Morderstwo w samolocie
Rok 1935. Na pokładzie samolotu liniowego "Prometeusz" umiera jedna z pasażerek, słynna paryska lichwiarka działająca pod pseudonimem Madame Giselle. Z pozoru – na zawał serca. Szybko jednak okazuje się, że podczas lotu popełniono wyrafinowane morderstwo. Najprawdopodobniej sprawca przy użyciu dmuchawki wbił w szyję ofiary zatruty kolec. Jednak jak to możliwe, że nikt nie zauważył tego manewru? Herkules Poirot – również jeden z pasażerów – ma twardy orzech do zgryzienia. Każdy z obecnych w tej części samolotu jest podejrzany. Tylko gdzie tu motyw? I – przede wszystkim – możliwość? Sprawa wydaje się aż nazbyt poplątana.
Intryga – jak zazwyczaj u Christie – jest skomplikowana, z mnóstwem elementów oraz mylnych tropów. I – jak zawsze – wystarczy odrzucić pewne mylne założenia, aby okazało się, że rozwiązanie jest proste. Nie jest jednak łatwo – też jak zawsze – oddzielić fakty od przypuszczeń. Miłośnicy zaskakujących rozwiązań będą usatysfakcjonowani.
A jednak "Śmierć w chmurach" trochę rozczarowuje. Tło społeczne jak zwykle ciekawe, ale niektóre postaci zostały wprowadzone na siłę i ich portrety są niepogłębione. Oczywiście nie brakuje też ciekawych bohaterów. Jane Grey, atrakcyjna fryzjerka pozbawiona perspektyw, Norman Gale, dla którego zabójstwo oznacza koniec praktyki dentystycznej (pacjenci boją się przychodzić do kogoś, kto mógł być sprawcą zbrodni). Tych dwoje pomoże Poirotowi w śledztwie. Daniel Clancy, pisarz, swoista karykatura samej Agathy Christie (zajada się bananami tak, jak ona zajadała się jabłkami). Sama ofiara również jest bardzo ciekawą postacią. Koleje losu sprawiły, że z pięknej dziewczyny stała się zimną kobietą interesu. Z jednej strony pomagała ludziom (przeznaczała spore sumy na cele charytatywne, wspierała potrzebujących), z drugiej – mogła się uciec do szantażowania tych, którzy pożyczali od niej pieniądze (jej credo brzmiało: "Wiedza to bezpieczeństwo (…). Wiedza to siła"[1]), ale grała fair. Sam Poirot przyznaje, że
"Najbardziej interesującą rzeczą w tej sprawie jest osobowość zmarłej kobiety. Kobiety bez przyjaciół, bez rodziny, bez – jak to się mówi – życia osobistego. Kobiety, która była kiedyś młoda, kochała i cierpiała, a potem nagle silną ręką zatrzasnęła okiennice i… wszystko się skończyło; nie ma fotografii, nie ma pamiątek ani żadnych świecidełek. Marie Morisot stała się Madame Giselle – lichwiarką"[2].
Jednak największą wadą "Śmierci w chmurach" – o której nie sposób nie wspomnieć – jest jej początek, tak inny od tych, do jakich przyzwyczaiła nas Christie. Brakuje tu napięcia, wyrazistego zarysowania dramatis personae, od razu pojawia się trup. Aż się prosi, aby zacytować samą autorkę, jej przepis na dobry kryminał:
"Lubię dobre kryminały (…). Ale wiecie, zawsze zaczynają się nie w tym miejscu, co trzeba! Zaczynają się od morderstwa, a morderstwo to rezultat. Jego historia zaczyna się wcześniej, czasami wiele lat wcześniej. Tam tkwią korzenie tych wszystkich związków przyczynowo-skutkowych, które doprowadzają określonych ludzi w określone miejsca o określonej porze określonego dnia"[3].
Pisarka tym razem odeszła od tej zasady – a szkoda.
Mimo tego mankamentu "Śmierć w chmurach" nadal pozostaje przyzwoitym kryminałem. I może to jest najważniejsze – nawet jeśli Christie mierzyła wyżej i zazwyczaj oferowała czytelnikom więcej niż "tylko" przyzwoite kryminały.
---
[1] Agatha Christie, "Śmierć w chmurach", przeł. Jan S. Zaus, Irena Ciechanowska-Sudymont, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2000, s. 101.
[2] Tamże, s. 204.
[3] Agatha Christie, "Godzina zero", przeł. Michał Madaliński, wyd. Prószyński i S-ka, 1999, s. 9-10.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.