Dziś o godzinie 13:00 poznaliśmy laureata literackiej Nagrody Nobla 2016 – jest nim Bob Dylan. Gremium przyznało wyróżnienie temu artyście za wyrażanie kreatywnej, nowej poetyki w wielkiej tradycji piosenki amerykańskiej.
Dylan, urodzony 24 maja 1941 roku w Duhulu, jest jedną z najważniejszych postaci muzyki popularnej XX wieku. Jego oryginalny styl to połączenie wielu gatunków muzyki: od tradycyjnego folku i country bluesa poprzez country do muzyki gospel, rock’n’rolla czy angielskiej, szkockiej, irlandzkiej muzyki folkowej. Włączał w swój repertuar także jazz i swing. Młodzieńcze utwory Dylana to głównie komentarze społeczne, polityczne, filozoficzne, odwołujące się do literatury, które nie mieściły się w konwencjach muzyki pop. Jest autorem takich piosenek, jak Blowin’ in the Wing czy Like a Rolling Stone, dziś uznawanych za hymny pokoleniowe.
Jego twórczość nagrodzono do tej pory Grammy, Oscarem i Nagrodą Pulitzera. W roku 2009 otrzymał Narodowy Medal Sztuki, a w 2012 – Prezydencki Medal Wolności. Wielokrotnie również był wymieniany jako kandydat do literackiej Nagrody Nobla.
Moje kroniki (Wydawnictwo Czarne)
Kiedy na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych zaczynał swoją przygodę, amerykańska scena muzyczna była dosyć monotonna. Popularne stacje radiowe nadawały piosenki łatwe i przyjemne. Słuchacze dopiero czekali na rewolucję, nową energię i nowe życie. Dylan nie chciał być rewolucjonistą, ale i nie wpisywał się w promowany przez radio nurt muzyki popularnej. Robił swoje, nie przejmując się, że – jak mu się zdawało – nie ma szans na komercyjny sukces. Muzykę folkową uważano wtedy za coś gorszego: trochę prostacka, trochę wstydliwa. Ale Dylan chciał ją grać – i żeby grać, porzucił dom, rodzinę i wyruszył do Nowego Jorku – miasta legendy i mekki artystów.
Kroniki to zapis pierwszych muzycznych doświadczeń i niezwykłych spotkań, które zapoczątkowały karierę jednego z najważniejszych artystów XX wieku.
Fotosynteza byłaby niemożliwa bez chlorofilu. Bez fotosyntezy nie mielibyśmy tlenu. Bez chlorofilu pod nazwą „Bob Dylan” nie do pomyślenia jest muzyka, która śpiewa O CZYMŚ – tlen dla ludzi wrażliwych. A najbardziej niezwykłe, że jego pojawienia się nie wymusiła żadna logika dziejowa. Niewytłumaczalnie zstąpił z zadupia w Minnesocie, czasy się zmieniły i już kto inny stał na wieży strażniczej. Wielu z nas do dziś słucha jego starego, mądrego głosu. Ale można go także poczytać. Z Kronik dowiadujemy się, skąd naprawdę do nas przyszedł.
Filip Łobodziński
Słucham go od tamtej pory, od 1976 roku. Żaden inny muzyk nie towarzyszy mi tak długo. Kupuję płyty w sklepie. Jestem staroświecki. Wyobrażam sobie, że pomagam mu utrzymywać byłe żony, kobiety, dzieci, wnuki, posiadłości, że dzięki mnie ma spokojniejszą starość. Zgrywam płyty do odtwarzacza w samochodzie i słucham podczas długich, samotnych tras. Słucham, jak jego głos matowieje, traci dźwięczność, lecz nie traci siły.
Andrzej Stasiuk, fragment Posłowia