Dodany: 31.03.2016 18:58|Autor: TOMPAP

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Ulica Nadbrzeżna
Steinbeck John

3 osoby polecają ten tekst.

Być człowiekiem


Zdaniem niektórych, pisarz pisze wyłącznie o własnych przeżyciach i nawet jeśli w twórczości sili się na obiektywizm, zawsze odbija w niej wyłącznie swoje życie wewnętrzne. Jak z każdym poglądem, także i z tym – typowym dla naszej lubującej się w sentymentalizmie epoki – można polemizować. Nie ulega jednak wątpliwości, że są autorzy, którzy rzeczywiście własne doświadczenia życiowe czynią punktem wyjścia dla rozważań szerszych, bardziej uniwersalnych. Nie można zanegować tej prostej prawdy choćby w przypadku Sandora Máraiego, którego twórczość, w szczególności zaś opus magnum, „Dzieło Garrenów”, przepełniona jest nostalgią za utraconą bezpowrotnie młodością. To łączy go ze Steinbeckiem. Obaj piszą z głębi siebie, obaj jednak wychodzą poza sferę osobistą, dzięki czemu tworzona przez nich literatura nabiera charakteru uniwersalnego. Tam jednak, gdzie Márai zatacza szerokie kręgi, omiatając spojrzeniem całokształt przemian cywilizacyjnych, Steinbeck pozostaje skupiony na mikrokosmosie. Interesują go losy jednostek, a sprzęgając je ze sobą, stara się mówić o uniwersalnych prawidłach rządzących naszym życiem. Wspominam o tym wszystkim, ponieważ w „Ulicy Nadbrzeżnej” widać to szczególnie wyraźnie. Pisarz powraca tutaj do wspomnień z dzieciństwa, gdy sam mieszkał w Monterey, gdzie rozgrywa się akcja powieści. Jako znakomity obserwator, potrafił niemalże idealnie ująć literacko wszystko to, czego doświadczył. Przedstawia czytelnikowi dość hermetyczną grupę mieszkańców, których trudno nawet nazwać obywatelami Monterey, ponieważ żyją na jego uboczu, zgromadzeni wokół niewielkiego, zagraconego placyku tuż nad brzegiem Oceanu Spokojnego, gdzie swoje miejsce znalazły przetwórnie rybne. Wielkomiejskie życie zagląda tam rzadko i prawie zawsze pod postacią klientów domu publicznego, którzy potajemnie przybywają z centrum, aby pozwolić zarobić kobietom pracującym w najstarszym zawodzie świata. Podążając za bohaterami, czytelnik równie rzadko bywa w centrum Monterey, dokąd Steinbeck zabiera go jedynie po to, żeby ukazać zachwyt ludzi tanim chwytem reklamowym jednego z domów towarowych. Placyk tuż nad brzegiem morza to powieściowa axis mundi. Jest sceną, na której swoje role odgrywa plejada niepoślednich postaci. Dobroduszna właścicielka wspomnianego domu publicznego, która łączy biznes z działalnością charytatywną, poczciwy właściciel sklepu z towarami wszelakimi, od jedzenia po artykuły żelazne, wreszcie dwóch najważniejszych w tej powieści bohaterów, doktor medycyny zarabiający sprzedażą wypreparowanych zwierząt dla uczelni medycznych oraz grupa niebieskich ptaków o w gruncie rzeczy gołębim sercu, zamieszkujących niewielki magazyn odstąpiony im przez właściciela sklepu. Do tego jeszcze małżeństwo, które znalazło lokum w starym, porzuconym na środku placu piecu parowym, niespełniony malarz i lekko niedorozwinięty chłopiec. Nie są to postaci jednoznaczne. W każdej czytelnik dostrzec może pewne braki oraz ciągłą walkę przeciwieństw, które ścierają się ze sobą. Odnosi się wrażenie, że wszystkim tym ludziom brakuje czegoś do pełni człowieczeństwa. Szczególnie wyraźnie widać to na przykładzie malarza, który nie potrafi ukończyć żadnego obrazu, ponieważ podążając za zmieniającymi się jak w kalejdoskopie modami w sztuce, docierającymi do niego z Europy, wciąż zmienia swoją technikę malarską. Podobny swoisty „brak domknięcia człowieczeństwa” dostrzec można również u innych bohaterów – doktora, który pustkę wewnętrzną ukrywa pod płaszczem altruizmu, właścicielki domu publicznego, która wspomaga innych swoimi brudnymi pieniędzmi, a najbardziej chyba u Macka oraz jego przyjaciół, którzy są jakby odbiciem doktora w negatywie. Ich stosunek do własności prywatnej pozostaje co najmniej dyskusyjny, większość czasu wolnego spędzają na piciu, nie stronią też od bójek, lecz wewnątrz są, jeśli oceniać po motywacji, ludźmi ze wszech miar dobrymi. Wszyscy oni, borykający się ze swoimi problemami, tworzą zamknięty wszechświat wewnątrz wszechświata, zupełnie obojętny na otaczającą go rzeczywistość. Piękne i bardzo ludzkie jest w nich to, że nie wyrażają zgody na zło, które dzieje się wokół nich, mimo że czasem sami to zło wyrządzają. Cechuje ich ciągłe dążenie do dobra, które jednak wciąż wymyka im się z rąk, pozostając poza ich zasięgiem, bliskie, a jednak niedostępne. Ten tragizm człowieczeństwa rozpiętego pomiędzy tym, co złe a tym, co dobre, pomiędzy tym, co piękne a tym, co brzydkie, symbolizuje główne wydarzenie, na którym opiera się fabuła powieści. Na tym poziomie „Ulica Nadbrzeżna” może być odczytywana jako traktat o człowieczeństwie. Jego istotą jest ciągłe poczucie pustki przy jednoczesnej nieodpartej potrzebie jej wypełnienia dobrem. Ten cel nie może być nigdy zrealizowany, ale być człowiekiem znaczy ciągle do niego dążyć. Na tym polega tragizm naszej egzystencji, ale też istota naszego człowieczeństwa. Dlatego mimo przepełniającego tę powieść pesymizmu, jej wydźwięk uznać można za optymistyczny. Bohaterowie Stenibecka nie poddają się bowiem złu, próżno doszukiwać się w nich nihilizmu, tak powszechnego we współczesnej literaturze, a także w codziennych ludzkich postawach. Sądzone im jest wciąż potykać się i upadać, jednak wewnętrzna siła pozwala po każdym takim upadku podnieść się i iść dalej. Być może to właśnie, ten swoisty heroizm ducha, przykryty grubą warstwą egoizmu oraz uczuć często płytkich i negatywnych, stała cecha bohaterów amerykańskiego laureata Nobla, zwrócił na niego uwagę Roberta Brasillacha, który, co wiemy dzięki wydanej u nas jego biografii, cenił sobie twórczość rozpoczynającego wówczas literacką karierę Stenibecka. Wspominam o tym, ponieważ Brasillach był zaciekłym wrogiem wszystkiego, co niskie; mierziła go literatura zafascynowana podłością naszej kondycji. U Steinbecka tej fascynacji brak, a jego zrozumienie dla naszych słabości bierze się z wiary w człowieka.

Niestety, literacko amerykański pisarz pozostaje bardzo nierówny. Wciąż balansuje na granicy kiczu i wielkiej literatury, godnej chociażby Williama Jamesa. Narracja skupiona na działaniach protagonistów powieści, doskonale opisująca motywy psychologiczne kierujące ich działaniem, a jednocześnie przywodząca na myśl najlepszą szkołę realizmu z czasów wielkich powieści XIX w., często przerywana jest rozdziałami pełnymi taniego sentymentalizmu. Ten zabieg, formalnie jak najbardziej uzasadniony, literacko pozostawia wiele do życzenia. Jest to problem całej jego twórczości, co zapewne stanowiło powód, dla którego wielu krytyków niechętnie widziało go jako laureata literackiego Nobla. Mogę ich zrozumieć, jednak przyznać trzeba, że granicy pomiędzy literaturą wielką a tą w złym guście Steinbeck nie przekracza, wciąż pozostając jednym z największych pisarzy naszego stulecia, z którego garściami czerpią choćby tacy twórcy, jak Cormac McCarthy.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1319
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: