pod ułańskim czakiem;
Po dekadzie wygnania - polskim jeszcze władam,
Proszę więc o dokument, że jestem Polakiem.



11.


Znaleziony w naszej ruince nieboszczyk rzeczywiście nazywał się Wiesław Turczyn, rzeczywiście mieszkał od urodzenia w Lublinie, tamże pracował, wszyscy go znali, dokumenty miał prawdziwe i nie był szpiegiem obcego mocarstwa. Żył samotnie, rodziców nie posiadał, bo umarli, miał w zamian trzy narzeczone i macochę mieszkającą oddzielnie. Nazwisko Łagiewka istotnie było nazwiskiem panieńskim jego matki.
- A ta matka podobno pochodziła z tych stron – relacjonował Marek z jakąś podejrzaną satysfakcją. – W czasie wojny została stąd wywieziona jako dziecko, jej rodzice zginęli, ale ona się uratowała. Wyszła za mąż za faceta z Lublina i w Lublinie zamieszkali. Jej rodzice podobno byli pochodzenia żydowskiego, ściśle biorąc matka. Ojciec nie. Ojciec był notariuszem w Węgrowie…
- Zaraz – przerwała T. – Ja się gubię. Czyj ojciec?
- Tej matki z domu Łagiewka. Dziadek waszego nieboszczyka. Był notariuszem w tych stronach i możliwe, że miewał interesy z waszymi przodkami. Coś w tym musi być, że pokazują się tu osoby z dawnych czasów, najpierw wnuk M-ki, teraz wnuk Łagiewki…
- I wszystkich trafia szlag! – wyrwała się L. z nietaktowną uciechą. – Pewnie klątwa!
- Nie żadna klątwa, tylko ktoś tu na nich czyha – skorygowała moja mamusia. – Narazili się komuś w tamtych dawnych czasach…
- I tak czyha na nich całe dziewięćdziesiąt lat, co? – powiedziała zgryźliwie T. – Uważasz, że ten morderca to co to jest? Zgrzybiały staruszek?
- Dlaczego? Tamto to byli wnukowie ofiar, to może być wnuk mordercy…
- Znaczy, chcesz powiedzieć, że morderca może być wnukiem dziadka? – poprawiła niepewnie ciocia Jadzia.
- Jakiego dziadka? Naszego?
- Co ty bredzisz. Nasi dziadkowie byli porządnymi ludźmi! – oburzyła się T.
- Uspokójcie się z tymi dziadkami! – zażądałam, bo zaczęło mi się wszystko mylić. – Każdy wnuk ma jakiegoś dziadka! Morderca też jest czyimś wnukiem, ale po tym go nie poznamy…
- A ty go chcesz poznać? – zdziwiła się moja mamusia. – Po co ci takie znajomości?



12.


- [...]Nie słuchał pan, co mówiłem. Na XXX rzeczy mają się inaczej niż na ZIEMI. Nie mamy „rodzin” w tym pojęciu, co wy. Cała koncepcja rodziny byłaby pozbawiona sensu na naszej PLANECIE, a także na większości innych PLANET. Dzieci są wychowywane nie przez swoich biologicznych rodziców, ale przez wszystkich. Krążą wśród nas, ucząc się raz od jednych, raz od drugich.
- Czy można powiedzieć, że jako dziecko nie miał pan własnego domu rodzinnego?
- Właśnie. Teraz trafił pan sedno.
- Innymi słowy, nigdy nie znał pan swoich rodziców.
- Miałem tysiące rodziców.



13.


Mamy tutaj swoje drogi
Swoich serc i stuk i puk
Mamy tutaj swoje progi
Ciężkie oczy mimo snów
Mamy tutaj swoje lasy
Zagajniki ciekawości
Zapatrzenia w jeziora
Długie noce bez miłości

Tutaj mamy swoje dachy
W okna wiecznie zaglądania
Tutaj mamy swoje miejsca
Tak po prostu, bez pytania
Wszystkie końce i początki
Od "dzień dobry" aż "do jutra"
Niespotkania przypadkowe
Łzy jak grochy - nie bądź smutna

Tutaj mamy to co mamy
Ani lepsze, ani gorsze
Złotych myśli ciężkie ramy
Na podwórku stare porsche
Mamy tutaj naszych matek
Ojców naszych slajd rzucony
Drogowskazy od przeszłości
Po przyszłości nowe tomy
Tutaj mamy swoje miejsce
Lepszych dni szalony omam
Tutaj mamy sami siebie
Sami siebie - śpiewam o nas



14.


„Z jednej strony chciałbym, żeby ją kochał, a z drugiej nie cierpię tak myśleć". „Z której strony nie cierpisz, żeby ją kochał?" „Widzisz, miło jest mieć poczucie, że istnieją rzeczy niezastąpione". „Nie rozumiem. Przecież ożenił się z twoją bieżącą babką, więc coś widać ulęgło zastępstwu". „Ale to inna historia". „Po czemu?" „Bo to moja babka". „Augustyna też mogła być twoja babka". „Nie, mogła być babką kogoś innego. Całkiem spokojnie może teraz być czyjąś babką. Kto wie, może miał z nią dzieci". „Nie pomawiaj tak o swoim dziadku". „Przecież wiem, że przedtem miał inne dzieci, więc co za różnica?" „A jeśli ujawnimy twojego brata?" „Wykluczone". „A jak pozyskałeś tą fotografię?" - spytałem, podnosząc ją ku oknu. „Babka dała ją mojej matce dwa lata temu i powiedziała, że właśnie ta rodzina uratowała dziadka przed nazistami". „Po czemu dopiero dwa lata?". „O co ci chodzi?" „Po czemu tak niedawno dała zdjęcie twojej matce?" „A, teraz rozumiem, o co pytasz. Ma swoje powody". „Jakie?" „Nie wiem". „A czy spytałeś jej o to pismo na odwrociu?" „Nie. Nie mogliśmy jej o nic pytać w związku z tą sprawą". „Po czemu?" „Trzymała to zdjęcie pięćdziesiąt lat. Gdyby chciała coś nam o nim powiedzieć, sama by powiedziała". „Teraz rozumiem, co mówisz". „Nie mogłem jej nawet powiedzieć, że jadę na Ukrainę. Jest przekonana, że dalej siedzę w Pradze". „A to po czemu?" „Wyniosła z Ukrainy nie najlepsze wspomnienia. Jej sztetl, Kołki, leży raptem parę kilometrów od Trachimbrodu. Tam też pewnie pojedziemy. Ale cała jej rodzina została zamordowana, wszyscy co do jednego, matka, ojciec, siostry, dziadkowie". „Uratował ją jakiś Ukrainiec?" „Nie, uciekła jeszcze przed wybuchem wojny. Była młoda i zostawiła swoją rodzinę na pastwę losu". Zostawiła swoją rodzinę na pastwę losu. Wpisałem to sobie na mózg. „Zadumiewa mnie, że nikt jej rodziny nie uratował" - powiedziałem. „Nic w tym dziwnego. W tamtych czasach Ukraińcy okropnie traktowali Żydów. Niewiele lepiej niż Niemcy. To był inny świat. Na początku wojny wielu Żydów chciało szukać u nazistów ochrony przed Ukraińcami". „To bezprawda". „Owszem, prawda". „Nie mogę wierzyć w to, co mówisz". „Sprawdź w książkach o historii". „W książkach o historii tak nie pisze". „Ale tak było. Ukraińcy byli znani z tego, że okropnie traktują Żydów. Polacy też. Słuchaj, nie chcę cię obrażać. Ciebie to nie dotyczy. Mówimy o wydarzeniach sprzed jakichś pięćdziesięciu lat". „Myślę, że się mylisz" – obznajmiłem gieroju. „Nie wiem, co powiedzieć". „Powiedz, że się mylisz". „Nie mogę". „Musisz". „Oto są moje mapy" - powiedział, dźwigając z torby nieskolkie bumagi. Wskazał palcem tą, co była mokra od Sammy Davis Junior, Junior. Nadziewałem się, że mokra od jej języka. „To Trachimbrod - powiedział. - Na niektórych mapach nazywa się Sofijówka. To Łuck. A to Kołki. Ta mapa jest stara. Większość tych miejscowości, których szukamy, na nowych mapach nie występuje. O - dodał, prezentując mi bumagę. - Widzisz, dokąd musimy jechać. To wszystko, co mam. Tylko te mapy i fotografia. W sumie niewiele". „Mogę ci obieszczać, że znajdziemy Augustynę"- obieszczałem.



15.


Żona rabina jest bardzo pobożna, choć jej mąż jest rabinem reformowanym. Modli się ona trzy razy dziennie, wciąż myje ręce, odmawia błogosławieństwa nad każdą szklanką kawy, nad słodyczami i owocami. Jest jednocześnie wybitną znawczynią literatury, podobnie jak jej mąż, cytuje poetów, recytuje na pamięć poematy. Pochodzi z Frankfurtu – to córka rabinów od pokoleń, jest naszpikowana wiedzą i mówi jak uczony mężczyzna. Ponieważ jest bezdzietna, nigdy nie mówi o dzieciach, lecz opowiada o swych mądrych, uczonych, błogosławionej pamięci dziadach i pradziadach rabinach. Zna rodowód wszystkich znaczniejszych żydowskich rodzin, nie tylko we Frankfurcie i Berlinie, lecz w całym kraju. Zna pochodzenie wszystkich, wie, kto z kim zawarł małżeństwo i ile kto jest wart. Jej goście są równie szacowni i wysoko urodzeni jak ona. Przeważnie są to starsze kobiety, nie zainteresowane już strojami, czy rozmowami o ciąży i rodzeniu. Rozprawiają dużo o ślubach, posagach, prezentach, wysokim pochodzeniu. Pani rabinowa dominuje nad wszystkimi. Nie mówi, lecz wygłasza kazania, często przytaczając, co powiedział jej ojciec lub dziadek.
- Mój błogosławionej pamięci dziadek, znakomity rabin we Frankfurcie, powiedział kiedyś w genialnym kazaniu w pokutną sobotę… - opowiada z wielką dumą.
Lea K. nie ma nic do opowiedzenia o swych dziadach, żydowskich arendarzach w polskich wsiach. Aby coś mówić, próbuje przytoczyć jakąś mądrość swego jedynaka, w tej dziedzinie jednak nic nie ma do powiedzenia pani rabinowa, która woli podzielić się wspomnieniem o mądrości któregoś ze swych przodków. Lea K. oddycha z ulgą, gdy wychodzi od pani rabinowej.
- Dawidzie – prosi męża, który ją prowadzi pod ramię do domu – nie zabieraj mnie więcej na wizyty.
Dawid K. niecierpliwi się.
- Na litość boską, rozmawiaj po niemiecku.



16.


Pani B. uczuła w twarzy ciągnienie mięśni. Ziewnęła i ze słabnącym zajęciem brnęła przez szczegółowe dane, dotyczące potomstwa owego Stanisława. Po kilkunastu stronicach natrafiła na swój bezpośredni rodowód. - "Wnuk tedy Kacpra, Jan Chryzostom, dziedzic majątku Lorenki, liczy się naszym dziadem. Z żoną swoją Pułaską zrodził czterech synów: Jakuba, Wojciecha, Macieja oraz Adama, naszego ojca, ożenionego z Jadwigą Jaraczewską, dziedziczką folwarków Iwanowice i Barłogi, naszą matką".
Tu zaczynała się genealogia rodziny Jaraczewskich. Pani B. z niepokojem widziała, że w zeszycie zostało już tylko parę stron. Przerzuciła je i przeczytała ostatnie słowa - pamiętnik J. urywał się nieodwołalnie na wyliczeniu jej własnych dzieci.
- Abraham spłodził Izaaka, Izaak spłodził Jakuba – pomyślała rozczarowana. - Ale na co to komu? I gdzie jest pamiętnik jego życia, jego petersburskiego życia? Co mi po wiadomości, jak się nazywał nasz herb?
Pani B. nie przywiązywała żadnej wagi do swego pochodzenia, choć może nie lubiłaby, żeby mu kto zaprzeczał. Kiedyś gniewało ją, gdy Hipolit N. chwalił się przed nimi swoim rodem, jak irytuje nas, gdy ktoś chwali się tym, co i my posiadamy nic sobie z tego nie robiąc. Ale od tego czasu nie mówiło się w ogóle o tych rzeczach; życie budowało się na czym innym - skąd J. przyszło do głowy grzebać się w tych niepotrzebnych głupstwach?
Drzwi pokoju L. otwarły się nagle, odlepiając się z klaskiem od niedawnego pomalowania framug. Weszła Oktawia.
- Czytam tu - rzekła pani B. nieco spłoszona – pamiętnik J. Ale to tylko nasza genealogia. Nie wiesz, czy nie ma czasem dalszego ciągu?



17.


Ale co mnie niepokoi najbardziej i na co nie znam lekarstwa, to, że mówiąc między nami, znalazłszy już króla i infantkę, jakim sposobem przekonać ich, że pochodzę z krwi królewskiej, lub że jestem przynajmniej pobocznym potomkiem jakiegoś cesarza, bo rzecz pewna, że król w żaden sposób nie odda mi swej córki bez tego, chociażbym nawet wykonał najsławniejsze czyny i obawiam się bardzo, że dla tak małej rzeczy mogę utracić wszystko, co dzielnością mego ramienia nabyłem. Wprawdzie jestem rzeczywiście szlachcicem i ród mój znany od dawna jako starożytny, a kto wie, może też mędrzec jaki, opisując moją historię, znajdzie w genealogii jakiś dowód, że jestem praprawnuczkiem jakiegoś króla, bo trzeba ci wiedzieć, S., że jest dwa rodzaje ras na świecie. Pierwsza wywodzi swoje pochodzenie od królów i książąt, lecz powoli, z czasem, wypadki odbierają im wielkość i władzę. Drudzy znów, pochodząc z małej familii, ciągle się wznoszą i zostają wreszcie wielkimi panami. I taka jest tylko między nimi różnica, że jedni byli tym, czym nie są, a drudzy są tym, czym nie byli.



18.


Był, jak mniemano, synem Józefa, syna Helego, syna Mattata, syna Lewiego, syna Melchiego, syna Jannaja, syna Józefa, syna Matatiasza, syna Amosa, syna Nahuma, syna Chesliego, syna Naggaja, syna Maata, syna Matatiasza, syna Semei, syna Josecha, syna Jody, syna Jana, syna Resy, syna Zorobabela, syna Salatiela, syna Neriego, syna Melchiego, syna Addiego, syna Kosama, syna Elmadana, syna Hera, syna Jezusa, syna Eliezera, syna Jorima, syna Mattata, syna Lewiego, syna Symeona, syna Judy, syna Józefa, syna Jony, syna Eliakima, syna Meleasza, syna Menny, syna Mattata, syna Natana, syna Dawida, syna Jessego, syna Jobeda, syna Booza, syna Sali, syna Naassona, syna Aminadaba, syna Admina, syna Arniego, syna Esroma, syna Faresa, syna Judy, syna Jakuba, syna Izaaka, syna Abrahama, syna Tarego, syna Nachora, syna Serucha, syna Ragaua, syna Faleka, syna Ebera, syna Sali, syna Kainama, syna Arfaksada, syna Sema, syna Noego, syna Lamecha, syna Matusali, syna Enocha, syna Jareta, syna Maleleela, syna Kainama, syna Enosa, syna Seta, syna Adama, syna Bożego.



19.


Pan Tomasz nałożył na oczy powiększające okulary i począł przyglądać się nadchodzącym kobietom. Dwie z nich były grube i przysadziste, ale za to miały piękne i regularne rysy twarzy. Trzecia była mniej ładna, ale za to smukła i zgrabna.
- To są dwie małe Pocieszanki – rzekł Krzysztof – i Kinga Czartorowska – dodał radośnie.
- Ot i potwierdza się moja teoria – rzekł pan Tomasz. – Kobiety pochodzące z najstarszych polskich rodów, jak te dwie małe księżniczki, miewają zwykle piękne twarze, ale za to resztę do… chrzanu. Niech pan tylko spojrzy na te biodra i krokodyle nóżki… Pochodzi to pewnie stąd, że ich prababki pokazywały się tłumom tylko do pasa, jeżdżąc po ulicach w powozach, albo ukazując się w lożach do połowy. Cały wysiłek ich błękitnej krwi koncentrował się na twarzach i na dekolcie. Ta trzecia zaś – dodał, wskazując na Kingę Czartorowską – to już jest młodsza rasa… i dlatego jest smukła i zgrabna.



20.


Drzewo genealogiczne jest celem naszych poszukiwań! Piękny dąb lub strzelista lipa z wieloma gałęziami, głęboko zakorzenionymi w przeszłości. Drzewo genealogiczne – poprawnie nazywane tablicą descendentów – jest zestawieniem osób pochodzących od jednej osoby. Pełna tablica descendentów to zapis wszystkich potomków danej osoby. W tradycyjnej, czyli patriarchalnej, genealogii jest z reguły zapisem potomków mężczyzny, protoplasty, lub jednej pary małżeńskiej. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie zestawieniu drzewa genealogicznego pochodzącego od antenatki. Nazwa „drzewo genealogiczne” pochodzi od biblijnego drzewa Jessego, które podaje genealogię Jezusa od Abrahama (Izajasz 11,1).


===========


Dodane 13 grudnia 2016:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:

Rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 7579
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 40
Użytkownik: asia_ 01.12.2016 20:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
W grudniu poszukujemy swoich korzeni :)

Zapraszamy!

Spośród uczestników tego konkursu wylosowany zostanie zdobywca książki Słowik Kristin Hannah. Zasady losowania: tutaj.
Użytkownik: joanna.syrenka 01.12.2016 21:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Serdecznie zapraszam do konkursu! Póki co jeden dociekliwy genealog (i to prawdziwy!) stanął w szranki konkursowe. Czekam na Wasze odpowiedzi. :-)
Użytkownik: Pani_Wu 02.12.2016 11:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Och! Odpuściłam sobie konkursy, ale TAKI temat spowodował, że zerknęłam na fragmenty (interesuję się genealogią mojej rodziny). Jak zerknęłam to się okazało, że czytałam dusiołka nr 1, fragment nie jest mi obcy, tylko muszę sprawdzić, które to, z dwóch podejrzanych, względnie typowanych przeze mnie źródeł jest tym poprawnym.
Idę czytać pozostałe fragmenty.
Użytkownik: joanna.syrenka 02.12.2016 15:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Och! Odpuściłam sobie kon... | Pani_Wu
Zauważyłam, że ostatnio naprawdę sporo osób interesuje się genealogią. Stąd temat :-)
Użytkownik: joanna.syrenka 02.12.2016 17:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Biuletyn genealogiczny:
- 6 osób postanowiło spenetrować literackie rodowody;
- 12 przodków zostało zidentyfikowanych;
- wszyscy odgadli prababkę z fragmentu nr 5, ale i protoplaści z 4 i 11 są popularni;
- wszystkie trzy wiersze to piosenki, ale wykonuje przeważnie autor, lub jego rodzina :)

Zapraszam pozostałych do zabawy!

Użytkownik: Akrim 03.12.2016 12:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Nie umiem sobie poradzić z namierzeniem 15. Ktoś coś szepnie? Bardzo proszę. :)
Użytkownik: joanna.syrenka 03.12.2016 19:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie umiem sobie poradzić ... | Akrim
Cóż. Korzenie autora odgadnąć nietrudno :) Podpowiem też, że może być też przedmiotem pewnej popularnej dość akcji czytelniczej.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 03.12.2016 20:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie umiem sobie poradzić ... | Akrim
Opisane środowisko rodzic znał bardzo dobrze. Najbardziej znany jego utwór ma w tytule miejscowość, w której nigdy nie mieszkał.
Użytkownik: joanna.syrenka 03.12.2016 22:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Opisane środowisko rodzic... | dot59Opiekun BiblioNETki
Hmm, przez moją nieuwagę pomyliłam autorów. Tutaj rodzicem jest brat tego, o którym cały czas piszemy. Bardzo przepraszam!
Użytkownik: joanna.syrenka 04.12.2016 16:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Biuletyn genealogiczny_2:
- w zabawie bierze udział już 10 genealogów!
- w ramach podpowiedzi uprzedzam, że nie wszystko mam w swoich ocenach (właściwie to niewiele...)
- tylko jeden przodek pozostał niezidentyfikowany - nikt jak dotąd nie odgadł dziadka z fragmentu nr 9. Rodzic/rodzicielka jest wysoce umiłowany/-na we wspomnianym mieście. Literacko szukałabym koneksji raczej z fragmentem nr 1.

Wciąż czekam na maile od Was!
:)
Użytkownik: joanna.syrenka 08.12.2016 16:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Wciąż czekam na Wasze maile!

- 12 osób poszukuje już przodków.
- Wasz zapał do genealogii nieco opadł, ale liczę, że znajdzie się ktoś z kompletem punktów (niektórym mało brakuje)
- nadal nikt nie odgadł 9. Kto dostąpi tego zaszczytu? :)

Użytkownik: joanna.syrenka 08.12.2016 21:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Uwaga! Padł ostatni dusioł! Przodek 9 został rozpoznany!
Użytkownik: joanna.syrenka 10.12.2016 13:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Kochani, kochani!
Na maile czekam jeszcze dwa dni - do końca poniedziałku! :-)
Użytkownik: ktrya 11.12.2016 21:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Kochani, kochani! Na mai... | joanna.syrenka
Asiu, wysłałam mejla, ale możliwe, że wpadł do SPAM-u. :)
Użytkownik: Akrim 10.12.2016 17:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Wygląda na to, że tylko ja nie umiem rozgryźć dusiołków. Muszę znów prosić o pomoc. Chodzi mi tym razem o 7 i 9. :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 10.12.2016 18:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Wygląda na to, że tylko j... | Akrim
Nie tylko Ty, absolutnie - ja połowy nie mam, w tym również tych, których Tobie brakuje.
Użytkownik: Pani_Wu 11.12.2016 23:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Wygląda na to, że tylko j... | Akrim
Mam 9! Po przodku szlachetnej krwi go wytropicie :) Po mieczu, po mieczu!
Użytkownik: Akrim 12.12.2016 08:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam 9! Po przodku szlache... | Pani_Wu
Nadal nie mam pojęcia, kto zacz. :(
A o 7 napiszesz słówko? :)
Użytkownik: Pani_Wu 11.12.2016 22:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Podrzuci ktoś trop do 12? To gatunek, którego nie znam :(
Męczy mnie też 9 i 14. Resztą mogę się odwdzięczyć :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 11.12.2016 22:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Podrzuci ktoś trop do 12?... | Pani_Wu
Z tych nie mam żadnego :-(.
Użytkownik: Pani_Wu 11.12.2016 22:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Z tych nie mam żadnego :-... | dot59Opiekun BiblioNETki
Jestem na tropie nr 14. Być może to bardzo bieżąca lektura.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 12.12.2016 07:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem na tropie nr 14. B... | Pani_Wu
Mam nieodparte wrażenie, że ona już kiedyś w jakimś konkursie była. I już wtedy pomyślałam, że styl i język odrzuca mnie na tyle, że na pewno tego nie przeczytam :-(.
Użytkownik: Akrim 12.12.2016 07:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem na tropie nr 14. B... | Pani_Wu
Ja na 14 trafiłam tylko dzięki ekranizacji. Gdy przeczytałam imię poszukiwanej Augustyny i imię psa, wiedziałam, że to musi być to. Język jest taki, bo młody Ukrainiec niewprawnie posługuje się angielskim, rozmawiając z chłopakiem, który ze Stanów przyjechał na Ukrainę szukać swoich korzeni.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 12.12.2016 08:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja na 14 trafiłam tylko d... | Akrim
A, to mnie to nic nie powie, bo oglądać na pewno nie oglądałam.
Użytkownik: Akrim 12.12.2016 09:33 napisał(a):
Odpowiedź na: A, to mnie to nic nie pow... | dot59Opiekun BiblioNETki
Autor pochodzi z rodziny polskich Żydów. Najbardziej znane jego książki to debiut - nasz dusiołek i powieść, której fabuła opiera się na tragicznym wydarzeniu z 11.09.2001.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 12.12.2016 09:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Autor pochodzi z rodziny ... | Akrim
Dzięki, to już jest poważny trop!
Użytkownik: ktrya 12.12.2016 16:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja na 14 trafiłam tylko d... | Akrim
Dzięki za podpowiedź, ostatnio widziałam ten film. :)
Użytkownik: Akrim 12.12.2016 16:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki za podpowiedź, ost... | ktrya
Bardzo dręczy mnie 7 (o 9 nie wspominając...). Masz może? :)
Użytkownik: ktrya 12.12.2016 16:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo dręczy mnie 7 (o 9... | Akrim
9 nie mam, a 7 niepotwierdzona, ale rodzicielki jestem niemal pewna, jest bardzo płodną i popularną u nas reprezentantką zza oceanu, ale z tej południowej części. Nie wiem dokładnie, które to jest dziecko, bo wiele wskazuje na to, że to jedno z trojaczków.
Użytkownik: Akrim 12.12.2016 20:01 napisał(a):
Odpowiedź na: 9 nie mam, a 7 niepotwier... | ktrya
Dziękuję! :) A tak krążyłam wokół niej, ale sama nie wiem, czemu nie brałam jej zbytnio pod uwagę.
Postawiłam na pierworodną...
Użytkownik: joanna.syrenka 12.12.2016 20:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję! :) A tak krążył... | Akrim
Nie pierworodna.
Użytkownik: ktrya 12.12.2016 23:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję! :) A tak krążył... | Akrim
Nie ty jedna ;-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 12.12.2016 20:55 napisał(a):
Odpowiedź na: 9 nie mam, a 7 niepotwier... | ktrya
Ach, a ja przeoczyłam taki wyraźny ślad genetyczny! Dzięki za namiar!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 12.12.2016 20:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo dręczy mnie 7 (o 9... | Akrim
9 mam już. W miejscu, gdzie rozgrywa się akcja, tytułowy rekwizyt jest co najmniej tak charakterystyczny i powszechny, jak w mojej okolicy kierpce i oscypki, co nie znaczy, że tak łatwo osiągalny :-).
Użytkownik: Anna125 12.12.2016 00:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Podrzuci ktoś trop do 12?... | Pani_Wu
12 jest silnie związana z pokojem ale nie tym przestrzennym lecz metaforycznym. No, niezupełnie jest to metafora, bardziej abstrakcja, chociaż realna i ważna dla każdego człowieka na Ziemi.
Użytkownik: Pani_Wu 12.12.2016 00:04 napisał(a):
Odpowiedź na: 12 jest silnie związana z... | Anna125
Hm... idę tropić. Dzięki :)
Użytkownik: Anna125 12.12.2016 00:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Hm... idę tropić. Dzięki ... | Pani_Wu
Pomyśl, nie trop, łatwe :). Znasz, a może i widziałaś.
Użytkownik: Pani_Wu 12.12.2016 00:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Pomyśl, nie trop, łatwe :... | Anna125
W złą stronę myślę. Te wielkie litery.... Kosmiczna zagwozdka!
Użytkownik: Pani_Wu 12.12.2016 01:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Pomyśl, nie trop, łatwe :... | Anna125
No przecież! :D
Wszystko się zgadza, tylko trzeba pomyśleć w inną stronę :)
Użytkownik: joanna.syrenka 12.12.2016 20:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Kochani, idzie Wam świetnie, coraz lepiej!
Czekam na maile w ostatni dzień, konkurs trwa do północy, ale umówmy się, że i po nie będę skrupulatnie sprawdzać godziny ;-)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: